Południe Stanów to obszar związany historycznie z tymi Stanami, które w wojnie domowej przegrały. Gdzieś przeczytałem, iż to właśnie doświadczenie klęski wyróżnia Południowców w sensie historii od całej reszty Amerykanów. Całą reszta z punktu widzenia doświadczenia historycznego, wbrew pozorom mającego kolosalne znaczenie dla postrzegania samych siebie przez reprezentantów różnych narodów, zawsze byłą zwycięska. Południowcy pamiętają, że zostali przez jankesów zmuszeni do przyjęcia ich kultury, wartości, zasad.
Południe w pierwszej połowie XIX wieku stworzyło własną kulturę. Na początku wieku zostało wyizolowane przez kwestię niewolnictwa od Północy. Jednoczące całą Amerykę Przebudzenie, które nadało wszystkim prawie Amerykanom, naówczas białym, jedną wiarę, którą był protestantyzm, a przez to wspólną tożsamość, zostało złamane w swym błogosławionym działaniu. Ludzie uznający się za braci w Chrystusie, mający wspólne wyznanie wiary, zaczęli patrzeć na siebie z wrogością, jako na odstępców. Ze względu na przekonanie, że być prawdziwym chrześcijaninem i jednocześnie właścicielem niewolników się nie da.
Na przełomie XVIII i XIX wieku towarzystwa abolicjonistczne (przeciwne niewolnictwu) były równie popularne na Północy jak na Południu. Różnicą było społeczne postrzeganie problemu. Dla Północy rezygnacja z niewolnictwa była sprawą tanią. Oznaczało wyzwolenie stosunkowo niewielkiego procentu ludności. Nie wpływało na realia ekonomiczne – pracownikami w przeżywających boom fabrykach byli ludzie wolni. Słowem, było to proste i w związku z tym prędkość działań dla rozwiązania tego problemu była szybka.
Inaczej na Południu. Przeważało tam rolnictwo, oparte niemal całkowicie o niewolników. To oznaczało radykalną i kosztowną przemianę społeczną. Również – znacznie wolniejszą. Nadanie wolności wielkim masom społecznym z dnia na dzień nie skutkuje przecież nagłym oświeceniem jak owej wolności używać. Przykładem problematyczności takiego nagłego uwolnienia jest Afryka Południowa. A w pewnym sensie i Ameryka, która wciąż ma problem z czarnymi obywatelami (o czym w oddzielnej części). Wolności trzeba się nauczyć – nowych obowiązków, korzystania z możliwości jakie daje, funkcjonowania w nowych realiach. W końcu – podstawowych umiejętności wymaganych w strukturze obywatelskiej – jak czytanie, pisanie, liczenie. To wszystko wymagało mądrości i przygotowania.
Północ jednak tego nie zauważała i parła do zmian. Na powściągliwość Południowców reagowała oburzeniem. Nastąpiły podziały – wśród baptystów, prezbiterian, metodystów – na Konwencje Północne i Południowe.
Reakcja było stworzenie trochę na siłę własnej tożsamości. Opierała się na przyjęciu za punkt wyjścia przekonania, że niewolnictwo jest dobre. Skutki były różne. Jak się niedawno dowiedziałem, np. w sądownictwie – w St. Louis sąd uznał, że biali są bardziej ludźmi niż czarni. Powstawały teologie, oparte na Starym Testamencie, które udowadniały, raczej dość pokracznie, że niewolnictwo jest OK. Sprawę komplikowało dodatkowo przebudzenie wśród niewolników, którzy masowo przyjmowali wiarę swych panów – widząc jednak w Chrystusie raczej Kogoś stojącego po ich stronie, utożsamiającego się z ich dolą, niż jak chcieliby panowie, uzasadniającego istniejący stan rzeczy.
Kolejnym skutkiem było powstanie ideologii Nowego Rzymu. Projekt polegał na wskazaniu na Cesarstwo Rzymskie jako pierwowzór dla południowej kultury – zarówno w jego wielkości, jak i fakcie akceptacji niewolnictwa. Przesłanie tego było następujące: widzicie, rzymianie byli wielcy, i my też możemy być wielcy i chcemy być wielcy jak Rzym. Im wcale niewolnictwo nie przeszkadzało. Przeciwnie, było ceną ich wielkości. Tak samo dzieje się z nami. Więc jest to OK.
Świadectwem tego projektu jest zarówno architektura posiadłości ziemskich – kolumny naokoło ganków i werand, charakterystyczne ich zwieńczenia, jak na Białym Domie, jak i nazwy miejscowości nawiązujące do antyku i Italii. Znajdziemy tu wiele „Syracuse”, „Rome”, „Athens” itp. miejscowości.
Południowcy do dziś pamiętają zarówno swa klęskę jak i czują się inni od jankesów. Tą inność zresztą widać na kilka sposobów.
Na przykład, na Południu funkcjonują formy okazujące większy szacunek. Zamiast „Thank you”, można spotkać się odpowiednio z „Thank you, sir” i „Thank you, ma’am.” Kiedyś rozmawiałem z Amerykanką z Pólnocy, z którą rozmawialiśmy o kandydatach na mężów w jej ojczyźnie. Owa szarmanckość Południowców bardzo jej się podobała.
Z drugiej strony południowość łączy się z łatwością, ale i powierzchownością w nawiązywaniu kontaktów. Ludzie są bardzo życzliwi. W supermarkecie zamienie 2-3 zdań z kasjerką jest normą, podobnie z kelnerem. Jednak, nie dajmy się zwieść, iż to naprawdę oznacza, iż jesteśmy wyjątkowi, jakoś wyróżnieni. Tak po prostu tu się mówi. Słyszałem kiedyś raczej cierpki komentarz jednej kobiety, która rozmawiała z miłą starszą panią 15 minut. Gdy spotkała ją po kilku dniach, ta w ogóle jej sobie nie przypominała.
Południe jest również inne religijnie. Większość Południa utożsamia się wciąż kulturowo z protestantyzmem. Ten protestantyzm przez ostatnie dwa pokolenia bardzo rozwodnił i „zmiękczył” swój surowy, purytański charakter, czyli solidną etykę pracy, szacunek do danego słowa, i pozwiązany z nim etos silnej rodziny. (Ten etos silnej rodziny pochodzi z doświadczenia pionierów. W ich rodzinach nie było zbędnych rąk; kobieta była równie niezbędna jako odpowiedzialna za pokarm, wychowanie, opiekę zdrowotną, a gdy trzeba i celny strzał w złodzieja, jak mężczyzna, którego praca na farmie była oczywiście podstawą ekonomii).
Protestantyzm został zmiękczony antropocentrycznym, arminiańskim nauczaniem, w świetle którego łaska Boża jest tania, Bogu chodzi w zasadzie o to, by nam było miło, chętnie przebacza wszystkie grzechy, nie oczekuje zbytniej ofiarności (rozumie przecież, jak trudno jest oszczędzić na nowy samochód i basen), a przede wszystkim jest zachwycony swoimi wspaniałymi amerykańskimi dziećmi. W odpowiedzi na to miłe zachowanie amerykanie sa również dla Niego mili – wciąż się z Nim utożsamiają, zachowuja pewne zwyczaje, i – w miarę możliwości, oczywiście – chodzą do kościoła. No i – tradycyjny rys pobożności baptystycznej i ewangelikalnej w ogóle, czyli południowej – pomodlili się „o przyjęcie Jezusa do swego serca”, co jest rozumiane jako ryt inicjacji chrześcijańskiej, niezbędny do zbawienia. Znany obecnie w USA ewangelista, zresztą Południowy Baptysta, Paul Washer, przede wszystkim naucza o płytkości utożsamienia takiej modlitwy z prawdziwym biblijnym nawróceniem, które, choć z modlitwą się łączy, nie jest automatycznym skutkiem wyklepania jakiejś formułki.
Tak więc, mimo wszystko, chrześcijaństwo na Południu ma się nieźle, a na pewno w porównaniu z innymi obszarami USA. W Kentucky, które utożsamiane jest z północną granica tego rejonu, pierwsze, co mnie uderzyło, to setki kościołów. W Lousiville, mieście mającym lekko ponad 500 tys.mieszkańców widziałem kościół co 300 metrów. Od tych małych, na 50-100 członków, dzielnicowych, przez większe, na kilkaset osób, z wielkim skrzydłem przeznaczonym na spotkania Szkoły Niedzielnej (na godzinę przed nabożeństwem coś podonego do grupy biblijnej na określony temat), do wielkich gmachów na kilka tysięcy, i w końcu mega churchów, z salą mogaca pomieścić do 20.000 osób. O tym jeszcze napiszę oddzielnie. Inny obraz, który zostałmi w pamięci, to spontaniczny śpiew kilkorga Czarnych Sióstr na ulicy – śpiewały super gospel, w ogóle się nie krępując, najwyraźniej przenosząc nabożeństwo, z którego wracały, na ulicę. Nikomu to nie przeszkadzało, nikt się nie dziwił. Znamienne.
Południe jest ostoją Republikanów, razem ze stanami mormońskimi. Sprawy którymi zajmuje się kościół stają się w tym sensie polityczne – politycy muszą liczyć się z wartościami wyborców. I tak kwestie takie jak aborcja czy prawa homoseksualistów stają się istotne.
Południe jest też chyba, ogólnie rzecz biorąc, trochę mniej wykształcone i uboższe niż północ, a przede wszystkim wybrzeża – Wschodnie i Zachodnie. Wynika to pewnie jeszcze z czasów kolonialnych – przemysł rozwijał się na Północy i Wschodzie. To np. oznacza, że niektórzy wstydzą się południowego akcentu. Być może łączy się równiez z jakimiś kompleksami, jednak nie jestem w stanie w to wniknąć.
Ogólnie jednak Południe zrobiło na mnie dobre wrażenie. Po pierwsze miejsca swojskiego i życzliwego. Choć jest to może postawa powierzchowae, bo przecież nie może być głęboka, skoro jest powszechna, to jednak miła i dla obcokrajowca ułatwiająca życie i ujmująca. Po drugie, miejsca wciąż w znacznie większej mierze niż byłem na to przygotowany, chrześcijańskiego, pomimo wszystkich jego słabości. Zresztą, jak wspomniałem, coś się w tym obszarze dziejel coś się reformuje. Oby z sukcesem. Po trzecie, miejsca konserwatywnego; nie poddanego nihilizmowi, anonimowości, obojętności. Życzę mu jak najlepiej.