Śluby

Autor: Mateusz Wichary

Skąd to się bierze?

Bóg objawiony w Piśmie jest Bogiem Przymierza. Czyli Bogiem, który odnosi się w pewien jasny i stały sposób sam do siebie, oraz do ludzi. Przymierze jest bowiem taką więzią, w której wzajemne relacje opierają się na decyzji, czyli zobowiązaniu się do przestrzegania pewnych zasad.

Pierwsze przymierze widzimy w ogrodzie Eden, gdzie więź Boga z człowiekiem była wyrażona bardzo jasno: Bóg błogosławi człowieka i daje mu wszelkie dobro, a człowiek Go uwielbia przez pracę i opiekę nad stworzonym światem. Zobowiązanie to uwarunkowane było zachowaniem tylko jednego zobowiązania: nie zrywania owocu z drzewa poznania dobra i zła. Drugie przymierze Bóg zawarł z Noem (Rdz 6:18). Bóg zobowiązuje się, i to bezwarunkowo, do zachowania ludzkości i świata od podobnej klęski jak potop. Widzimy również znak, który Bóg wskazuje jako dowód swoje wierności, jako coś, co będzie Mu przypominać, do czego się zobowiązał, i stąd zapewniać nam bezpieczeństwo – tęczę. Kolejne przymierze to oczywiście przymierze z Abrahamem, które trwa do dziś. W Przymierzu tym Bóg zobowiązał się do błogosławienia człowieka poprzez potomka Abrahama; zobowiązał się również, że potomków Abrahama, którzy będą mieli udział w tym błogosławieństwie, będzie niezliczony tłum. Zobowiązał również Abrahama do wiary; wiara jest obowiązkiem człowieka w tym przymierzu. Wypełnienie pierwszej obietnicy widzimy oczywiście w przyjściu Jezusa, obiecanego Mesjasza (czyli Chrystusa) na świat, w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, dzięki któremu wypełnia się druga obietnica, czyli obietnica błogosławieństwa dla wszystkich wierzących.

Stałość Boga wobec stworzeń wynika z Bożej stałości względem siebie samego. Czyli po prostu: Bóg Ojciec zawsze kochał i zawsze będzie kochał Syna i Ducha; Syna zawsze kochał i będzie kochał Ojca i Ducha; Duch zawsze kochał i zawsze będzie kochał Ojca i Syna. Innymi słowy, odnoszenie się do świata poprzez przymierza wynika z wiecznej, ponadczasowej i niezmiennej natury Bożej, która widzimy we wzajemnym związku 3 osób Trójcy. Kiedy może wątpimy, czy Bóg dotrzyma słowa, dlaczego miałby się nie zmienić, to właśnie powinno być nasza pociechą – On nigdy nie był inny; zawsze był taki właśnie, czyli zgodny ze swą wolą, wyrażoną w słowie obietnicy.

Ta stałość Boga, czyli poważne traktowanie złożonych ślubów, czy obietnic, jest podstawą radości z Bożej łaski. Psalm 136 wysławia Boga właśnie za to – że jest stały; że trzyma się danego słowa; że błogosławi Izraela, jak powiedział, i wszystkie wymienione w tym psalmie działania tego właśnie dowodzą – że Bóg Izraela jest Bogiem łaski, a łaska jest pewna („na wieki trwa łaska jego”) bo jest Bogiem Przymierza. Bóg nie jest kapryśny czy zmienny. Bóg jest stały. On działa zawsze w zgodzie ze swoją wolą, którą objawił również w postaci obietnic złożonych człowiekowi. Tych obietnic możemy i powinniśmy zawsze i w każdych okolicznościach się trzymać, bo nie ma nic pewniejszego. Dlatego też odchodzenie od Boga i poleganie na słowie człowieka jest grzechem (Jer 17:5-7), jest bowiem po pierwsze zaprzeczeniem najważniejszej cesze Bożej, czyli prawdomówności, wierności danemu słowu, spolegliwości, po drugie – jest z naszej strony złamaniem warunków przymierza, bo niewiara tym właśnie jest.

Śluby a społeczeństwo

W związku z tym, że Bóg jest taki właśnie, a my jesteśmy stworzeni na Boży obraz i podobieństwo, we wszystkich kulturach widzimy, po pierwsze obecność przymierzy, umów, ślubów, a po drugie, widzimy, że nie spełnianie ich jest grzechem, a niektórych przestępstwem, karanym przez władze. Ludzie tak funkcjonują i inaczej nie mogą. Nie możemy istnieć bez żadnych ustalonych zasad. Musimy wiedzieć na która przyjść do pracy, czego się będzie od nas wymagać, jakie są warunki zwolnienia, itp. Musimy wiedzieć od której do której sklep jest czynny, ile kosztuje bilet, ile wynosi kara za jazdę bez niego; która stroną jezdni w Polsce jeździmy, jakie znaczenie mają znaki drogowe, po czym poznać policjanta, na jakiej podstawie wydaje mandat, itp. Musimy wiedzieć czy ocena 6 jest lepsza niż 4, co oznacza dzwonek, co jest zadane do domu, za co można dostać jedynkę, z czego się przygotować do egzaminu, jakie jest czesne na studiach, itp. W końcu, musimy wiedzieć, o której jest nabożeństwo, gdzie się w niedzielę spotykamy, czego po nim się spodziewać; kto ma prawo zostać członkiem zboru, dlaczego, na jakich warunkach. Inaczej nie da rady.

Dalej, we wszystkich społeczeństwach łamanie uznawanych powszechnie przepisów spotyka się z niechęcią. Jest potępiane i uważane za naganne; karane. Ludzi takich, którzy łamią dane słowo uważa się za zdrajców (szczególnie w sytuacji zewnętrznego zagrożenia), oszustów, kłamców, łajdaków. I oczywiście zupełnie słusznie. Ludzie ci bowiem przez swą niestałość, lekceważenie podjętego zobowiązania przestają być podobni do Boga, czyli grzeszą. Społeczeństwa, w których postawy takie stają się nagminne, z oczywistych powodów zaczynają upadać. Nie można bowiem czegokolwiek budować bez wzajemnego zaufania. Nie można inwestować, gdy co chwila zmieniają się warunki otrzymania zysku. Brak jasnych zasad funkcjonowania społeczeństwa (czyli działającego, stałego prawa po prostu) niszczy dobrobyt, zniechęca do inicjatyw i przede wszystkim wspiera upadek moralny. W pewnym momencie bowiem nikt, nawet ten, który tęskni za porządkiem, nie chce być „frajerem” przestrzegającym powszechnie lekceważone zasady i w związku z tym przyjmuje obowiązujące reguły gry – brak reguł. Ostatecznym argumentem staje się siła, a nie dane słowo. Silni się wybijają, słabi cierpią, a wszystko chyli się ku upadkowi.

Śluby – różne dylematy

Tu pojawia się problem przestrzegania powszechnie uznawanych zasad, które są sprzeczne z Bożym prawem. Co robić w takiej sytuacji? Biblia jasno wyjaśnia, że ostatecznym prawem, jakim związane jest sumienie chrześcijanina, jest Słowo Boże. W związku z tym „jedynie Bóg jest Panem sumienia. On uwalnia je od wszelkich obowiązków uznania lub posłuszeństwa względem jakichkolwiek ludzkich doktryn i wymagań, które w jakimkolwiek sensie stoją w sprzeczności z Jego Słowem lub nie są w nim zawarte. Co więcej, wiara i posłuszeństwo takim doktrynom są równoznaczne ze zdradą prawdziwej wolności sumienia” (Westminsterskie Wyznanie Wiary, 20.II). Wiele z codziennych wyborów jest trudnych i złożonych. Często trzeba bardzo szczegółowo rozpatrzyć sytuację, by wiedzieć, w jaki sposób postąpić, aby nie zgrzeszyć. Niemniej, mamy wspaniałą obietnicę, iż znajomość Biblii jest środkiem do rozwiązania każdego takiego przypadku, gdyż człowiek znający Pismo Święte jest „przygotowany do wszelkiego dobrego dzieła” (2Tm 3:17).

Innym zagadnieniem jest składanie ślubów czy obietnic. Niektórzy chrześcijanie odmawiali czynienia tego, ze względu na słowa Pana: „A Ja wam powiadam, abyście w ogóle nie przysięgali” (Mt 5:34). Jednak w kontekście oczywisty jest fakt, że chodzi nie tyle o samo podejmowanie zobowiązań, ale sposób, w jaki to robimy: „… w ogóle nie przysięgali ani na niebo, gdyż jest tronem Boga, ani na ziemię, gdyż jest podnóżkiem stóp jego, ani na Jerozolimę, gdyż jest miastem wielkiego króla, ani na głowę swoją, …. niechaj więc mowa wasza będzie: tak-tak, nie-nie, bo co ponadto jest, to jest od złego” (Mt 5:34-37). Mamy nie przysięgać na (coś). Innymi słowy, nasze słowo ma mieć wartość samo w sobie, a nie wtedy, gdy zaopatrzymy je w jakąś podpórkę, która sprawi, że potraktujemy zobowiązanie poważnie. Te podpórki są „od złego” z bardzo oczywistego powodu: czynią nasze „tak” lub „nie” względnym, zależnym od tego, czym je podeprzemy. Czyli: wtedy nasze „tak” samo nic nie znaczy. A właśnie ma znaczyć. Jak „tak” Boga. Kiedy ono nic nie znaczy, nie jesteśmy już ludźmi godnymi zaufania; trzeba nas zmuszać do bycia obowiązkowym; sami nie jesteśmy wiarygodni, trzeba zewnętrznego przymusu, który sprawi, że wykonamy to, do czego się zobowiązaliśmy.

Problem w tym, że skoro nasze „tak” nic nie znaczy, to „przysięgam na moją mamę” również nie znaczy więcej. Bo po prostu, czegokolwiek bym nie mówił, jestem nie wiarygodny. Wszyscy na pewno znamy (i mam nadzieję, ze wszyscy chcemy być i oby jak największa część z nas była) ludzi wiarygodnych. Jakie to wspaniałe uczucie, gdy oni powiedzą „tak, zrobię to.”! Dlaczego? Bo wiemy, że oni rzeczywiście to zrobią. Że ich słowo ściąga nam z barków jakąś troskę. Że coś w związku z tym zostanie zrobione, i oni tego przypilnują, bo ich „tak” to firmuje.

I znamy oczywiście różnorakich „zalatanych” braci i siostry, którym namolnie trzeba przypominać to, o czym powinni sami pamiętać. O czym to świadczy? Że nie cenią zbyt mocno swego słowa. A co za tym idzie, że ulegli światu i jego wpływowi. Nasze „tak” ma znaczyć „tak,” a nie „tak, jeśli….”; nasze „nie” ma znaczyć „nie,” a nie „nie, ale być może…. „.

Oczywiście, czasem nie możemy powiedzieć jednoznacznie „tak.” Bo, na przykład, nie wiemy, czy jutro będziemy mieć czas. Wtedy powiedzmy jednoznacznie „postaram się to zrobić.” No bo, nic więcej powiedzieć nie mogę. Kiedy jednak mówię tak, to ma być to tak, bez względu na okoliczności.

Najczęstszą okolicznością, która sprawia, że nasze „tak” jest „nie,” a „nie” znaczy „tak,” jest oczywiście coś, co sprawia, że dotrzymanie obietnicy oznacza brak naszej korzyści. Na przykład, obiecaliśmy kupić od Felka telewizor za 500 zł, wiedząc, że Stefan da nam za niego 600. Okazuje się jednak, że Stefan dostał telewizor od taty. I serce nas boli, widząc Felka, który niesie telewizor. Co mamy zrobić? Pismo nie pozostawia nam wyboru: kupić: „Panie! Kto przebywać będzie w namiocie twoim? Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten, kto żyje nienagannie I pełni to, co prawe, I mówi prawdę w sercu swoim. Nie obmawia językiem swoim, Nie czyni zła bliźniemu swemu Ani nie znieważa sąsiada swego. Sam czuje się wzgardzony i niegodny, A czci tych, którzy boją się Pana. Choćby złożył przysięgę na własną szkodę, nie zmieni jej.” (Ps 15:1-4).

Innym tematem są przysięgi składane „na coś” np. przez lekarzy czy żołnierzy. W ich formułach mogą się pojawić zwroty, które są owym „ponadto” (np. „przysięgam na honor lekarski,” czy coś w tym rodzaju). Co powinien zrobić chrześcijanin? Tu uwaga, że owym „ponadto” są również różnego rodzaju zastrzeżenia w umowach handlowych, umowach o pracę, itp. Pracownicy, czy partnerzy w interesach żyjący w świecie zabezpieczają się jak mogą, bo taka jest konieczność. Myślę, że gdybyśmy im odpowiedzieli: „Nie potrzeba umowy. Ja jestem chrześcijaninem. Moje ‚tak’ znaczy ‚tak’ więc nie wymagaj ode mnie przyjęcia odpowiedzialności prawnej w razie nie wywiązania się z umowy” byłoby postawieniem koni przed wóz. Innymi słowy, dobrze będzie, kiedy ludzie już nas znający będą mieli, na podstawie współpracy, takie właśnie o nas zdanie: „to chrześcijanin. Jego ‚tak’ znaczy ‚tak.’ Nie potrzeba z nim sporządzać skomplikowanych umów z różnymi obostrzeniami, bo to po prostu solidna firma.” Ale nie wymagajmy od nich zaufania na kredyt. Zaskarbmy je sobie. Szkoda by również było, gdyby się zawiedli. Podsumowując więc myślę, że o ile nie łączy się to z jakąś religijną treścią, chrześcijanin powinien się na taką umowę, ślub czy przyrzeczenie zgodzić. Nauczanie Pana Jezusa bowiem nie dotyczyło tekstu przysiąg, które nam są przedkładane, ale raczej sposobu w jaki my, z własnej woli, przysięgamy.

Inną sprawą jest dawanie poręki czyli dzisiejsze żyrowanie. W Przypowieściach 6:1-5 czytamy: „Synu mój! Jeżeli ręczyłeś za swego bliźniego, jeżeli dałeś porękę obcemu, Jeżeli związany jesteś przez słowa swoich ust, schwytany przez własną mowę, Uczyń to, synu mój, abyś znowu był wolny, gdyż jesteś w ręku swego bliźniego! Idź śpiesznie i nalegaj na swego bliźniego, Nie daj zasnąć swoim oczom i nie pozwól, aby się zdrzemnęły twoje powieki! Wyrwij się jak gazela z sieci i jak ptak z ręki ptasznika.” Pierwsza nauka brzmi: bądź ostrożny, nie ręcz za kogoś kogo naprawdę dobrze nie znasz. Druga: skoro poręczyłeś, jesteś związany. Nikt Ciebie do tego nie zmuszał. Sam się zmusiłeś, więc ponieś tego skutki. Poręczenie to nie formalność (jak często przedstawiają to osoby, którym na nim zależy); to wzięcie na siebie obowiązku spłaty długu osoby, za która ręczyliśmy. Trzecia: uwolnij się od tego zobowiązania jak najszybciej. Spłać długi, nie odkładaj tego, bo przez zwlekanie przedłużasz swoją niewolę.

Kolejny problem to śluby złożone wbrew Słowu Bożemu. Np. nawraca się małżeństwo, które ślubowało w kościele katolickim, a częścią obietnicy małżeńskiej było wychować dzieci w tej wierze. Obecnie jednak widzą, że byłoby to wbrew nauczaniu Pisma. Albo, nawraca się ksiądz katolicki lub siostra zakonna. Oboje składali śluby, które wykluczają przyłączenie się do kościoła protestanckiego. Co powinni uczynić? Odpowiedź nie jest taka prosta. Spotykamy w Biblii przykłady ludzi, którzy bardzo głupio przysięgali, najgłupiej chyba Jefte (Sdz 11), który przysiągł, że odda Panu na ofiarę to, co pierwsze wyjdzie mu na spotkanie po zwycięstwie, i była to jego córka, i którzy pomimo owej głupoty jednak swój ślub spełnili. Co ciekawe np. w tym przykładzie nie widzimy jakiegokolwiek potępiającego komentarza. Niemniej wydaje mi się, że patrząc na inne przykłady (np. Rahab), a przede wszystkim w oparciu o zasadę, że wierność Bogu, którą owe śluby uniemożliwiają, jest priorytetem, mogą uznać owe obietnice za nie podobające się Bogu, grzeszne, od których odejście jest rzeczą dobrą.

Jeszcze innym zagadnieniem jest dwuznaczność obietnicy. To pole do popisu dla dzisiejszych prawników. Bulwersują nas np. artykuły o umowach niektórych towarzystw ubezpieczeniowych, które znaczą co innego, niż, dla zwykłego człowieka, brzmią. Okazuje się, że jesteśmy zobowiązani do wielu niewygodnych punktów, podczas gdy, wbrew retoryce przed podpisaniem umowy, towarzystwo nie ma obowiązków prawie żadnych. Takie praktyki budzą nieufność do prawnych umów w ogóle, zniechęcając ludzi nie znających się zbytnio na tej nomenklaturze słownej do korzystania z jakichkolwiek ubezpieczeń czy usług bankowych. Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do jasności. Wprowadzanie kogoś w błąd przez dwuznaczność słów jest po prostu oszustwem i kłamstwem.

Śluby szczególne

Istnieją w końcu śluby szczególne. Ich szczególność polega nie na innej jakości danego słowa, ale na skutkach, jakie za sobą niosą. Zmiany są istotne, przełomowe wręcz. Przede wszystkim przychodzi tu na myśl związek małżeński (choć odniosę się również do chrztu i członkostwa). Jest to przymierze, które wynika właśnie z bliskich więzi wewnątrz Trójcy. Tak jak Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty są w bliskiej więzi, tak i mężczyzna i kobieta zostali powołani do wyrażania podobieństwa do Boga poprzez zawarcie tego wyjątkowego związku, w którym konkretny mężczyzna i konkretna kobieta obiecują sobie wierność, a więc wyłączność na wzajemną bliskość i intymność. Natura tej obietnicy została zawarta w Słowie Bożym w Rdz 3:24: należy wyjść z pierwszorzędnej zależności od rodziców, i związać się, znów, w najbardziej podstawowy sposób, z małżonkiem. Jest to związek ogólnoludzki; innymi słowy, Bóg jest świadkiem wszystkich obietnic małżeńskich, nie tylko tych składanych przez chrześcijan, albo tych składanych w kościele (w zasadzie, zgodnie z Biblią, w ogóle kościół nie jest tu kluczowy; kluczowe jest ogłoszenie tej decyzji publiczne, tak, by związek był rozpoznawany przez społeczeństwo).

Ślubujemy związek z małżonkiem „dopóki śmierć nas nie rozłączy” ze względu na Mt 19:6: „co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza.” Małżeństwo więc to związek (przymierze) szczególne. Kiedy wchodzę w związek z pracodawcą, mogę w każdej chwili, w sposób ustalony przez warunki zatrudnienia, rozwiązać umowę. To umowa między nami i tylko między nami. Oczywiście, Bóg jest jej świadkiem, i w związku z tym jestem zobowiązany do stosowania się w wypełnianiu obowiązków z niej wynikających w świetle nauki Pisma. Niemniej, to nie On mnie z pracodawcą łączy. On jedynie jest świadkiem, i wymaga, by zarówno trwanie w tym przymierzu jak i rozwiązanie odbywało się z poszanowaniem zobowiązań, jakie na siebie dobrowolnie wzięliśmy. Małżeństwo to jednak coś więcej. To nie tylko związek 2 osób, ale również związek w rzeczywisty sposób połączony przez Boga. To Bóg łączy małżonków. Co to znaczy? Znaczy to, że sam wprowadza ich w specjalną, wyjątkowa więź, którą nie są inne więzi.

Ilustracją podobnej więzi może być więź ze zborem. Gdy się chrzcimy, i przyjmujemy członkostwo czynimy pewne czynności stricte formalne. Należymy do pewnej grupy ludzi, rządzącej się pewnymi zasadami. Ale członkostwo w zborze to coś więcej, to członkostwo w widzialnym ciele Jezusa Chrystusa, a więc więź nie tylko formalna, ale i duchowa. Stając się członkiem zboru zobowiązujemy się go, jako lokalne zgromadzenie naśladowców Jezusa Chrystusa, budować, odpowiadać za jego stan, przyjmować od konkretnych starszych nauczanie i karcenie. Innymi słowy, poprzez ów kościół i w owym zborze realizować swoje życie z Bogiem. Stąd, stając się członkami zboru, o ile jesteśmy ludźmi nawróconymi, zostajemy przez Boga wprowadzeni w pewną szczególną więź, która jest nie tylko związkiem pewnej grupy osób, ale i Boga z tą grupą osób. To Chrystus, zupełnie faktycznie, jakkolwiek duchowo, jest głową każdego chrześcijańskiego zboru. Stąd wykluczenie ze zboru nie jest tylko aktem formalnym, ludzkim: kościół posiada klucze, autorytet duchowy, pod którym Bóg się podpisuje: „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie” (Mt 16:19). Widzimy tutaj nałożenie się rzeczywistości duchowej na pewne decyzje formalne. Oczywiście, owa władza kluczy, ów autorytet zboru, jest wiążący w niebie tylko o tyle, o ile zbór w biblijny sposób sprawuje dyscyplinę; niemniej, kiedy zgodnie z Biblią ktoś jest wyłączony, należy to traktować jako decyzję samego Boga o odrzuceniu wiary danej osoby jako fałszywej.

Podobnie więc jest z małżeństwem. To Bóg wiąże owych dwojga ludzi w małżeństwo. Oznacza to, że tyko On ma prawo ów związek zerwać. Oznacza to, że związek ten jest nierozerwalny, bowiem Bóg nie rozpoznaje naszych decyzji o rozwodzie jako dla niego wiążących (Mk 10:11-12; Łk 16:18). Jedyny przypadek, który można interpretować jako zasadny to cudzołóstwo którejś ze stron, na podstawie Mt 19:9. Niemniej, wydaje mi się, że „z wyjątkiem przyczyny cudzołóstwa” nie należy interpretować tutaj jako formuły pozwalającej na powtórny ślub w przypadku, kiedy cudzołóstwo jest powodem rozwodu (czyli, że wtedy powtórne małżeństwo nie jest cudzołóstwem), ale raczej, jako pozwalającego na rozwód (czyli w innych przypadkach w ogóle rozwód jest grzechem).

Podsumowując, śluby to bardzo ważna część naszego życia. Nasze do nich podejście – lekkomyślne bądź pełne odpowiedzialności wyraża jakość naszego chrześcijaństwa. Oby Bóg zachował nas, wbrew tendencjom zarówno w świecie jak i dzisiejszym chrześcijaństwie od lekceważenia danego słowa – w imię karykaturalnej „miłości” czy czegokolwiek innego.

Artykuł ukazał się w miesięczniku „Droga”.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s