Autor: Mateusz Wichary
„Śpiewaj Panu cała ziemio” (1Kronik 16:23) wzywa Asaf. Paweł znów nawołuje, byśmy rozmawiali ze sobą „przez psalmy i hymny i pieśni duchowne,” a w swoich sercach „śpiewali i grali Panu” (Efezjan 5:19) Dlaczego śpiew? Dlaczego przy udziale instrumentów? Cóż jest takiego w śpiewie, czego nie ma w mowie, a co sprawia, że lepiej jest Bogu w pewnych okazjach śpiewać niż mówić i grać, niż słuchać jedynie własnych głosów?
Muzyka przekazuje treść
Jesteśmy przyzwyczajeni do stwierdzenia, że słowa przekazują treść. Ale nie tylko. Melodia również. Wystarczy prosta obserwacja – jak wiele ton głosu zmienia w sensie wypowiadanych słów. Gdy wyczuwamy ironię lub drwinę, sens zmienia się o 180 stopni. Ton głosu to muzyka słów. Ton jest pozasłownym sposobem przekazywania treści.
Podobnie muzyka, która ma moc zmotywować do działania jak i odprężyć; wprowadzić nas w stan przygnębienia jak i optymizmu; nadziei jak i smutku; radości i wdzięczności jak i chaosu i bezsensu.
„Na nutę….”
W pewnej liczbie Psalmów widzimy uwagi dla „Przewodnika chóru.” Dotyczą one zazwyczaj melodii, jaka jest odpowiednia dla danego Psalmu. Melodia (nuta) „Lilie” odpowiada pieśni miłosnej (Ps 45); melodia „Dziewice” w jakiś sposób potęguje nadzieję w Bogu, wyrażoną przez Psalm 46; Psalm 55 powinien natomiast być śpiewany przy akompaniamencie instrumentu strunowego, którym prawdopodobnie była harfa. O czym nas to uczy? Że pewne melodie są odpowiednie do pewnych pieśni, bowiem treść melodii współgra ze słowami, które z nią łączymy. Czasem jako chrześcijanie lekceważymy ten przekaz melodii. Spróbujmy jednak do melodii „Cudownej Bożej łaski” zaśpiewać „Cieszę się, Jezus zbawił mnie,” lub do melodii tej ostatniej kolędę „Jezus malusieńki” a szybko odkryjemy prawdziwość tego stwierdzenia.
Bez uwag dla przewodnika
Czego uczymy się z braku uwag dla przewodnika chóru? Myślę, że tego, że mamy wolność w tworzeniu własnych melodii. Gdyby było inaczej, Bóg zawarłby w Biblii zapis nutowy tych melodii, które się Mu podobają; do naszych czasów przetrwałyby te melodie, do których śpiewano Psalmy. Tak jednak nie jest. To oznacza, że możemy podjąć się zaszczytnej funkcji tworzenia melodii i pieśni (do czego jesteśmy wezwani w Psalmie 149:1 – „śpiewajcie Panu pieśń nową na chwałę jego, w zgromadzeniu wiernych.”) dla Jego chwały. To znów oznacza, że nie możemy czynić tego w dowolny sposób. Nasze pieśni powinny wyrażać prawdziwe uczucia; powinny podnosić nas z naszych grzechów ku Bogu; budować naszą wiarę i zachęcać do życia w nowy sposób dla Chrystusa. Innymi słowy, jak wszystko inne, co czynimy, nasze pieśni muszą być uwielbieniem dla naszego wspaniałego Boga.
Praktyczne potrzeby
To oznacza, że muzyka nie jest jedynie drugorzędna w kościele. Ktoś kiedyś napisał, że „w Piśmie widzimy muzykę jako konieczną odpowiedź radości na Boży majestat i łaskę.” To oznacza że powinniśmy zachęcać muzyków, aby podejmowali się tworzenia dla Boga melodii, które nie będą chrześcijańską odmianą disco polo, ale przetrwają przez wieki, jak twórczość Bacha, słuchane przez ludzi niewierzących; będące świadectwem oddania Bogu jej twórców. Jeśli tak nie będzie, skazani będziemy na kalkowanie świata w naszych muzycznych gustach. Jeśli nie ma tych, którzy nas prowadzą w kościele, to będziemy prowadzeni przez tych, którzy nadają kierunek muzyce poza kościołem. Coś śpiewać będziemy; tak zostaliśmy stworzeni.
Kiedy patrzę na muzykę obecną w naszych kościołach, nasuwa mi się nieodparte wrażenie, że tak właśnie jest. Idolami muzycznymi liderów grup uwielbieniowych są świeccy muzycy. W pewnym sensie to nieuniknione, skoro tak niewielu jest dobrych chrześcijańskich muzyków. Ale to stawia przed naszym pokoleniem wyzwanie, by nasze dzieci miały już na kogo spoglądać i od kogo się uczyć; by za 20 lat nasze pieśni były kształtowane przez ludzi oddanych Bogu i takie treści przekazujących przez tworzone przez siebie melodie.
Aby jednak nasi muzycy odróżniali się od świata; i by świat patrzył i uczył się od nich, koniecznie potrzebna jest
właściwa postawa
Niektórzy muzycy, gdy wskaże im się niesolidność i kiepskie przygotowanie do tego, co robią, odpowiadają: „wiesz, to ostatecznie jest po prostu moja służba” albo „nie robię tego dla pieniędzy.” Taka postawa opiera się na milczącym założeniu, ze „skoro robię to dla Boga, to nie ma znaczenia, jak dobrze to robię” – dokładna przeciwność biblijnej postawy! Szanowny Muzyku – skoro podjąłeś się tego zadania, to rób je jak najlepiej potrafisz, i nie uświęcaj swojego lenistwa!
Wielu muzyków – mówiąc wprost – „chałturzy.” Widać to szczególnie na rynku amerykańskim. Tekst składa się z wystarczającej ilości „Jezusów” „Bożej miłości” i „nawróć się, Bóg kocha Cię,” bez żadnej głębszej treści. W tym ta dzisiejsza produkcja różni się zasadniczo od hymnów, których głęboka treść sprawia, że śpiewa się je od stuleci i jakoś się nie nudzą. „Cudowna Boża łaska,” „Bóg się rodzi,” „Wiele lat błądziłem w świecie sam,” „O pochyl mnie jak zboża łan” to kilka z wielu przykładów. Kiedyś przeczytałem następujące zdanie: „Choć to trochę dziwne, gdy uwielbienie w kościele ogranicza się do piosenek typu (Alleluja) x16, dzieje się naprawdę źle, gdy to staje się jego teologią.” Rzeczywiście, płytkie teologicznie pieśni idą zazwyczaj w parze z niezbyt duchową teologią, ograniczającą się do pewnych sloganów, bez solidnego oparcia w Piśmie Świętym. Jedno napędza drugie.
Kościół rozmiłowany w Bożym Słowie będzie szukał odpowiedniego dla siebie wyrażenia swojej wiary w głębokich pieśniach; jednocześnie sprawi, że twórcy będą bardziej troszczyć się o tekst tworzonych piosenek, które znów wzmogą miłość i oddanie do Pana. I wcale nie muszą być długie (choć pewnie będą dłuższe niż 4 linijki). Smutna więc jest obserwacja, że czasem niechrześcijańskie teksty są o wiele głębsze, podczas gdy chrześcijanie zadowalają się sloganami.
Jeśli chodzi o melodię naszych nowych pieśni, niestety rzadko cechuje się jakąś innowacją, czy przemyślanym tematem – zazwyczaj składa się z bardziej lub mniej świadomych i oczywistych kalek z niechrześcijańskich zespołów. Oczywiście, każdy muzyk jakoś jest klasyfikowany i w muzyce, jak we wszystkim pod słońcem, w pewnym sensie nic nowego już nie stworzymy. Jednak widać różnicę pomiędzy efektem prawdziwego natchnienia i wysiłku przełożenia go w dopracowany utwór, a prostą produkcją masową.
Po co nam muzyka? By przez nią wyrażać naszą miłość ku Bogu. Niech On będzie dla nas zachętą, by szukać odpowiednich pieśni, by tworzyć je na chwałę Jego Imienia!
Artykuł ukazał się w miesięczniku „Słowo Prawdy”