Autor: Mateusz Wichary
Artykuł ten rozpocznę od zarysowania podstawowych pojęć. Staną się one wyraźniejsze w trakcie omawiania historii dokonań nauki w tym zakresie, po czym zastanowię się nad nimi jeszcze głębiej.
Podstawowe pojęcia
Klonowanie to wytwarzanie kopii organizmu wielokomórkowego przy wykorzystaniu materiału genetycznego pobranego z jego komórki somatycznej. Klonowanie, to inaczej tworzenie identycznych kopii oryginału.
Klonować można rośliny, zwierzęta i ludzi. Jeśli chodzi o rośliny, zagadnienie to łączy się z modyfikowaną genetycznie żywnością. Choć jest to temat ciekawy i warty poruszenia, zostanie w tym artykule pominięty. Jeśli chodzi o zwierzęta, to zastosowań jest tu kilka. Po pierwsze, otrzymywanie „żywych fabryk” leków. Zwierzęta wytwarzały by je dużo taniej, niż teraz czynią to firmy farmaceutyczne. W tym celu trzeba pobrać komórki np. od krowy, wprowadzić do nich geny kodujące produkcję potrzebnego lekarstwa i z takich komórek sklonować transgeniczną krowę, która wraz z mlekiem produkowałaby ów lek. Po drugie, otrzymywanie zwierzęcych modeli ludzkich chorób. Tutaj zamiast lekarstwa wszczepiamy zostaje gen chorobotwórczy, a zwierzę staje się celem obserwacji działania lekarstw, które później dopiero po przejściu takich testów zostałyby zaproponowane człowiekowi. W końcu, istnieją i tacy, którzy mają nadzieję przywrócić w ten sposób do życia wymarłe gatunki, np., wilka tasmańskiego.1 Niemniej, najważniejszym celem klonowania zwierząt jest sondowanie możliwości klonowania ludzi.
Bowiem klonować można również ludzi. Klonowanie ludzi posiada dwa cele. Pierwszy z nich to reproduktywny – czyli klonowanie zarodka ludzkiego, aby powstał z niego człowiek. Drugi cel to terapeutyczny, czyli klonowanie dla powielenia tkanek czy komórek. Ten drugi łączy się bezpośrednio z wyjątkowymi zdolnościami komórek macierzystych. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że uzyskuje się je z embrionów ludzkich, a po drugie dlatego, że można je „przymusić” do rozwoju w potrzebną nam tkankę: „Tak wielkie zainteresowanie komórkami pochodzącymi z wczesnych embrionów ludzkich (stadium blastocysty) spowodowane jest tym, że komórki te są liczne, łatwo dostępne, posiadają cechę toti– lub pluripotencjalności, [czyli: rozwoju możliwego do dowolnego (toti-) bądź wielorakiego (pluri-) ukierowania – przyp. MW] a w przypadku klonowania są immunologicznie zgodne z dawcą jądra, dzięki czemu można je u dawcy jądra zastosować w celach terapeutycznych.”2 Owa immunologiczna zgodność oznacza praktyczny brak niebezpieczeństwa odrzucenia takiej tkanki przez ciało dawcy.
Mówiąc mniej naukowo, „komórki macierzyste tym się różnią od innych, że mogą dać początek dowolnym komórkom budującym nasze ciało. Dzielą się przez całe życie i teoretycznie umożliwiają naprawę naszych zużywających się z dnia na dzień.”3 Pozyskuje się je z „5- lub 6-dniowych płodów, tworzących w tym okresie rozwoju blastocystę. Komórki zewnętrzne blastocysty utworzą łożysko, a komórki wewnętrzne (20-100 komórek), które dadzą początek wszystkim narządom, to właśnie totipotencjalne komórki macierzyste, zdolne do utworzenia wszystkich tkanek i narządów ustroju.”4 Najprostszym i najbardziej skutecznym sposobem pozyskania owych komórek macierzystych jest sklonowanie siebie samego, i wykorzystanie owego klonu jako materiału do wyhodowania odpowiedniej „biologicznej części zamiennej”, której nam potrzeba.
Zanim zaczniemy się zastanawiać nad dylematami związanymi z klonowaniem, warto podkreślić, że potencjalnie klonowanie terapeutyczne jest wspaniałym sposobem na leczenie. Cel jest naprawdę wyjątkowy. Któż nie chciałby wymienić sobie chorego organu? I dlaczego – samo w sobie – miałoby to być coś złego? Samo w sobie jest to równie uzasadnione etycznie jak wszelkie rozmyślne działania mające na celu poprawę zdrowia. Czy jako chrześcijanie mamy problemy etyczne z posiadaniem sztucznych zastawek lub przeszczepom organów? Nie. Medycyna jest dobra. Bóg przez św. Pawła zaleca Tymoteuszowi, aby nie pił już samej wody, ale – ze względu na żołądek i niedomagania – mieszał ją z winem (1Tm 5:23). Innymi słowy, nie ma nic złego w rozmyślnym dbaniu o zdrowie. A więc sam cel terapeutyczny nie jest niczym zasługującym na naganę: dyskusja – i warto być tego świadomym – toczy się nad sposobem osiągania owego dobrego celu. Innymi słowy, nikt kto sprzeciwia się klonowaniu (terapeutycznemu) nie czyni tego dlatego, że sprzeciwia się poprawie zdrowia ludzi. Nie jest również sadystą, który z satysfakcją przygląda się, jak inni cierpią i nie chce im pomóc. Nie jest również przeciwny klonowaniu poszczególnych tkanek uzyskiwanych w sposób w sposób nikogo nie krzywdzący. Natomiast sprzeciwia się cenie, jaką ktoś inny, nie pytany o zdanie, za ów szczytny efekt musi zapłacić. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z reproduktywnym klonowaniem człowieka, nad czym zastanowimy się w drugiej części artykułu.
Na zakończenie uwag wstępnych warto jeszcze zwrócić uwagę, że – skoro potencjalnie zainteresowanych różnorakimi aspektami klonowania jest w zasadzie każdy, kto nie chce się rozstać z życiem bądź zdrowiem – stawką są niewyobrażalne pieniądze. Pamiętajmy o tym, przysłuchując się polemice o dopuszczalnych i niedopuszczalnych sposobach klonowania.
Historia klonowania
W 1951 r. pierwszy raz udało się przenieść embrion z macicy jednej krowy do drugiej. Wkrótce udało się również sklonować żaby (1952) i myszy (1970). W 1984 r. Australijka o imieniu Zoe urodziła się z zamrożonego embrionu. Jednak przełom nastąpił 5 lipca 1996, gdy Ianowi Wilmutowi urodziła się Dolly – pierwsza owca sklonowana z komórki pobranej z dorosłego organizmu; w tym samym miesiącu także w Roslin Institute urodziły się Polly i Molly – dwie owce sklonowane z komórek zarodkowych z „wstawionym” dodatkowym genem, kierującym produkcją białka – leku dla chorych na hemofilię. W sierpień 1997 r. naukowcy z Beaverton w USA sklonowali małpy, dzieląc ich ośmiokomórkowe embriony; już w styczniu 1998 Richard Seed, biznesmen i ekscentryczny naukowiec, ogłosił, że w ciągu półtora roku zamierza sklonować człowieka.5
Wkrótce jednak okazało się, że rzeczywistość nie jest tak różowa – otóż „Dolly urodziła się… stara. Kiedy specjaliści ze szkockiego Roslin Institute uważniej przyjrzeli się swojemu „dziełu”, odkryli, że jej komórki są o sześć lat starsze niż ona sama. Dokładnie o tyle, ile wiosen liczył sobie pierwowzór Dolly – owca rasy Finn Dorset – w momencie kiedy pobierano od niej przeznaczoną do klonowania komórkę.”6 Wynika to z długości telomerów, które „[p]orównywane są często z metalowymi skuwkami na końcach sznurowadeł – bez nich chromosomy rozpadają się. Z każdym podziałem komórki telomery stają się jednak coraz krótsze, aż po określonej liczbie podziałów zupełnie znikają. Dochodzi do uszkodzenia chromosomów i śmierci komórki. A więc im komórka starsza, im więcej podziałów ma za sobą – tym mniej życia przed nią. Jeśli taka nieco zużyta komórka posłuży do utworzenia nowego organizmu, to już w dniu urodzin jego telomery są odpowiednio krótsze.”7
Niedługo po tym odkryciu, w maju 2000 r. na świat w laboratorium Advanced Cell Technology (ACT) w stanie Massachusetts przyszło sześć cieląt, które miało sztucznie wydłużone telomery, co na krótko stało się źródłem euforii. Na krótko, bowiem badania przeprowadzone w 2001 roku dowiodły, że „nawet pozornie zdrowe klony są pełne błędów”8. Przyczyną jest fakt, iż „pewne geny zachowują się różnie w zależności od tego, czy pochodzą od matki czy od ojca”, podczas gdy w przypadku klonowania praktycznie wszystkie geny klonu pochodzą od jednego tylko osobnika. Do prawidłowego rozwoju embrionu potrzebne są więc geny pochodzące od obojga rodziców, podczas gdy geny sklonowane mają rodzica tylko jednego. To odkrycie ostudziło nadzieje związane z klonowaniem reproduktywnym.
W listopadzie 2001 grupa naukowców z ACT sklonowała ludzkie zarodki. Czyżby chcieli komuś „zafundować” życie ze skróconymi telomerami? Nie. „Nie chcieliśmy powielać człowieka, lecz uzyskać komórki do celów leczniczych”9 Innymi słowy, naukowcy „postanowili stworzyć ludzkie embriony po to, by uzyskać z nich komórki macierzyste.”10 „Są one [komórki macierzyste – przyp. MW] nadzieją medycyny. Potrafią przekształcić się w dowolną tkankę organizmu, można więc za ich pomocą naprawiać serca po zawale, leczyć cukrzyków, pacjentów po urazach rdzenia kręgowego, a także chorych na Parkinsona czy Alzheimera.”11
W sierpniu 2001 ze względu na ochronę ludzkich embrionów w USA wydano całkowity zakaz klonowania ludzkich embrionów.
Skutki były dwa: po pierwsze, część badań przeniesiono gdzie indziej. Jednak wykorzystanie tej „technologii produkcji” na przecież potężnym rynku zbytu zostało zakazane. To zmusiło naukowców do poszukiwania sposobów uzyskiwania komórek macierzystych – nie kosztem życia embrionu ludzkiego.
I istnieją duże szanse, że uda się je odnaleźć, choć droga może być długa. W styczniu 2002 uczeni z tej samej grupy badawczej ACT ogłosili, że „uzyskali zarodki makaków (małp) drogą partenogenezy. (…)Wystarczy niezapłodniona komórka jajowa (…). Reszta należy już do naukowców, którzy potrafią odpowiednio ‘zmusić’ komórkę, która w życiu nie widziała plemnika, do rozwoju w embrion”12. To zasadniczo zmienia ocenę efektu, bowiem nie mamy do czynienia z ludzkim życiem – embrionem, czyli zapłodnionym przez plemnik jajem – „[n]ie może być zatem mowy o jego ‘uśmiercaniu’ dla potrzeb eksperymentu.
Zarodek taki może zaś stać się doskonałym źródłem komórek macierzystych, a więc takich, które odpowiednio ‘namówione’ potrafią przekształcić się w dowolną tkankę organizmu.”13
W sierpniu 2004 r. doniesiono o zezwoleniu na klonowanie terapeutyczne w Wielkiej Brytanii. W tym samym czasie trwały prace nad klonowaniem terapeutycznym zarodków ludzkich w Korei, skąd w maju 2005 dotarła wiadomość o fenomenalnej wręcz skuteczności – „w tej chwili uzyskiwanie sklonowanych zarodków człowieka jest łatwiejsze niż w przypadku zwierząt! Po raz pierwszy na świecie wyhodowali też z ludzkich klonów 11 linii komórek macierzystych dokładnie dopasowanych do pacjentów”14. Bardzo niedawno, bo w grudniu 2005 okazało się jednak, że wyniki badań były oszustwem. Linii było 2 a nie 11 i wszystkie szybko obumarły.
Czy klonowanie terapeutyczne jest słuszne? (Czyli o definicjach raz jeszcze)
Wróćmy do zasadniczego podziału klonowania – na reproduktywne i terapeutyczne. W wielu publikacjach sugeruje się, iż mamy tu do czynienia z dwoma zasadniczo różnymi zjawiskami, gdzie jedno – reproduktywne – należy słusznie potępić (lub przynajmniej wstrzymać się na obecnym etapie z aprobatą), podczas gdy drugie – terapeutyczne – należy uznać za słuszny środek służby dla dobra ludzkości. „Przez określenie „terapeutyczne” chce się osiągnąć akceptację etyczną tej procedury. Jako argumenty na rzecz klonowania przywołuje się przewidywane olbrzymie korzyści terapeutyczne dla milionów chorych ludzi. W tym kontekście etyków krytykujących tę procedurę postrzega się jako hamujących postęp medycyny i wyzwalanie ludzkości od uciążliwych chorób i cierpień.”15
Tymczasem – z czysto biologicznego punktu widzenia – jest dokładnie odwrotnie. „Tę samą procedurę klonowania raz nazwano klonowaniem reprodukcyjnym, a innym razem – klonowaniem terapeutycznym. W pierwszym przypadku embrion z definicji ma być początkiem życia ludzkiego i ma się nadawać do dalszego rozwoju, w drugim zaś – nie będzie początkiem, i to nie dlatego że nie może się rozwijać, ale z powodu przeznaczenia do celów, terapeutycznych.”16 Innymi słowy, mamy ten sam embrion – który, w zależności od decyzji lekarza, jeśli weń nie zaingeruje, to rozwinie się i urodzi jako niemowlę, bądź też, jeśli zacznie się go przekształcać, stanie się jakimś organem. Nie ingerowanie w jego rozwój (klonowanie reprodukcyjne), w wyniku którego stanie się dorosłym człowiekiem, ma być czymś złym bądź niekoniecznie dobrym; podczas gdy ingerencja tworząca z embriona jakąś tkankę (klonowanie terapeutyczne) na wymianę dla innych ludzi – ma być czymś właściwym i dobrym, wszak służy ulżeniu cierpienia jakiegoś człowieka.
Terapeutyczne – dla kogo?
Takie rozumowanie nasuwa zasadniczą wątpliwość – czy pozytywnie nacechowana nazwa „terapeutyczne” pasuje do sytuacji, w której ktoś niewinny (nie pytany o zdanie) dla kogoś innego ginie. Mówiąc jeszcze innymi słowy, „gdy zapytamy, czy klonowanie terapeutyczne jest dla klonu ludzkiego terapeutyczne, to się okazuje, że nie tylko nie jest, ale wprost przeciwnie, prowadzi do jego zniszczenia. Ekstrakcja komórek macierzystych z embrionu nie jest jego terapią, lecz pozbawieniem życia. Z etycznego punktu widzenia mamy więc do czynienia z klonowaniem użytkowym, czyli w celu uzyskania komórek do badań naukowych, do wykorzystania w lecznictwie oraz dla zysku. (…) Okazuje się więc, że w „klonowaniu terapeutycznym” brano pod uwagę wszystko z wyjątkiem tej istoty ludzkiej, o którą w nim chodzi. Pominięto ją milczeniem, usunięto z dyskusji etycznej. Uczynił tak bez wielkiego namysłu nie filozof czy etyk, ale przedstawiciel firmy, która po to powstała, aby przynosić zyski.”17
Wróćmy więc jeszcze raz do naukowców, którzy szlachetnie „postanowili stworzyć ludzkie embriony po to, by uzyskać z nich komórki macierzyste” co stanowi „nadzieję medycyny” 18.
Czyż to nie jest najgorszy, czarny humor? Równie dobrze można by tryumfalnie ogłosić, że naukowcy „postanowili stworzyć ludzkie embriony po to, by uzyskać z nich nogi, ręce, płuca, serca, nerki, żołądki” – innymi słowy zrobić z ludzi części wymienne dla innych, znajdujących się w bardziej szczęśliwym położeniu. „Ludzki zarodek” to przecież człowiek, tyle, że nie mówi i nie zapłacze.19 No i rzeczywiście, teraz już możemy się zgodzić, że to faktycznie „nadzieja medycyny”, ale medycyna ta staje się ewidentnie zbrodnicza. To tak, jak gdybyśmy uważali to za niesprawiedliwe, że idzie obok ktoś ze zdrową nogą, a my nie możemy jej sobie wyrwać i wstawić w miejsce chorej. Ale teraz – skoro odkryliśmy sposób na takie jej wyrwanie, aby było możliwe jej wstawienie w nasze ciało (kosztem co prawda jego śmierci) – ogłaszamy to jako „nadzieję medycyny”! Takie działania w służbie medycyny mają już swą tradycję – można tu wspomnieć o „dokonaniach” lekarzy w obozach koncentracyjnych, którzy – z korzyścią dla reszty ludzkości i postępu nauki przecież – robili na więźniach doświadczenia, które zazwyczaj prowadziły do ich śmierci. Czy rzeczywiście pochwalamy te działania? I bardziej podstawowe pytanie: czy jako naśladowcy Jezusa Chrystusa mamy prawo je pochwalać?
Istotę „terapeutyczności” klonowania przybliża obraz z dziedziny transplantologii, czyli przeszczepów organów z jednego ciała do drugiego. Otóż, stosując logikę zastosowaną w przypadku klonowania, „należałoby powiedzieć, że transplantacja terapeutyczna [a więc rzekomo etycznie poprawna i słuszna – tak jak klonowanie terapeutyczne – przyp. MW] to taka, w której wszystkie tkanki i narządy żywego, zdrowego człowieka zostają od niego pobrane i użyte do leczenia innych ludzi. W tym wypadku również można by uznać, że człowiek dorosły nie jest jednostką, lecz zbiorem narządów, dlatego wolno go „rozłożyć” na cele terapeutyczne.”20 Jego ciało jest przecież nadzieją dla innych ludzi; podobnie jak w przypadku klonowania to, że żył, a w wyniku transplantacji umarł, należy przemilczeć i uznać za rozsądną cenę za ulżenie cierpienia innych ludzi. Więcej: „można też takie stanowisko poprzeć rachunkiem korzyści, w którym poświęcenie jednego zdrowego człowieka dla uratowania 10 chorych będzie opłacalne.”21 Mówiąc krótko: będąc zwolennikami terapeutycznego klonowania nie powinniśmy mieć żadnych oporów przed terapeutyczną – dla dobra ludzkości i poprawy zdrowia milionów ludzi przecież – transplantacją.
Zróbmy to tanio
Ale to nie wszystko: „”Do wykorzystania komórek macierzystych w medycynie – pisze Włodzimierz Korohoda z Instytutu Biologii Molekularnej UJ – nie są niezbędne komórki totipotencjalne z embrionów. Aby uzyskać rozmaite typy tkanek, neurony, kardiomiocyty, mięśnie, nabłonki itd., wystarczają komórki pluripotencjalne i multipotencjalne. Takie komórki można wykorzystać do implantacji w celu regeneracji serca po zawale (kardiomiocyty) lub leczenia choroby Parkinsona (neurony), wywołania zrastania kości (osteoblasty), gojenia ran (keratynocyty). Źródłem komórek pluripotencjalnych może być szpik, krew pępowinowa, a nawet tkanki dorosłego człowieka. (…) Większość biologów uważa – podsumowuje swoje stanowisko Korohoda – że przedstawiony kierunek prac zasługuje na poparcie, gdyż nie wiąże się z kontrowersjami etyczno-moralnymi”. Tak więc tzw. terapeutyczne klonowanie embrionów ludzkich „nie ma – jego zdaniem – żadnego uzasadnienia, poza finansowym. Naciski na dopuszczenie do takich prac, mimo niewątpliwych zastrzeżeń etycznych, wynikają nie z potrzeb naukowych, ale czysto merkantylnych.””22
Nie chodzi więc o dylemat moralny: kogoś życie – moje zdrowie. NIE jest tak, że embriony są KONIECZNYM „materiałem” dla uzyskania tak istotnych w leczeniu komórek macierzystych – gdyż istnieją inne sposoby ich uzyskania niż poprzez unicestwienie zarodków. Zarodki są po prostu materiałem tanim, i łatwiejszym do uzyskania niż inne. A więc ktoś umiera, nie dlatego, że jest to konieczna cena za poprawę życia innego; umiera, bo dzięki temu taniej jest zrobić innemu dobrze.
Wnioski
Podsumowując dyskusję o klonowaniu terapeutycznym posłużę się jeszcze jednym cytatem: „Nasuwa się więc podejrzenie, że presja sukcesów naukowych i handlowych oraz redukcyjna mentalność niektórych specjalistów od inżynierii komórkowej stała się powodem nihilizacji statusu embrionu ludzkiego. Przeprowadza się ją dwukierunkowo – od biologii komórki do etyki, i odwrotnie – od etyki do pozytywnej oceny moralnej pewnych procedur. W pierwszym podejściu wystarczy zredukować klon ludzki do zbioru komórek zarodkowych, a te ostatnie zrównać z komórkami somatycznymi, w drugim – wystarczy wykorzystać etycznie pozytywny termin i nazwać klonowanie człowieka terapeutycznym, aby tę procedurę moralnie usprawiedliwić.”23
A więc, jesteśmy świadkami dwóch procesów. Po pierwsze, świadomie, ze względu na egoistyczne cele naukowców i wizję wielkich zysków firm farmaceutycznych obniża się status embriona ludzkiego przez wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Wmawia się nam, że nie jest istota ludzką, lecz jedynie zespołem bliżej nie określonych komórek. Powodem jest fakt, iż embrion ludzki jest doskonałym, tanim półproduktem – idealnym materiałem do produkcji zamiennych tkanek dla jego bliźnich, którzy różnią się od niego jedynie posiadaniem portfela. Bo nie dojrzałością ani odpowiedzialnością. Po drugie, świadomie coś moralnie odrażającego i wstrętnego określa się budzącą pozytywne skojarzenia nazwą, uwypuklając pozytywny cel – i zupełnie pomijając zbrodnicze środki, jakie do niego prowadzą.
Jeden z tych najmniejszych
Chciałbym na końcu przestrzec wszystkich chrześcijan przed relatywizacją tego problemu. Choć można tu się odwołać do wielu fragmentów Pisma, odwołam się do fragmentu, który w świetle rozwoju medycyny i nauki widzę w nowej perspektywie. To Mateusza 25:40: „Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście.” Ewidentnie i same te słowa i przypowieść, z której zostały wyjęte dowodzą, że na Sądzie Ostatecznym to praktyczne okazywanie miłości będzie wyznacznikiem autentyczności naszego naśladowania Jezusa Chrystusa. Jesteśmy zbawieni z łaski przez wiarę, ale wiarę, która „jest czynna w miłości” (Gal 5:6), która bez uczynków jest martwa (Jak 2:17) i niczym się nie różni od wiary demonów (Jak 2:19); którą poznaje się po wykonanym dzięki niej dziele i trudzie towarzyszącej jej miłości (1Tes 1:3), albo – już zupełnie wprost – po uczynkach (Jak 2:18). Nie są to uczynki, przez które jesteśmy zbawieni – bo zbawieni jesteśmy przez śmierć i doskonałe życie Jezusa Chrystusa. Ale są to uczynki, które zawsze pojawiają się w życiu autentycznie wierzących i zbawionych dzięki Jezusowi, przez wiarę24; i jeśli się nie pojawiają, to należy wątpić w autentyczność owej wiary. Nawet czynienie cudów i prorokowanie nie zastąpią owego moralnego posłuszeństwa (Mt 7:22-23).
Wracając do owej przypowieści – wyjątkowe znaczenie dla naszego Pana ma „jeden z tych najmniejszych moich braci.” Oczywiście, toczą się dyskusje na temat znaczenia „braci” – czy chodzi o wszystkich ludzi (braci cielesnych; bliźnich), czy tylko ludzi wierzących (braci w duchowym znaczeniu). Wydaje mi się jednak, że zamiast rozpoczynać rozważania od definicji „brata” warto skupić się najpierw na tej jego cesze, którą Pan tutaj podkreśla – „jeden z tych najmniejszych.” Czyli najmniej istotny, niezauważany, lekceważony, popychany, pomijany, nie atrakcyjny, słaby, może nawet ułomny. Intencją Pana jest więc, aby chrześcijańska miłość wyrażała się właśnie wobec takich (w tym kontekście jakoś ciężko mi uwierzyć, że jedynie wierzących), nie zaś tych, którym – jako silnym, ważnym, znaczącym, ustawionym, bogatym, zdolnym, obiecującym – pomagać się opłaca. Mamy troszczyć się o tych, o których nikt się nie troszczy; zauważać tych, których nikt nie zauważa; zwracać się do pomijanych i odtrąconych.
Otóż nikt nie jest bardziej pomijany, lekceważony i niesprawiedliwie wykorzystywany – nikt nie jest bardziej „jednym z tych najmniejszych” – niż nienarodzone embriony ludzkie, traktowane przedmiotowo przez zaślepionych zyskiem i sławą – tak, w Bożych oczach, choć niestety nie według naszych ułomnych ludzkich praw – zbrodniarzy. I myślę, że testem naszego chrześcijaństwa (między innymi oczywiście) jest jednoznaczna obrona ich prawa do życia, co jest przejawem troski o nie w najbardziej podstawowym sensie.
Przypisy:
1 A. Wajrak, Czy uda się przywrócić do życia wymarłego wilka tasmańskiego?, GW 28-05-2002
2 T. Biesaga , Komórki macierzyste i klonowanie człowieka – nadzieje i zagrożenia, www.mp.pl, stan na 10.02.2006
3 A. Włodarski, Komórki macierzyste, GW 18-12-2000
4 T. Biesaga, dz.cyt.
5 Na podstawie: Klonowanie. Kalendarium, A. Włodarski, GW 11-12-2000.
6 A. Włodarski, Klonowanie. Zahamować starzenie się, GW 11-12-2000.
7 Tamże.
8 A. Włodarski, Klonowanie. Klony zawierają błędy, GW 10-07-2001.
9 S. Zagórski, Klonowanie. Sklonowanie ludzkich embrionów, GW 25-11-2001.
10 Tamże.
11 Tamże.
12 M. T. Załoga, Etyczne źródło komórek macierzystych, GW 31-01-2002.
13 Tamże.
14 M. Kawa, Wielki postęp w klonowaniu człowieka, www.biotechnolog.pl, stan na 10.02.2006.
15 T. Biesaga, dz.cyt.
16 T. Biesaga, dz.cyt.
17 T. Biesaga, dz.cyt.
18 S. Zagórski, dz.cyt.
19 Omawiam i udowadniam to w pierwszym z artykułów o o bioetyce.
20 T. Biesaga, dz.cyt.
21 Tamże.
22 T. Biesaga, dz.cyt.
23 Tamże.
24 Jest to reformacyjna i protestancka nauka wyrażona hasłem: sola fide numquam sola: sama wiara, ale nie sama, czyli sama wiara nas zbawia, ale ta wiara nigdy nie jest sama – zawsze posiada towarzyszy, którzy wraz z nią się pojawiają w życiu. Są nimi właśnie dobre uczynki, owoce Ducha Bożego.
25 Za: www.okiem.boo.pl/okiem/nauka/eugenika, stan na 10.02.2006.
Artykuł ukazał się w miesięczniku „Słowo Prawdy”