Mitologizacja świata

Autor: Mateusz Wichary

Historia jako Boża opowieść

Od swego początku, wiek dwudziesty był świadkiem prób dostosowania chrześcijaństwa do potrzeb współczesnego człowieka. Jednym z motorów takich działań było oświeceniowe jeszcze w swej genezie przekonanie, iż ów współczesny człowiek różni się zasadniczo od człowieka, jakiego znamy z wcześniejszych epok. Otóż na przykład wierzono, iż człowiek, uzbrojony w niezawodną broń nauki, idzie wciąż rozwijając się ku dojrzałości, pozostawiając za sobą dawne prawdy, w pochodzie postępu ku świetlanej przyszłości.

Ten optymistyczny pogląd na cel historii ludzkości szybko zakończył swój żywot poprzez drastyczne świadectwo dwóch wojen światowych, które udowodniły, iż człowiek zasadniczo jaki był, taki jest nadal, czyli po prostu grzeszny. Podobnego jednak losu nie spotkało inne przekonanie, które jest przyczynkiem do niniejszego artykułu, mianowicie, że człowiek nowoczesny mitu nie potrzebuje. W związku z tym, iż należy religię i wiarę chrześcijańską odrzeć z wszelkiej mitycznej warstwy, mit traktowano jako szkodliwą barierę między chrześcijaństwem a współczesnym człowiekiem. Powstał więc program demitologizacji chrześcijaństwa, którego głównym eksponentem był Rudolf Bultmann. Program o tyle znaczący, że jeżeli przyjąć, iż chrześcijaństwo jest nierozerwalnie z mitem związane, to paradoksalnie wcale chrześcijaństwa nie wspierający, ale właśnie przeciwnie, chrześcijaństwo od wewnątrz niszczący.

Mit czy nie mit?
Czy tak jest? Czy chrześcijaństwo w swym nieredukowalnym sednie jest mityczne czy bez-mityczne? Teza, której chcę bronić brzmi, że chrześcijaństwo jest jednoznacznie i nierozerwalnie mityczne, a to ze względu na fakt, iż nie rezygnując z przekonania o swej obiektywnej, poznawalnej prawdziwości, chrześcijaństwo jednocześnie jest niezbywalnie przekonane o swym ponadnaturalnym pochodzeniu. Owa natomiast ponadnaturalność koniecznie wymaga w swym opisie rzeczywistości właśnie mitu, jako środka opisu i ujęcia prawdy o świecie.

Czy można mówić bez mitu o działaniu Boga, który jest obecny w historii, który na nią wpływa, który nie jest obojętny, który nie jest tylko dawca uniwersalnych praw czy niedefiniowalnej ani nie ujmowalnej w postaci pewnych doktryn i konkretnych cech pobożności, ale właśnie przeciwnie – jest osobiście zaangażowany zarówno w historię ludzkości i świata, jej bieg i przeznaczenie, jak i historię poszczególnych jednostek, narodów, kościołów i zborów? Jestem przekonany, że nie.

Oczywiście, odpowiedź w dużej mierze zależy od definicji mitu. Mit przez wielu uważany jest za przekonanie o rzeczywistości, które z założenia nie jest prawdziwe, bo jest religijne – czytaj: ponadnaturalne (względnie: wymagające Osobowego Boga). Z takim rozumowaniem trudno polemizować, bowiem funkcjonuje ono w ramach bardzo zamkniętego, dogmatycznie ujętego światopoglądu, iż ponadnaturalne oznacza nierealne. Wspominam tu o tym dlatego, by zwrócić uwagę na ograniczenia wszelkich tego rodzaju definicji. Są zbyt mocno uwarunkowane a priori przyjętymi przekonaniami odnośnie rzeczywistości, i przez to zmuszają mit do odrealnienia; braku faktycznej historyczności. Stąd opinie takie jak np. iż „symbole i mity są z konieczności używane przez prymitywne ludy, by przez nie wyrazić abstrakcyjne prawdy.” wydają mi się już w swych aksjomatach skrzywione przez nawet nie danie szansy owej formie na obronę swej kongruentności z (czyli harmonizowania z) rzeczywistością, w której żyjemy. Definicję zakładającą, iż mit ma średnio dużo, lub mało czy nawet nic wspólnego z obiektywną rzeczywistością, co jest przyjętym w niej dogmatycznym, milczącym założeniem, można by bez trudu zinterpretować jako równie „zamkniętą” co poglądy mitom przychylne; również, wcale niekoniecznie musi powalić takowa na kolana osoby uprzednio nie przekonanej do materialistycznej wizji świata.

W związku z tym proponuję definiowanie mitu rozpocząć od bardziej afirmatywnej, szerszej definicji, mianowicie iż jest to „przedstawienie światopoglądu przy pomocy fabuły”. Powyższą definicję mitu uważam za bardzo trafną z kilku powodów. Po pierwsze, nie jest na wstępie nacechowana pejoratywnie do samej koncepcji fabuły jako właściwego opisu realnego świata. Dalej, nie deprecjonuje takiej formy przedstawienia światopoglądu, jako z założenia nieadekwatnej czy nieprawdziwej. I mam nadzieję wykazać, że bardzo słusznie, gdyż chrześcijański światopogląd w tym sensie mityczny niezbywalnie jest.

Po drugie, należy dodać, iż mit opowiada historię nie tylko człowieka, ale i Boga. Innymi słowy, że prezentowany przez fabułę światopogląd jest jednoznacznie ponadnaturalny. Warto odróżnić takie ujęcie mitu od np. takiej definicji: „mit to naturalny język religii, wprowadzający historyczne fakty w religijną prawdę.” Znów, definicja ta ukierunkowuje nas zbyt wąsko na analizę mitu jedynie w kontekście refleksji antropologiczno-religijnej. I choć niewątpliwie, religijność jest zasadniczą cechą mitu, niemniej wydaje mi się, że wynika ona, a przynajmniej na wstępie tego wykluczyć nie można, szczególnie w refleksji chrześcijańskiej, z pierwotniejszego i mającego podstawowe znacznie faktu, od którego należy rozpocząć i na który należy wskazać, mianowicie, iż mit jest po prostu opowieścią, która towarzysząc przeżywanej czy opisywanej rzeczywistości, ją tłumaczy. I jako taka, oczywiście wymyka się suchym, „nagim” faktom, z konieczności również istnieje w wymiarze stricte religijnym, choć niekoniecznie tylko w nim.

Tyle o micie. Mit jest więc narracją życia. Życie jest akcją, którą mit, będąc narracją, opisuje. A skoro tak, to refleksja nad mitem prowadzi nas nieuchronnie do refleksji nad naturą rzeczywistości i chrześcijaństwa.

Jeśli Biblia, Boże Słowo, jest Mitem, a więc narracją życia, danym od Boga wyjaśnieniem tego, co nastąpiło, co się dzieje i co nastąpi, to historia jest nieuchronnie tak samo mityczna: jest więc – w swej naturze – pewną dziejącą się historią, czyli logiczną, powiązaną sekwencją zdarzeń, mającą swój początek, akcję i zakończenie. W jej ramach widzimy Zbawiającą Historię, czyli zbawiające działania Boże, które są wyjątkowym wątkiem całości kierowanej przez Opatrzność historii. Chrześcijaństwo zaś, czy też ogólnie, by ująć tu i Stary Testament, istnienie osób wiernych Bogu, jest drugim wyjątkowym wątkiem tej historii. To wątek, w którym widzimy realizację Historii Odkupienia. Są to ludzie, którzy przez posłuszeństwo Narracji, i ze względu na nie (wyjaśnieniu Bożemu, w tym szczególnie owemu wyjaśnieniu, które odnosi się do wątku zbawiającego), są wyjątkowi. Chrześcijańska wizja chrześcijaństwa więc to życie w zgodzie z realizującą się w historii Bożą opowieścią; życie w posłuszeństwie Mitowi, który sprawia, że potrafimy w tej Bożej opowieści odnaleźć miejsce, które jest najlepsze i podobające się Twórcy Opowieści.

Mityczna historia
Pozwolę sobie rozwinąć wątek mitycznej historii. Czy może istnieć nie-mityczne chrześcijaństwo? Chrześcijaństwo oderwane od treści, wyrażanej poprzez Mit – cudowną opowieść o świecie? Spójrzmy na to, jak samo chrześcijaństwo siebie opisuje. Spójrzmy na Pismo Święte.

O czym ono mówi? O pewnej ponadnaturalnej historii, której nijak inaczej nie można przedstawić, jak poprzez opowieść właśnie; a skoro trzeba opowiedzieć, to i pojąć bez opowiadania się nie da. Stąd, o ile bezrozumnego chrześcijaństwa nikt nie postuluje, mit jest chrześcijaństwu niezbędny. Historia ma swój początek (stworzenie świata); ma zawiązanie akcji (upadek człowieka i protoewangelię); ma rozwinięcie (wielowątkowa historia Starego Testamentu), które jednoznaczne wskazuje na i znajduje swój punkt kulminacyjny w wydarzeniu przyjścia i dzieła Jezusa Chrystusa. Ma również zakończenie, którym jest Jego powtórne przyjście w chwale na ostateczny, wszystko kończący sąd.

A skoro tak, to historia ta zawiera w sobie i nas – jako ludzie w XXI wieku jesteśmy umiejscowieni w okresie zdobywania świata przez ewangelię; okresie, gdy Królestwo Boże się rozszerza, by znaleźć swą pełnię w powtórnym przyjściu Króla, który już Królem został i ma pełną moc; który, już tylko krótka chwila i wróci, a Królestwu Jego nie będzie końca. Opisując tą kompletną historię Pismo przewiduje uprzednie względem pojawienia się danej księgi wypadki (Gal 3:8), mówi o nich (Rz 4:3) spełnia się w nich (Łk 24:44), a w końcu względem całości naszej historii jest wiecznie adekwatną interpretacją, trwalszą od niej samej (1P 1:25). Pismo Święte zmusza nas – dzisiejszych ludzi – do postrzegania siebie w kontekście całości opowiadanej przez nie o całym istnieniu świata i nas opowieści, która rozgrywa się w historii istnienia człowieka i świata, której narracją, nadającą znaczenie i wyjaśniającą poszczególne wydarzenia jest właśnie ono – Pismo. Historii, która wydarzając się w naszym doświadczeniu jest od początku do końca opowieścią, i która bez tego całego szkieletu Bożej narracji staje się zupełnie niezrozumiała. Naprawdę zupełnie niezrozumiała. Czymże jest bowiem moje życie w czasach ostatecznych bez poprzedzającego je wypełnienia? Czymże jest wypełnienie bez zapowiadającego i wskazującego nań rozwinięcia? A czymże rozwinięcie bez zawiązania akcji? A skąd zawiązanie akcji, jeśli nie z pewnych podstawowych założeń, które wprowadzone zostały jako aksjomaty na początku? Cała historia jest wewnętrznie zjednoczona tą jedną zasadą nadającą znaczenie wszelkim jej aspektom, którą jest plan Boży, Jego objawiona w części w Piśmie wszechobecna narracja opowiadania, którym jest nasz świat.

Chrystus i inni świadkowie
Dalej, zastanówmy się nad funkcją opowieści o historii w samym Piśmie. Spójrzmy najpierw na Ewangelie. Każda opowiada historię o Chrystusie Panu. Spójrzmy na Jego nauczanie. Wiele z Jego przypowieści to mity – opowieści – nadające znaczenie postawie słuchających. Np. podobieństwo o dzierżawcach w winnicy (Mt 21:33-46) wskazuje poprzez historię pewnej winnicy na znaczenie zatwardzenia serc jako zasady od dawna obecnej w historii Izraela. Podobieństwa o Królestwie Niebios opowiadają o jego trwaniu w czasie i tego skutkach dla osób, które w owym okresie żyją: o ziarnie gorczycznym i kwasie (Mt 13:31-33), o pszenicy i kąkolu (Mt 13:24-30), o sieci (Mt 13:47). W końcu, przypowieści Pana o życiu chrześcijańskim nie są jakimiś suchymi, abstrakcyjnymi imperatywami, ale opowieściami, które będąc opowieścią o nas, nadają znaczenie naszemu życiu: podobieństwo o robotnikach w winnicy (Mt 20:1-16), o złym słudze (Mt 18:21-35), o czworakiej roli (Mt 13:1-9), wiernym i niewiernym słudze (Mt 24:45-51) czy o dziesięciu pannach lub talentach (Mt 25). To opowieści wyjaśniają jego dzieło i nasze życie. Bez nich dzieło Chrystusa jest niewytłumaczalne, a co za tym idzie bez żadnego odniesienia do naszego życia.

Dzieje Apostolskie świadczą o podjęciu tej samej metody przez apostołów i pierwszych uczniów. W jaki sposób Szczepan dowodził mesjańskości Jezusa? Opowiadając Żydom Jego opowieść (Dz 7). Nie było to nic nowego; była to ich opowieść, którą bardzo dobrze znali, z, jak im się wydawało, właściwie przez nich rozumianej Księgi; opowieść, w której Szczepan wskazuje wątki domagające się od nich innej postawy. W pewnym sensie spór pomiędzy judaizmem a chrześcijaństwem wciąż jest w tym samym punkcie. Toczy się o to, czy Szczepan miał prawo, czy nie, „zawłaszczyć” sobie ze względu na przyjęcie Chrystusa ich opowieść, przez co pozbawił ich, jako Go odrzucających, w niej miejsca, jako Bożych ludzi.

W jaki sposób Paweł w Dziejach składa świadectwo o Chrystusie? Opowieścią o swoim życiu. Zmitologizowaniem wszystkich wypadków, które na nie się składały. W którego centrum stało spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem. Bez tej opowieści, chrześcijaństwo Pawła jest bez sensu. Paweł odkrył Chrystusa jako bohatera, na którego czekał, ale którego przyjście początkowo przegapił. Czym byłoby posłuszeństwo Pawła, gdyby nie zgodził się na rolę, jaką od Pana w tym opowiadaniu otrzymał?

Tu być może pojawiamy się i my. Od dawna wiadomo, że nic nie przekonuje bardziej do chrześcijaństwa, jak własne, szczere opowiedzenie życia. Znów, z konieczności posługujemy się mitem: opowiadamy fabułę naszego życia; odkrywamy w nim różne wątki, które Bóg wykorzystywał do tego, by w końcu, w pewnym momencie nas do Siebie przyprowadzić, by następnie dalej, w różny, dziwny, ale jakoś spójny i odgadniony w swych zarysach sposób prowadzić. Czy istnieje inne chrześcijaństwo?

Pismo a historia
Chrześcijaństwo domaga się więc mitologizacji historii. Czyli: nadania jej, w całości, choć pewnie w różnym stopniu, ponadnaturalnego, Opatrznościowego charakteru. Od samego początku do samego końca, bez żadnych wyrw ani żadnych miejsc nieopisanych, historia świata jest realizowaniem się wielowątkowej, ale jasnej i przejrzystej opowieści, która ogarnia nie tylko pewne zasadnicze wydarzenia, ale każdy najmniejszy aspekt istnienia, tak poszczególnego człowieka, jak i narody czy cywilizacje. W tej historii, bez owego mitu, czyli nadania wydarzeniom znaczenia w konkretnym momencie dziania się ich i wszystkiego, poprzez interpretację w świetle Bożej kompletnej narracji, czyli ponadnaturalnego Objawienia Bożego, tak moje życie jak i historia powszechna stają się nieczytelne. Więcej: puste i bezcelowe.

Wniosek
Mamy więc albo opowieść, albo nic. Chrześcijaństwo jest nierozerwalnie związane z historią, ponieważ Pismo Święte, bez którego chrześcijaństwa nie ma, jest opowiadaniem o owej historii, i bez owego charakteru opowieści o historii nie ma ono żadnej wartości. Nie mówi człowiekowi nic. Przynajmniej Pismo Święte. Może niektórzy ambitnie teolodzy potrafią coś powiedzieć, niemniej nie jest to adekwatna, spolegliwa ekspozycja Pisma.

Pismo Święte więc albo jest prawdziwym (właściwie relacjonującym i wyjaśniającym historię) mitem – z wszystkimi jego ponadnaturalnymi elementami, od stworzenia świata w 7 dni, przejścia suchą nogą przez Morze Czerwone (bez żadnych ucieczek w morze sitowia), poprzez niepokalane poczęcie Chrystusa, nakarmienie tysięcy przez cudownie rozmnożony chleb i chodzenie po wodzie, do zmartwychwstania, wniebowstąpienia Chrystusa i Jego powtórnego przyjścia, czyli ponownego fizycznego wejścia w nasze doświadczenie – albo jest zbiorem religijnych wyobrażeń antycznych pisarzy, które nie wnoszą nic, prócz pewnych walorów poznawczych w antropologię religii względnie fenomenologię zachowań religijnych. Domagając się naturalistycznej, nie-mitycznej redakcji jakiegokolwiek rozdziału w tej opowieści, nieodwołalnie podważamy wyjątkowość, świętość i znacznie całości; stawiamy bowiem wtedy intencję Autora Całości pod znakiem zapytania i przez to, do całości, bo nie do części tylko przecież, podważamy nieuchronnie zaufanie.

I inaczej być nie może. Bowiem albo Bóg jest, i świat nie jest dziełem przypadku, lub czymkolwiek innym, albo Go nie ma, i nie ma co bawić się w grzebanie w pozostałościach minionych zabobonnych epok – w ograniczonych opowieściach ludzi piszących księgi znane dziś jako Pismo Święte. Chrześcijaństwo bez ponadnaturalnej, opowiedzianej prawdziwie w Piśmie historii nie istnieje. C.S. Lewis pisał: „Sednem chrześcijaństwa jest mit, który jest jednocześnie faktem. (…) Stając się faktem, nie przestał być mitem i to jest cudowne.” Nasza historia jest zawsze mityczna, bo zawsze połączona z opowieścią, która w niej się realizuje. Mit (opowieść) chrześcijaństwa jest zawsze historyczny, ponieważ jego świat to nasz świat. Nie żadna meta-historia. Nasza historia. Nasza, namacalna rzeczywistość. „Nasz” Duch Święty, który nam (tutaj) działa. Nasz Pan, który prawdziwie, tutaj, za mnie jakim tutaj jestem, umarł, tutaj zmartwychwstał, i tutaj powróci w chwale, sądzić żywych i umarłych.

Opowieść i chrześcijaństwo są nierozłącznymi towarzyszami. Chrześcijaństwo widzi siebie jako część opowiadania, które staje się teraz. I staje się od początku. I będzie się realizowało do końca. To prawdziwy, opowiedziany przez Boga w spolegliwy sposób w Piśmie Świętym mit.

Oznacza to, że wszelkie próby rozdzielania tych dwóch jakości, z konieczności prowadzą do śmierci chrześcijaństwa. Chrystus bowiem przychodzi do nas nie inaczej, jak poprzez ewangelię, która jest prawdziwym mitem. Akceptując ewangelię, stajemy się chrześcijanami; odrzucając ją, a nie ma innej, jesteśmy przeklęci (Gal 1:6-8). Mamy więc przyjąć całym sobą, bez żadnych zastrzeżeń Opowieść o Bożym odkupieńczym działaniu; zbawiającej historii, w której bez historyczności grzechu nie ma żadnego zbawienia i bez historycznego zbawienia, nie ma sensu grzech. Gdy przestaniemy ją opowiadać, przestaniemy być chrześcijanami. Brak szczerej wiary w naturę świata jako opowiadania z narracją w Piśmie zdeterminuje zanikanie naszych wyznań i zborów. Bez wiary w Bożą opowieść nie będzie wiary w ewangelię; a bez wiary w ewangelię nie będziemy jej opowiadać, zastępując czymś, do czego mamy większe przekonanie. A więc nie będzie mocy do zbawienia i zmiany dla człowieka obok. A przy tym przestaniemy rozumieć i siebie i siebie zatracimy, gdyż zbawieni jesteśmy tylko o tyle, o ile zachowujemy ewangelię tak, jak nam została zwiastowana (1Kor 15:1-2).

Alternatywy?
Co ciekawe, jeśli wartości naszemu życiu czy ogółowi historii, czy istnieniu świata nie nada chrześcijański mit, czyli chrześcijańska opowieść o Bogu i człowieku, z pewnością uczyni to jakiś inny. Historia bowiem – zarówno ta naukowa jak bardzo codzienna i osobista – bez mitu, bez założenia natury rzeczywistości jako opowieści, a więc sensowności traktowania jej (przy uwzględnieniu wszelakiej złożoności) jako pewnego racjonalnego, połączonego choćby niewidzialnym na pierwszy rzut oka, ale jednak istniejącym wątkiem – staje się niepoznawalna a przede wszystkim niczego nas nie może nauczyć. Wszelkie bowiem wnioski i nauki wynikają z założenia istnienia w niej pewnej celowości, porządku, wynikania. Bez takiego podejścia, które nieuchronnie wprowadza w przedstawienie historii fabułę, w ogóle jej nie można opisywać. A więc opisując, opowiadamy. Wszelki opis świata więc jest opowieścią. Opowieścią o świecie, w której mamy początek, rozwinięcie i zakończenie. Np. Big bang, rozszerzanie się świata, kurczenie, i koniec (jakiś).

Człowiek więc bezustannie rzeczywistość tłumaczy, chce tłumaczyć i nie potrafi inaczej, jak tylko przez opowieść. Jest to ważne o tyle, że rezygnując w naszej interpretacji chrześcijaństwa z opowieści, a więc koncepcji niego samego jako mitycznej historii, z Biblią jako niezbędną narracją wyjaśniającą i komentującą nasze życie, nieodwołalnie zaczynamy snuć jakąś inną, bynajmniej nie biblijną opowieść. Zaczynamy czytać jakąś inną Księgę Ludzkości i Świata i żyć w Innej Opowieści.

Dlatego pytanie nie brzmi: czy mit?, ale: jaki mit? Nasze życie musi być w jakiś mit zanurzone. Zinterpretowane w świetle jakiejś narracji; jakiegoś przekonania o wplecionej we wszystko fabule. Dowodzi tego nawet tzw. światopogląd naukowy, czy materialistyczny. Poznajemy w nim przecież jamochłonów jako pradziadków; teoria ewolucji ma znaczenie w nauce właśnie dlatego, że wprowadza w ową opowieść o świecie konieczny element – wyjaśnienie początku. Mamy w niej i szlachetnych rycerzy, bohaterów – naukowców, popychających ludzkość do przodu. Mamy i Twórcę – zauważmy, że często słyszymy o Pani Naturze, która „tak to sprawiła”, albo „zaplanowała”, albo „wyregulowała”, albo „dostosowała” – zauważmy, że chcąc nie chcąc, natura świata jako opowieści wymusza w owym światopoglądzie, wbrew jego aksjomatom, pojawienie się jakiegoś Autora Opowieści! Znów, dlatego, że inaczej nie da rady. Czysty Przypadek, który jest logicznie jedyną alternatywą Stwórcy, nie jest kongruentny nie tylko z naszym pojmowaniem rzeczywistości, ale i materialistów. Życie musi mieć wątek, a wątek ktoś musi tworzyć, jakiś narrator, a więc i narrator być musi. Bo inaczej życie jest zupełnie bez sensu.

Współczesny człowiek, nie wierzący w mity okazał się „mitem.” Piszę „mitem,” bo nie mitem. Okazał się nie istniejącym wytworem umysłów ludzi, którzy wystąpili przeciwko mitycznej naturze ludzkiego spojrzenia na świat. Postawili sobie za cel zmienić naturę historii i swojego w niej miejsca. Ale czy pantera może zmyć swoje centki? Podobnie człowiek, jest zanurzony w mit, bez względu na to, czy mu to się podoba, czy nie. Choć prawdę „tłumi”, to przecież, jak samo to słowo wskazuje, nie jest w stanie jej nie poczuć (Rz 1:19). Mit go określa, a człowiek nieokreślony nie jest w ogóle czymkolwiek, a czymkolwiek być musi. Mit jest więc nieodzowny. Nie bądźmy więc nieroztropni, i nie odrzucajmy Biblijnej Opowieści. Bo jest nit tylko opowieścią, ale i opowieścią prawdziwą, narracją dziejącej się w historii akcji.

Wyzwanie
To wszystko stawia odbiorcę przekazu Pisma Świętego w bardzo radykalnej sytuacji. Nie ma w zasadzie innej możliwości jak przyjęcie Jego natury, jako ponadnaturalnej narracji w opowieści, którą jest historia świata, z wszelkimi tego skutkami, albo jej odrzucenie, równie odpowiedzialnie, i z wszelkimi konsekwencjami. Powinien być dorosły. Bądźmy zatem odważni i albo niezłomnie opowiadajmy o Żywym Bogu, który działał i działa i będzie działał, w zgodzi z tym, co nam objawił w Piśmie Świętym, albo – jeśli nie wierzy w tą Opowieść – niech zrezygnuje z niej w ogóle. Wszelkie alternatywy są fałszywe i ostatecznie odwlekają jedynie to, co nastąpić musi. Przez odrzucenie opowiadania, odrzucamy ewangelię i chrześcijaństwo.

Ale popatrzmy na to afirmatywnie: oto siła chrześcijaństwa. Oto jego moc, która tkwi w prawdziwej Opowieści o Bogu i Jego Synu, który w zgodzie z nią realizuje w naszej rzeczywistości, w upadłym świecie, swój plan. W świecie, w którym przecież prawdziwie Słowo stało się ciałem, a Królestwo Boże ciągle się rozszerza. Której zakończenie wciąż jeszcze, choć je znamy, jest przed nami. Nie mogę się na nie doczekać, bo nastąpi na pewno.

Reklama

One response to “Mitologizacja świata

  1. Bardzo fajny tekst.

    Ale zastanawia mnie co myślisz o tym, że w wielu pogańskich religiach, dawnych wierzeniach występuje dużo podobnych mitów lub nawet innych?

    Też one mówią o rzeczywistości historycznej, faktycznej?
    Czy wszystkie poza biblijnymi są sprytnym fałszerstwem szatana i głupimi wymysłami prymitywnych ludzi?

    Co myślisz o tym, że późniejsi pisarze chrześcijańscy, ale i również inni opisują rzeczywistość w tak fantazyjny sposób?
    Euzebiusz z Cezarei pisze o świątyni, która sama się zbudowała w nocy itp. legendy i mity pojawiają się w staroż. i w średniowieczu. Prawda, mit, czy fałsz?

    Poza tym na czym polega prawdziwa wiara,
    czy na
    bezkrytycznej wierze w zestaw mitów i dogmatów,
    czy na prawdziwej przemianie życia, wydawaniu owoców, wewnętrznym doświadczeniu duchowym?

    Mity są potrzebne, nie przeczę.
    Jeden może mity uznawać za faktyczną rzeczywistość, bo bez tego jego wiara byłaby niczym, a drugi może podchodzić bardziej racjonalnie i krytycznie.

    Ważna jest przemiana człowieka, nawrócenie.
    Mniejsza o to czy historia Hioba jest moralizatorską opowieścią, czy faktyczną historią.
    Tak czy siak uczy każdego, że cierpienie nie musi być karą za grzech, że Bóg może człowieka doświadczać, że po chwilach cierpienia, może przyjść radość etc.

    Jasne. Są pewne prawdy niejako konieczne do sensu wiary. Np. wiara w zmartwychwstanie Jezusa, w żywot wieczny. Bez tego jesteśmy pożałowania godni jak zauważa św.Paweł.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s