Przebudzenie i środki zbawienia

Autor: Mateusz Wichary

Po przeczytaniu artykułów na temat przebudzenia (SP listopad 2001) nasunęła mi się refleksja, iż temat ten pośrednio porusza zagadnienie: od kogo zależy sytuacja w kościele? Czyli idąc dalej: jaka jest rola środków zbawienia w kościele?

Finney utrzymywał, że przebudzenie jest dziełem ludzkim. Innymi słowy: kiedy kościół używa we właściwy sposób wszystkich środków, które Bóg mu daje – kiedy jest posłuszny – wtedy przebudzenie jest nieodwołalne. Jak słusznie zauważył Adam Gutsche, Finney nie daje odpowiedzi skąd niby ma się owo posłuszeństwo w kościele (które wywoła Boże działanie) wziąć. Może po prostu z naszych doskonałych serc? Ale jeśli z nich, to wtedy w ogóle przebudzenie nie jest nam potrzebne.

Wniosek z artykułu zarówno Adama Gutsche jak i Roberta Miksy to, że przebudzenie jest dziełem Bożym. Myśl tą można posunąć do krańcowej postaci (nie twierdzę, iż owi autorzy tak czynią, gdyż ich artykuły nie omawiają roli środków zbawienia. Uświadomiły mi one po prostu ów drugi kraniec możliwych poglądów na to zagadnienie), iż przebudzenie w ogóle nie zależy (lub znikomie) od działania ludzi. To Bóg i tylko Bóg jest Panem i Źródłem przebudzenia.

Rysują się więc przed nami dwie zupełnie odmienne koncepcje, czy definicje tego, czym przebudzenie jest. Każda z nich jest pewnym ekstremum. Jedna brzmi: właściwe wykorzystanie danych nam przez Boga środków. Druga: suwerenne działanie Boga, nie powiązane w żadnym istotnym stopniu z działaniem bądź kondycją duchową kościoła.

Zanim przejdę dalej chciałbym wyjaśnić o co mi chodzi, kiedy mówię środki zbawienia. Chodzi mi o sposoby, które wykorzystuje Bóg, i które są sprawowane w kościele, które sprawiają, że ludzie naradzają się na nowo i trwają blisko Boga będąc odrodzonymi. Środki do zbawienia to innymi słowy to, co kościół może robić, aby przyprowadzać niewierzących i wierzących bliżej Boga. Oczywiście jest to przede wszystkim głoszenie Słowa, ale również Ustanowienia (Chrzest i Wieczerza Pańska), dyscyplina zborowa i modlitwa.

Pytanie o przebudzenie jest więc tak naprawdę pytaniem o to, jak to się dzieje, że kościół Boży jest czasem żywy, a czasem ledwo można go odróżnić od świata. I – w konsekwencji – jaka jest rola samego kościoła w następowaniu owych zmian – ku lepszemu i ku gorszemu.

Jaką rolę ma głoszenie Słowa? Nasza modlitwa? Jakie mają znaczenie? W świetle drugiego poglądu – dla zaistnienia przebudzenia – znikome. To, co ostatecznie się liczy to bezpośrednie, a więc niezwiązane z naszym, Boże suwerenne dzieło zmiany grzesznika lekceważącego Boga na grzesznika, który Boga się boi. A więc naszą jedyną nadzieją jest Jego bezpośrednie, nie związane z naszym posłuszeństwem, działanie. Czy to pogląd właściwy?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że z pewnością pogląd ten wskazuje nam na najistotniejsze źródło naszej nadziei: Boga. Rzeczywiście, to w Nim, a nie w naszym działaniu powinniśmy upatrywać wszelkiej nadziei na zmianę.

Z drugiej strony pogląd ten wydaje się przypisywać zbyt małą rolę sprawowaniu Bożych środków zbawienia w kościele. I nie jest tu z pewnością alternatywą Finney, w którego poglądzie Bóg jest jedynie Dawcą Środków i więcej dla niego nie przewiduje miejsca. To pogląd, w którym jesteśmy tylko My i Boże Zasady – bardziej deistyczny niż teistyczny.

Cóż jest więc tą alternatywą? Wydaje mi się, że pogląd, który rozpoznaje ponadnaturalne pochodzenie środków zbawienia, jednocześnie zdając sobie sprawę, że ich wyjątkowość nie zawiera się w nich samych, ale w ich funkcji przekazywania Bożego pochodzącego spoza nich samych działania, które On sam musi zainicjować. Innymi słowy: to Bóg jest inicjatorem skuteczności środków zbawienia. To On jest tym,. który obdarowuje głoszone Słowo Biblii mocą. To On jest cały czas nieskrępowanym, suwerennym Panem, który działa jak chce. Ale – i tu następuje różnica – jednocześnie jego środki nie są bez znaczenia. Nie są bez znaczenia dlatego, że są przez Niego ustanowione do sprawowania duchowej służby dostarczania Jego przemieniającej mocy. Co to oznacza dla nas? Oznacza, że mamy modlić się, żeby nas przemieniały; żeby Bóg poprzez nie działał.

Bóg po to ustanowił środki swojego działania, aby poprzez nie działać. To być może truizm, ale wydaje mi się, że warto jeszcze raz to powiedzieć. Rzeczywiście, Bóg różnie poprzez nie działa. Wręcz, czasem wydaje się nam, że nie działa, bo pomimo głoszenia ludzie się nie nawracają. Myślę, że warto więc przypomnieć, że głoszone Słowo działa na dwa różne sposoby – ku zatwardzeniu i ku ożywieniu (2Kor 2:14-16). Gdy działa ku zatwardzeniu, również działa. Tak było w przypadku Jeremiasza – który niewątpliwie był Bożym prorokiem, a przez służbę którego najprawdopodobniej nie nawróciła się przez 50 lat żadna osoba. I co? Bóg nie działał? Czyżby?

Kiedy modlimy się o przebudzenie, modlimy się więc, o taka pracę Ducha w naszych sercach, które sprawia, że widzimy coraz więcej z duchowych prawd; kiedy nasze serca są rozmiękczane przez Niego na coraz pełniejsze przyjmowanie Jego, głoszonego w kościele, Słowa. Więcej, o takie działanie Ducha poprzez nas i głoszone przez nas Słowo, które zmiękczy i poruszy świat dookoła nas.

Przebudzenie jest więc w pełni Bożym dziełem. Ale również dziełem, które najpełniej angażuje środki, które pozostawił kościołowi. To tłumaczy dlaczego nawet mierni kaznodzieje, kiedy wiernie zwiastują w czasie przebudzenia ewangelię, są w nadzwyczajny sposób używani; i – dlaczego nawet najdoskonalsi kaznodzieje w czasach bez tego szczególnego błogosławieństwa – są używani do osiągnięcia mniejszych celów.

To również tłumaczy dlaczego, kiedy Bóg rozpocznie przebudzenie, są i zawsze były wyznania czy zbory, które odcinając się od owego Bożego Wpływu nie doświadczały nic z jego błogosławieństw. Dlaczego? Dlatego, ze nie pozwalały używanym przez Boga kaznodziejom głosić kazań w swoich zborach; tłumiły wszelkie ożywienie duchowe jako niebezpieczny fanatyzm.

To w końcu prowadzi nas do pytania, co jest naszym zadaniem. Wydaje mi się, że naszym zadaniem w przebudzeniu jest nic więcej i nic mniej, niż to, co poza nim: dokładnie to samo sprawowanie środków, jakie nam Bóg dał. Różnica dotyczy jedynie skali ich sprawowania. Pobudzony przez Ducha kościół będzie głosił odważniej, częściej i zdecydowaniej; będzie modlił się śmielej, gorliwiej i z większym wytrwaniem. Będzie świadczył o Swym Panu życiem bez udawania i pokazówek.

Przebudzenie samo nie przyjdzie zaś inaczej, jak przez suwerenną decyzję Boga. To On błogosławi Słowo tak, że przychodzi nie tylko w literze, ale i w mocy i z wielką siła przekonywania. Tu żadne sztuczki ewangelizacyjne nie pomogą. Nie wywoła tego żadna muzyka w tle „wezwania” i oddziaływanie na psychikę; dostosowywanie Ewangelii do nieodrodzonych serc, jak to praktykował Finney, i w co wepchnął prawie cały dzisiejszy protestantyzm. To sprawia Bóg, który błogosławi głoszone Słowo.

Co robić, aby przebudzenie przyszło? To, co zawsze robimy, kiedy o coś prosimy Boga – modlimy się. W nadziei, że odpowie. Wiemy, że odpowiada wtedy, kiedy chce. Nie inaczej jest i z przebudzeniem. A do tego – nie zaniedbujmy owych środków, poprzez które zasila w nas nową naturę. Nie zaniedbujmy Słowa, Ustanowień i dyscypliny. Nie zaniedbujmy i nie lekceważmy. Nie dlatego, że są receptą na przebudzenie – takiej recepty nie ma; ale dlatego, że są wspaniałym i błogosławionym przez Boga sposobem przebywania i działania pośród nas. A przebudzenie nie przyjdzie inaczej, jak za pośrednictwem ich właśnie, użytych w nadzwyczajny, zaskakujący nas i powalający na kolana sposób.

Artykuł ukazał się w miesięczniku „Słowo Prawdy”

Reklama

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s