Autor: Martyn Lloyd-Jones
(1) Definicja ogólna.
Co rozumiemy przez nawrócenie? To pierwsze działanie nowej natury, zawierające się w odejściu od starego sposobu życia i rozpoczęciu życia nowego. Jest to pierwszy ruch odrodzonej duszy, przemieszczenie się od czegoś do czegoś. Sam termin sugeruje, że nawrócenie oznacza odwrócenie się od jednej rzeczy do drugiej. Nie jest on używany bardzo często w Piśmie, ale prawda, którą to słowo ze sobą niesie i która reprezentuje pojawia się stale.
Możecie sprawdzić, że w Piśmie Świętym ów termin używany jest czasami również ogólnie dla opisania jakiegoś zwrotu. Dla przykładu, używany jest czasami w odniesieniu do wierzącego. Pewnego razu nasz Pan napomniał Piotra i rzekł, „A ty, gdy się kiedyś nawrócisz, utwierdzaj braci swoich” (Łuk. 22, 32). Rozumiał On przez to rzecz następującą: Kiedy przyjdziesz znowu, kiedy zawrócisz. Słowo to nie odnosi się do pierwotnego wejścia Piotra na ścieżkę chrześcijańskiego życia, bo on już wszedł; ale zamierzał się cofnąć, chciał odejść, a potem powrócić. To również opisane zostało jako nawrócenie, ale kiedy rozważamy doktryny biblijne dobrze jest ograniczyć słowo „nawrócenie” do znaczenia zwykle mu przypisywanego, zwłaszcza w rozważaniach teologicznych, czyli: jest to pierwszy krok w świadomej historii duszy, w jej stosunku do Boga, jest to pierwsze doświadczenie, pierwsze uwidocznienie się nowego życia przyjętego dzięki odrodzeniu.
(2) Konieczność nawrócenia.
Oczywiście, jest to coś niezbędnego, mamy wiele fragmentów to stwierdzających. Widać to szczególnie w Ewangelii wg św. Mateusza 18, 3: „Zaprawdę powiadam wam,” rzecze nasz Pan, „jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios.” „Ale człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego” (1 Kor. 2, 14), oraz, „zamysł ciała jest wrogi Bogu” (Rzym. 8, 7). Człowiek, zanim stanie się chrześcijaninem musi z tego wyjść; musi zawrócić z tego miejsca do odwrotnego. Nawrócenie więc jest konieczne. Nikt nie rodzi się chrześcijaninem. Wszyscy jesteśmy zrodzeni „w przewinieniu” (Ps. 51, 7); wszyscy jesteśmy „dziećmi gniewu, jak i inni” (Ef. 2, 3), jesteśmy poddani grzechowi pierworodnemu i pierworodnej winie, stąd wszyscy musimy doświadczyć nawrócenia; Biblia nie daje tu żadnych podstaw pod jakiekolwiek wątpliwości.
(3) „Nawrócenia” nieautentyczne (udawane)
(a) Tymczasowe.
Obserwujemy coś takiego jak „tymczasowe nawrócenie.” Czy zauważyliście jak często nasz Pan wspomina o tym, jak czasami zdaje się On zniechęcić ludzi, aby już za Nim nie podążali? Był pewien człowiek, który powiedział, ‘Nauczycielu, pójdę za tobą, dokądkolwiek pójdziesz’, a nasz Pan zamiast powiedzieć „Świetnie!” rzekł „Poczekaj chwilę.” „Lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Mat. 8, 19 – 20). „Czy zdajesz sobie sprawę z tego co robisz?,” powiedział w efekcie. „Wielkim głupcem jest człowiek idący na wojnę i nie mający pewności co do swoich możliwości. Równie głupim jest człowiek, który zaczyna budować wieżę nie mając pewności czy starczy mu materiałów na jej wykończenie.”
Nasz Pan, znając niebezpieczeństwo „tymczasowego czegoś” następującego w życiu ludzi ciągle się tym zajmował, przez co wydawał się ich odtrącać. Faktycznie, wręcz zarzucali mu, że sprawia podążanie za nim niemożliwym. Popatrzcie na szósty rozdział Ewangelii wg św. Jana, gdzie ludzie chodzili za Nim i trzymali się Jego słowa ze względu na cud nakarmienia 5000 osób, a nasz Pan zdawał się umyślnie ich odrzucać. A w końcu wielka liczba tych, którzy myśleli, że są uczniami odeszła, i jak jest powiedziane, już dłużej z Nim nie chodzili. Popatrzcie również na przypowieść zapisaną w 13. rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza – chodzi tu o przypowieść o siewcy – i Pańską jej wykładnię. Zwróćcie szczególnie uwagę na wiersze 20 i 21: „A posiany na gruncie skalistym, to ten, który słucha słowa i zaraz z radością je przyjmuje, ale nie ma w sobie korzenia, nadto jest niestały i gdy przychodzi ucisk lub prześladowanie dla słowa, wnet się gorszy.” Warte podkreślenia jest to, co nasz Pan mówi o tym samym człowieku: on „zaraz z radością je (słowo) przyjmuje.” To właśnie rozumiem przez tymczasowe nawrócenie. Taki człowiek wydaje się jakby przyjął słowo, jest pełen radości, ale nie ma korzenia i dlatego kończy na niczym. Oto nauka naszego Pana; istnieje możliwość takiego radosnego nawrócenia a jednak nie ma w nim żadnej witalnej, życiowej jakości, i stąd okazuje się tymczasowe.
W 1 Liście do Tymoteusza 1, 19 – 20 Paweł mówi o „zachowywaniu wiary i dobrego sumienia, które pewni ludzie odrzucili i stali się rozbitkami w wierze.” Tę bardzo poważną naukę powtarza w 2. rozdziale 2 Listu do Tymoteusza. Paweł pisze tutaj do Tymoteusza o niektórych ludziach, którzy byli rzekomo chrześcijanami, lecz zaprzeczali zmartwychwstaniu, w rezultacie czego, pewni bojaźliwi chrześcijanie sądzili, że cały Kościół chyli się ku upadkowi. Przeciwnie, mówi Paweł: „Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma tę pieczęć na sobie : Zna Pan tych, którzy są jego” (w. 19). Bóg zna; nie jest Bogiem oszukanym albo wprowadzonym w błąd. Istnieje coś takiego jak tymczasowe nawrócenie, tymczasowi wierzący, ale nie wierzą prawdziwie. Oto ważny powód dla którego powinniśmy znać biblijną naukę mówiącą nam czym nawrócenie jest naprawdę.
(b) Bez wymiaru duchowego.
Mój drugi powód dla którego interesuję się dokładnymi definicjami jest taki, że istnieją nie tylko nawrócenia tymczasowe, ale nawet nawrócenia fałszywe. Zauważcie, że odróżniam te dwa, a to dlatego, że o ile tymczasowe nawrócenie jest czymś, co dzieje się w wyniku prezentacji biblijnej prawdy, to w przypadku sfałszowanego, symulowanego nawrócenia mamy do czynienia z fenomenem który, chociaż przypomina i upodabnia się do chrześcijańskiego nawrócenia, został wytworzony za pośrednictwem czegoś innego, czegoś, co nie jest Prawdą. Musimy zatem dokonać tego rozróżnienia. Nigdy nie było to bardziej konieczne niż dzisiaj, ponieważ jest tak dużo ludzi, którzy zdają się myśleć, że jeśli nastąpiła wielka zmiana w życiu człowieka, to mamy do czynienia z prawdziwym nawróceniem. Jeśli człowiek rezygnuje z grzechów, żyje dobrym życiem i czyni dobro, to tacy ludzie powiedzą, że jest chrześcijaninem. Wcale niekoniecznie. Można doświadczyć wielkiej, głębokiej i przełomowej przemiany w życiu, sposobie życia i doświadczeniu, która nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Ludzie mogą nawet wyjść ze świata i przyłączyć się do jakiegoś kościoła, a ich całe życie może z zewnątrz wyglądać na całkiem inne, lecz wciąż może to być nawrócenie fałszywe. Jest to nawrócenie w tym sensie, że tacy ludzie opuszczają jedną rzecz i przychodzą do drugiej, zrezygnowali z czynienia pewnych grzechów i żyją w porządny sposób, ale jest to nawrócenie fałszywe, bo brak w tym koniecznego związku z prawdą. Jeśli jesteś zainteresowany jedynie świadectwami, jeśli interesuje ciebie jedynie ktoś, kto wstaje i mówi, „Moje całe życie zostało całkowicie zmienione,” to wszystko, czego potrzebujesz, odnajdziesz w literaturze związanej z psychologią. Psychologia jest popularna od wielu lat i przeprowadza najmocniejszy atak na chrześcijańską wiarę – właśnie dlatego tak na nią zwracam uwagę. Słyszałem kiedyś pewnego człowieka mówiącego, że jeśli jego chrześcijańska wiara będzie atakowana, nie będzie się tym martwił. Po prostu odpowie, „Nie dbam o to co ci ludzie mówią; nie interesuje mnie co mówi nauka, ja wiem ze względu na to, co mi się przydarzyło.”
Moja odpowiedź była taka: „Tak, i każdy psycholog w twojej obecności się uśmiechnie. Powiedzą ci, ‘Przyznajemy, że wydarzyła się w twoim życiu wielka psychologiczna zmiana; wielkie doświadczenie. Ale wiemy, że istnieje wiele różnych przyczyn takiej zmiany.’ I będą zaprzeczać całości chrześcijaństwa.”
Obrona chrześcijańskiej wiary nie może nigdy spolegać na jakimś doświadczeniu, które ty i ja mieliśmy. Obroną chrześcijańskiej wiary jest obiektywna prawda. A więc, jeżeli nie będziemy ostrożni w definiowaniu nawrócenia, niebezpieczeństwo polega na tym, iż nie będziemy w stanie nic powiedzieć tym, którzy doznali jednego z tych fałszywych przeżyć.
(4) Czas i sposób nawrócenia – fałszywe przekonania.
Jest jeszcze jedna sprawa – pozostawmy na razie fałszywość i tymczasowość i przejdźmy do czegoś jeszcze nam bliższego. Istnieje wiele zmiennych elementów związanych z nawróceniem, z tego też powodu musimy bardzo uważać, aby zaznajomić się z nimi. Pozwólcie, że zilustruję o co mi chodzi. Weźmy pod uwagę element czasu, czasowy czynnik w nawróceniu. Czy musi być ono nagłe? Czy niemożliwe jest, by było ono stopniowe? Cóż, powiedziałbym, że Pismo nie naucza, iż musi ono koniecznie nastąpić nagle. Najważniejsze, że się stało, bez względu na to, czy nagle czy stopniowo. Ten czasowy element nie należy do spraw zasadniczych; posiada pewne znaczenie, ale nie jest to rzecz kluczowa.
Po drugie, czy nawrócenie kogoś musi być nawróceniem dramatycznym? Wszyscy mamy tendencję, by to podkreślać, nieprawdaż? Powiadamy, że ludzką jest rzeczą się tym interesować, a zatem tym się interesujemy. Ale, czy nawrócenie musi być dramatyczne? Cóż, wystarczy przeczytać jeden rozdział z Biblii – Dzieje Apostolskie 16 – by zauważyć, że nie mamy prawa aby tak mówić. Pewnie, gdy czytamy wyłącznie historię dozorcy więziennego z Filippi, to stwierdzamy, że nawrócenie musi być pełne dramatyzmu. Ale w takim samym stopniu interesuje mnie historia Lidii, a tam, w jej nawróceniu, nie znajdujemy niczego takiego. Ani trochę! Może mieć bardzo cichy przebieg, i tak samo być nawróceniem. Mamy tu więc jeszcze jeden zmienny element. Nawrócenie może mieć charakter dramatyczny, i może nie mieć. Nie jest to sprawa kluczowa.
Musimy postawić stare i niepokojące pytanie o miejsce uczuć. Muszą one, oczywiście, gdzieś się z tym łączyć, lecz są uczucia i uczucia. Mogą być bardzo intensywne, albo nie; stale jednak są uczuciami. Różnimy się – mamy różny charakter i temperament, i różnimy się również w materii uczuć. Nie zawsze najbardziej wiarygodną osobą jest ktoś, kto najwięcej czuje. Nie ten, kto płacze obficie koniecznie najbardziej intensywnie odczuwa. Ktoś inny może odczuwać tak mocno, że jego uczucia są poza możliwością łez. Uczucia są różne i w odmienny sposób u różnych ludzi się objawiają. One muszą być obecne, ale niech Bóg zachowa, byśmy nalegali na jakąś szczególną intensywność lub pokaz uczuć.
Istnieje także pytanie o wiek. Niektórzy mawiali, że jeżeli nie nawróciłeś się w młodym wieku, to nie nawrócisz się nigdy, ponieważ konieczne temu psychologiczne czynniki nie mogą znowu się pojawić. Co za bzdura! Jaka niebiblijna! Nie widziałem nigdy bardziej poruszającego nawrócenia niż u człowieka, którego znałem, mającego 77 lat: dzięki za to Bogu! Nie, nie ma ograniczenia dla wieku; wiek nie sprawia różnicy. Rozmawiamy tu o czymś co czyni Duch Święty. Nadziei jest tyle samo dla człowieka drżącego przez grobem i piekłem, jak dla młodzieńca – jeśli interesuje was prawdziwe nawrócenie, to tak właśnie jest. Jeśli natomiast interesują was doświadczenia psychologiczne, to zgadzam się, wiek młodzieńczy jest najlepszym okresem. Wszystko w tym punkcie jest bardzo wybuchowe; wystarczy tylko zapalić zapałkę. My jednak nie jesteśmy zainteresowani zmianami psychologicznymi; mówimy o prawdziwym, chrześcijańskim, duchowym nawróceniu.
Rozważamy te zagadnienia, ponieważ zawsze istnieje tendencja do normalizowania zmiennych aspektów nawrócenia. Widać to czasami u ewangelistów, w ich pragnieniu, by każdy stał się chrześcijaninem w taki sam sposób; jeśli tak się nie dzieje – wątpią w realność czyjegoś nawrócenia. Może się to przydarzyć także nam. Wszyscy pragniemy być tacy sami. Jest to jedno z najbardziej niebezpiecznych pragnień, zwłaszcza podczas czytania o doświadczeniach kogoś innego; świadomie czy nie, staramy się potem go mechanicznie naśladować. Jest to część naszej i naszego życia struktury – jesteśmy naśladowcami – i jeśli nam się podoba coś, co widzimy u kogoś innego, chcemy aby sprawdziło się także u nas.
Następnie, mamy tendencję do koncentrowania się na jednym wybranym objawie nawrócenia. Uczucia, dla przykładu, są tylko jednym aspektem, a jednak kładziemy na nie nacisk. Może to być szczególnie niebezpieczne, ponieważ uczucia, jak już wykazałem, są bardzo zróżnicowane, to może prowadzić do tragedii. Niektórzy ludzie staje upierają się co do obecności zmiennych właściwości, które nie są wcale zasadnicze. Myśląc, że są niezbędne, i nie doświadczywszy ich, mówią, że się jeszcze nie nawrócili. Może to doprowadzić do niewypowiedzianego i niepotrzebnego nieszczęścia. W jakiś sposób wielkim przykładem takiej osoby jest John Wesley, który sądził, tuż po przeżyciu na Aldersgate Street, że to było jego nawrócenie, że nie był chrześcijaninem aż do tej chwili. Wiele lat później powiedział, że się mylił; że był już wcześniej chrześcijaninem, lecz „bardziej jak sługa niż jak syn.” Wszystko co mu się wtedy przydarzyło, powiedział, było uświadomieniem sobie swojej wiary.
Wesley mógł mieć rację, albo i nie; tego nie wiemy. Ale wszystko, na co chcę zwrócić uwagę polega na tym, iż jeżeli uznajemy za konieczne coś, co jest zmienne, i naciskamy na to, możemy sobie i innym wyrządzić wielką krzywdę. Bo możemy powiedzieć ludziom, że nie są nawróceni, ponieważ nie pasują do naszej wybranej normy. Musimy więc być bardzo ostrożni, aby nie wyjść poza Pismo mówiąc o czymś, o czym Biblia nie mówi..
(5) Biblijne elementy nawrócenia.
Jakie więc są te stałe i niezbędne elementy w nawróceniu? Są one wyraźnie zaznaczone w Piśmie Świętym, ale nie tylko tam: to, czego Pismo Święte uczy o stałych i koniecznych elementach nawrócenia zawsze powtarzano podczas wszystkich wielkich przebudzeń w całej długiej historii chrześcijańskiego Kościoła. Często mawiano, że każde przebudzenie jest niczym innym jak powrotem do Księgi Dziejów Apostolskich. Każdy prawdziwy przejaw religii to ponowne pojawienie się pierwszego wieku. Zawsze! Jest to standardowy wzorzec, a wszystkie historie potwierdzają, iż przebudzenia potwierdzają te wielkie zasadnicze elementy.
Jest to prawdziwe nie tylko jeśli chodzi o historię przebudzeń. Jest równie prawdziwe w odniesieniu do historii osób, jednostek, nawróconych świętych. Boży ludzie zawsze są tacy sami. Nie dbam o to, gdzie żyją, skąd pochodzą, z którego wieku – nie ma różnicy. Faktem jest, że są ludźmi Boga, i ten ich stosunek do Boga determinuje to, kim muszą być. Nie zmieniło się to przez wieki, ponieważ Bóg się nie zmienia.
Jakie są więc te stałe elementy? Istnieją dwa niezbędne elementy nawrócenia, i są one w Piśmie wszędzie podkreślane, w Ewangeliach, w Dziejach Apostolskich i w Listach. Paweł, na szczęście dla nas, oddał to w jednym wyrażeniu, w Dziejach Apostolskich 20, 21, a powiedział to podczas poruszającej okazji, kiedy to żegnał się ze starszymi Kościoła w Efezie. „A teraz odchodzę,” mówi Paweł do starszych, „już więcej mnie nie ujrzycie, proszę was, byście zachowywali to wszystko, co wam powiedziałem, pamiętajcie też, co będąc pośród was zrobiłem.” Co to było? „Wzywając zarówno Żydów, jak i Greków do upamiętania się przed Bogiem i do wiary w Pana naszego, Jezusa.” Oto nawrócenie. To są te niezbędne i jedynie konieczne elementy nawrócenia. Upamiętanie i wiara. Nagle albo stopniowo, nieważne. Upamiętanie musi tam być i wiara musi tam być. Jeśli brakuje któregoś, nie ma nawrócenia. Obydwa są konieczne.
Porządek wiary i upamiętania.
Pozwólcie mi w tej chwili zadać pytanie. W jakim porządku się pojawiają? Co pojawia się pierwsze, upamiętanie czy wiara? Fascynujące pytanie. W jakimś sensie wiara powinna przyjść przed upamiętaniem, a jednak nie przedstawię tego w taki sposób, z tego powodu: kiedy mówię o wierze, wiążę ją ze znaczeniem jakie nadał jej apostoł Paweł – chodzi tu o wiarę w Pana Jezusa Chrystusa, a nie o wiarę w ogóle. Przed upamiętaniem musi istnieć ogólna wiara, bo jeśli nie wierzysz w pewne treści o Bogu, nie możesz w tej materii działać, a wobec tego nie ma też upamiętania. Lecz ja odnoszę się do wiary w tym szczególnym sensie, czyli do wiary w Pana Jezusa Chrystusa. W tym przypadku, upamiętanie przychodzi przed wiarą i Paweł w takim porządku to umieścił: „Wzywając zarówno Żydów, jak i Greków do upamiętania się przed Bogiem i do wiary w Pana naszego, Jezusa.”
Dlaczego upamiętanie musi być pierwsze? Sami możecie zobaczyć, że zawsze jest w Piśmie na pierwszym miejscu. Kto był pierwszym kaznodzieją w Nowym Testamencie? Odpowiedź, Jan Chrzciciel. O czym kazał? Głosił „chrzest upamiętania na odpuszczenie grzechów” (Mk 1, 4). Takie było poselstwo zwiastuna, a zwiastun zawsze przychodzi pierwszy. Drugim kaznodzieją był Pan Jezus Chrystus, i jeśli zwrócicie się do Ewangelii i spostrzeżecie pierwsze słowa jakie wypowiedział, zobaczycie, że On znowu nawoływał ludzi do upamiętania i wiary w Ewangelię (Mk 1, 15). Zatem, zgodnie z Janem Chrzcicielem, pierwszą rzecz o której pouczył było wezwanie do upamiętania.
A co głosił Piotr? Spójrzcie na to wielkie kazanie w Dniu Pięćdziesiątnicy zapisane w 2. rozdziale Księgi Dziejów Apostolskich. Piotr głosił a ludzie wołali mówiąc, „Co mamy czynić mężowie bracia?” Taka była odpowiedź: „Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego” (Dz. Ap. 2, 37 – 38). Pokutuj, żałuj za grzechy. Jak już cytowałem wam, pokuta – upamiętanie była poselstwem Apostoła Pawła. On rozpoczął od pokuty. Zrobił to w Atenach : Bóg „… wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się opamiętali” (Dz. Ap. 17, 30).
Bez upamiętania nie widzimy prawdziwej przyczyny dla wiary Chrystusowi.
Upamiętanie jest z konieczności pierwszym poselstwem, i z pewnością musi tak być. Pozwolę sobie przedstawić to wam w taki sposób: Dlaczego człowiek powinien wierzyć w Pana Jezusa Chrystusa? Bezużytecznym jest tylko poproszenie go by uwierzył w Chrystusa. Ma on prawo zapytać, „Dlaczego powinienem w Niego uwierzyć?” Jest to doskonale uczciwe pytanie. Ludzie nie widzą żadnej potrzeby ani konieczności dla której mieliby wierzyć w Pana Jezusa Chrystusa jeżeli nie wiedzą, czym jest upamiętanie. Możesz, oczywiście, przedstawiać im Chrystusa jako pomocnika, przyjaciela, lub uzdrowiciela ciała, ale nie jest to chrześcijańskie nawrócenie. Nie, nie, ludzie muszą wiedzieć dlaczego powinni wierzyć w Pana Jezusa Chrystusa. Prawo jest naszym nauczycielem (Gal. 3, 24), który ma nas tam zaprowadzić, a prawo do upamiętania nas prowadzi.
Mówiąc inaczej, podstawowym zagadnieniem w nawróceniu, podstawową rzeczą w całym chrześcijańskim zbawieniu, jest przyprowadzenie nas do prawidłowej więzi z Bogiem. Po co przyszedł Chrystus? Dlaczego umarł? Odpowiedź mówi nam, że zrobił On to wszystko, aby przywieść nas do Boga. Ale jeśli myślimy o tych rzeczach w jakikolwiek innym sposób, wykluczając pojednanie z Bogiem, nasz pogląd jest całkowicie błędny. Niechętnie to mówię, bo wiem, że istnieje niebezpieczeństwo bycia niezrozumianym, ale zbyt wiele jest dzisiaj chrześcijaństwa, które, jak mi się wydaje, zatrzymuje się na Panu Jezusie Chrystusie nie uświadamiając sobie, że On przyszedł i zrobił to wszystko po to, aby pojednać nas z Bogiem. Rzeczywiście, to był Bóg, który „w Chrystusie świat z sobą pojednał” (2 Kor. 5, 19). Największa słabością, jak sądzę, dzisiejszego ewangelicznego chrześcijaństwa jest zapominanie Boga. Interesują nas doświadczenia, interesuje nas szczęśliwość, subiektywne stany. Lecz pierwszą potrzebą każdej duszy, jest być w pokoju z Bogiem. Nic się oprócz tego nie liczy. Ewangelia rozpoczyna od Boga, ponieważ tym czymś, co jest złe w każdym człowieku, jest zły stosunek do Niego.
Musimy więc upamiętanie postawić na pierwszym miejscu; jest to pierwotny problem, podstawowa konsekwencja upadku i pierworodnego grzechu. Bóg w swoim działaniu jest uporządkowany, zaczyna od wielkiej rzeczy, pierwszej rzeczy.
(a) Czym jest upamiętanie?
Natura. Słowo upamiętanie znaczy „myśleć ponownie,” „myśleć jeszcze raz.” A więc, w sytuacji kiedy odsunąłeś od siebie tę całą sprawę religii, przestałeś o tym myśleć, upamiętanie oznacza ponowne tego przemyślenie. Użycie oryginalnego greckiego słowa metanoia, w Nowym Testamencie posiada o wiele szersze pole znaczeniowe. Metanoia, upamiętanie, nie mówi jedynie o ponownym przemyśleniu. Niesie z sobą zdecydowanie bardziej znaczący element, mianowicie, to ponowne przemyślenie wynika z przemiany dokonanej w naszym umyśle. Ważny to dodatek. Jezus opowiedział przypowieść, która doskonale to wyraża:
Pewien człowiek miał dwóch synów. Przystępując do pierwszego, rzekł: Synu, idź, pracuj dziś w winnicy. A on, odpowiadając, rzekł: Tak jest, panie! Ale nie poszedł. I przystępując do drugiego, powiedział tak samo. A on, odpowiadając, rzekł: Nie chcę, ale potem zastanowił się i poszedł. Który z tych dwóch wypełnił wolę ojcowską ? Mówią: Ten drugi. (Mat. 21, 28 – 32).
Aspekt, o który mi chodzi jest pokazany bardzo wyraźnie na przypadku drugiego syna. Kiedy ojciec poprosił go, by poszedł pracować do winnicy, odmówił, ale potem zastanowił się i poszedł. Co mu się stało? On to po prostu ponownie rozważył. Odpowiadając w szorstki i niemiły sposób „Nie chcę,” i odchodząc, prawdopodobnie z wściekłością, bo ojciec pokrzyżował mu plany, wrócił do tego i znowu to przemyślał. Znaczy to, że był to pierwszy krok. Cofnij się i zbadaj ponownie to, czego się już wcześniej pozbyłeś. Przemyśl to znowu. Ale nie tylko to: on myślał inaczej. On zmienił swoje postanowienie. Poszedł i pracował w winnicy czego wcześniej nie chciał zrobić. Dalej, przemieniasz swój umysł – tak – ale w tej przemianie musisz być świadomy znaczenia żalu za złą postawę, którą miałeś przedtem i złe postępowanie, które emanowało z tego błędnego zapatrywania. Wyraźnie więc ów element żalu, skruchy także jest tu obecny. Ten młody człowiek, kiedy myślał o tym wszystkim, musiał sobie powiedzieć: „Bardzo źle postąpiłem odnosząc się tak do mojego ojca.” On nie tylko zmienił swój sposób myślenia, on żałował swoich słów i uważał je za złe. Ogólnie rzecz ujmując, jak widzimy, najlepszą drogą do odkrycia znaczenia terminów Nowego Testamentu nie tyle jest zwracanie się do słowników, ile do kontekstu. Nasz Pan definiuje znaczenie używanych przez siebie terminów w przypowieści jak ta.
Następnym bardzo istotnym elementem upamiętania jest zmiana postępowania. „Ale potem zastanowił się i poszedł.” Tego rodzaju działanie było częścią upamiętania. Gdyby syn tylko zwyczajnie zmienił swój punkt widzenia, czuł żal z powodu sposobu w jakim odezwał się do ojca, a potem usiadł, albo poszedł spędzić popołudnie nad brzegiem morza lub z przyjaciółmi, to nie upamiętałby się naprawdę. To byłyby wyrzuty sumienia. Ważną częścią procesu upamiętania jest fakt czynienia czegoś, czego wcześniej zrobić nie chcieliśmy. Są też podstawowe elementy takiej nastawienia, postawy, tego czegoś nowego, co zaczyna istnieć kiedy ludzie słyszą wezwanie ewangelii skutecznie i temu odpowiadają.
Przyczyna. „Tego,” powiada Piotr, „wywyższył Bóg prawicą swoją jako Wodza i Zbawiciela, aby dać Izraelowi możność upamiętania się i odpuszczenia grzechów” (Dz. Ap. 5, 31). Czy zauważyliście kiedykolwiek, że Chrystus obdarza upamiętaniem tak samo, jak obdarza przebaczeniem grzechów? W Dziejach Apostolskich 11, 18 czytamy o reakcji ludzi słyszących Piotrowe opowiadanie o historii nawrócenia Korneliusza. Byli zdziwieni, że Duch Święty zstąpił na pogan tak samo jak uczynił to zstępując na Żydów w Dniu Pięćdziesiątnicy. Powiedziane jest: „A gdy to usłyszeli, uspokoili się i wielbili Boga, mówiąc: Tak więc i poganom dał Bóg upamiętanie ku żywotowi.” Przyglądając się Pawłowi widzimy go piszącego do Tymoteusza takie oto słowa: „Napominający z łagodnością krnąbrnych, w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania i do poznania prawdy” (2 Tym. 2, 25).Upamiętanie jest darem łaski, darem Bożym.
Okoliczności, w jakich zachodzi. Sposobem, w jaki Bóg je wywołuje jest nauczanie i głoszenie Słowa. Biblia jest pełna przykładów. Ewangelia jest głoszona, słowo jest oznajmiane, wzywając ludzi do upamiętania. „[Bóg] wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali” (Dz. Ap. 17, 30). Jak? Poprzez zwiastowanie słowa. Wielki tego przykład znajdujemy w Księdze Jonasza, gdzie Jonaszowe zwiastowanie spowodowało pokutę mieszkańców Niniwy. W drugim rozdziale Dziejów Apostolskich jest następny przykład, kiedy to apostoł Piotr, wypełniony Duchem Świętym kazał w Jerozolimie w Dniu Pięćdziesiątnicy. Podczas jego usługiwania, kiedy Duch Święty począł stosować to słowo, ludzie wykrzykiwali mówiąc: „Co mamy czynić mężowie bracia?” (Dz. Ap. 2, 37). Oto znak upamiętania; to głoszone słowo do tego doprowadziło.
I znowu, Paweł przypominając Tesaloniczanom, co im się przydarzyło, mówi im, że ta głoszona Ewangelia „doszła was nie tylko w Słowie, lecz także w mocy i w Duchu Świętym, i z wielką siłą przekonania.” A co było tegoż wynikiem? Oni „nawrócili się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu” (1 Tes. 1, 5 ; 9). Ona sprawiła upamiętanie.
Zakres. Pozwólcie wiec, że pokażę wam, co w człowieku zaangażowane jest w upamiętanie, co się doń włącza. Odpowiedź brzmi, iż chodzi oczywiście o całego człowieka. Upamiętanie musi obejmować całą osobę, albo nie jest to prawdziwe upamiętanie. Klasyczne tego stwierdzenie znajduje się w Liście do Rzymian 6, 17: „Lecz Bogu niech będą dzięki”, mówi Apostoł, „że wy, którzy byliście sługami grzechu, przyjęliście ze szczerego serca zarys tej nauki, której zostaliście przekazani” (albo „kształt dźwięku słów,” nie ma znaczenia w jaki sposób to przetłumaczysz).
A więc, zajmijmy się analizą. Co jest zaangażowane? Po pierwsze i najważniejsze, umysł, intelekt. Zbyt wiele osób zdaje się myśleć, że drogą wezwania ludzi do upamiętania jest naciskanie na nich, aby coś zrobili. Odwołują się tylko do woli. Wola przychodzi na końcu, a nie na początku. Znów, mamy kolejną wypowiedź na ten temat w Liście do Rzymian 3, 20: „gdyż przez zakon,” mówi Apostoł, „jest poznanie grzechu.” Po to właśnie jest Prawo. Ufam, ze nikogo z was nie zanudzam moimi stałymi odniesieniami do Purytanów; smutnym będzie dzień, kiedy ludzie będą nimi zmęczeni! Odwołuję się do nich z takiego mianowicie powodu: zawsze wierzyli w powodzenie czegoś, co nazwali „poprzedzającym dziełem prawa” zanim omawiali poselstwo Ewangelii. Mówiąc inaczej, nie szczędzili czasu, by upewnić się, że ludzie wpierw naprawdę uświadomili sobie grzech.
To „dzieło prawa” znaczyło tyle: „przez zakon jest poznanie grzechu.” Takie jest zadanie prawa. Zakon „został dodany z powodu przestępstw” (Gal. 3, 19). On nigdy nie był wprowadzony po to, by obdarzyć ludzi drogą zbawienia, i nie mógł takim być, ponieważ „był słaby z powodu ciała” (Rzym. 8, 3). Wobec tego, dlaczego prawo? No cóż, było ono wprowadzone, by pokazać ogromną grzeszność grzechu (Rzym. 7, 13). Ludzie nie lubią takiej idei grzechu, buntują się przeciwko niej, nienawidzą tego. To bardzo poważna przyczyna, dla której potrzebują być poddanymi prawu. Potrzebują przeświadczenia o własnym grzechu, potrzebują oświecenia i wskazania ich umysłowi w jakiej znajdują się kondycji. Zwiastowanie o upamiętaniu zaczyna się więc od intelektu i zrozumienia. Jeśli wyłączysz z tego intelekt, umysł i zrozumienie, znaczy to, że tym samym wyłączasz prawo, a jest to rzecz straszna; bo to Bóg sam dał to prawo i dał je dla tej konkretnej przyczyny.
Upamiętanie angażuje serce i uczucia. „Przeto odwołuję moje słowa i kajam się w prochu i popiele,” mówi Job (Job 42, 6). Rozważcie Psalm 51 i zwróćcie uwagę na głębię uczuć wyrażaną przez Dawida. Albo weźcie tę słynną przypowieść wypowiedzianą przez naszego Pana o faryzeuszu i celniku. Napisane jest, że celnik „bił się w pierś swoją” (Łuk. 18, 13). On nie tylko czuł, że nie może spojrzeć ku niebu, że nie ma prawa by mówić, że może jedynie stanąć z daleka, ale bił się w pierś swoją. List do Rzymian 7, 24 powiada: „Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” W 2 Liście do Koryntian 7, 11 z kolei, znajduje się nadzwyczajny opis emocji zaangażowanych w prawdziwe upamiętanie. A nasz błogosławiony Pan sam pewnego razu zawarł tę całą prawdę w jednym ze swoich błogosławieństw w Kazaniu na Górze: „Błogosławieni, którzy się smucą” (Mat. 5, 4); oni nie są tylko ubogimi w duchu, oni się smucą. Czy nie jest to coś, co tak czy inaczej jest przez nas przeoczone? Jak często w obecnych czasach widzicie ludzi w rozpaczy nad swoim grzechem? Jak wielu naszych nawróconych wie cokolwiek o udręczeniu duszy?
Różnimy się emocjonalnie, różnimy się też w różnych innych aspektach, ale to co chciałbym podkreślić, iż zawsze musi wystąpić ów potężny element emocji; i tam gdzie go nie ma, nie ma też prawdziwego upamiętania. Musi być w tym jakiś rodzaj udręczenia, poczucia strachu i przerażenia. Emocje zawsze są zaangażowane w upamiętanie; jak powiedział Paweł, „smutek, który jest według Boga” (2 Kor. 7, 10).
Po trzecie, pokuta, upamiętanie włącza w siebie także wolę. Konieczny to element. Jak powiedział Izajasz, „Niech bezbożny porzuci swoją drogę, a przestępca swoje zamysły” (Izajasz 55, 7). Musi porzucić. Nie tylko ma odczuwać żal, nie tylko widzieć swój grzech, ale musi to porzucić. „Rozdzierajcie swoje serca, a nie swoje szaty, i nawróćcie się do Pana, swojego Boga”(Joel 2, 13). Zrób coś z tym. Dostrzeganie swojego grzechu jest owocem dokonanej pracy prawa, twój umysł został przekonany, przemyślawszy to – działaj! W ten sposób przechodzimy do 3. rozdziału Ewangelii wg św. Łukasza, gdzie widzimy zwiastującego Jana Chrzciciela: „Wydawajcie więc owoce godne upamiętania. A nie próbujcie wmawiać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam wam bowiem, że Bóg może z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi” (Łuk. 3, 8). Macie coś do zrobienia, powiada Jan. Nie wystarczy coś odczuwać kiedy zwiastuję, „wydawajcie więc owoce godne upamiętania.” A potem Jan wnika w szczegóły.
Rozpoznanie prawdziwego upamiętania. Skąd mogę wiedzieć, że pokutowałem? Przede wszystkim, pociąga ono za sobą zmianę naszego zapatrywania i myśli dotyczących Boga. Tylko wtedy, kiedy upamiętujemy się prawdziwie, widzimy świętość i wielkość Boga. Chwila, w której to widzimy, świadczy o naszej pokucie. Posiadamy ten inny ogląd. Z natury, nasze postrzeganie Boga jest całkowicie błędne: „Zamysł ciała jest wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie może” (Rzym. 8, 7). „Głupi rzekł w sercu swoim: Nie ma Boga!” (Ps. 14, 1). I znów, czy tego również gdzieś nie zagubiliśmy; czy nie jest nam to obce, i dalekie? Czy w naszym życiu widać bojaźń Bożą? Czy sprawiamy wrażenie osób pojmujących coś z wielkości Boga? Wydajemy się w ostatnich latach promować pogląd jakoby chrześcijańska radość oznaczała, że nie może w niej istnieć choćby wrażenia strachu przed Bogiem. W Nowym Testamencie jednak powiedziane jest, aby służyć Mu „z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (Hebr. 12, 28), ponieważ jest On wielki i święty. Tak, możesz mieć radość w Panu a jednocześnie, w tym samym czasie, chodzić w bojaźni przed Panem. To święty strach. Nie jest to bojaźń, która „drży przed karą” (1 Jana 4, 18), nie jest to tchórzliwy strach, ale z pewnością, gdy jesteśmy bliżej Chrystusa i Boga, im więcej Chrystus jest w nas ukształtowany, tym większe będzie nasze pojmowanie Boga, a my będziemy odzwierciedlać to w naszej pokorze. Wrażenie obecności Boga w jakiś sposób wydaje się zanikać. Jesteśmy zbyt wygadani i powierzchowni; rozmawiamy o „byciu nawróconym” i tak dalej, zapominając, że jesteśmy przyprowadzeni przed oblicze świętego Boga. Ludziom bowiem zależy na podkreślaniu miłości Bożej tak bardzo, że zapominają o Bożej sprawiedliwości, która stale istnieje. W Chrystusie one się razem spotykają. Na krzyżu Kalwarii sprawiedliwość została w pełni usatysfakcjonowana a strumień miłości wypłynął; i w tym samym czasie chrześcijańska miłość do Boga jest miłością świętą; chrześcijańska radość jest radością świętą. Wszystko musi być święte.
Dalsza zmiana polega na tym, iż dalecy od dotychczasowego samozadowolenia, posiadają teraz poczucie winy i poczucie bycia niegodnym. Czują, że zgrzeszyli przeciwko Bogu. I to nie wszystko; mają – jak pokazał to Dawid w tak zdumiewający sposób w Psalmie 51, jak pokazał Paweł w 7. rozdziale Listu do Rzymian – poczucie skażenia: „Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja. Oto miłujesz prawdę chowaną na dnie duszy (…) Obmyj mnie (…)” (Ps. 51, 7 – 9). Potrzebuję obmycia. Jestem brudny i zepsuty. „Wiem tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim dobro,” mówi Paweł (Rzym. 7, 18). Czy jest to prawda o tobie? Czy znasz siebie wystarczająco dobrze, aby to wiedzieć? Czy kiedykolwiek poznałeś, że nie mieszka w tobie dobro? Im większy święty, tym bardziej on lub ona jest tego świadoma. Mówiąc inaczej, ich upamiętanie jest głębsze. Ci, którzy myślą, że mogą żyć zgodnie z nauką Kazania na Górze przy pomocy własnych sił są nieukami, i to jedyna rzecz, którą o nich można powiedzieć, ponieważ pierwsze stwierdzenie tegoż kazania brzmi, „Błogosławieni ubodzy w duchu” (Mat. 5, 3) – czyli ludzie, którzy są świadomi faktu, iż nie mogą nic zrobić.
Co jeszcze się zmienia? Ich postrzeganie życia samego i sposobu jego przeżywania. Posiadają teraz zmysł nienawiści wobec grzechu. Nie tylko są świadomi swoich grzesznych poczynań oraz grzesznej natury, oni nienawidzą grzechu jako grzechu. Mają do tego głęboką nienawiść jako do czegoś przeciwnego Bogu, czegoś co nigdy nie powinno się w ich życiu znaleźć. Lecz, z drugiej strony, mają poczucie piękna świętości, piękna i doskonałości sprawiedliwości. Widzą piękno i chwałę świętego Bożego prawa. Tego rodzaju rzeczy nie są już dłużej dla nich czymś odrażającym. Zgadzają się, że Boże prawo jest doskonałe i czyste, święte, prawe i sprawiedliwe. Nie jest ono dla nich dłużej czymś obciążającym. Oni nie mówią o chrześcijańskim życiu jak życiu ograniczonym. W jakimś sensie, chcą tego ograniczenia więcej. Nie starają się żyć z tym światem tak blisko, jak tylko mogą; nienawidzą tego wszystkiego i pragną świętości.
Następnie upamiętanie kieruje ku wyznaniu grzechów Bogu oraz do palącego pragnienia zadowolenia Go. Nie oznacza to tylko, że są oni ludźmi ubogimi w duchu i cichymi, lecz wołają oni do Boga by się nad nimi zmiłował. „Zmiłuj się nade mną, Boże” (Ps. 51, 3). Nasz Pan doskonale to przekazał w przypowieści o faryzeuszu i celniku: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu.” Są złamani; rozumieją to wszystko; mogą i oddają się miłosierdziu Bożemu. Nie mogą prosić o nic więcej, ale proszą o to. Taka jest, w jakimś sensie, definicja upamiętania.
(b) Czym jest wiara?
Wiara jest tym, dzięki czemu wszelkie błogosławieństwa zbawienia ostatecznie do nas przychodzą. Jesteśmy zbawieni przez wiarę, uświęceni przez wiarę, chodzimy w wierze. „A zwycięstwo, które zwyciężyło świat to wiara nasza” (1 Jana 5, 4).
Naturalność a nadnaturalność. Czym jest wiara? Najpierw musimy odpowiedzieć na to pytanie ogólnie, w związku z czym chciałbym rozpocząć od przeczeń. Musimy zaakcentować fakt, iż nie jest to coś naturalnego. Ludzie często w taki sposób to nam przedstawiają. Mówią: „Wiara jest naturalną zdolnością, którą posiada każda osoba. Ty zawsze korzystasz z wiary w swoim życiu, nie możesz przeżyć bez czynienia tego nawet dnia.” A takie są ilustracje, których używają. „Jedziesz pociągiem z Londynu do Brighton i w sposób natychmiastowy pokładasz wiarę – w lokomotywie, maszyniście, torach, podkładach, śrubach, nakrętkach itd.”
Przyznam, że nie zgadzam się z takim podejściem i myślę, co ważne, że nie powinniśmy się z tym zgodzić. Rozpoczynając chcę powiedzieć, że nie nazywam tego wiarą w ogóle, ponieważ siedzenie w pociągu jadącym z Londynu do Brighton nie jest posługiwaniem się wiarą. My po prostu robimy coś, co opiera się na matematycznym rachunku prawdopodobieństwa. Prawo matematycznego prawdopodobieństwa mówi mi, że ten pociąg, prawdopodobnie przewiezie mnie do Brighton bez wypadku. Tylko, że to w ogóle nie jest wiara. Warto sobie to uświadomić, ponieważ czasami można się spotkać z takim wezwaniem „Skoro ufasz pociągowi i maszyniście, dlaczego nie ufasz Panu Jezusowi Chrystusowi? Musisz zwyczajnie zastosować tę zdolność, której używasz każdego dnia do sprawy twojego zbawienia a będziesz zbawiony – dlaczego tego nie robisz?”
Wiara opisana w Biblii jest czymś wyjątkowym. Kiedy Abraham uwierzył Bogu, miał nadzieję wbrew nadziei (Rz 4:18). On nie działał na zasadzie matematycznego rachunku prawdopodobieństwa. On miał dziewięćdziesiąt dziewięć lat, Sara dziewięćdziesiąt. Całe ludzkie doświadczenie były przeciwko nim. Prawo matematycznego prawdopodobieństwa było w tym momencie całkowicie im przeciwne. Obserwacje życia, rozsądek, wszystko było temu przeciwne. Abraham trzymał się nadziei wbrew nadziei i został ojcem wiary. Oto biblijna wiara. Jak złym jest wobec tego, myślenie o wierze, i opisywanie jej, wymaganie od ludzi by jej doświadczali, jakby była jakąś naturalną zdolnością, która posiadają wszyscy! My jej nie mamy.
Pochodzenie wiary. Wiara jest darem Bożym. Pomyślcie ponownie o 2. rozdziale 1 Koryntian oraz o tym wszystkim, co mówiliśmy o naturalnym człowieku dla którego rzeczy Boże są „głupstwem” (w. 14), a także o 8. rozdziale Listu do Rzymian, gdzie cielesny umysł opisano jako „wrogi Bogu.” Taka osoba, jak widzieliśmy, nie może posługiwać się wiarą. No dobrze, ale w jaki sposób dokładnie zaczyna ona istnieć? Mamy tu jeszcze jeden ważny fakt, a odpowiedź brzmi, iż jest ona zrodzona przez Pismo Święte, przez Słowo Boże. To dzięki prawdzie zaczyna istnieć. Mamy w tej materii niezliczoną ilość dowodów. Zwróćcie uwagę na polecenie dane Pawłowi na drodze do Damaszku. Nasz Pan powiedział mu, że go powołał i zamierza posłać go do ludzi i pogan. Po co? „Aby otworzyć ich oczy” (Dz. Ap. 26, 18). Miał ich nauczać. Miał pokazać im ich zniewolenie przez Szatana i straszny czekający ich los. Klasycznym, być może, na temat tego fragmentem jest tekst zapisany w Liście do Rzymian 10, 10 – 17, gdzie Paweł pisze o głoszeniu Ewangelii i o tym, w jaki sposób ludzie zaczynają wierzyć. A taka jest konkluzja: „Wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe.” Oto droga, na której wiara przychodzi do istnienia i działania. Jest ona zrodzona przez słowo Boże, prawdę, ewangelię, przez głoszone poselstwo. Także Paweł wzywa Tymoteusza mówiąc, „Głoś słowo” (2 Tym. 4, 2). Jakub 1, 18 przypomina nam o tym w taki sam sposób, „Gdy zechciał, zrodził nas przez Słowo prawdy.” Takie wyrażenia znajdujemy wszędzie, idąc poprzez całe Pismo; zawsze działo się to poprzez słowo.
Cechy zbawiającej wiary. To więc właśnie uzdalnia nas, by pójść nieco dalej i zadać bardzo ważne pytanie: Jakie znajdujemy w wierze elementy, lub z czego się składa? Pierwsza odpowiedź, oczywiście, ze względu na cytaty, brzmi, iż zawiera ona zawierzenie. Nie możesz mieć wiary bez zawierzenia, takie jest znaczenie słowa. Oznacza ono uznanie prawdy, pełną zgodę na słowo Bożego nam przedłożone. Tak, ale zauważcie, że w Liście do Hebrajczyków 11, wiara nie jest czymś niewyraźnym, ogólnym, ogólnie zarysowanym. W wierszu 13 użyto słowo przekonani – jest to słowo bardzo ważne, ponieważ uwypukla ono sedno. Oni byli o nich przekonani. Stąd też, kiedy mówimy, że wiara oznacza wierzenie, nie znaczy to tylko świadomości lub uznania prawdy, lecz mocne przeświadczenie; my jesteśmy przekonani.
Tak, ale wiara na tym się nie zatrzymuje, i jest to punkt najważniejszy, a to dlatego, że są ludzie, którzy chcieliby definiować wiarę tylko jako uznanie prawdy. Wyraźnie widać, iż wszystko to posiada istotne znaczenie odnośnie zagadnienia ewangelizacji. Kiedy ludzie idą do pokoju rozmów spotykają się czasami z pewnymi informacjami i pytani przy tym: „Czy wierzysz w to?” – „Tak,” odpowiadają, a potem mówi się im: „W porządku, jesteś zbawiony.” Uznanie, zaakceptowanie prawdy postrzegane jest przez niektórych jako istota wiary – tak jednak nie jest. Wiara włącza w siebie element zaufania, gotowości do oddania siebie za to. Ty nie tylko wierzysz tym rzeczom, nie tylko im ufasz, ty im się oddajesz -jak czytamy w 10. rozdziale Listu do Rzymian oni wzywali Boga. Oni wierzyli tym obietnicom tak bardzo, ufali im tak mocno, że wołali do Boga; „Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie. Ale jak mają wzywać tego w którego nie uwierzyli?” (Rzym. 10, 13 – 14). Wiara prowadzi do wzywania Boga, do zaufania Bogu, do oddania się Mu całkowicie.
Powinniśmy teraz zarysować to rozróżnienie, ponieważ istnieje taka rzecz jak intelektualne jedynie podejście do prawdy. To nie wiara. Jest to coś, co zwie się czasami wiarą historyczną. Znam ludzi zajmujących takie stanowisko. Mówiąc zupełnie szczerze, nie jestem pewien, czy sam nie myliłem kiedyś historycznej wiary z wiarą prawdziwą. Historyczna wiara oznacza, iż z tego powodu, że byłeś wychowywany w religijnej atmosferze, od zawsze nauczany Pisma Świętego, kiedy byłeś młody chodziłeś na szkółkę niedzielną lub na jakieś inne wykłady, być może właśnie z powodu tego wszystkiego, zaakceptowałeś chrześcijaństwo intelektualnie. Lecz to jeszcze nie koniec. Możesz dostrzegać, że to właściwe i sensowne wyjaśnienie świata, i temu podobne. Akceptujesz to wszystko rozumowo jako zbiór prawd. Ale nie jest to wiara, jeśli na tym się zatrzymuje, ponieważ możliwe jest dla ludzi robienie tego wszystkiego bez osobistego zaufania albo oddania się samych temu wszystkiemu.
Istnieje jedna stara ilustracja – powtarzam ją, ponieważ nie znam lepszej. Jest to historia opowiedziana po to, by uzmysłowić różnicę pomiędzy intelektualnym podejściem do sprawy i wiarą. Opowiada ona o człowieku, który umiał chodzić do przodu i do tyłu po linie rozwieszonej w poprzek nad wodospadem. On nie tylko sam po niej chodził, ale wziął też taczkę i przejechał z nią tam i z powrotem. Był tam młody chłopak stojący przy rzece i jego ów mężczyzna zapytał:
– Jak myślisz, czy przejdę tam i z powrotem bezpiecznie i bez upadku?
– Tak – odpowiedział chłopiec.
– Dobrze – rzekł mężczyzna – wskakuj do taczki.
– O nie ! – powiedział chłopiec.
To jest to! Prosta historia, ale trafia w sedno. W wierze znajduje się coś, co jest ponad intelektualną zgodą. Jest tam zaufanie, oddanie. Wiara nie jest tylko sprawą uwierzenia.
Zakres działania wiary. A cóż to jest we mnie takiego, co zaczyna się we mnie poruszać poprzez wiarę? Mamy dwa wspaniałe mówiące o tym teksty. Pierwszym ponownie jest fragment z Listu do Rzymian 6, 17: „Lecz Bogu niech będą dzięki, że wy, którzy byliście sługami grzechu przyjęliście ze szczerego serca zarys tej nauki, której zostaliście przekazani.” Dlatego też umysł pojawia się najpierw, i musi tak być. Jeśli to prawda wywołuje wiarę, musi być ona adresowana przede wszystkim do umysłu. Rzymscy katolicy temu zaprzeczają. Powiadają, że zwyczajni chrześcijanie nie rozumieją wiary i prawdy w którą wierzą; tylko Kościół może to uczynić. Mówią zatem, że wszystkim, co ludzie muszą uczynić, by stać się chrześcijanami jest zaufanie Kościołowi. Ich umysł jako taki nie jest zaangażowany. Widzicie więc jak ważne są definicje. Musimy przyznać, że umysł jest w tej sprawie zaangażowany.
Zwracam się dalej do apostoła Piotra: „Dla was tedy wierzących jest kosztownością” (1 P. 2, 7 – Biblia Gdańska). Zwróćcie uwagę na słowo tedy; dlatego. Nie możesz uwierzyć w Niego bez bycia przezeń poruszonym. Nie ma żadnej wartości w tym, co zwiemy wiarą, jeśli nie prowadzi ona do miłości. Jeśli nie kochasz Pana Jezusa Chrystusa, posiadasz nic więcej jak tylko intelektualne uznanie, założenia z Nim związane. „Następuje to jak dzień po nocy,” mówi w efekcie Piotr, „jeśli naprawdę w Niego wierzysz, jest On dla ciebie drogocenny i Go kochasz.” Twoje uczucia muszą być w to zaangażowane.
Być może dziwi was, że tak mówię. Tak wiele jest ludzi, którzy chlubią się z faktu, iż w ich ewangelizacji nie ma zbyt wiele emocji. Ale w ewangelizacji emocje powinny być. Nie chodzi o to, by były tylko emocje, ale jeśli ich nie ma, jest w tym coś nieprawidłowego. Twoje serce powinno być poruszone i nie powinieneś wyjść bez łez upamiętania i radości. Jeśli nie jesteś poruszony przez swoje zawierzenie, znaczy to, że nie jest to wiara. Zawsze musimy demaskować emocjonalizm, lecz niech Bóg broni, byśmy kiedykolwiek zlekceważyli nasze emocje.
Wola także jest zaangażowana. Wiara bez uczynków jest martwa. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Bezużytecznym jest twoje zapewnianie, że wierzysz w Pana Jezusa Chrystusa, jeśli wciąż żyjesz w sposób światowy – oto, co się z tym wiąże. Nie interesuje mnie, co kto przeżył; jeśli żyje ciągle życiem świeckim, nie ma znaczenia jego zapewnienie o wierze i zaufaniu. „Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa” (Jak. 2, 26). „Wy, którzy miłujecie Pana,” mówi psalmista, „miejcie w nienawiści zło” (Ps. 97, 10). Nie możesz kochać Pana bez nienawiści wobec zła. Musi tak być. Lekceważysz jedno- odwracasz się od drugiego. Spójrzcie na Dawida w Psalmie 51 i 139. Popatrzcie na to wszędzie w Biblii. Wiara działa. Wola zawsze jest zaangażowana. Jeśli twoja wola zaangażowana nie jest, nie ma sensu wyznawanie: „O tak wierzę w to, przyjmuję.” Chrystus zbawia całego człowieka i nie pozostawia na boku jakiejś jego części. Widzicie więc, że odpowiedzią dla wiary, zaufania i oddania jest intelekt, serce i wola.
Wiara a rozum. Jaka jest relacja między wiarą i rozumem? Najlepszą odpowiedzią jakiej mogę wam udzielić jest to, iż wiara nie jest sprawą rozumu. Niektórzy ludzie nauczają, że jest. Powiadają, że gdyby tylko człowiek używał swojego umysłu wystarczająco dokładnie, musiałby w końcu dojść do bycia chrześcijaninem; poprzez rozumowanie doszedłby do chrześcijaństwa. Jest to jednak na wskroś niebiblijne. Oni nie mogą tego uczynić, ponieważ umysł człowieka w jego naturalnym stanie również jest w stanie upadłym. Nie tylko to, w wierze bowiem znajdują się nadnaturalne i cudowne elementy, których rozum objąć nie zdoła. Prawdziwa wiara więc nie jest wyłącznie sprawą rozumu. Chciałbym zacytować wam stwierdzenie wielkiego Blaise Pascal’a, być może największego matematyka jakiego znała ta ziemia, który przeżył ewangeliczne nawrócenie. Powiedział on, że najwyższym osiągnięciem rozumu jest przeświadczenie o istnieniu jego końca.
Cóż więc powiemy o wierze i rozumie? Cóż, wiara nie jest samym tylko rozumowaniem, z drugiej jednak strony, nie jest też przeciwna rozumowaniu. Nie jest bezrozumna; nie jest też irracjonalna. Taki jest zarzut kierowany przeciwko nam.„No tak,” mówią ludzie, „ale twoje nauczanie jest rodzajem irracjonalności. Mówisz, że wiara nie jest sprawą rozumu. Dobrze więc, czyż nie jest więc rozumowi przeciwna?”
Nie, nie jest. Nie jest samym rozumowaniem, ani przeciwna rozumowaniu. Czym więc jest? Jest przewyższająca rozum. Znaczy to, że nasz rozum przywodzi nas do punktu w którym uświadamiamy sobie, że samo rozumowanie już nie wystarcza, i w takim punkcie nie mamy nic do roboty jak tylko podporządkować się objawieniu. To jest wiara. Wiara jest akceptacją tego objawienia.
Coraz bardziej lubię myśleć o tym w taki sposób. Wiara znaczy, że umyślnie daję się ograniczyć do tej księgi, Biblii. Nie chcę filozofować. Nie chce zadawać pewnych pytań. Ludzie zawsze je zadają. Chcą zrozumieć doktrynę Trójcy. Nie możesz jej zrozumieć. Nigdy jej nie zrozumiesz. Twój umysł i rozum nie mogą tego uchwycić. Jest to zbyt wielkie. Zbyt boskie. Zbyt odwieczne. Wobec czego, akceptujesz to; i przestajesz zadawać pytania. Jednym z najlepszych znaków rzeczywistego zrodzenia wiary w ludziach jest to, iż przestają zadawać niektóre pytania. Jeśli ci to pomoże, myśl więcej o wierze właśnie tak. Podejdź do Biblii jak małe dziecko i zaakceptuj ją, a potem zaczniesz odkrywać, że jest jak najbardziej sensowna. Rozum nie mógłby ciebie to tego przywieść, ale nagle w tym jesteś, widzisz jak wszystko jest ze sobą połączone; jest to jedna wielka kompozycja. Jest w tym jedno poselstwo przewijające się przez całą jej treść. Części tam będące, wszystkie pasują do siebie jak doskonała mozaika. Jest to najbardziej sensowna rzecz na świecie, a jednak rozum nigdy by ciebie do tego nie doprowadził.
Wiara prowadzi ciebie do Biblii, po czym zaczynasz dostrzegać głęboki sens tego wszystkiego. Bo Chrystus nie jest tylko mocą Bożą, On jest mądrością Bożą (1 Kor. 1, 24), i kiedy w niej jesteś, sam widzisz, że już samo to jest mądrością, a wszystko inne nieuczciwe i bezsensowne. Gdyby wiara była rzeczą rozumu, wtedy tylko ludzie wielkiego intelektu mogliby być chrześcijanami. Z drugiej strony, wiara nie jest pozbawiona rozumu, ponieważ gdyby była, żaden intelektualista nie mógłby być chrześcijaninem. Ale, z tego powodu, że wiara jest tym czym jest, stawia nas wszystkich na tym samym poziomie. Akceptujemy to objawienie, po czym zaczynamy je rozumieć. Taka jest relacja miedzy wiarą i rozumem.
Wiara a poznanie doktryn. Musi w wierze istnieć element poznania, wiedzy, ponieważ wiara zaczyna istnieć w wyniku działania prawdy. Jeśli pierwszym elementem w wierze jest wiara, i jeśli jest to zawierzenie prawdzie, musimy wiedzieć, w co wierzymy. Piotr wzywa chrześcijan w taki sposób: „Lecz Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej” (1 P. 3, 15).
Istnieje jednak różnica między rozumieniem a pojmowaniem. Pojmowanie oznacza, że możesz rzecz pojąć, że twój umysł jest w stanie je w pełni zrozumieć, podczas gdy rozumienie oznacza bycie świadomym w zgodzie z umysłem. Element poznania w wierze nie jest sprawą pojmowania, lecz z konieczności rozumienia. Kiedy ludzie przychodzą do mnie a ja pytam ich czy są chrześcijanami, i jeśli odpowiadają, „Wierzę, mam wiarę,” to mam wtedy prawo zapytać ich: „W co wierzycie?.” Zawsze mamy prawo do zapytania chrześcijan lub tych, którzy mienią się nimi być, w co wierzą, a chrześcijanie zwłaszcza powinni umieć na to pytanie odpowiedzieć. Jak podaje List do Rzymian 10, 14: „Ale jak mają wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak mają usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?” Paweł idzie dalej i ukazuje sposób, w jaki wiara przychodzi: „ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (w. 17). Jest wobec tego w wierze element wiedzy i zrozumienia – jest to raczej rozumienie niż pojmowanie.
Oto dlaczego wszystkie Listy wzywają nas do wzrastania w poznaniu. Wysiłek wszystkich pisarzy ukierunkowany był na to, by ludzie coraz więcej rozumieli, nie aby czuli się lepiej, ale aby wzrastali w zrozumieniu prawdy, aby mogli dzisiaj wiedzieć więcej niż rok temu. Nie są oni ludźmi stale żyjącymi starym doświadczeniem, lecz mającymi coraz więcej zrozumienia.
„W porządku,” może ktoś zapytać, „ale co my mamy zrozumieć? Co powinniśmy wiedzieć? Czy chcesz nam powiedzieć, że nie jesteśmy chrześcijanami dopóki nie zrozumiemy całości doktryn chrześcijańskiej wiary, nie będziemy ekspertami w każdym poszczególnym detalu i każdej doktrynie? Czy chcesz nam powiedzieć, że osoba, która nie potrafi w pełni wyjaśnić całej chrześcijańskiej teologii nie jest chrześcijaninem?” Nie, jak już widzieliście, nie chcę! Twierdzę jednak, że są pewne prawdy, które są absolutnie niezbędne i decydujące dla integralności ewangelii i dla istoty wiary. Są też inne prawdy, które chociaż nie są zasadnicze dla integralności ewangelii, są niezbędne dla zachowania jej symetrii i doskonałości.
Konieczne minimum poznania doktryn. Jest pewne nieredukowalne minimum, które musimy zachować. Są też inne doktryny, inne aspekty wiary, które nie są absolutnie niezbędne dla zbawienia, lecz są niezbędne dla uzupełnienia, pełnego ukształtowania symetrycznej koncepcji zbawienia, dla równowagi i określenia wiary i jej ekspresji. Mówiąc inaczej, istnieją pewne doktryny w które musimy uwierzyć i są inne, co o których pojawia się wątpliwość i mogą one stanowić przedmiot uzasadnionej dyskusji.
Jakie są te niezbędne rzeczy ? Musimy wierzyć w Boga. Musimy uznawać cechy Bożego charakteru. Jeśli nie wierzymy, że Bóg jest święty, nie jesteśmy chrześcijanami. Jeśli nie wierzymy, że Bóg jest prawy i sprawiedliwy, nie jesteśmy chrześcijanami. Biblijne objawienie o tym świętym, sprawiedliwym Bogu, który jest Sędzią wszechświata – to jest rzecz niezbędna.
Równie ważnym jest byśmy wierzyli w naszą grzeszną i zgubioną kondycję – jest to rzecz oczywista. Jeśli nie wiemy kim jest grzesznik, jeśli nie wiemy, że i my jesteśmy grzesznikami i potrzebujemy upamiętania, nie jesteśmy chrześcijanami i nie możemy nimi być; nie ma więc żadnej wartości twierdzenie, że wierzymy w Pana Jezusa Chrystusa. Bo czym jest wiara w Pana Jezusa Chrystusa jeżeli nie dostrzeżemy w Nim jedynego Zbawiciela i Odkupiciela? Z czego potrzebuję być wybawionym? Z winy mojego grzechu przed obliczem tego świętego Boga. Muszę wobec tego mieć jasność co do doktryny o grzechu, mojego zagubienia, bezradności, a następnie o osobie i dziele Chrystusa.
Sam Paweł podaje nam te niezbędne elementy w początkowych wierszach 15. rozdziału 1 Listu do Koryntian: „Najpierw bowiem podałem wam to, co i ja przejąłem” – Co? – „że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism” (w. 3). Oto pierwsza rzecz – osoba i Jej dzieło; służba kapłańska, pośredniczenie, dzieło pojednania. Jeśli ludzie nie widzą, że są zbawieni tylko przez krew Chrystusa, no cóż, możecie sobie o mnie pomyśleć co chcecie, ale ja nie mogę uznać ich za chrześcijan. Jest to rzecz niezbędna. „Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” mówi Paweł do Koryntian (1 Kor. 2, 2). Paweł „ogłasza” Jego śmierć Galacjanom. Zawsze było to centrum. Nie jest to sprawa w której potrzeba jakiegoś uzasadnienia. Nie należy to do symetrii wiary, lecz do jej integralności, podobnie jak niektóre aspekty wielkiej doktryny o osobie i dziele Ducha Świętego w której omawianie jesteśmy teraz zaangażowani. Jeśli nie wierzysz w odrodzenie, jeśli nie widzisz jego zupełnej, absolutnej konieczności – to nie dostrzegam żadnej podstawy, na której mógłbyś uznawać siebie za chrześcijanina. Jeśli nie widzisz swojego całkowitego zgubienia i tego, że nie ma niczego oprócz przyjęcia nowego życia od Boga co mogłoby ciebie pojednać i przenieść do nieba, to brakuje ci tej witalnej cechy, cechy będącej integralną i należącej do integralności wiary.
Takie są owe absolutne niezbędniki. I chciałbym powiedzieć, że masz prawo oczekiwać wiary w te doktryny zanim będziesz przygotowany, by powiedzieć komuś, „Tak, ty masz wiarę.” Wiara nie jest niewyraźnym uczuciem; nie jest niesprecyzowanym pragnieniem posiadania pewnych błogosławieństw wypływających od Chrystusa. Wiara jest zawierzeniem tej ewangelii, temu Słowu Bożemu, temu poselstwu, tej głoszonej przez apostołów prawdzie, tej prawdzie o której oni pisali. To akceptacja, uznanie. Jest to przeświadczenie, które mnie porusza i sprawia, że coś robię – to jest wiara. Muszę wiedzieć w co wierzę, komu wierzę, i w co wierzę na Jego temat. Oto nieredukowalne minimum, obnażone rzeczy niezbędne, rzeczy należące do integralności wiary.
Wszystkie materiały pochodzą z: Duch Święty, M. Lloyd-Jones, Legatio, Włocławek 2001 (www.legatio.pl). Redakcja dziękuje Wydawnictwu za zgodę na publikację. Opracowanie materiału: M.Wichary
Pingback: Dlaczego protestanci mówią o nawróceniu? « świat po protestancku