Ziemia, którą mi dajesz…

M. Wichary

Na początek krótkie wprowadzenie muzyczne, aby wszyscy wiedzieli o czym będzie ten wpis:

 

Piosenka ta cieszy się wielką popularnością, i to nie tylko wśród protestantów, przeciwnie, patrząc na filmiki (i podpisy) w youtube widać, że płynnie została wchłonięta przez katolickie organizacje (wspólnoty) młodzieżowe.

 

Coś w niej jest. I świadcza o tym np. wpisy pod niniejszym filmikiem:

 

  • szalony nakleśnik: Jaaaa! Mega pozytywne 😀

     

– robertunio:  

 Och! Cudowne…. :)))))
‚Więc będę tańczył’ ;D

 

– kruszynka:

Och, jak ja kocham tą piosenkę 😉
Gdybym jeszcze miała takie fajne towarzystwo do jej śpiewania byłoby cudnie!

 

–  zimol:

Piekna piosenka pielgrzymkowa az same nogi chodza abt potanczyc w rytm.

jak tego słucham to od razu poprawia mi sie humor i dusza sie raduje .

Pozdrawiam pielgrzymowiczow

 

itp.

 

Co?

Zacznijmy od tekstu:

 

Ziemia, która mi dajesz, nie jest fikcją ani bajką

Wolność, którą mam w Tobie jest prawdziwa

 

Pierwsza linijka odnosi się do Bożej obietnicy ziemi – prawdopodobnie do tekstu z Mt 5:  „Błogołsawieni cisi i pokornego serca, abowiem oni odziedziczą ziemię. ” Fragment ten zazwyczaj jest w typowych kościołach protestanckich (i pewnie podobnie w katolickich) rozumiany alegorycznie /w perspektywie eschatologii pozadoczesnej/ – czyli po prostu owa ziemia, o której mówi obietnica, jest rozumiana jako życie wieczne, które nastąpi, gdy wróci Chrystus.

 

Tymczasem ta piosenka sprzeciwia sie tej zwykłej interpretacji. I to dość jednoznacznie, zdecydowanie: ta ziemia, która daje mi mój Zbawiciel, nie jest jakąś tam ziemią daleką, przyszłą, na której otrzymanie muszę czekać aż do chwili, która nastąpi przy przyszłym zmartwychwstaniu. Ta ziemia, która Bóg mi daje, nie jest czymś takim – nie jest fikcją ani bajką, w którą każą mi wierzyć.

 

Czyli czym?

 

TĄ ziemią. Pod moimi stopami. TYM światem. Wokół mnie, w którym żyję. TEN świat Bóg mi daje, jak Jozuemu Ziemię Obiecaną. Oto to, co daje mi Bóg.

 

Co to praktycznie oznacza?

 

Myślę, że sprzeciw, wewnętrzną niechęć do:

 

  • braku zaangażowania, zdecydowania, agresywnego działania w TYM świecie; apatii, lenistwa, nieróbstwa, czyli postawy społecznej, którą charakteryzuje się wiele tradycyjnych kościołów, również ewangelikalnych.

  • teologii, która za tym stoi – która każe wyłącznie ewangelizować, ale zabrania zmieniać ten świat, twierdząc, że to nie czas, że nie da rady, ze to nic nie zmieni, że dopiero przyjście Jezusa zaingeruje w tą rzeczywistość, a my do tego czasu mamy dzielić sie 4 prawami duchowego życia, zamykać w zborach i czekać na przyjście Pana. Czyli, ogólnie rzecz borąc, typowej premilenijnej teologii dyspensacyjnej, której wizję historii można streścić w sloganie  „im gorzej, tym lepiej”: im gorzej, im bardziej nas prześladują, a świat brnie w grzech, tym lepiej, bo Jezus jest u drzwi.

 

Pozytywnie, oznacza ona  wezwanie do działania. Skoro TA ziemia jest ziemią daną mi przez Boga – to w niej mam działać; ją zdobywać; przemieniać; kształtować dla Boga / z Moim Bogiem.

 

Jak to przesłanie ocenić? Wstrzymajmy się na chwile, przynajmniej do refleksji nad druga linijką:

 

Wolność, którą mam w Tobie, jest prawdziwa.”

 

Prawdziwość wolności ewidentnie nawiązuje do prawdziwości/realności ziemi z linijki wyżej. Czyli: wolność, którą mam w Zbawicielu nie jest znów: przyszła, odległa, niezrealizowana, ale: obecna, teraźniejsza, widoczna, odczuwalna, doświadczana, spełniona, namacalna.

 

Znów: do czego takie przekonanie może być kontrą? Myślę, że do podkreślania wiecznego aspektu uwolnienia od grzechu/przemiany bytu (doświadczenia życia), które charakteryzuje tradycyjne kościoły (ewangelikalizm wydaje się z tej perspektywy jak najbardziej w nie wpisywać).

 

To pieśń buntu i zwycięstwa.

 

Buntu wobec redukcjonistycznych interpretacji chrześcijaństwa (takimi się przynajmniej jawią w tej piesni), które każą na wszystko czekać, przenoszą zarówno ziemię (czyli dawaną przez Boga rzeczywistość) jak i doświadczenie radości, spełnienia, radości „na później.” Pieśń która rzuca wyzwanie – to robienie z chrześcijaństwa fikcji i bajki. Ta pieśni niekoniecznie przy tym owemu wiecznemu aspektowi zaprzecza; ona zaprzecza przekładaniu nań całej nadziei, wpływu Boga.

 

Zwycięstwa – bo śpiewający wyznaje to, czym żyje. To wyznanie doświdczenia wolności, oraz pragnienia wpływu na doczesną rzeczywistość. I jedno  drugie uwalnia, daje moc. Nie tłumi, jak zmuszanie do czekania proponowane przez inne pieśni, ale uskrzydla; koncentruje na działaniu Bożym dziś; na nadziei, która jest dostępna i przemienia świat tu i teraz.

 

Mniej więcej o tym właśnie mówią słowa drugiej zwrotki:

 

Wszystkie góry na drodze muszą, muszą ustąpić

Bo wiara góry przenosi, a ja wierzę Tobie.

 

Świat można zmienić, bo wiara zmienia świat – przenosi góry (znów: nawiązanie do słow Jezusa). A konkretnie świat moge zmieniać ja, bo wierzę Tobie. Moja wiara w Ciebie jest moją mocą. Prawdziwą, skuteczną.

 

I trzeciej (albo drugiej, zależy jak liczyć):

 

Większy, większy jest we mnie Ten, który mnie umacnia

żaden Goliat nie może z Nim równać się.

 

Dwa jasne odniesienia – jedno nowotestamentowe do Chrystusa (Jego Ducha), który JEST WIĘKSZY od szatana. Czyli: jest zwycięzcą, tu i teraz.

 

Drugie starotestamentowe: Goliat, olbrzym, lżący szergi Pańskie, który jednak został pokonany przez pobożnego Dawida sposobem nieoczekiwanym, wyglądającym niepozornie, ale skutecznym.

 

Przesłanie jest proste: tu i teraz trwa walka. Ziemia, którą Bóg dał, ta ziemia,  jest nasza. Mamy w sobie moc, której nikt i nic nie sprosta – wiarę. Duch Święty, który jest w nas, jest większy niż siły ciemności. Przeciwności, które spotykamy są jak Goliat – wyglądają na wielkie, przerażające, ale są niczym wobec naszych proc i kamieni.  Bóg jest po naszej stronie. Możemy iść i brać w posiadanie to, co jest nasze.

 

I w końcu refren:

Będę tańczyć przed twym tronem

i oddam Tobie chwałę

i nic już nie zamknie mi ust

żaden mur i żadna ściana

największa nawet tama

już nie

nie zatrzyma mnie już!

 

To wskazanie na praktyczny znak owej wolności i mocy: uwielbienie, które jest wolne. Ewidentnie chodzi o uwielbienie charyzmatyczne. Taniec przed tronem może zarówno być nawiązaniem do Dawida, „który skakał i tańczył przed Panem” (2Sam 6:16), nie wstydząc się tego przed otaczającym tłumem (co wyjaśnia mającej inne zdanie żonie, Michal: „To przed Panem tańczyłem” (w. 21)) jak i współczesnych Dawidów, którzy nie boją się poprzez taniec okazywać swego uwielbienia Bogu.

 

Taniec jest tu ważny – znów, jako forma uwielbienia jest przełamaniem pewnych konwenansów, i to zrówno w kościołach protestanckich jak katolickich. Taniec przed Panem oznacza więc odejście od teologii/pobożności reprezentowanej przez te kościoły, która jawi się w kontraście do owego tańca jako związana/martwa/pełna zahamowań/sztucznie ograniczana/pobożność raczej Michal niż Dawida.

 

Ten taniec dowodzi – a pamiętajmy, że piosenka jest przecież śpiewana przede wszystkim w trakcie „uwielbienia” na nabożeństwie – owej wolności; nowej postawy; autentyczności nawrócenia/życia z Bogiem. Jest więc potwierdzeniem przemieniającego charakteru tego, co się dzieje: uwielbienia Boga, które opiera się na Bożym Słowie, jest uwolnieniem od ludzkich barier, przemienia i uwielbiającego i docelowo świat, z którym się styka.

 

Przed próbą oceny jeszcze słowo o muzyce. Też w niej coś jest. Nie znam się na muzyce od strony warsztatowej, jedynie jako konsument mogę powiedzieć, że daje mi nadzieję, motywuje, zachęca.

 

Jak więc spoglądać na ową pieśń?

 

Ów akcent na wiarę oraz zmianę świata PLUS refren wskazuje, że jest to pieśń powstała w środowisku i wyrażająca pewne przekonania wstawienników. Na  to równiez wskazuje łatwość z jaką weszła w kościół katolicki – to wstawiennicy własnie sa środowiskiem spoza kościoła katolickiego, które najbardziej na nie wpływa.

 

Środowisko wstawienników nie jest typowym środowiskiem protestanckim. Można w ogóle zapytać, na ile jest to wciąż środowisko protestanckie – na ile samo za takie się uważa i na ile, w świetle zasad protestantyzmu, można je obiektywnie za takie wziąć.

 

Warto jednak zapytać o coś innego. Niezależnie od oceny Wstawienników jako takich – czy piosenka ta wyraża BIBLIJNE treści, czy nie? Oraz – czy treści wyrażane przez tą piosenkę pojawiały się juz w protestantyzmie?

 

Warto tu skupić się na dwóch przekonaniach najważniejszych w całej piosence: mianowicie na (1) przekonaniu że tu i teraz jest miejsce na zdobywanie świata dla Boga; (2) że w uwielbieniu nie powinno być zahamowań.

 

Czy więc tu i teraz jest miejsce na zdobywanie świata dla Boga?

 

Myślę że tak, i że to jest siłą tej piosenki.

 

To, że dystansuje się wobec apatii, letargu, niechęci do działań; albo bardzo wąsko pojmowanenej ewangelizacji w tradycyjnychy zborach. Braku pozytywnej – w sensie: pragnącej wywrcia wpływu, i przekonania o środkach owego wpływu  – postawy w tradycyjnych zborach protestanckich i kościele katolickim. Młodzież to czuje. Może nie potrafi nazwać, ale kiedy słyszy piosenkę, która (być może do końca nawet nie potrafią tego nazwać, ale instynktownie wyczuwają) przekazuje coś innego, zachęca do czegoś innego – czują w niej wyrażenie wołania własnego serca.

 

Czy to złe wołanie? Naiwne? Być może życie je zweryfikuje, niemniej nie musi wcale wynikać z złych pragnień czy nierealistycznych oczekiwań. Może wynikać i pewnie czasem wynika z autentycznej wiary, która niechętnie patrzy na eskapizm minionych pokoleń, bo po prostu nie widzi powodów, by przybierać taką wobec świata postawę. Owa bezradność wobec otaczającego świata, poczucie słabości, niepewność, to doświadczenie minionych pokoleń protestantów w Polsce, dla których największym wyzwaniem było zachować wiarę. Otoczeni przez morze nieżyczliwego świata po prostu nie byli w stanie uwierzyć, że ten świat mozna zdobyć (przynajmniej w dużym, znaczącym stopniu). I nie można ich za to winić – sytuacja była taka, a nie inna.  Ale czy w związku z tym, że mieli ciężko, mamy dalej tak myśleć? Powielać ich sposób myślenia? Nie widzę ku temu teologicznych powodów. Świat możliwości, potencjału naszego środowiska się zmienił. A właśnie w tej zmiennej tkwiła słabość polskiego protestantyzmu – nie w jakiejś teologicznie umocowanej stałej. A jednak, to ciągle przekonanie, które towarzyszy wielu protestantom w Polsce.

 

Oczywiście, istnieje niebezieczeństwo przesady. Tryumfalizmu, czyli przekonania, że cierpienie możemy w pełni zwyciężyć, podobnie jak skażenie grzechem. I w ogóle, że jesteśmy pokoleniem, jakiego w kościele jeszcze w historii nie było. To nieprawda. Kiedyś napisałem artykuł, że niebo będzie w niebie i cały czas pod nim się podpisuję. Niemniej, to NIE może oznaczać, że skoro tak, to nic nie robimy. Ewentualnie „wciągamy” do arki kościoła rozbitków, którzy akurat się napatoczyli i sa w zasięgu naszych rąk.

 

Ta ziemia jest nasza. Mówi o tym nie tylko Jezus, ale i św. Paweł w 1Kor 3:21-23: „Wszystko bowiem jest wasze, czy Paweł, czy Apollos, czy kefas, czy świat, czy życie, czy śmierć, czy teraźniejszość, czy przyszłość, wszystko jest wasze, wyście zaś Chrystusowi, a Chrystus Boży.” Kiedy patrzymy na Pawła – Paweł z pewnością wiedział, że ziemia, którą otrzymał od Jezusa nie jest fikcją ani bajką: swą misję rozumiał jako „abyśmy dla imienia Jego przywiedli do posłuszeństwa wiary wszystkie narody” (Rz 1:5). Jezus Kościołowi mówi „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi. Idźcie WIĘC…” (Mt 28). Czemu mamy iść? Bo a nuż ktoś się nawróci? Nie. dlatego, że nasz Pan ma WSZELKĄ moc. Na ziemi, w którą nas posyła.

 

Patrząc historycznie, taka wizja przyświecała protestantom przez więszą część ich istnienia. Eschatologicznym stanowiskiem protestantów był praczej postmillenizm, czy pozytywyny amillenizm, niż premillenizm. Czyli: nadzieja a nie beznadzieja. Nadzieja na to, że MOŻNA i że WARTO zmieniać świat.Skutkiem ztresztą jest zmieniony przez przeszłe pokolenia świat wokół nas. Fakt, nie zawsze wszystko można (nie wszystko wyszło), i pewnie nie zawsze warto (czasem oczekiwania były więsze niż skutki), ale jednak. Nie jesteśmy tu tylko po to, by czekać na niebo. Mamy coś do zrobienia, i nie tylko ewangelizację. Mamy zwyciężać  w tym świecie z Bożymi wrogami, poprzez prawdę i siłę naszej wiary: ” Bo wszystko, co się narodziło z Boga, zwycięża świat, a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza.” (1J 5:4).

 

Oczywiście, tą wiarę niekoniecznie trzeba rozumieć tak jak rozumie ją Ruch Wiary. Ale faktem biblijnym jest, że wiara, nadzieja w Bogu, JEST mocą, która zmienia i nasze życie i zdobywa świat (oczywiście, warto tu również dowartościować jej TREŚĆ – przesłąnie o Chrystusie. Wiara to zarówno akt wierzenia, jak i treść, której ów akt dotyczy. Tak jak rozumiem, aby zwyciężyć świat potrzeba obu i o obie Bóg sie troszczy).

 

Podsumowując: śpiewam, jako konserwatywny, reformowany protestant te zwrotki jako własne. Ja też chcę przemiany tego świata i wierzę, że z moim Zbawicielem jest to możliwe!

 

Po drugie, w uwielbieniu nie powinno być zahamowań. W tym tkwi jego siła. Czy to prawda?

 

Tu będę wstrzemięźliwy. Ale nie do końca.

 

Po pierwsze, widzę różnicę między starotestamentowym uwielbieniem świątynnym a uwielbieniem, które składał Dawid. To, co robi Dawid, widzę raczej jako zachętę do uwielbiania Boga całym sobą, bez wstydu, niż wzór dla zachowań w trakcie nabożeństwa. Wynika to z charakteru nabożeństwa: 1Kor 14:23 zniechęca do modlitwy głośnej językami, gdyż niewierzący lub osoba, która tego daru nie ma, wchodząc mogłaby uznać, iż tutaj  „szaleją”. Dla Pawła jest to powód, by się od tego powstrzymać.

 

Czy to więc oznacza, że pochwalam „uwielbienia” drętwe, na siłę, mamrotane pod nosem? Nie.

Uważam, że Bogu należy śpiewać na chwałę z wszystkich sił, całym sobą. I na nabożeństwie i w ukryciu, w komorze.  To w kontekście nabożeństwa oznacza śpiewa zaangażowany, gorliwy, głośny, zdecydowany. W tym wszystkim to nie wstyd (co inni powiedzą, że tak śpiewam głośno? czy nie fałszuję? Jak ja wyglądam? Czy wciąż poważnie i dostojnie?) ma kontrolować to, co się dzieje, ale pragnienie stania „przed Panem” i oddawania Mu chwały. On przez to jest wywyższony (jako faktycznie najważniesza osoba w zgromadzeniu).   W tym sensie duch tej pieśni jest mi bliski, choć sam taniec przed Panem uważam raczej za formę zarezerwowaną na bardziej intymne okazje niż nabożeństwo.

 

 

 

 

Reklama

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s