O trudnym, czyli prawdziwym naśladowaniu Jezusa

Autor: Mateusz Wichary

Wtedy Jezus rzekł do uczniów swoich: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną. Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je.
Mat. 16:24-25

„Przyjdź do Jezusa – On rozwiąże wszystkie Twoje problemy. On zmieni Twoje życie.” To częste hasła ewangelizacyjne. Hasła, na które część kilku-, czy kilikunasto-, czy kilkudziesięcio-letnich chrześcijan reaguje dość znacząco – często przez milczenie po prostu, wyrażające cichy sprzeciw lub przyzwolenie na taki sposób mówienia o Jezusie, przy jednoczesnej świadomości, że wcale sprawy nie mają się tak właśnie. I wcale nie dlatego, że Chrystus nie rozwiązuje problemów. Albo, że nie zmienia życia. Bo rozwiązuje i zmienia. Jednak, w sposób, który daleki jest od krzykliwych, kolorowych haseł. W sposób, który kosztuje i który daje satysfakcję wcale nie dlatego, że Chrystus daje nam to, na co akurat mamy ochotę, ale przez twarde i bolące wychowanie. W końcu, w sposób, który zgodny jest z zapowiedzią Pisma, a który ma się nijak do reklamowej retoryki sporej części dzisiejszego protestantyzmu. Czyli, niestety – sposobu głoszenia, któremu ulegliśmy.

W jaki sposób głosił Jezus? I przede wszystkim – co obiecywał tym, którzy gotowi są za nim pójść? Chciałbym, byśmy się nad tym wspólnie zastanowili w oparciu o powyższy fragment. Zastanowili po to, by odświeżyć swój sposób ewangelizowania i pojmowania chrześcijaństwa. By był on bardziej biblijny. Prawdziwy.

Na samym początku zwróćmy uwagę, że Chrystus mówi tutaj do swoich uczniów. Innymi słowy, do tych, którzy słuchają Jego Słowa. Innymi słowy, do chrześcijan – jego naśladowców. Czyli, kiedy mówimy innym o chrześcijańskim życiu, powinniśmy przynajmniej wspomnieć o tych słowach. Powinniśmy, bo to słowa Jezusa, w których opisuje On życie swoich naśladowców. Jeśli więc nic nie mamy wspólnego z tym opisem, to powinniśmy poważnie się zastanowić, czy mamy cokolwiek wspólnego z Jezusem.

1. Zaparcie się siebie
Oto, co oferuje Chrystus swoim naśladowcom. Zaprzyjcie się siebie. Zaprzeć się siebie – to wyprzeć się części samego siebie. Zaprzeczyć temu, co gdzieś w nas wszystkich jest.

Czy to zdrowe? Czy można zaprzeczyć czemuś, czym się jest? Czy to ma w ogóle jakiś sens? Najwyraźniej ma. Oczywiście, nie oznacza to zaparcia się swego charakteru; zaparcia się temperamentu. Ale, oznacza to, w oparciu o Boże obietnice, zaparcie się fundamentalnemu pragnieniu upadłego człowieka, mianowicie, że jest się najważniejszym; że dla wszystkiego, co się dzieje wokół nas, istnieje jeden punkt odniesienia, który definiuje tego wartość – moje dobro. Spełnienie moich zachcianek. Służenie mojej sprawie.

Kiedyś miałem problem z pewnym grzechem, który nieustannie jak bumerang powracał. I nie wiedziałem, jak to rozumieć. Dlaczego tak się dzieje. Nawet, zacząłem wątpić. Oczywiście, jak zazwyczaj, takie grzeszne wątpliwości skupiły się nie na mnie, ale na Bogu – Jego sile, Jego skuteczności. I trafiłem na pewien cytat z Kalwina – cytat, w którym definiuje on sedno życia chrześcijańskiego. Wcale nie była to predestynacja czy cokolwiek takiego. Powiedział: „dla chrześcijanina nie ma innego rozwiązania, jak zaparcie się samego siebie.” To mnie bardzo otrzeźwiło. Zrozumiałem, że Bóg dał mi pewne zadanie, zadanie, którego spełnieniu mam poświęcić całe życie – zapieranie się samego siebie. Nie dotyczy to tylko momentu nawrócenia, bo grzechy i kuszenie wciąż pukają do naszych drzwi – i jeśli zastaną nasze serce chętne do wpuszczenia tego, co obiecuje nam samym korzyści i spełnienie pragnień (niekoniecznie Bożych, bo wywyższających nas samych) – to wejdą i się w nim zadomowią. I będą się czuły bardzo dobrze. I doprowadzą do upadku, nawet, jeśli Bóg dalej się będzie nami opiekował (Rdz 3:7-16).

Bardzo dobrym przykładem człowieka, który chciał pójść za Jezusem, lecz nie był w stanie zaprzeć się samego siebie, był bogaty młodzieniec. Wyglądał naprawdę fajnie. Gorliwy, pobożny, młody człowiek. I z jakim wspaniałym pytaniem przychodzi! – „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby osiągnąć żywot wieczny?” (Mt 19:16). Pewnie większość z nas byłaby pod wrażeniem. Powiedzielibyśmy może: „Słuchaj, przyjmij tylko Jezusa, powierz Mu swoje życie, a będziesz zbawiony.” Pan Jezus jednak pamiętał, że oprócz wiary, aby być prawdziwym chrześcijaninem, potrzebne jest również prawdziwe upamiętanie. A prawdziwe upamiętanie oznacza rzeczywiste zaparcie się samego siebie. Więc sprawdził serce tego młodego człowieka. I okazało się, że tak naprawdę nie był w stanie oddać Panu życia. Tylko jego część.

Jak więc głosimy? Czy mówimy: „wiesz, żeby stać się chrześcijaninem, musisz zrezygnować z siebie. Dopóki nie jesteś w stanie tego uczynić, to lepiej zajmij się dalej realizacją własnych celów. Przynajmniej nie będziesz żył w fałszywym przekonaniu, że jesteś na wąskiej drodze, maszerując beztrosko szeroką.”

2. Wzięcie krzyża
Zaparcie się siebie jest koniecznym krokiem dla wzięcia krzyża. Jeśli nie zrezygnujemy z realizacji własnych pragnień, nie jesteśmy zdolni przyjąć z Bożej ręki tych, które On nam wyznaczy. To jak zmiana pracy. Jeśli pracujemy w jednym miejscu od 8.00 do 15.00, to nie jesteśmy w stanie pracować w tym samym czasie w innym. Musimy się zwolnić ze straej by przyjąć nową.

Czym jest krzyż? Krzyż to zadanie, jakie Bóg Ojciec wyznaczył swojemu umiłowanemu Synowi. W swym doskonałym człowieczeństwie przyjął go na siebie z pokorą i doniósł do końca. Zrealizował dokładnie i w 100% zadanie, jakie dał Mu Ojciec. Kiedy mówi o krzyżu uczniów, uczy ich, że:

Po pierwsze, Bóg Ojciec wyznacza również nowe zadania uczniom, czyli naśladowcom Jego Syna. Te zadania są różne. Niekoniecznie polegają na misji wśród Papuasów – wręcz przeciwnie, zazwyczaj oznaczają żmudne i mało efektowne spełnianie naszych obowiązków – męża, żony, matki, ojca, dziecka; babci, dziadka; pracownika, pracodawcy; brata i siostry w zborze; sąsiada i sąsiadki w naszym najbliższym otoczeniu. Co ciekawe, pomimo pozornej łatwości, realizowanie tych zadań – noszenie tego krzyża – wcale nie jest proste. I, jeśli chwilę się zastanowimy, z pewnością się z tym zgodzimy. Zupełnie kimś innym jest bowiem mąż, żona, matka, ojciec, pracownik, sąsiadka, która (który) zaprała się w tym wszystkim siebie, i spełnia swoje obowiązki dla Pana, niż osoby, które spełniają te wszystkie funkcje po staremu, dalej dla siebie.

Niestety, wielu osobom wydaje się, że to za mało na ich krzyż. Szukają więc „prawdziwych” – ciężkich krzyży, na miarę ich wyjątkowości – i podejmują się zadań, do których Bóg ich nie powołuje. I niestety mało z nich pożytku. Trochę coś rozbabrają, trochę pohałasują, i „przenoszą swoje zabawki do innej piaskownicy.” Tak naprawdę uciekają po prostu od tego krzyża, który daje im Bóg. Bo wydaje się nieatrakcyjny, nieciekawy. Powszedni i nie-emocjonujący. Nieadekwatny do naszych wspaniałych, wyjątkowych darów. Byle jaki. Nudny. I w końcu – ciężki do noszenia. O czym mówi takie zachowanie? Ano o tym, że nie zaprali się siebie. I w związku z tym nie są zdolni przyjąć tego, co ma dla nich Bóg. Zbory są pełne zawiedzionych i ciągle szukających „krzyża” chrześcijan, złudnie mających nadzieję, że to oni mają moc krzyż sobie wybrać.

Tymczasem właśnie, to po drugie, krzyż jest nam dany. To Bóg nam go daje. I nic nam do tego, jaki. Po to się zapieramy siebie, żeby go przyjąć. Przyjąć, a nie sobie wybrać w supermarkecie w dziale krzyży, taki, jaki nam właśnie na dziś odpowiada. „Krzyż” ekstatycznych stanów, ezoterycznych objawień, pobudzania emocji, i innych produktów zabawiających współczesnych chrześcijan made in haven. „Krzyż” zaniedbywania dla „duchowych” spotkań i działań „litery” – podstawowych obowiązków chrześcijanina – takich jak gościnność, oddawanie dziesięciny do zboru (cóż za okropny zakon!), codzienna, bez fajerwerków, modlitwa wstawiennicza, żmudna, uczciwa praca zawodowa, utrzymywanie domu w porządku, nie pobłażliwe, zdecydowane wychowanie dzieci, itp. To nic, że Nowy Testament uczy inaczej. My, chrześcijanie XXI wieku, wybieramy sobie krzyż. I czujemy się sfrustrowani, gdy jakoś spada nam z ramion. Ciekawe dlaczego?

Po trzecie, krzyż oznacza cierpienie. Krzyż Chrystusa nie był przyjemny. Przynajmniej chwilami. Skoro porównał dawane przez Ojca zadanie jego uczniom – braciom i siostrom – do swojego zadania – „krzyża” – wydaje się rozsądne uznać, że podobnie będzie i z nami. I rzeczywiście, w kilku różnych miejscach Jezus przygotowywał swoich uczniów na cierpienie – przy okazji błogosławieństw (Mt 5:10), zachęcając do wiary (Mt 10:28-33), przygotowując na niezrozumienie i wrogość bliskich (Mt 10:34-39). Przykłady można mnożyć. Przesłanie jest jedno: krzyż boli. Krzyż Chrystusa bolał. Krzyż apostołów bolał. Krzyż wielu reformatorów bolał. I nasz też czasem zaboli. Niekoniecznie oznacza to ból fizyczny. Może to być odtrącenie. Wyobcowanie. Drwiny. Dystans. Lekceważenie. Pobłażliwość. Skrywana niechęć i nienawiść, która ujawnia się po cichu i w mroku; brak przychylności i życzliwości.

Czasem nam się wydaje, że skoro nie ma prześladowań, to najwyraźniej cierpienie do naszego pokolenia się nie odnosi. Jesteśmy akurat wyjątkiem. I w związku z tym, kiedy na widnokręgu pojawia się sytuacja, w której możemy trochę pocierpieć dla Chrystusa, staramy się jej uniknąć. I to niestety, kosztem posłuszeństwa Bogu. Bóg się nie pogniewa, jak sobie trochę ułatwię życie. A z drugiej strony, kiedy cierpimy ze względu na naszą niefrasobliwość i grzeszność, łatwo nam przychodzi tego „uświęcanie.”

Krzyż to zadanie od Boga. Dane nam, jako sługom – niewolnikom. Zadanie, które mamy wiernie spełnić. I, „gdy uczynimy wszystko, co nam polecono”, powiedzieć: „sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy” (Łk 17:10). Czy tak postrzegamy chrześcijaństwo? Czy o takim chrześcijaństwie mówimy innym? Czy potrafimy, czy przechodzi nam to przez gardło: „wiesz, chrześcijaństwo oznacza krzyż. Krzyż, który sam Bóg Ci włoży na ramiona; który czasem uwiera, a czasem wpija się w kark aż do krwi. Krzyż, którego noszenie będzie twoim zadaniem.”

3. Zyskanie życia
Czym więc jest chrześcijańskie życie? Czyżbym w tym artykule chciał zaprzeczyć wszelkiej radości i spełnieniu, satysfakcji, która łączy się z naśladowaniem Chrystusa? Wcale nie! Albo: „przenigdy!” jakby powiedział to Paweł. Chciałem po prostu owa radość i satysfakcję, zadowolenie, umieścić we właściwym miejscu. W otoczeniu, które wyznacza sam Pan.

Otóż, zyskanie życia jest możliwe tylko po tym, kiedy je dla siebie utracimy. Słowami Mateusza 6:33 wszystko będzie nam dodane dopiero wtedy, kiedy zaczniemy szukać Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości. Słowami Mateusza 11:28-29 odnalezienie ukojenia dla swojej duszy jest możliwe tylko po tym, gdy weźmiemy na siebie jarzmo Jezusa. Bez owej utraty życia dla siebie nie ma prawdziwej, duchowej radości.

Czym bowiem jest zyskanie życia, o którym mówi Jezus? Z pewnością odnosił się tutaj do własnego doświadczenia. Do tego, co znał z własnego życia, życia Tego, który do końca wyparł się samego siebie, który doniósł krzyż aż do momentu, gdy „wypełniło się” to, po co stał się człowiekiem. Cóż takiego miał Jezus, co można nazwać zyskaniem życia?

Po pierwsze, wolność od grzechu. Kiedy naśladujemy Jezusa, zapieramy się siebie. A kiedy zapieramy się siebie, uwalniamy się od życia dla siebie. Czyli, od życia w grzechu. Chrześcijanin ma żyć przez wiarę dla Boga i nie martwić się o siebie, bo podczas gdy on żyje dla Boga, Bóg obiecuje sam się o swoje dziecko troszczyć. Życie dla siebie, w grzechu, choć daje nam przyjemność, nie daje satysfakcji. Uzależnia nas od pożądliwości; zabiera nam wolność do czynienia czegoś dobrego; zmusza do spełniania impulsów, które nas od siebie uzależniają. Świat goni za modą, która, w tej mierze, w jakiej nie mamy na nią wpływu jako chrześcijanie, jest kreowana przez szatana (Ef 2:2). Modą, która zmusza do pewnych zachowań, do sztucznego luzu, który tak naprawdę, jako jedynie słuszny i obowiązujący, wiąże i zmusza do działań, które nas jeszcze bardziej usidlają. Kiedy zapieramy się siebie, jesteśmy uwolnieni do działania inaczej. Mamy silniejszy bodziec kształtujący nasze życie – posłuszeństwo objawionemu w Piśmie Bogu; mamy go, bo podporządkowaliśmy siebie Bogu przez zaparcie się siebie. Inaczej owo uwolnienie nie przychodzi.

Po drugie, radość ze spełniania Bożej woli. Fakt, krzyż nie jest łatwo nieść. Ale właśnie dlatego; dlatego, że widzimy, że jest to spełnianie trudnego zadania, które ma wieczną wartość, bo jest nam dane przez Boga, dlatego, że ma ono znaczenie – jego noszenie daje satysfakcję i radość, która przerasta satysfakcję i poczucie spełnienia, które może dać nam świat. Bardzo bym chciał w swej starości, jeśli będzie mi dana, powtórzyć za Pawłem: „dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan” (2Tm 4:7-8). Takie życie ma sens. Takie życie, pomimo biczowania, prześladowań, głodu, jest życiem wiary; jest więc również życiem, w którym można wyznać, patrząc na spełnione dzieło – wychowane dla Pana dzieci, prowadzoną przez wiarę i dla Boga pracę, wybudowany dom, który gościł dziesiątki gości, ręce, które niezliczoną ilość razy pomagały, zniszczoną od ciągłego czytania Biblię, która była naszym codziennym chlebem duchowym, zdjęcia naszych bliskich, których przyprowadziliśmy do Chrystusa; zbór, który pomagaliśmy rozwijać – jeszcze raz za Pawłem: „z łaski Boga jestem tym, czym jestem, a łaska jego okazana mi nie była daremna, (..) pracowałem, wszakże nie ja, lecz łaska Boża, która jest ze mną.” (1 Kor 15:10).

Po trzecie, bliską społeczność z Ojcem, przez Syna, w Duchu. Społeczność z Bogiem jednym w Trójcy. Więź, której nie mają i nie znają ci, którzy nie potrafią wyprzeć się siebie i nieść krzyża. Bowiem, bez względu na ich zapewnienia, Królestwo Boże należy tylko do tych, którzy idą za Jezusem; tych, w których działa obiecany przez Niego uczniom Duch. Społeczność z Ojcem, która jest najwspanialszą radością wszystkich tych, którzy jej doświadczyli. Obcowanie z Najwyższym, jako Ojcem. Ufne, dziecięce zaufanie we wszystkim, co jest nam dane przejść. W otoczeniu Jego miłości, która sięga poza zasłonę śmierci; a tutaj, w naszym tymczasowym bytowaniu, daje nam bezpieczeństwo i spokój, że cokolwiek się dzieje, będzie wykorzystane ku naszemu dobru.

Wniosek
Oto dlaczego mamy prawo mówić ludziom: „Przyjdź do Jezusa – on rozwiąże wszystkie Twoje problemy. On zmieni Twoje życie.” Powinniśmy im jednak wytłumaczyć, co przez to rozumiemy. Wyjaśnić, że nie chodzi nam o wolność do grzeszenia; do bezkarnego spełniania własnych zachcianek z poczuciem błogosławieństwa od Boga. Ale, że raczej chodzi nam o wolność od grzechu, która wynika z upamiętania, czyli zaparcia się samego siebie; o radość ze służenia Bogu, która wynika z noszenia krzyża; w końcu, o społeczność z samym Bogiem, który błogosławi nasze posłuszne Jemu, w wierze prowadzone, życie.

Ktoś może powie: to nieatrakcyjne. To nikogo nie pociąga. Rzeczywiście, grzeszników, którzy nie mają ochoty się nawrócić, nie pobudzonych przez Ducha Świętego do szukania Boga, z pewnością nie. I Bogu dzięki! Bo przecież chodzi nam o to, by w naszych zborach byli ludzie zbawieni, „narodzeni z Boga” (J 1:13), żyjący wiarą, a nie poganie, których utrzymujemy w fałszywym przekonaniu, że żyjąc dla siebie żyją dla Boga – prawda? A może już i na tym przestało nam zależeć? Może „rozwój” kościoła jest ważniejszy niż nawrócenie jego członków?

Czy rzeczywiście chodzi nam o to, o co chodzi Jezusowi? Czy rzeczywiście wciąż tak jak On pojmujemy chrześcijaństwo? Czy też zrobiliśmy własną jego wersję – wersję bez upamiętania, bez zaparcia się siebie i krzyża? Wersję, w której nazywamy emocje Duchem; służenie sobie służeniem Bogu; spełnianie swoich zachcianek błogosławieństwem; itd. itp. Jedno jest pewne: Bóg się nie zmienił. Jego Słowo, w tym to z Mt 16:24-25 również. Nie nagnie się do naszej wersji chrześcijaństwa i jej nie uświęci. Raczej, przyjdzie i nas osądzi (1P 4:15-19). Lepiej więc , zaprzyjmy się samego siebie, weźmy krzyż swój, i idźmy za Jezusem. Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla Jezusa, odnajdzie je.

Artykuł ukazał się w miesięczniku „Słowo Prawdy”

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s