Mateusz Wichary
Oglądałem wczoraj film o mężczyźnie, który widząc korupcję i bezwład policji zdecydował się wziąć wymierzanie sprawiedliwości w swoje ręce. Zmontował grupę podobnych sobie, którzy po pewnym czasie zaczęli mieć wątpliwości, czy mają do tego prawo.
Mają, czy nie?
Zacznijmy od podstaw. Sprawiedliwość wymaga kary. „Karą [zapłatą] za grzech jest śmierć” (Rz 6:23). Jest prawo, jest złamanie prawa, jest więc i kara za złamanie. Inaczej (bez kary) nie ma sprawiedliwości, bo nie ma różnicy między osobą, która prawa przestrzega i osobą, która je łamie.
Sprawiedliwość wymaga kary proporcjonalnej do przewinienia. Jeśli owej proporcji nie ma, nie ma sprawiedliwości, bo albo nie ma sprawiedliwości, bo kara jest zbyt łagodna (różnica między osobą, która prawa przestrzega i osobą, która prawo łamie jest zbyt mała) albo zbyt surowa (różnica między osoba, która prawa przestrzega i osobą, która prawo łamie jest zbyt duża). Jedyną sprawiedliwą, czyli odpowiednią proporcją jest tożsamość kary do przewinienia (o ile oczywiście uda się ją wskazać, co nie zawsze jest proste, np. w przypadku gwałtu, ale ten problem pozostawmy na inny wpis). Oko za oko, ząb, za ząb, ręka za rękę, noga za nogę (Wj 21:24). Mówi o tym i Słowo Boże i kodeks Hammurabiego.
Często więc sprawiedliwość wymaga kary śmierci. Konkretnie wtedy, gdy ktoś przewinił zabraniem życia. Zarówno w tym ostatecznym przypadku, jak i w pozostałych pojawia się praktyczne pytanie: KTO powinien egzekwować karę na przestępcy?
Wiele społeczeństw wykształciło specjalne instytucje, którym powierza to zadanie. Znów, Paweł pod natchnieniem przypomina, że władza „nie na próżno miecz nosi” (Rz 13:4). Najwyraźniej, nie jest to pomysł zły. Istnienie takich instytucji Bóg uważa za właściwe. Choć, co warto podkreślić, nie jest to jedyne rozwiązanie: w Starym Testamencie mamy instytucję mściciela krwi/ odkupiciela, który z ramienia rodziny zmarłego dochodzi sprawiedliwości, i ma do tego prawo: Pwt 19:6. Dlaczego więc powierzać to zadanie określonym instytucjom?
Myślę, że ze słusznej obawy przed stronniczością osób zbyt w to zadanie emocjonalnie zaangażowanych. Owo emocjonalne zaangażowanie może sprawić, że wymiar kary będzie niesprawiedliwy (a konkretnie: zbyt surowy). W przytoczonym fragmencie z Pwt 19, mściciel krwi charakteryzuje się „gniewem swego serca”, który choć uzasadniony, może jednak sprawić, iż zabije osobę, która jest niewinna umyślnego pozbawienia życia (uprzednio zmarłego „nie miała w nienawiści”). Rozwiązaniem ograniczającym egzekwowanie sprawiedliwości przez owych odkupicieli były miasta schronienia. Egzekwowanie sprawiedliwości, czyli władzę. Władza bowiem to nic innego, jak prawo wywierania jawnego, uznanego przez społeczeństwo przymusu/ działania siłą (przemocą) wbrew woli tego, który tego doświadcza. Dobrze więc, jeśli owa władzę sprawuje się bezstronnie, bez skazy osobistego zaangażowania.
Władza więc to rozpoznane w społeczeństwie prawo do używania przemocy określonej osoby bądź grupy. Powodem obdarzenia tym prawem (z współczesnej perspektywy świeckiej robi to samo społeczeństwo: z perspektywy biblijnej, niezależnie od ustroju, który określa sposób wyboru władzy, ostatecznie pochodzi ono od samego Boga, który chce, aby sprawiedliwość cechowała społeczeństwa) nie jest masochizm społeczeństwa, ale przekonanie, że taki przywilej określonych osób jest niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa.
Tak więc władza jest sługą sprawiedliwości i tylko realizowanie tego zadania uzasadnia jej istnienie. Nie ma żadnego innego uzasadnienia dla jej istnienia. Istnieje po to, by skuteczniej niż osoby prywatne dochodzić sprawiedliwości. Dla tego celu otrzymuje prawo stosowania przemocy i przymusu. Dla tego celu społeczeństwo decyduje się jej płacić. Dla tego celu Bóg ją powołał i uznał za odpowiednie obarczenie społeczeństwa owymi kosztami: znów List do Rzymian, 13:7.
Ludzie obdarzeni władzą, czyli bycia ponad innymi w bardzo wymierny sposób, mają niestety tendencję do postrzegania jej jako czegoś niezbywalnego. Do traktowania otrzymanego od Boga wyjątkowego przywileju jako prawa, które posiadają bezwarunkowo i niezależnie od realizowania wyznaczonych im celów. Do używania władzy dla własnych celów, nie dla sprawiedliwości.
Nie jest to perspektywa biblijna. Takie rozumienie władzy przez królów było, jak rozumiem, powodem Bożej niechęci do wprowadzania tej formy władzy w Izraelu. Bóg wybrał władzę sędziów, jako bardziej odporną na te niszczące tendencje. Władza sędziów nie była idealna (o czym przypomina refren w Księdze Sędziów: „w tym czasie nie było jeszcze króla w Izraelu; każdy robił, co mu się podobało” [np. 21:25]), ale godząc się na wprowadzenie władzy królewskiej Bóg opisuje ją jako wątpliwe błogosławieństwo. Czytając o cenie reformy (1Sam 8:11-18) mamy wrażenie, że Bóg chce raczej do niej lud zniechęcić; wskazać, że koszty przewyższają zysk. Władza jest sługa sprawiedliwości; niczym więcej i niczym mniej.
Wróćmy więc do początku. Do nieudolnych, skorumpowanych policjantów. Do prawa i sądów, które nie mają wiele wspólnego ze sprawiedliwością – rzadko udaje im się trafić w karę, która jest ekwiwalentem przewinienia.
Czy można w takiej sytuacji wziąć egzekwowanie sprawiedliwości w swoje ręce?
Myślę, że tak, i że często kryzys władzy, czyli sytuacja, gdy instytucje obdarzone autorytetem egzekwowania sprawiedliwości tego zadania nie realizują, do takich właśnie odruchów prowadzi. Są to odruchy zdrowe, wywołane poczuciem słusznej krzywdy, czyli braku sprawiedliwości. Jest to dowód na to, że władze nie spełniają swych obowiązków.
Warto jednak zwrócić uwagę również na niebezpieczeństwo takiego działania. Zostało ono już zasygnalizowane: to niebezpieczeństwo działania w afekcie. Często władza nowa mało, jeśli w ogóle, różni sie od starej. A czasem różni sie na gorsze. O ile problemem starych struktur może być przerost prawa, mętność, i ostatecznie: nieskutecznośc i niesprawiedliwość wydawanych na jego podstawie wyroków, to problemem struktur nowych może być arbitralność i powierzchowność, przy jednoczesnej natychmiastowości karania. Wydaje mi się więc, że im szybciej nowe władze wykształcą prawo opisujące zasady jakimi ona się kieruje, tym bezpieczniej dla społeczeństwa i sprawiedliwiej. Znacznie bezpieczniej w sytuacji kryzysu władzy jest powrócenie do jakichś wcześniejszych, zapomnianych bądź lekceważonych zasad. Bez nich rzeczywiście podejmowane decyzje mogą być nieuczciwe, a wyroki jedynie parodią sprawiedliwości.
Przykładem takiego działania jest sądownictwo kościelne w schyłku Imperium Rzymskiego. Sady świeckie sprawiedliwie sądzić nie umiały. Kościół posiadał własne, alternatywne sądownictwo, działające znacznie lepiej. Społeczeństwo rozpoznało jako sługę sprawiedliwości sadownictwo kościelne, udając się w sprawach spornych nie do sędziego, ale do kościoła. Ostatecznie sady kościelne wyparły nieudolne sądy świeckie a i samo imperium skończyło tak samo, jak jego organy wymierzania sprawiedliwości. Kościół natomiast pozostał, i jako instytucja społecznie uznana i obdarzana szacunkiem, weszła w nową sytuację polityczna jako cenne dobro, stając się pomostem pomiędzy światem antycznym, a rodzącą się Europą.
Podsumowując więc: tak, można zmienić władze. Im bardziej niesprawiedliwe, tym bardziej nieuzasadnione są przywileje, jakimi się cieszy. Bóg społeczeństwa godzące się na takie władze zresztą sądzi, co widać na kartach biblijnej historii. I nie tylko – również na przykładzie Imperium Rzymskiego. Ale trzeba to robić mądrze i sprawiedliwie, nie spontanicznie i powierzchownie. Bowiem nie ma nic wewnętrznie lepszego w samej nowości władz. Nowe władze są lepsze nie dlatego, że są nowe, ani nie dlatego, że stare były złe, ale tylko wtedy i tylko dlatego, ze służą sprawiedliwości. I tylko takie cieszą się Bożym błogosławieństwem, pełniąc rzetelnie służbe swoją.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.