Autor: Mateusz Wichary
Na wstępie zaznaczam, że artykuł ten dotyczy dyskusji o zasadności chrztu dzieci z przedstawicielami teologii reformowanej. Dla porządku dodam, że istnieją również argumenty katolickie i luterańskie, jednak ze względu na szerokość tematu ograniczam się tutaj jedynie do polemiki z argumentami reformowanymi. Warto również dodać, że spośród ww. właśnie argumenty reformowane, ze względu na pragnienie osadzenia ich jak najlepiej w Biblii, oraz najczęściej ewangeliczną, żywą pobożność przedstawicieli tego nurtu, brzmią najbardziej przekonywująco dla konserwatywnego baptysty.
Odpowiadając na to pytanie rozpocznę od pewnej oczywistej obserwacji:
Biblia nie daje żadnego przykładu praktyki chrzczenia dzieci. Ktoś może powiedzieć, że to nieistotne, bo np. Biblia nie mówi też nigdzie o Trójcy, a przecież w nią wierzymy, i wierzymy, że jest biblijna. Kiedy jednak przypatrzymy się dokładnie tym dwóm naukom, to myślę dojdziemy do wniosku, że istnieje pomiędzy nimi zasadnicza różnica. Sprawia ona, że jednak fakt, iż praktyki chrztu niemowląt w Biblii nie znajdujemy, ma znaczenie. Trójca to termin teologiczny, którego używamy, aby w szybki sposób przekazać kilka biblijnych prawd, z których każda w Biblii jest wyraźnie nauczana, np. że jest jeden Bóg, że Ojciec, Syn, Duch, są osobami. „Trójca” to więc krótszy sposób powiedzenia tego właśnie. A to właśnie odnajdujemy w Biblii. „Praktyka chrzczenia dzieci” to nie jest żaden krótszy sposób powiedzenia czegoś; oznacza dokładnie to, co znaczą te połączone ze sobą słowa.
Czyli: Biblia nie mówi o chrzczeniu dzieci. I z tym się musimy wszyscy zgodzić, i mądrzy paedobaptyści (chrzczący dzieci) też się z tym zgodzą. Jest to ważne, bo to nas na samym początku bardzo jasno ukierunkowuje w rozważaniach: dyskutujemy o praktyce, której w Biblii nie widać. Czytając Pismo, nie rzuca nam się, innymi słowy, żadna taka praktyka w oczy; i kłując w nie swym istnieniem, nie zmusza nas ona do stawiania pytań, czy powinniśmy to robić.
Czy to ważne, żeby sobie to uzmysłowić? Myślę, że tak. To bowiem, że Biblia nie mówi o praktyce chrzczenia dzieci samo w sobie mówi nam o tym, że najwyraźniej Bóg nie miał ochoty tego nam wyraźnie pokazać, że to coś słusznego i potrzebnego. Bo gdyby miał, to by to pokazał, zamiast skazywać nas na skomplikowane procesy myślowe, by do tego ewentualnie dojść.
Ktoś może powie, że Bóg czasem nas skazuje na takie skomplikowane procesy, żeby nas nauczyć mądrości. Fakt, ale prawdą równie oczywistą jest to, że Bóg JASNO i WYRAŹNIE mówi w Piśmie, bezpośrednio, przez przykłady i bardzo wyraźnie ujęte w słowa zasady o sprawach, które uważa za podstawowe i konieczne dla życia chrześcijańskiego. Np. o zbawieniu z łaski przez wiarę, konieczności nawrócenia, jedynym pośrednictwie Chrystusa, czy dokonanym dziele krzyża – te wszystkie zasady bardzo wyraźnie w Piśmie widać. Stąd dla mnie to, że Biblia nie mówi o chrzcie dzieci, już jest sygnałem, że dla Boga, jeśli nawet Pismo miałoby o tym mówić, nie może to być sprawą pierwszorzędną. Przypomnę, że chodzi mi tu o chrzest dzieci; nie chrzest jako taki, bo o chrzcie Pismo mówi wyraźnie i często.
Kwestią potencjalnie przynajmniej otwartą natomiast jest to, czy Biblia naucza o chrzcie dzieci. Czyli, należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy może pomimo faktu, że chrzest dzieci nie jest nakazany ani go w Piśmie nie widzimy, istnieją jakieś słuszne przesłanki, czyli Biblijne zasady, które zmuszają nas do przyjęcia tej praktyki? Odpowiadając na to pytanie sprawdzimy wszystkie argumenty osób, które twierdzą, że one istnieją.
Polemika z argumentami za chrztem niemowląt
Przesłanki, na których opierają się zwolennicy chrztu dzieci są następujące:
(1) Ciągłość pomiędzy obrzezaniem a chrztem
Istnieje ciągłość pomiędzy obrzezaniem a chrztem, jako znakami Przymierza. Skoro więc obrzezywano dzieci, to należy dzieci chrzcić.
Zanim przejdziemy do omówienia fragmentów które jakoś łączą chrzest i obrzezanie, kilka prostych obserwacji, które świadczą o tym, że nijak nie da rady postawić znaku równości między obrzezaniem a chrztem:
Żydzi nie obrzezywali dziewczynek. Zwolennicy chrztu dzieci uważają, że dziewczynki również należy chrzcić . Dlaczego? Jeśli dziewczynki pomimo braku obrzezania w ST były Bożym Ludem, to dlaczego miałyby być chrzczone? A jeśli nie były, to na jakiej podstawie dziś są chrzczone? Najwyraźniej, zmiana jakaś zachodzi, a więc, choć by i istniała ciągłość, istnieje jednak jakaś zmiana.
Żydzi czasem obrzezywali swoich niewolników, nawet dorosłych i było to słuszne (Rdz 17:23). Tymczasem nikt, nawet zwolennicy chrztu dzieci, nie uważa, że chrześcijanie mają prawo i obowiązek chrzcić zależnych od siebie dorosłych czy dzieci. Uważają, że warunkiem przyzwalającym dziecku na chrzest jest wiara rodziców. Stąd albo nie ma znaku równości między obrzezaniem i chrztem, i wszyscy się z tym zgadzamy, i w związku z tym argument ten traci siłę, albo chrzczący dzieci są niekonsekwentni, bo wybiórczy, w swoim zastosowaniu zasady, której podobno chcą być wierni.
Są dwa fragmenty, na które powołują się zwolennicy chrztu dzieci by wykazać, że obrzezanie i chrzest zasadniczo znaczą to samo.
Rzymian 4:11
Pierwszy to Rzymian 4:11, który mówi o tym, że obrzezanie było dla Abrahama „pieczęcią usprawiedliwienia z wiary.” Argument zwolenników chrztu niemowląt brzmi następująco: skoro obrzezanie jest pieczęcią usprawiedliwienia z wiary, to najwyraźniej jest to znak tego samego zbawienia, w jakim mają udział osoby chrzczone, i o którym mówi chrzest. A więc, znaki mają to samo znaczenie. I dalej, skoro obrzezywano osoby niewierzące, ale będące dziećmi osób wierzących, my powinniśmy czynić to samo.
Odpowiedź jest prosta: fragment ten NIE mówi o tym, że obrzezanie DLA IZRAELITÓW było pieczęcią usprawiedliwienia z wiary, ale że było nią DLA ABRAHAMA, który, jak Paweł jednym tchem dodaje, „miał [wiarę] przed obrzezaniem, aby był ojcem wszystkich wierzących nieobrzezanych (…) i aby był ojcem obrzezanych, którzy nie tylko są obrzezani, ale też wstępują w ślady wiary ojca naszego Abrahama z czasów przed obrzezaniem.” Paweł bardzo jasno tłumaczy związek obrzezania i wiary w przypadku Abrahama. Abraham miał wiarę przed obrzezaniem, i najwyraźniej dlatego obrzezanie DLA NIEGO pieczętowało to, co przez wiarę otrzymał, mianowicie usprawiedliwienie. Na podstawie tego wersetu twierdzić, że obrzezanie jest dla wszystkich Izraelitów pieczęcią usprawiedliwienia z wiary, to dokładnie przeczyć temu, co Paweł powiedział. Pieczęć możemy postawić na czymś, co istnieje. Nie można pieczętować nieistniejącego listu. Nie można pieczętować nieistniejącego dokumentu. Podobnie, nie można pieczętować nieistniejącego usprawiedliwienia, które pojawia się, gdy pojawia się wiara. Usprawiedliwienie jest z wiary, jak mówi Paweł, więc jak sama nazwa wskazuje, przychodzi nie inaczej, jak przez wiarę; bez wiary nie ma więc usprawiedliwienia; bez wiary nie ma więc co w ogóle mówić o usprawiedliwieniu, a więc i jakimkolwiek pieczętowaniu usprawiedliwienia. A więc, obrzezanie nie było i nie mogło być dla Izraelitów pieczęcią usprawiedliwienia (choć było dla Abrahama, który przed obrzezaniem, mówiąc nowotestamentowym językiem, się nawrócił); chrzest więc, który jest znakiem upamiętania i wiary (grzesznika), oraz odpuszczenia grzechów i obdarowania Duchem Świętym (ze strony Boga), nie znaczy tego samego co obrzezanie.
Kolosan 2:11-12
Drugi fragment to Kolosan 2:11-12. Fragment ten ma utożsamiać obrzezanie i chrzest ze względu na fakt, iż oba odnoszą się do odrodzenia.
Faktem jest, że fragment ten oba odnosi do odrodzenia, ale w zupełnie inny sposób: co do obrzezania, to Paweł je kontrastuje: obrzezanie widzi jako czynność jedynie ludzką, natomiast upamiętanie, jako rzeczywistość duchową nazywa „obrzezaniem Chrystusowym”; chrzest natomiast utożsamia ze zjednoczeniem z Chrystusem.
Najwyraźniej, fragment ten nie tylko obrzezania z chrztem nie utożsamia, ale nawet pokazuje wielką różnicę między obrzezaniem a chrztem. Obrzezanie Paweł widzi jako czynność nie zawierającą w sobie jakiegoś godnego wspomnienia znaczenia (bo nie wspomina o nim); wykorzystuje je jedynie, aby wskazać na jego znikomość i wagę odrodzenia. Chrzest natomiast wymienia w połączeniu z „pogrzebaniem z Chrystusem” oraz „wzbudzeniem z nim wespół przez wiarę”. To co uzyskujemy więc, to nie utożsamienie znaczenia obrzezania i chrztu, lecz wręcz przeciwnie, kontrast między nimi. Fragment ten więc nie tylko, że nie potwierdza utożsamienia obrzezania ze chrztem, lecz wręcz przeciwnie, zasadniczo różnicuje ich sens.
Podsumowując więc ten argument, należy stwierdzić, że nie ma i nawet nie może być pełnej analogii pomiędzy obrzezaniem a chrztem. Dalej, że fragmenty, które mają o tym uczyć wcale o tym nie uczą. Przeciwnie, raczej wskazują na różnicę pomiędzy tymi dwoma znakami.
(2) Starotestamentowy chrzest
Istnieje starotestamentowy chrzest, w którym miały udział dzieci, mianowicie „chrzest w Mojżesza”, (1Kor 10:2), który jest obrazem rzeczywistości nowotestamentowej. Stąd, powinniśmy i my dzisiaj chrzcić dzieci.
Odpowiadając na ten argument, trzeba zwrócić uwagę na kontekst. Po pierwsze, Stary Testament nic nie mówi o chrzcie w Mojżesza przez obłok i przejście przez Morze Czerwone; to obraz stworzony przez Pawła, który spotykamy jedynie w tym fragmencie. Po drugie, zwróćmy uwagę na cel całego fragmentu. Paweł w 1Kor 10:1-13 używa tej ilustracji ze Starego Testamentu, aby nauczyć chrześcijan, że podobnie jak Boży Lud w czasach Starego Testamentu, mamy „nie pożądać złych rzeczy”, mamy „nie być bałwochwalcami”, mamy „nie oddawać się wszeteczeństwu”, mamy „nie kusić Pana”, mamy „nie szemrać”, bo po prostu Bóg nas będzie sądził dokładnie tak samo jak ich.
Najwyraźniej Koryntianie mieli opory by uczyć się ze Starego Testamentu, dlatego Paweł, aby przyjęli zawarte w nim nauczanie, buduje obraz tak, by wskazać na pewne oczywiste podobieństwa między ludem ST a zborem korynckim. W jaki sposób w tym kontekście funkcjonuje ów termin „chrztu w Mojżesza”? Nie mamy tu utożsamienia chrztu NT z tym wydarzeniem z ST. Raczej analogię, która zmusza nas do uczenia się z tej starotestamentowej sytuacji, i na tym polega jej znaczenie. Obłok i morze w ich doświadczeniu są podobne do chrztu w doświadczeniu Koryntian. I w tym sensie, są „chrztem w Mojżesza”. To przejście uczyniło ich uczniami Mojżesza – wyraziło w praktyce ich posłuszeństwo Mojżeszowi; było rozpoznaniem Jego kierowniczej roli w realizacji Bożej woli. Podobnie chrzest dla Koryntian wyraził w praktyce ich posłuszeństwo Chrystusowi; Jego kierowniczej roli w przyjściu do Boga. I tylko w tym sensie możemy mówić o analogii pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami. Nie można mówić o jakiejś analogii do chrztu w „zanurzeniu” w wodach Morza Czerwonego, czy obłoku, – bowiem woda się rozstąpiła, i w sensie fizycznym Izraelici nie mieli żadnej z nią styczności (inaczej niż w chrzcie); podobnie obłok, który w dodatku nocą był słupem ognia, nijak można odnieść do jakiejś analogii zewnętrznej z chrztem. Zresztą, dla celów Pawła żadna inna analogia prócz wskazanej wyżej funkcji tych dwóch wydarzeń nie jest potrzebna, a wręcz byłaby szkodliwa, bo zaczęłaby komplikować zamiast wyjaśniać: chodzi mu więc o tą samą funkcję tych wydarzeń, nie zaś jakąś nową doktrynę o tym, że obłok i przejście przez Morze Czerwone są w jakimś sensie chrztem.
Stąd, istnieje podobieństwo funkcji pomiędzy przejściem przez Morze Czerwone a chrztem. Jeden i drugi był zdaniem się na pośrednika w dojściu do Boga. I w tym zawiera się analogia, na którą Paweł wskazuje i która Pawłowi jest potrzebna, by wezwać Koryntian do trwania w wierze. Dowodzenie, że Paweł przy okazji wezwania do zachowania wiary dokonuje tutaj pełnej analogii pomiędzy przejściem przez Morze Czerwone a chrztem – co jest konieczne do wnioskowania o analogii również w aspekcie uczestnictwa dzieci – jest zupełnie błędne. Poza tym zmusza nas do tworzenia nowej doktryny na jednym jedynym fragmencie, co zawsze w historii kościoła uważano za podejrzaną i wątpliwą praktykę, a tak powstałych doktryn nigdy nie traktowano poważnie.
(3) Istnienie stałej cechy przymierza, którą jest obecność w nim dzieci
Ponieważ zbawienne przymierze Boga z człowiekiem jest w historii świata jedno, a w czasach starotestamentowych częścią ludu przymierza były dzieci, tak samo musi być i w naszym obecnym okresie w historii zbawienia.
Argument ten jest niepewny, bo bardzo złożony. Aby był skuteczny, po pierwsze, należy uznać za pewnik, że przymierze łaski jest ciągle jedno i to samo, poprzez całą historię upadłej ludzkości. Następnie, należy udowodnić przynajmniej jedną z dwóch tez:
do samego wiecznego i niezmiennego sedna przymierza, bez względu na etap, w którym się znajduje, należy cecha związania się Boga nie tylko z wybranymi przez niego jednostkami, ale również z ich dziećmi.
Choć związanie się Boga w przymierzu łaski z określonym człowiekiem nie zawsze dotyczyło również jego potomstwa, to obecnie tak właśnie jest.
Przymierze jedno, czy kilka?
Po pierwsze więc zastanówmy się nad naturą przymierza. Zasadnicza jedność przymierza wydaje się wyraźna w Piśmie. W niebie będzie tylko jeden lud (Ef 2:14-16). Wszyscy ludzie zbawieni mają tego samego, jednego i jedynego możliwego Zbawiciela, tego samego Boga Ojca (Ef 2:18; J14:6). Pomimo różnic w zakresie wiary, którego Bóg wymagał do zbawienia, ostatecznie wszyscy ludzie, jacy są zbawieni, są zbawieni w ten sam jeden sposób – z tej samej, jednej łaski Bożej przez zasadniczo ta samą wiarę, polegającą na zaufaniu Bogu w oparciu o dostępne objawienie, dzięki tej samej jednej jedynej ofierze zastępczej Jezusa Chrystusa. Mamy więc tego samego Zbawiciela, to samo zbawienie, ten sam sposób i przyczynę zbawienia. Tak opisane sedno więzi człowieka z Bogiem jest jedno i niezmienne, żadna inna zbawienna więź jest niemożliwa, stąd przymierze zbawienia jest jedno.
Niemniej, co komplikuje sprawę, równie oczywista prawdą jest i to, że to przymierze przechodziło przez różne okresy. Innymi słowy, obok cały czas istniejącej zasadniczej jedności przymierza, mamy ciągle towarzyszącą tej zasadzie inną zasadę – mianowicie rozwoju, czyli zmiany. Gdyby było tak, że tego rozwoju by nie było, to wtedy bardzo wyraźnie byśmy widzieli, co w przymierzu jest wieczne i stałe. Ze względu jednak na fakt, że przymierze Boga z człowiekiem przechodziło przez różne okresy, i w tych różnych okresach posiadało pewne przemijające, zmienne cechy, argumentowanie z natury przymierza o stałości pewnych określonych jego aspektów, mocno się komplikuje. Wskazywanie na pewne aspekty przymierza jako na wieczne i niezmienne, staje się niepewne, bowiem w Biblii nie ma jakiejś listy, która by podsumowała te zmienne i zmieniające się, odróżniając je od tych niezmiennych i zawsze obecnych. Stąd, argument ten jest z konieczności narażony na arbitralność w sądach odnośnie tego, co jest wieczne i tego, co zmienne. A to, co skomplikowane i niejasne, choćbyśmy byli nawet przekonani, że mamy rację, nie jest nigdy dobrą podstawą dla udowadniania swojego stanowiska. I wydaje mi się, że Bóg nie chciałby, byśmy na tak chwiejnej i trudnej do jasnego określenia podstawie mieli opierać tak brzemienne w skutkach działanie jak zastosowanie chrztu do niemowląt.
Dzieci w przymierzu
Niemniej, argument został przedstawiony i należy go omówić. Przejdźmy teraz do rozważenia pierwszej tezy, mianowicie, że przymierze zawsze dotyczyło nie tylko osób, które je zawierały z Bogiem, ale również ich potomków. Zanim zajmiemy się zakresem osób uczestniczących w przymierzu zwrócę uwagę jeszcze na jeden fakt: patrząc na historię etapów Bożego zbawiennego przymierza warto się zastanowić, z jakimi korzyściami wiązało się uczestniczenie w przymierzu, bowiem „uczestnictwo” w przymierzu wydaje mi się terminem, którego znaczenie, pomimo iż zawsze dotyczyło osób zbawionych, zmienia się poprzez różne etapy Przymierza.
Najpierw jedyną Bożą obietnicą zbawienia była tzw. protoewangelia – bardzo lakoniczna wzmianka o tym, że Bóg ma plan zwycięstwa nad grzechem, połączony z jakimś potomkiem Ewy (Rdz 3:15). Ciężko nam odtworzyć w co w zasadzie ludzie w tamtych czasach musieli wierzyć, aby być zbawieni; z pewnością Bóg w jakiś sposób im się objawiał, zmieniał im serca, a oni Mu ufali. Wraz z Setem byli jacyś „wzywający imienia Pana”, niemniej nie mamy o nich żadnych dodatkowych danych – np. iż w jakiś sposób samo-organizowali się dla uwielbiania Boga, tworząc jakąś widzialną formę ludu Bożego. Raczej, były to odosobnione jednostki wierne Bogu, pewnie do czasu do czasu się spotykające, jak Set (Rdz 4:26) i Henoch (Rdz 5:22). Pismo nic nie mówi o tym, że również ich dzieci należały do Przymierza.
Następny okres czy etap przymierza to związek Boga z człowiekiem oparty o obietnice złożone Noemu. W przymierzu tym występuje Noe, oraz wszyscy jego potomkowie, a więc wszyscy ludzie, jacy kiedykolwiek istnieli w historii po nim, oraz jacy będą istnieć do końca świata, oraz wszystkie zwierzęta (Rdz 9:9-10). Widzimy więc, że choć występują tu dzieci Noego, to jednak chodzi tu o całość fizycznego potomstwa, a nie potomstwo tylko niektórych ludzi. Czy jest to część Bożego zbawiennego przymierza, które jest tylko jedno? Oczywiście. Jeśli nie, to znaczy, że albo Noe nie jest zbawiony, albo, że jest zbawiony jakoś inaczej niż my, co jest absurdem. A jednak, pomimo tego, że jest to przymierze zbawienne, zawierają się w nim wszyscy ludzie i wszystkie zwierzęta. Czy to oznacza, że mamy dzisiaj chrzcić wszystkich ludzi i wszystkie zwierzęta, ze względu na fakt, iż znak tego przymierza – tęcza – jest znakiem dla „wszelkiej istoty [najwyraźniej nie tylko ludzi] żyjącej po wsze czasy” (Rdz 9:12)? Oczywiście nie. Dlatego, że choć tęcza również jest znakiem jednego, zbawiennego przymierza, to odnosi się do zupełnie innych obietnic, niż obietnice, do których odnosi się chrzest. Są to obietnice zachowania świata, mające z pewnością wieczne i wciąż aktualne konsekwencje. Niemniej, obietnice te nie mówią, że wszyscy, nad którymi tęcza będzie świecić, znajdą się w niebie, ze względu na fakt, że zostali odkupieni w Chrystusie Jezusie. A więc, choć słusznie nazywamy tęcze znakiem wiecznego przymierza łaski, wcale z tego nie wynika, że mamy z tego powodu przenosić zakres tego znaku na dzisiejszy okres w historii zbawienia.
Niemniej, gdyby traktować poważnie ową zasadę, która ma dzisiejszych chrześcijan prowadzić do chrzczenia dzieci, wydaje mi się, że należałoby chrzcić wszystkie osoby i zwierzęta. Jeśli bowiem istnieje tożsamość w zakresie i naturze znaków przymierza we wszystkich jego etapach, to należałoby w tym momencie nie czynić żadnych wyjątków (bo niby z jakiej racji?) dla przymierza Boga z światem, które zawarł z Noem.
Jednak, osoby chcące chrzcić swoje dzieci, nie chcą chrzcić całego świata i zwierząt. Najwyraźniej więc wszyscy, czy to osoby chrzczące dzieci, czy osoby chrzczące na wyznanie wiary, przez swoją praktykę dowodzą, że jednak coś się w zakresie i naturze znaków przymierza, ze względu na jego rozwój, zmienia. Innymi słowy, że choć istnieje Boża obietnica dla wszystkich ludzi i zwierząt, i choć jest ona cały czas aktualna, bo tęcza na niebie cały czas dowodzi, że Bóg pamięta o danym słowie, to jednak nie przenosimy jej zasięgu działania na następne etapy rozwoju przymierza łaski. Czyli, zgadzamy się, że słusznie Żydzi nie obrzezywali ze względu na te obietnice „wszelkiej istoty żyjącej po wsze czasy”; również, że słusznie, jak na razie, żadnej grupie chrześcijan nie przyszło do głowy niniejszej „wszelkiej istoty” chrzcić.
Analiza okresu protorewangelii dowodzi, że nic nie jesteśmy w stanie powiedzieć wiążącego o tym okresie odnośnie obietnic względem potomków. A więc, nieprawdą jest, że Pismo uczy, że na każdym etapie rozwoju przymierza łaski obietnica odnosiła się również do dzieci. Analiza przymierza z Noem dowodzi, że choć Bóg związał się nie tylko z Noem, ale również z Jego potomstwem, to jednak natura tej więzi z potomstwem w trakcie historii przymierza zbawienia się zmienia. Stąd, nie można przez implikację z zakresu i zasady występującej w przeszłości wnioskować o zakresie i zasadzie obecnego zastosowania znaku wobec potomstwa, pomimo zasadniczej jedności przymierza.
Oznacza to, że wszelkie automatyczne implikacje odnośnie chrztu w oparciu o specyfikę okresu w którym obrzezywano dzieci, są niesłuszne, ponieważ nieprawdą jest, że niezmienną cechą przymierza jest włączanie w obietnice dzieci. Dalej, że nawet jeśliby tak było – choć nie jest – to jeszcze to samo nie dowodzi, iż zakres i zasada stosowania znaku zawsze są te same – o czym mówi nam przymierze z Noem i tęcza.
Takie ujęcie potwierdza również nauczanie Nowego Testamentu odnośnie dzieci wierzących. Choć temat ten jest zdecydowanie drugorzędny, można by jednak powiedzieć, że i w czasach obecnych Bóg ma pewien plan i dla naszego, chrześcijan, potomstwa. Czytamy o nim w Dz 2:39. Jest to ten sam plan, jaki ma dla „wszystkich, którzy są z dala”, który opiera się na obietnicy, że jeśli się upamiętają i dadzą ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie ich grzechów, otrzymają dar Ducha Świętego. Z tej obietnicy nie są w żaden sposób wykluczone, podobnie, jak nie jest z niej wykluczony żaden człowiek, bowiem zależy to do Bożego powołania (Dz 2:39). Istnienie tego planu jednak w żaden sposób nie staje się tytułem do otrzymania owego znaku, którym jest chrzest, uprzednio do wymaganego najwyraźniej upamiętania i wiary. Fakt, że obrzezanie było dawane osobom nienawróconym nie jest tu żadnym argumentem, tak jak danie tęczy całemu światu nie jest argumentem (mam nadzieję) za dawaniem chrztu wszystkim ludziom i zwierzętom.
Możemy podsumować całość argumentu następująco: rzeczywiście, zazwyczaj (choć nie zawsze) kiedy Bóg zawierał przymierze, w jakiś sposób wspominał również o kolejnych pokoleniach. Robił to jednak różnie, i w związku z tym nie należy w bezmyślny sposób przenosić zastosowania oraz wymowy znaku z etapów wcześniejszych na późniejsze, gdyż (i) doszlibyśmy do absurdów (ii) doszlibyśmy do herezji (iii) na pewno doszlibyśmy do całkowitego pomieszania znaczeń znaków i obietnic, wprowadzając chaos w nauczanie Pisma odnośnie znaczenia poszczególnych znaków, w tym chrztu oraz obietnic, na których się opiera.
Obrzezanie a chrzest
Przejdźmy więc do omówienia drugiej tezy, że choć nie zawsze dzieci osób wierzących należały do zbawiennego przymierza, to jednak teraz, ze względu na fakt, iż obecny okres jest mocno związany z przymierzem danym Abrahamowi, w którym obrzezywano niemowlęta, powinniśmy chrzcić dzieci.
Z pewnością prawdą jest, że po przymierzu z Noem w historii zbawienia następuje przymierze z Abrahamem, które w zasadzie trwa do dziś, choć również zmieniając swój kształt. Bóg obiecał Abrahamowi między innymi, że w nim będą „błogosławione wszelkie plemiona ziemi.” Z pewnością wypełnieniem tej obietnicy jest Jezus Chrystus, który jest Jego potomkiem, i przez którego Bóg wypełnił w ostateczny sposób ta obietnicę (Gal 3:16). Ale wypełnieniem tej obietnicy są również wszyscy zbawieni ludzie tworzący kościół. Dlaczego? Dlatego, że wszyscy zbawieni ludzie, czy to pochodzący spośród obrzezanych Żydów, czy nieobrzezanych pogan, naśladują Abrahama w jego wierze. On jest naszym wspólnym pierwowzorem, „ojcem wszystkich wierzących” (Rz 4:11). Udział więc w przymierzu Abrahamowym ma się tylko w jeden sposób – przez posiadanie usprawiedliwiającej wiary. To ta wiara, którą Abraham miał zanim jeszcze został obrzezany, jest powodem, dla którego wszyscy wierzący mogą być pewni, że zawierają się w tym zbawiennym przymierzu. Co dla nas ważne, nie jest nim obrzezanie – gdyż Paweł w Rz 4:12 wyraźnie wskazuje, że jest On ojcem tylko tych obrzezanych, którzy wstępują w jego ślady wiary.
Celowo wskazuję, że w historii zbawienia wiara, jako zasada uczestnictwa w przymierzu w oparciu o obietnice dane Abrahamowi przychodzi wcześniej niż obrzezanie. Gdyby uczestnictwo w przymierzu wynikało ze znaku obrzezania, Żydzi mówiąc „mamy Ojca Abrahama” mieliby rację, a Pan Jezus, nie zgadzając się z nimi i twierdząc, że „Ojcem ich jest diabeł” myliłby się. Celowo również wskazuje na ten fakt Paweł w Rz 4. To bowiem dowodzi, że cały okres rozpoczynający się od obrzezania Abrahama, a potem nabierający pełni kształtów pod górą Synaj, z którym związane jest obrzezanie, jest czasowy i przemijający. Innymi słowy, nie ma nic ponadczasowego w ustanowieniu obrzezania. Obrzezanie, choć być może jest ciągle dobrym znakiem dla narodu Żydowskiego (Rdz 17:7 mówi o nim jako o „przymierzu wiecznym”), nie jest znakiem przymierza adekwatnym dla obecnej pełni przymierza łaski, związanej z istnieniem kościoła. Gdyby było, nie potrzeba byłoby chrztu. Najwyraźniej jednak, ze względu na inną zasadę włączania do przymierza w obecnym czasie (sięgającą czasów sprzed obrzezania Abrahama, a więc sprzed rozpoczęcia owego czasowego okresu związanego z obrzezaniem), którą jest zbawienna wiara, wymagany jest nowy znak, który nie ma bezpośredniej styczności z obrzezaniem. Chrzest to znak obecnego okresu, który jest okresem spełnienia się przez przyjście Chrystusa i ustanowienie kościoła obietnicy złożonej Abrahamowi przed obrzezaniem. Obrzezanie było znakiem przymierza związanym z okresem przejściowym, który do owego spełnienia doprowadził.
W związku z tym nie ma nic ponadczasowego w cesze włączania dzieci w społeczność przymierza przez obrzezanie w owym przejściowym okresie. Tak było, ale ponieważ obecnie, wraz z przyjściem Chrystusa i spełnieniem przez to wszystkich danych Abrahamowi obietnic nadeszła pełnia, gdy sposobem na wejście do przymierza jest Abrahamowa wiara, a jej wyrazem chrzest, tak już nie jest i być nie może. Przeczyłoby to bowiem tej zasadzie wejścia do przymierza, którą jest wiara i o której Paweł pisze w Rz 4:1-16.
Dodatkowe argumenty za chrztem niemowląt
Nie znam innych zasad i argumentów za chrztem dzieci. Być może są jakieś, ale wydaje mi się, że jeśli nawet, to tylko są wariacją którejś z tych, które wymieniłem. Przed podsumowaniem, omówię jeszcze kilka fragmentów, które, choć nigdy nie są w dyskusji o chrzcie najważniejsze, jednak zawsze się w niej pojawiają jako argumenty pomocnicze, mające na celu wsparcie wywodu opartego na którejś z powyższych zasadniczych przesłanek.
Chrzty domów.
Biblia mówi o chrztach całych domostw, czyli najprawdopodobniej wszystkich domowników: Lidii (Dz 16:15) i strażnika więziennego (Dz 16:31-33). To oznacza, że również dzieci. Stąd, mamy biblijne przykłady chrztu dzieci.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, iż taki tok rozumowania jest argumentem z milczenia. Bowiem, Biblia NIE MÓWI, że w domach tych były dzieci. A więc to, że były, możemy jedynie domniemywać. A domniemując, np. w przypadku Lidii, która była zamożną, samotną kobietą interesu, możemy powiedzieć, że najprawdopodobniej była osobą straszą (bo zamożną, zebranie majątku zajmuje zazwyczaj jakiś czas), co oznacza, że prawdopodobnie jej dzieci, jeśli je kiedykolwiek urodziła, mogły już prowadzić własne życie. Czy tak było? Kto to wie? Czy były tam dzieci? A kto to wie?
Dalej, bez względu na to, czy dzieci tam były, czy nie, należy się przyjrzeć tym wydarzeniom, by sprawdzić, czy nie dają wskazówek co do zakresu chrztu, który tam się odbył. Czyli innymi słowy: sprawdzić, czy przebieg tych wydarzeń nie daje nam wskazówek co do tego, kogo ochrzczono. W obu przypadkach widzimy głoszenie jako poprzedzające działanie (Dz 16:13; 16:32). W przypadku Lidii widzimy również opis odrodzenia: „Pan otworzył [Lidii] serce, tak, że się skłaniała do tego, co Paweł mówił.” Widzimy również, że chrzest, jakiego jej udzielił Paweł uznawała za rozpoznanie jej jako „wierną Panu” – po chrzcie bowiem mówi: „skoroście mnie uznali za wierną Panu, wstąpcie do domu mego.” Ciężko na podstawie tego kontekstu argumentować, że chrzest był udzielany niemowlętom, skoro przez apostołów za wiernych Panu nie mogły być uznane.
W przypadku strażnika więziennego po pierwsze mamy dość ciekawą obietnicę daną strażnikowi przez apostołów: „uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony ty i twój dom.” Wydaje się, że uważają oni, że to, by on uwierzył, wystarczy dla zbawienia całego domu. Oczywiście, można to rozumieć w taki sposób, że ostatecznie cały dom poprzez świadectwo tego jednego człowieka będzie zbawiony; niemniej najwyraźniej widać, że nie w taki sposób apostołowie to rozumieli. Zbawienie strażnika najwyraźniej ma tą samą jakość, co zbawienie jego rodziny. Czy więc wystarczy, bo ojciec uwierzył, a cały jego dom poprzez to będzie zbawiony?
Nie. Następny werset bowiem mówi, że apostołowie „głosili Słowo Pańskie jemu i wszystkim, którzy byli w jego domu.” Innymi słowy, uznali za istotne głosić również wszystkim innym. Gdyby wiara pana domu wystarczała, nie byłoby to konieczne. Ten krótki czas, jaki mieli, powinni byli raczej spożytkować na osobistej, głębszej instrukcji strażnika. Tymczasem głoszą wszystkim. I wtedy właśnie wszyscy zostali ochrzczeni. Biblia nie podaje nam informacji o reakcji ani jego ani innych domowników. Wydaje mi się jednak, że skoro tak samo apostołowie traktowali ich zbawienie jak jego, tak samo ich ochrzcili, jak jego, to należy słusznie przyjąć, że tak samo wymagali od wszystkich tej wiary, którą nakazali strażnikowi w wersecie 31.
Fragmenty te to szkicowe relacje z wydarzeń, nie zaś szczegółowe traktaty teologiczne. Oznacza to, że dysponujemy tylko częściowym zapisem. Dlatego dla pełnego obrazu wydarzeń zachodzących w nawracających się rodzinach warto przyjrzeć się również nawróceniu Korneliusza i jego domu. Opis ten jest bowiem znacznie bardziej szczegółowy. Wydaje mi się również sensowny wniosek, że kiedy Łukasz skraca swój opis do stwierdzenia „ochrzcił cały dom” nie chce poprzez tą skrótową formę relacji wyrazić innej treści, niż w przypadku, gdzie wyraźnie opisuje, co się działo w analogicznej sytuacji, czyli w domu Korneliusza. Czyli, że to, co działo się w domu Korneliusza możemy traktować jako pewne wyjaśnienie, typ, czy bardziej szczegółowy opis tego, co mogło się dziać w tych domach, o których mamy ogólne informacje „ochrzcił cały dom.”
Kiedy więc patrzymy na dom Korneliusza, to widzimy po pierwsze, że „wszyscy [są] zgromadzeni przed Bogiem, aby wysłuchać tego wszystkiego, co Pan [Piotrowi, którego do nich posłał] nakazał” (10:33). Piotr im głosi im następujące przesłanie: „każdy, kto w niego [Jezusa Chrystusa] uwierzy, dostąpi odpuszczenia grzechów przez imię jego” (10:43). Duch Święty wtedy zstępuje „na wszystkich słuchających tej mowy.” Aby przekonać Żydów, że i poganie mogą otrzymać dar Ducha Świętego, Bóg sprawił, że mówili innymi językami i wielbili Boga. I tutaj padają bardzo ważne słowa Piotra: „Czy może ktoś odmówić wody, aby ochrzcić tych, którzy otrzymali Ducha Świętego, jak i my? I rozkazał ochrzcić ich w imię Jezusa Chrystusa” (10:47-48).
Piotr wychodzi naprzeciw oporom wierzących Żydów, by dać chrzest poganom. Dlaczego Żydzi mieliby taki opór wykazywać? Wersety 34-36 tego rozdziału wskazują przyczynę: Żydzi uważali, że Bóg posłał Ewangelię tylko do nich, do Żydów. Innymi słowy, że poganie nie mogą się nawrócić. Jednak wydarzenia w domu Korneliusza wyraźni pokazują, że mogą, a to poprzez fakt, iż otrzymali Ducha Świętego, który jest darem od Ojca dla tych wszystkich, którzy uwierzyli w Jego Syna (Dz 2:38 i J 15:26). Skoro widoczny jest widzialny skutek niewidzialnego nawrócenia, znaczy się, że nawrócenie nastąpiło. A temu, że poganie otrzymali Ducha nie mogli zaprzeczyć, że względu na dary duchowe, które temu towarzyszyły. Skoro wiadome jest ich nawrócenie, nie ma przeszkód, by zostali ochrzczeni. Przeciwnie, ochrzcić ich NALEŻY – widzimy to w rozkazie Piotra.
Czego się więc uczymy o nawróceniu domu Korneliusza? Że bez spektakularnych darów Ducha by nie zostali ochrzczeni, bo Żydzi by im chrztu nie dali. Dali, że ich ochrzcili, bo byli pewni, niemalże zmuszeni do pewności, że ci ludzie prawdziwie się nawrócili. I na tej wyłącznie podstawie dali im chrzest. Wydaje się więc zupełnie irracjonalne zakładać, że Piotr nakazuje chrzest, czy też, że Żydzi chrzczą również i dzieci tych pogańskich wierzących, które nie mają zielonego pojęcia o darze Ducha Bożego, nie będąc nawróconymi.
Podsumowując więc argument z chrztów domów: opiera się na milczeniu, wymaga przyjęcia domniemania, któremu przeczy zarówno bliski (inne okoliczności tych dwóch wypadków) jak i dalszy (analogiczny, wyraźniejszy opis nawrócenia domu Korneliusza) kontekst. Przypadek Lidii uczy dodatkowo o chrzcie, jako uznaniu za bycie wiernym Bogu; oba uczą o konieczności głoszenia Słowa przed chrztem. Przypadek domu Korneliusza zaś uczy o nawróceniu jako podstawie dla chrztu. Stąd, sam tekst o chrzcie niemowląt nie mówi nic; kontekst natomiast raczej wskazuje na praktykę chrztu na wyznanie wiary, niż na chrzest niemowląt.
„Święte dzieci”
Argument brzmi następująco: 1Kor 7:14 mówi, że dzieci w rodzinie, gdzie przynajmniej jedna osoba jest wierząca nie są nieczyste, ale święte. Skoro są święte, należy je chrzcić.
Muszę przyznać, że jest to jeden z najdziwniejszych i najsłabszych argumentów. O jakiej świętości fragment ten miałby mówić, żeby nią usprawiedliwić chrzest dziecka? O byciu uświęconym przez krew Jezusa? Oznaczałoby to, że dzieci wierzącej osoby nie rodzą się grzeszne, co jest sprzeczne z ogólnobiblijną doktryną o grzechu pierworodnym (Rz 3:10 ; Rz 5:12).
Oczywiście, fragment ten niczego takiego nie naucza. Po pierwsze, owa świętość jest taka sama również w przypadku niewierzącego małżonka: to samo słowo zostało użyte wobec obu. Stąd, jeśli owa świętość sprawia, że należy chrzcić dziecko, fragment ten uczy również o obowiązku ochrzczenia niewierzącego małżonka, co już na pierwszy rzut oka jest absurdem.
Po drugie, kontekstem nie jest jakiś wywód na temat mistycznego znaczenia bliżej nie określonej świętości, ale bardzo praktyczne nauczanie o małżeństwie. Paweł pisze odpowiadając na wątpliwości Koryntian, czy osoba wierząca powinna trwać w małżeństwie z osoba niewierzącą; a może, ze względu na nowe życie, powinna swego małżonka opuścić? Paweł w w. 12 radzi, by – jeśli małżonek zgadza się dalej na wspólne życie, pomimo zmiany – się nie rozstawać. Ale, ktoś mógłby się sprzeciwić słysząc te słowa Pawła: przecież małżeństwa z osobami niewierzącymi Bogu się nie podobają; jak to możliwe, że mam pozostawać w tym złym stanie? I tu odpowiedzią jest werset 14. Otóż takie małżeństwo nie jest złe. W Bożych oczach, ze względu na wiarę osoby wierzącej, ten związek jest święty. W tym sensie osoba wierząca „uświęca” niewierzącego partnera. A argumentem, że tak jest, jest dziecko. Gdyby ten związek nie podobał się Bogu, dziecko byłoby nieczyste – z nieprawego łoża, bękartem. A tak nie jest. Dziecko jest owocem dobrego, świętego związku – małżeństwa. I w tym sensie jest święte.
Jakiekolwiek inne wytłumaczenie zamiast wyjaśniać, zaciemnia i komplikuje; kłóci się z kontekstem. Dodatkowo, gdyby Pawłowi chodziło tu o jakąś inną świętość, byłoby to absolutne novum jeśli chodzi o nauczanie nowotestamentowe, sprzeczne z jasnymi wykładami nauki o świętości i usprawiedliwieniu. W końcu, nawet gdyby ten fragment mówił o jakiejś tajemniczej wewnętrznej świętości dzieci i małżonków osób wierzących, dalej nie mam zielonego pojęcia jaką logiką z tego miałby wynikać wniosek o chrzcie niemowląt.
Błogosławienie dzieci przez Jezusa
Argument jest prosty: skoro Jezus błogosławi dzieci, należy je chrzcić. W bardziej rozwiniętej formie, w oparciu o Mt 19:14 (Mk 10:14 czy Łk 18:16): „nie zabraniajcie im [dzieciom] przychodzić do mnie” brzmi tak: nie zabraniajmy przychodzić dzieciom do Jezusa, czyli nie zabraniajmy włączania ich w Przymierze z Bogiem przez chrzest.
Oczywiście zasadność takiej interpretacji zależy od tego, co właściwie znaczy błogosławienie dzieci przez Jezusa, oraz, w związku z tym, co w praktyce ma oznaczać nie zabranianie im przychodzenia do Niego.
Jeśli chodzi o błogosławieństwo dzieci, i związane z tym korzyści odpowiem wprost: nie wiem, jakie są skutki błogosławienia dziecka przez Jezusa – nie mamy bowiem jakiegoś wyjaśnienia w Piśmie, co do skutków tego aktu. Czy oznacza to, że ono się nawróci? Chyba niekoniecznie. Czy oznacza to, że będzie miało w życiu łatwiej? Też nie wydaje mi się to pewne.
Niemniej, widzę w tym fragmencie dwie nauki. Po pierwsze przyzwolenie Jezusa na to, by rodzice, którzy w Nim szukają oparcia, i mają głębokie pragnienie, aby Jego opiece powierzyć swoje dziecko, mogli to uczynić. Chrystus zezwala im przyjść; nie odtrąca. Innymi słowy mówi: jestem zainteresowany waszymi dziećmi. Nie lekceważę ani waszego rodzicielstwa, ani istnienia waszych dzieci. Owo błogosławieństwo jest tego dowodem.
Dlaczego jednak praktycznym zastosowaniem przesłania tego fragmentu miałby być chrzest, a nie błogosławieństwo? Chrzest nie jest tu wspomniany; chrzest niesie w sobie jasne i konkretne znaczenie, którego brak w owym akcie błogosławienia, którego znaczenie jest dość enigmatyczne i niesprecyzowane, choć istotne dla rodziców. Owa enigmatyczność stoi w wyraźnym kontraście do wyrazistości znaczenia i sensu chrztu. Czy nie rozsądniejsze więc jest się na nauczanym w tym fragmencie błogosławieństwie zatrzymać? Wszelka inna praktyka wydaje mi się nieuzasadnionym nadużyciem, wykraczającym poza intencje samego Pana.
Po drugie, fragment ten uczy, że nie wolno zabraniać dzieciom przychodzenia do Jezusa. Na dwa sposoby.
Po pierwsze, wskazując nam pewną cechę dzieci, którą ma cechować się również nawrócenie dorosłych: „zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, ktokolwiek by nie przyjął Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do niego” (Mk 10:15 i Łk 18:17); „jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mt 18:3). Marek i Łukasz mówią nam, że ludzie dorośli mają przyjąć Królestwo Boże jak dzieci; Mateusz to jedno określenie doprecyzowuje, mówiąc, że chodzi o nawrócenie, ale będąc podobnym do dziecka. O co chodzi? Po pierwsze, zastanówmy się o co by chodziło, gdyby fragment ten nauczał o chrzcie niemowląt. Oznaczałoby to, że Pan Jezus naucza, że mamy się nawrócić, tudzież przyjąć Królestwo Boże nieświadomie, bezwolnie i obojętnie. Czy rzeczywiście o to chodził Panu Jezusowi? Jeśli tak, to przeczy tutaj zbawieniu przez wiarę. Dodatkowo, nie może tu chodzić o nawrócenie, bowiem termin „nawrócenie nieświadome i bezwolne” jest wewnętrznie sprzecznym absurdem. Stąd, mówiąc o przyjmowaniu Królestwa Bożego przez dzieci nie może tu mówić o chrzcie niemowląt, bo jeśli w tej postawie dorośli mieliby naśladować niemowlęta, przeczyło by to ewangelii, lub było pozbawionym sensu nakazem.
Dalej, ciekawe jest również, że Pan Jezus nauczając przy okazji błogosławienia niemowląt, które do niego przyniesiono, nie mówi „nie zabraniajcie dzieci PRZYNOSIĆ do mnie”, ale „nie zabraniajcie dzieciom PRZYCHODZIĆ do mnie,” pomimo faktu, że dzieci te przyniesiono. Widać więc, że choć w swym nauczaniu nawiązuje do sytuacji, w której się znajduje, to delikatnie modyfikuje jej sens. Gdy daje nam dzieci za przykład, to nie mówi już o dzieciach przynoszonych, ale przychodzących. A skoro o przychodzących, to mających wolę i świadomych tego, co robią. Czego więc mają dorośli się od nich uczyć? Wydaje mi się, że prostoty i ufności. Jeśli dziecko swą nieskomplikowaność i ufność wykorzysta do zaufania Bogu, jest wtedy wspaniałym przykładem dla dorosłych, jakiej wiary wymaga od nich Bóg. Również, w swoim nawróceniu, wierząc Bogu na słowo i nie kwestionując Jego mądrości ani prawdziwości.
Skoro więc dzieci są dla nas w swej postawie względem Boga wzorem, nie należy im owego nawrócenia do Jezusa zabraniać. Po drugie więc, fragment ten uczy, że nie wolno zabraniać dzieciom przychodzenia do Jezusa, ponieważ „do takich należy Królestwo Niebios.” Do takich, czyli najwyraźniej tych, z których mamy brać przykład, a więc tych przychodzących. Oznacza to, że jako zbory Chrystusa nie powinniśmy kwestionować możliwości nawrócenia się w dzieciństwie. Taka postawa jest grzechem zabraniania im przyjścia do Pana Jezusa. Najwyraźniej odkąd dziecko ma świadomość, powinniśmy do owego przyjścia przynajmniej nie zniechęcać, skoro do nich (takich ludzi, czyli dzieci) również należy Królestwo Niebios, a nawet, wierząc, są dla dorosłych wierzących wzorem i przykładem, z którego sam Pan nakazał im się uczyć.
Podsumuję teraz dodatkowe argumenty za chrztem niemowląt. Praktyka chrztów domów raczej dowodzi konieczności głoszenia Ewangelii i przyjęcia jej przed chrztem niż domniemanej praktyki chrztu niewierzących niemowląt. Jeśli chodzi o „święte dzieci” wszelkie argumenty za chrztem niemowląt wynikają z całkowitego niezrozumienia kontekstu 1Kor 7. Jeśli zaś chodzi o błogosławienie dzieci przez Jezusa, to fragmenty te raczej są podstawą pod praktykę ich błogosławienia niż chrztu. Dodatkowo, uczą o tym, że Bóg powołuje również dzieci, oraz że dorośli wierzący od tych młodych powinni się uczyć postawy zaufania i prostoty.
Kogo więc chrzcić?
W zasadzie w tym momencie można by skończyć ten artykuł, ze względu na wyczerpanie argumentów za chrztem dzieci. Jednak, w trakcie omawiania owych fragmentów, na których owe argumenty miały się opierać, nie tylko wyjaśniałem ich brak sensu, ale również wskazywałem właściwą, moim zdaniem ich interpretację. Chciałbym teraz podsumować to twierdzące nauczanie, które do tego momentu pojawiło się w tym artykule.
Zacznijmy od przymierza. Krótki przegląd jego historii uczy nas, że każdy etap w rozwoju przymierza w historii ma własne, charakterystyczne dla Bożych celów w określonym momencie historii sformułowanie zbawiennych obietnic. To sformułowanie zawiera w sobie pewne cechy niezmienne i pewne zmienne. Ciężko je odróżnić, niemniej w zasadzie nie jest to konieczne, dopóki jesteśmy pewni, czego obecnie Bóg od nas wymaga. Ze względu również na różnice, na różnych etapach rozwoju przymierze to Bóg poręczał różnymi znakami – tęczą i obrzezaniem. Obecnie znakiem trwania z Bogiem w przymierzu jest chrzest, a jego Ludem Kościół.
Obecny moment w historii przymierza to czas ostateczny, po zrealizowaniu się w Chrystusie wszystkich obietnic, które Bóg dał Abrahamowi. Dlatego też wszyscy wierzący, zarówno poganie, jak i Żydzi, są dziećmi Abrahama. Oznacza to, że mają prawo widzieć siebie jako wypełnienie obietnic, które Bóg jemu dał. Oznacza to również, że Kościół, który tworzą, jest realizacją tych obietnic.
To, że w przymierzu znajdują się osoby wierzące nie wynika tylko z Rz 4, ale również praktyki chrztu domów, i w ogóle praktyki chrztu opisanej w Dziejach Apostolskich. Chrzczone były tylko te osoby, którym głoszono Ewangelię, i które, na ile jest to możliwe dla ludzi do rozpoznania, ją przyjęły.
Patrząc już nie tylko na fragmenty, które omówiłem, ale w ogóle na nauczanie Biblii o chrzcie, widzę podstawę pod kilka prostych twierdzeń odnośnie zasięgu oraz natury chrztu. Oto one:
Biblia mówi o czymś, co chrzczący się powinien uczynić, mianowicie o upamiętaniu i wierze w Chrystusa. Wyklucza to chrzest niemowląt.
Kiedy czytamy czy to Ewangelie, czy Listy, czy Dzieje, trudno oprzeć się wrażeniu, że zarówno Pan Jezus, jak i apostołowie skupiali się nie na chrzcie, ale na głoszeniu ewangelii. Dalej, że natchnionych autorów o wiele bardziej interesowała wiara i nawrócenia, jakie tego były skutkiem, niż chrzty. Wzmianki o chrztach pojawiają się od czasu do czasu, zawsze jako dopełnienie, a nie coś, co w jakiś sposób ściąga na siebie uwagę w życiu kościoła. Temu przesłaniu przeczy chrzest niemowląt. Jeśli bowiem mamy prawo je ochrzcić, to chrzest nie jest dopełnieniem nawrócenia, ale nawrócenie jest dopełnieniem chrztu. Ludzie są w kościele bez względu na nawrócenie; to chrzest włącza w praktyce do zboru i przymierza, nie zaś nawrócenie. Nawrócenie więc – upamiętanie i wiara w Jezusa Chrystusa – stają się opcją, być może bardzo pożądaną, niemniej wcale nie niezbędną dla funkcjonowania w kościele. Jest to myślenie kompletnie obce nowotestamentowej dynamice kościoła.
Oczywiście, Biblia bardzo wyraźnie mówi, że nie taki jest Boży porządek. Przypatrzmy się najpierw chrztowi Jana Chrzciciela: „Za arcykapłanów Annasza i Kaifasza doszło Słowo Boże Jana, syna Zachariasza, na pustyni. I przeszedł całą krainę nadjordańską, głosząc chrzest upamiętania na odpuszczenie grzechów,”(Łk 3:2). Chrzest, którym Jan Chrzciciel chrzci to chrzest upamiętania, którego skutkiem jest odpuszczenie grzechów. Owo „na” można również przetłumaczyć jako „dla”; pokazuje skutek, jaki nastąpi po przyczynie. Stąd, najwyraźniej, ów chrzest, miał być wyrazem upamiętania się osoby, która przychodzi się ochrzcić. Kiedy już ta osoba, upamiętana, przyszła, Jan Chrzciciel w imieniu Bożym informował ją o skutku, jaki skutkiem tego następuje: Bóg tej osobie przebacza grzechy. Porządek więc jest taki: Jan Chrzciciel głosząc chrzest uapmiatania na odpuszczenie grzechów wzywa do upamiętania, które wyraża się chrztem, czego skutkiem jest odpuszczenie grzechów.
Dalsze wersety wyjaśniają poprzez obrazy, czym owo upamiętanie jest: „Jak było napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos wołającego na pustyni: Gotujcie drogę Pańską, prostujcie ścieżki jego. Każdy padół niech będzie wypełniony, a każda góra i pagórek zniesione, drogi krzywe wyprostowane, a nierówne wygładzone. I ujrzą wszyscy ludzie zbawienie Boże.” Widzimy tutaj dwa aspekty zmiany postępowania, nawrócenia. Po pierwsze, oznacza on podporządkowanie się Bogu, wyrażone w prostowaniu w naszym życiu wszystkiego tego, co krzywe, wyrównywaniu tego wszystkiego, co nierówne. Innymi słowy: dostosowywaniu naszego życia do Bożych norm. Po drugie, ta podstawa dla ówczesnych Żydów nie była celem sama w sobie, ale przygotowywała ich serca na przyjście Pana – była „gotowaniem drogi dla Pana”. Najwyraźniej funkcją tego chrztu było przygotować na przyjście Jezusa – obiecanego Mesjasza, przez zmianę w nas tego wszystkiego, co Bogu się nie podoba.
Kolejne fragmenty dość jasno wskazują, że obrzezanie nie oznacza nawrócenia, bowiem Jan Chrzciciel wymaga od tych ochrzczonych osób upamiętnia: „Mówił więc do tłumów, które przychodziły, aby się dać ochrzcić przez niego: Plemię żmijowe, któż wam poddał myśl, aby uciekać przed przyszłym gniewem? Wydawajcie więc owoce godne upamiętania.” Najwyraźniej uczy ich tutaj, by nie uciekali przed przyszłym gniewem, czyli: nie lekceważyli Boga i Jego Prawa, ze względu na swoje miejsce w starotestamentowym przymierzu, którego dowodem było obrzezanie. To samo w sobie dowodzi zmiany, która następuje. Nie wystarczy być obrzezanym Żydem. Należy się upamiętać. Wykręcanie się od upamiętania i przygotowania na przyjęcie Pana oznacza należenie do grupy „plemienia żmijowego.” Jedynym wyjaśnieniem obrzucania takimi inwektywami Żydów bądź co bądź zachowujących warunki sformułowane na Synaju to nadchodząca zmiana w zakresie i naturze przymierza.
Następny akapit uczy, że nie ma żadnych dodatkowych przywilejów: konieczność upamiętania dotyczy wszystkich, bez względu na pochodzenie, pozycję: „A nie próbujcie wmawiać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam wam bowiem, że Bóg może z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi. A już i siekiera do korzenia drzew jest przyłożona; wszelkie więc drzewo, które nie wydaje owocu dobrego, zostaje wycięte i w ogień wrzucone.” Dalsze fragmenty wyjaśniają, że upamiętanie oznacza pragnienie życia w nowy sposób, w zgodzie z Bożą wolą.
Dokładnie takiej samej postawy, takiego samego upamiętania wymaga Piotr od Żydów już po Pięćdziesiątnicy: „Niechże tedy wie z pewnością cały dom Izraela, że i Panem i Chrystusem uczynił go Bóg, tego Jezusa, którego wy ukrzyżowaliście. A gdy to usłyszeli, byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra i pozostałych apostołów: Co zatem mamy czynić, mężowie bracia? A Piotr do nich: Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego. Obietnica ta bowiem odnosi się do was i do dzieci waszych oraz do wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan, Bóg nasz, powoła.”
Jedyna różnica pomiędzy Janem Chrzcicielem i jego przesłaniem, a przesłaniem Piotra, to ta, że Jan Chrzciciel przygotowywał na przyjście Pana Jezusa, a Piotr nawołuje do wiary w objawionego Mesjasza. I jeden i drugi wzywa jednak do zasadniczo tego samego: upamiętania, a więc podporządkowania Bogu i do wiary w Jezusa Chrystusa. Chrzest u Piotra jest świadomą decyzją, związaną z przyjęciem tego przesłania.
Z pewnością powinniśmy naśladować Piotra w jego sposobie głoszenia i postawie względem upamiętania i chrztu. Oznacza to, że chrzest nie może być niczym mniej, jak wyrazem wiary w Jezusa Chrystusa i upamiętania z naszych grzechów. Dalej, chrzest połączony z upamiętaniem łączy się z nadzieją (pewnym oczekiwaniem) chrzczącego odnośnie odpuszczenia mu grzechów. Odpuszczenie grzechów oczywiście nie jest czymś, co robi człowiek; raczej, to robi Bóg w odpowiedzi na upamiętanie, wyrażone chrztem.
Potwierdza to 1P 3:20-21: „Które niegdyś były nieposłuszne, gdy Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę, w której tylko niewielu, to jest osiem dusz, ocalało przez wodę. Ona jest obrazem chrztu, który teraz i was zbawia, a jest nie pozbyciem się cielesnego brudu, lecz prośbą do Boga o dobre sumienie przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.” Dla Piotra arka jest symbolem chrztu. Zbawia on nie sam przez siebie, ale dlatego, że jest „prośbą do Boga o dobre sumienie” ze względu na zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Innymi słowy, chrzest jest wyrazem wiary osoby, która się chrzci. Tak jak Noe wchodząc do Arki ufał Bogu, że go zachowa od potopu, tak osoba, która się chrzci, jednocześnie powierza swa przyszłość doczesną i wieczną w ręce zmartwychwstałego Chrystusa, ufając, że Bóg go zachowa, podobnie jak zachował Noego.
Tak więc, chrzest wyraża nasze upamiętanie i wiarę. A skoro tak, mówi również nam o tym, do czego zobowiązał się Bóg względem osób, które upamiętały się i uwierzyły Chrystusowi: o tym, że Bóg przebaczył nasze grzechy, i w związku z tym możemy żyć nowym życiem, w przebaczeniu, dzięki odkupieniu Jezusa Chrystusa. Dalej, mówi również o tym, że otrzymaliśmy dar Ducha Świętego (Dz 2:38). I w związku z tym potwierdza w nas ufność, że Bóg nas aż do końca zachowa w łasce.
Biblia mówi o chrzcie, jako o decyzji osoby, która się chrzci. To wyklucza chrzest niemowląt.
Oto kilka przykładów:
– Mt 3:6: „A gdy ujrzał… przychodzących do chrztu”. Należy do chrztu przyjść. Najwyraźniej nikt ich do tego nie zmuszał; była to ich decyzja.
– Dz 2:38: „niechaj się każdy z was da ochrzcić”. Piotr wzywa do decyzji, która poprzedza chrzest, Mają na chrzest przyzwolić; zgodzić się; świadomi, co on oznacza.
– Dz 8:12: „Kiedy jednak uwierzyli Filipowi, który zwiastował dobra nowinę o Królestwie Bożym i o imieniu Jezusa Chrystusa, dawali się ochrzcić, zarówno mężczyźni jak i niewiasty”. Znów, chrzest był ich własną, nieprzymuszoną decyzją. Dodatkowo, widzimy, że był decyzją wierzących już osób.
– Dz 8:35-38: „A Filip otworzył swoje usta i zwiastował mu dobrą nowinę o Jezusie, począwszy od tego ustępu Pisma. A gdy tak jechali drogą, przybyli nad jakąś wodę, a eunuch rzekł: Oto woda; cóż stoi na przeszkodzie, abym został ochrzczony? Filip zaś powiedział mu: Jeśli wierzysz z całego serca, możesz. A odpowiadając, rzekł: Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. I kazał zatrzymać wóz, zeszli obaj, Filip i eunuch, do wody, i ochrzcił go.” Widzimy, że najpierw Ewangelia była głoszona; potem eunuch nagle chce się ochrzcić. Skąd takie w nim pragnienie? Prawdopodobnie widział chrzczące się osoby w Jerozolimie, i chciał ich naśladować. Pyta się więc Filipa, czy – najwyraźniej zgadzając się na to posłannictwo, które słyszał – już jest do chrztu gotowy; a może musi coś jeszcze uczynić? Filip najwyraźniej wolał się upewnić co do zmiany, jaka zaszła u eunucha, więc podaje zasadę, którą eunuch musi odnieść do swojego serca: jeśli wierzysz, to możesz. Na co eunuch wyznaje wiarę i zostaje ochrzczony. Widzimy nie tylko decyzję eunucha, ale również wymóg wiary, jako warunku dla udzielania chrztu.
– Mt 28:18-19: „A Jezus przystąpiwszy, rzekł do nich te słowa: Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi. Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego,” To zasada, jaką pozostawił nam Chrystus. Mamy czynić uczniami wszystkie narody. W świetle nauczania Ewangelii Mateusza uczniostwo rozpoczyna się od decyzji naśladowania Chrystusa, i niczego innego (np. 16:24-25; 13:23; 12:33; 11:27-29; 10:32-33; 10:39; 9:12-13). TO jest zadaniem uczniów – czynienie innych uczniami. Chrzest zaś i uczenie wszystkiego, co Pan Jezus przykazał, to czynności towarzyszące, czy też logicznie rzecz biorąc, następujące po tym najważniejszym zadaniu. Znów, wszystko rozpoczyna się od decyzji o naśladowaniu Jezusa.
Na zakończenie podkreślę jeszcze raz: powyżej przedstawiony model chrztu to JEDYNY MODEL chrztu, jaki Biblia nam podaje.
Wszystkie chrzty, jakie mamy wymienione w Biblii, to chrzty poprzedzone głoszeniem Ewangelii, oraz wezwaniem do nawrócenia. Ten model wyklucza wartość chrztu niemowląt.
Nie tylko jest tak, że nie ma chrztów niemowląt; ale również jest tak, że Biblia daje dość dużo opisów chrztów, które przeczą zasadności chrztu niemowląt właśnie przez to, że wskazują na nawrócenie (czyli upamiętanie i wiarę w Chrystusa) jako występujące przed chrztem. Oprócz wskazanego tu już przykładu Lidii, Korneliusza i strażnika więziennego, oraz przed chwilą zacytowanych fragmentów z Dz 8:12 i 8:35-38, mamy jeszcze kilka innych:
– Dz 2:41: „Ci więc, którzy przyjęli Słowo jego, zostali ochrzczeni i pozyskanych owego dnia zostało około trzech tysięcy dusz.” Nie wszyscy zostali ochrzczeni, ale tylko ci, którzy przyjęli Słowo. Również, nie czytamy, że zostali ochrzczeni ci, którzy przyjęli Słowo oraz ich dzieci; ale tylko ci, którzy przyjęli Słowo. Również, w tym fragmencie widzimy o co w tym głoszeniu Słowa, przyjmowaniu Słowa i chrzczeniu, chodziło: o pozyskiwanie dusz. Stąd chrzest jest częścią procesu pozyskiwania dusz, następującym po głoszeniu i przyjęciu Słowa. W świetle tego zadania chrzest niemowląt jest absurdem.
– Dz 9:17-18: „I poszedł Ananiasz, i wszedł do domu, włożył na niego ręce i rzekł: Bracie Saulu, Pan Jezus, który ci się ukazał w drodze, jaką szedłeś, posłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym. I natychmiast opadły z oczu jego jakby łuski i przejrzał, wstał i został ochrzczony.” Najwyraźniej, skoro Paweł otrzymał Ducha Świętego, był nawrócony. Dopiero po tym następuje jego chrzest.
W świetle wcześniejszych argumentów, najwyraźniej potwierdza to przekonanie, że kościół apostolski wierzył w chrzest następujący po nawróceniu, oraz w chrzest, który jest świadomą decyzją osoby chrzczonej.
Wyjątki czy reguły?
Niektórzy paedobaptyści mówią, że wszystkie te sytuacje opisują działania misyjne, gdzie mamy do czynienia z ludźmi dorosłymi, i tylko dlatego nie mamy tutaj do czynienia z dziećmi wierzących rodziców. Innymi słowy, wszystkie te przypadki, o których Biblia mówi, to po prostu wyjątki, podczas gdy normą jest to, o czym Biblia nie mówi, na co akurat nie mamy żadnego przykładu.
Co mnie odstręcza od tej argumentacji, to nieśmiała wątpliwość, dlaczego Bóg dał nam tak wiele opisów wyjątków, nie dając ani jednego opisu normy? Czy aby w świetle danych biblijnych takie myślenie można uznać za rozsądne? Czy rzeczywiście można z pełnym przekonaniem twierdzić, że normą jest coś, czego nie ma, podczas gdy to, co widać, to wyjątki? Moim zdaniem, jest to myślenie karkołomne i stawiające pod znakiem zapytania Bożą mądrość w instruowaniu nas co do praktyk, które ustanowił dla Kościoła.
Miejsce chrztu w Biblii
W końcu, mój ostatni argument, nawiązujący do pierwszej obserwacji w tym artykule:
Chrzest w Biblii, stojąc zawsze w cieniu nauki o upamiętaniu i wierze, jednak jest dosyć ważną nauką; chrzest niemowląt z zasady ważną nauką być nie może. Stąd, jest nauką fałszywą.
Napisałem na początku, że o ile mają rację osoby chrzczące dzieci, ów chrzest dzieci, ze względu na brak jakiejkolwiek wzmianki o nim w Piśmie nie może być sprawą podstawową dla Kościoła. W najlepszym razie jest sprawą drugorzędną, i inaczej być nie może. Tymczasem widzę w Piśmie, że chrzest jest jednym z podstawowych tematów. List do Hebrajczyków 6:2 mówi o „obmywaniach”, czyli „chrztach” jako podstawach nauki chrześcijańskiej. Stąd, skoro jest tematem podstawowym nie może być tematem drugorzędnym. Stąd, skoro chrzest dzieci może być jedynie tematem drugorzędnym, chrzest niemowląt nauczaniem Biblijnym nie jest.
Wniosek
Nie wierzę więc w chrzest dzieci. I nie sądzę, że jakikolwiek chrześcijanin, chcący żyć w zgodzie z Biblią, powinien w nie wierzyć.
Po pierwsze, nie widzę jakiegoś przymusu w jakimkolwiek miejscu w Biblii do tego, by tą praktykę wprowadzić. Przeciwnie, uważam, że nauczanie o chrzcie wyklucza chrzczenie osób, które nie mają w żaden normalny sposób możliwości się nawrócić.
Po drugie, nie czuję się przekonany, iż pomimo faktu, że chrzest dzieci nie jest nakazany ani go w Piśmie nie widzimy, istnieją jakieś słuszne przesłanki, które zmuszają nas do przyjęcia tej praktyki. Argumenty przedstawiane za chrztem niemowląt po pierwsze są niezgodne z fragmentami, na których mają się opierać. Po drugie, wymagają skomplikowanych i złożonych konstrukcji teologicznych. Stąd, aby w to wierzyć, musiałbym powiedzieć, że Bóg podstawy swojej nauki przedstawia niewyraźnie i zmuszając nas do zawiłych rozważań, co moim zdaniem po prostu przeczy Bożej mądrości. Po trzecie, przeczą nauczaniu Nowego Testamentu o wierze, nawróceniu i upamiętaniu. Dlatego uważam, że wszelkie argumenty za chrztem dzieci wynikają nie z tego, że gdziekolwiek ta praktyka jest zasugerowana, ale z próby wyjaśnienia już zastanej w kościele praktyki Pismem Świętym.
Po trzecie, czuję się zupełnie usatysfakcjonowany nauczaniem Nowego Testamentu na temat funkcji i natury chrztu, jako wyrazu wiary osoby, która jest chrzczona. Harmonizuje on z moim niezbywalnym przekonaniem o konieczności nawrócenia się od grzechów do Chrystusa każdego człowieka, aby był w przymierzu z Bogiem, które da mu odpuszczenie grzechów, obecność Ducha Bożego w życiu i ostatecznie doprowadzi do żywota wiecznego. Harmonizuje z odrodzeniem, które sprawił z łaski w moim życiu Bóg, przyprowadzając mnie 10 lat temu do siebie. W związku z tym, oraz w związku z przekonaniem, że chrzest niemowląt wprowadza w to jasne przesłanie Biblii zamęt, uważam, że jest to praktyka o której Pismo nie uczy, i jako wymysł ludzki powinna być przez wszystkich pobożnych chrześcijan nie przyjmowana bądź odrzucona (Mt 15:6), czego im wszystkim serdecznie życzę.
Artykuł ukazał się w miesięczniku „Droga”
Biblia nie stawia warunków wiekowych co do chrztu. Biblia mówi o chrzcie domów. Nie jest moim zdaniem istotne, jacy domownicy wchodzili w skład domu. Istotne jest, że były to całe domy bo tak mówi Pismo. Nie ma tutaj domniemania: po prostu chodzi o domostwa. A domostwa, wiadomo, mogą być różne. Ważne jest, że w Biblii nie ma wymagań co do wieku.
Śwętość dzieci i uświęcenie niewierzącego rodzica zostały inaczej wyrażone i nie wydaje mi się być tym samym. W przypadku rodzica jest uświęcenie współmałżonka. Nie jest napisane, że dziecko jest uświęcone przez rodziców, ale jest napisane, że jest święte. Jest to bardzo mocne stwierdzenie. Nie znajduję w Biblii tak mocnego stwierdzenia o kimś, że jest święty (oprócz w stodunku do Pana Boga).
Jeżeli ktoś z ludzi w Nowym Testamencie jest święty, to znaczy, że został oczyszczony krwią Pana Jezusa. Innej możliwości nie widzę.
Co do błogosławieństwa dzieci: nawet jeśli dzieci zostały przyniesione do Pana Jezusa, Pan potraktował to jakby one PRZYSZŁY do Pana Jezusa. Pan powiedział, że do takich dzieciątek należy Królestwo. A wiemy, że ten kto nie narodzi z góry nie może nawet ujrzeć Królestwa.
Chrzest to nie tyle decyzja, ale następuje NATYCHMIAST bezpośrednio po uwierzeniu. Tak widzę w Piśmie. Bez względu czy dzieci wchodziły w skład domu czy nie chrzest następował bezpośrednio po uwierzeniu.
Wiara natomiast nie zależy od wieku.
Wiara nie zależy od wieku? Nie rozumiem…
Może lepiej powiedzieć w przypadku dyskusji o Chrzcie Św., że warunkiem chrztu nie jest wiara. Chrzest Św. jest sakramentem – Bożą łaską, która jest dana człowiekowi darmo, uprzednio. To Bóg zawsze przychodzi pierwszy do człowieka (człowiek odpowiada na Bożą łaskę).
Tak na temat Chrztu w uogólnieniu nauczają Kościoły Ewangelickie.
No właśnie cały artykuł jest o tym, iż lepiej powiedzieć, że warunkiem chrztu jest wiara. Co do „Wiara nie zalezy od wieku” – równiez nie rozumiem do czego to ma się odnosić w moim artykule.
To, że Bóg działając w łasce przychodzi pierwszy nie kłóci się w przekonaniem, iż wiara jest potrzebna do chrztu, bowiem łaska poprzedza wiarę – wiara to Boży dar.
Tak na temat chrztu w uogólnieniu nauczają kościoły credobaptystyczne, czyli uważające, że początkiem chrześcijaństwa nie jest łaska przychodząca przez sakrament, ale osobistą wiarę, która ów sakrament dopiero potwierdza (pieczętuje). Dlatego chrzcimy w oparciu o wyznanie wiary.
Jeżeli Chrzest nie jest Sakramentem (kanałem łaski), to masz rację. Jeżeli zaś jest, to Twoja odpowiedź jest co najmniej dziwna.
Czy łaska nie może przyjść przez sakrament? A mówiąc o osobistej wierze, mówisz raczej o odpowiedzi na łaskę. A łaska może pozostać też bez „odpowiedzi wiary”, człowiek może ją odrzucić. W końcu jak piszesz wiara jest darem, a logika daru jest taka, że dar można przyjąć, bądź odrzucić. Pozdrawiam
Klasyczna teologia reformowana widzi w Biblii różnice między wiarą jako środkiem łaski a sakramentami. W skrócie, łaska nie przychodzi do człowieka inaczej, jak poprzez Chrystusa ( reformacyjne Solo Christo), z którym łączymy się nie inaczej, jak przez ufną wiare (reformacyjne sola fide). Sakramenty jedynie mają moc ową wiarę w nas utwierdzić, wzmocnić, zapieczętować. Bez wiary natomiast są bezużyteczne. Stąd choć sakramenty uważamy jako środki łaski, to jedynie w tym wtórnym względem wiary sensie (piszę w liczbie mnogiej, gdyż podobnie do baptystów patrza na to pedobaptystyczni prezbiterianie wierzący w koniecznośc nawrócenia). W tym sensie łaska nie przechodzi poprzez sakrament, kiedy myślisz o nim bez powiązania z ową ufną wiarą. Łaska zbawienna moim zdaniem nie może pozostać bez odpowiedzi wiary (np. Rz 8:30). Swoją drogą jak to zdanie o „odrzucaniu łaski” łączysz z przekonaniem z pierwszego wpisu, iż Boża łaska jest dana człowiekowi „darmo, uprzednio” oraz iż to Bóg „zawsze przychodzi pierwszy do człowieka”? Rozumiem więc, że pisząc o działaniu łaski przez sakrament miałeś na myśli, że Bóg coś robi niezależnie od woli niemowlęcia; teraz natomiast wydajesz się twierdzić, że dla zadziałania łaski w życiu człowieka potrzebne jest jej świadome, własnowolne przyjęcie. Czy nie wydaje Ci się to sprzeczne?
Pozdrawiam
Zauważyłem, że „wiara ne zalezy do wieku” łączy się nie z moim artykułem, ale pierwszym wpisem. W związku z tym nie odpowidam na to pytanie, jako nie dotyczące artykułu.
Pozdrawiam
Gdy mówię o relacji Bóg-człowiek (relacji łaski), chcę wskazać na Boga jako tego, który przychodzi do człowieka z swoją łaską (miłością). Mówiąc o łasce uprzedniej mam na myśli, fakt, że ludzka odpowiedź wiary, jest możliwa, dlatego, że Bóg przyszedł pierwszy (jak u Karla Bartha). To łaska uprzednia (powszechna) dana każdemu człowiekowi. Ty zdajesz się mówić o wierze jako warunku (przenosisz akcent na człowieka, który staje „przed łaską”-ta jest wtórna). Dla mnie istotne jest, to co jest pierwsze: pierwsza jest łaska i ona dopiero umożliwia ludzką odpowiedź wiary. W tym tez znaczeniu Sakrament jest kanałem łaski-daje możliwość odpowiedzi, uzdalnia do decyzji wiary, ale również rodzi wiarę. Ale co ważne Sakramenty nie są jedynymi środkami łaski, jakkolwiek są szczególnymi, bo ustanowionymi przez Jezusa Chrystusa, który nakazał je „czynić…”. Łaska ukryta w Sakramentach odzwierciedla ekonomię zbawienia, która wiąże w sobie „świat fizyczny i duchowy” – analogia choćby w samym wydarzeniu Jezusa Chrystusa (człowiek i Bóg), Kościoła (Bóg, który dokonuje swojego zbawienia przy pomocy Kościoła) itd. Twoje rozumowanie zdaje się iść w kierunku zaprzeczenia, że łaska Boga jest nam udzielana również za pośrednictwem świata materialnego – a właśnie sakrament łączy w sobie element fizyczny i duchowy.
Pozdrawiam
Zapomniałem dodać, mówiąc o łasce mam tez na myśli jej potrójność: łaska jest dana człowiekowi jako łaska uprzednia, usprawiedliwiająca i uświęcająca (więcej na ten temat: tutaj http://metodysci.wordpress.com/2008/07/16/bog-szukajacy-czlowieka-o-metodystycznej-teologii-laski/ , i również tutaj: http://metodysci.wordpress.com/2008/07/16/ja-jestem-chlebem-zywota-sakrament-komunii-sw-w-zyciu-kosciola/
pozdrawiam raz jeszcze : )
To, czy łaska uprzednia jest łaską powszechną to sprawa dyskusyjna. Jeśli jest powszechna, to nie jest skuteczna, skoro nie wszyscy na nią odpowiadają. Jeśli jest powszechna, to rozumiem, tworzy się nie tylko poprzez sakrament, ale i w jakiś inny sposób. Chyba, że jest powszechna jedynie w zakresie działania sakramentu. W tym momencie mamy jednak łaskę uprzednią, ograniczoną wolą dysponującego chrztem Kościoła i niekoniecznie skuteczną. Osobiście widzę łaskę uprzednią jako przychodzącą bezpośrednio przez działanie Ducha Świętego, rodzącą wiarę, ograniczoną jedynie wola Boga, nie Kościoła. Zgadzam się, że pierwsza jest łaska, natomiast wydaje mi się, że to raczej głoszone Słowo „daje możliwośc odpowiedzi” niż sakrament, skoro mówimy o chrzcie niemowląt. No bo w jaki sposób dziecko ma na ów chrzest odpowiedzieć? Potrzebuje otrzymać w przyszłości jakis inny „znak” od Boga, przez który Bóg go powoła. Co do uzdolnienia do decyzji wiary, uważam, że sakrament tego nie czyni – czyni to wyłącznie zmiana dyspozycji serca, spowodowana przez działanie Ducha Bożego, który związał się z głoszonym Słowem „Gdy zechciał zrodził nas przez Słowo prawdy”, Jak 1:18. Nie za bardzo również rozumiem jak sakrament (zakłądając, że cały czas rozmawiamy o chrzcie niemowląt) ma „rodzić wiarę.” Co rodzi? Świadome skłanianie umysłu i woli ku Bogu? Zgadzam się, że mamy je „czynić”. Natomiast wydaje mi się, że bez wiary cokolwiek czynimy, z Chrystusem się nie połączymy. To wiara jest pierwotnym wezłem łączącym grzesznika ze Zbawcą. Sakramenty moga jedynie ów węzeł wzmocnić.
Masz rację, że widze prymat świata duchowego nad fizycznym. Używając Twoich analogii, tak jak w Chrystusie najpierw była odwieczna natura Słowa, a potem ciało (J 1:18), jak w Kosciele początek wziął się nie z „ciała i krwi” ale od Ojca, który jest w niebie i dlatego właśnie Szymon został błogosławiony (Mt 16:17), tak w dziele łaski w życiu każdego człowieka najpierw pojawia się odrodzenie z Ducha – wiara – a następnie dopiero wzmocnienie elementem fizycznym. Zamiana tego porządku jest moim zdaniem błędna i deprecjonuje rolę ufnej, posłusznej wiary w autentycznej tożsamości chrześcijańskiej.
Pozdrawiam