Mateusz Wichary
Ostatnio mój bliski znajomy zmusił mnie do przemyślenia sposobu ewangelizacji. W pewnym momencie rozmowy wspomniałem o rozdawaniu Ewangelii Jana na ruchliwym deptaku przechodniom. Odpowiedział, że jest przeciwny takiej formie. „Popatrz, co ludzie rozdają na ulicy. To śmieci. Ewangelia jest nadroższym skarbem, jaki mamy. Głoszenie jej w ten sposób, to sposób zły, niegodny treści, którą dajemy ludziom. Traktują ją jak śmieci, ktróre dostają 5 metrów wczesniej i dalej. Większość z nich ląduje w najbliższym koszu. Ewangelię trzeba głosić godnie, jak drogocenny skarb.”
Pomijając inne aspekty, uderzył mnie w tych słowach brak pragmatyzmu. Co uświadomiło mi, jak pragmatyczni jesteśmy w wyborze sposobu ewangelizacji. Spotkałem się z wieloma argumentami przeciw głoszeniu na ulicy – że to zniechęca, że to nie działa, że czasy się zmieniły – i z wieloma kontrargumentami – że właśnie przełamywania naszych oporów nam potrzeba, że ciągle mimo wszystko działa (są dowody na to – kilka osób się przez to nawróciło), że czasy może się i zmieniły, więc czas na ciekawsze ulotki, ale tak poza tym metoda jest OK.Wszystkie one operują na założeniu, że SKORO COŚ DZIAŁA, JEST WŁAŚCIWE.
Argument mojego przyjaciela był wyjątkowy w tym, że odwoływał się do zupełnie innego rozumowania. Nie interesowało go to, czy to działa, czy nie. Interesowało go dobro Ewangelii, rozumiane jako odpowiedniość formy do treści. Skoro treść jest wysoka, wyjątkowa, szczególna, drogocenna, wspaniała, najwyższa – forma, która do niej nie przystaje, a nawet do tego nie aspiruje, przeciwnie – jeś świadomie „ześmiecona,” nawiązując do najniższych, najtańszych sposobów reklamy – po prostu jest zła.
Myślę, że ten sposób myślenia jest obcy większości ewangelicznych protestantów. Bliski natomiast, albo bliższy przynajmniej, katolikom, przyzwyczajonym do ściślejszego związku między treścią a formą.
Czy jest słuszny?
Zacznijmy od historii. Trakaty religijne pojawiły się wraz z wynalezieniem druku – na ścinkach z maszyn drukarskich oddani Sprawie (różnej) drukowli materiały ją popierające. Wojna na pamflety, traktaty, była istotna, bo faktycznie wpływała na opinię publiczną (polecam: J. Basista, Propaganda religijna w przededniu i pierwszych latach angielskiej wojny domowej, Kraków 2007). Ewangelię poza murami kościołów zaczęli głosić John Whitefield i John Wesley, głosząc do obojętniejących religijnie ludzi na rynkach, przed wyjściem z manufaktur, na polach. Gdyby nie ten „wynalazek” nie byłoby I przebudzenia ewangelicznego.
W latach 90. XX wieku ulotki otrzymywane na ulicy mam wrażenie wciąż nie były śmieciami. Były świadectwem zmian, Nowego, lepszego. Pamiętam, jak rozdawałem ulotki chrześcijańskie w tych czasach na Świdnickiej i Rynku we Wrocławiu. Niby nikt brać nie chciał, ale była to poza. W gruncie rzeczy wszystkim schlebiało, że ulotki są, że jesteśmy (w tym przynajmniej) już jak Zachód, ulotkę się szanowało, przynajmniej przez przeczytanie.
Wciąż jednak te obserwacje niczego nie przesądzają. Nie dowodzą bowiem, czy sposoby te są godne; jedynie, iż były (w różnej mierze) skuteczne.
Czy więc źle jest głosić ewangelię w sposób jej niegodny?
Jak głosił Ewangelię Jezus? Myślę, że godnie. Jak mędrzec, rabbi. To co robił, niszczyło pewne konwenanse, pokazywało nieświętość rytualnych świętości, opartych na tradycji a nie prawdzie Słowa, ale nie był pragmatyczny.
Jak głosili apostołowie? Wydaje mi się, że różnie. Kiedy Paweł pod natchnieniem stwierdza, iż „upodobało się Bogu zbawić przez głupie zwiastowanie” (względnie: głupotę głoszenia) (1 Kor 1:21), to wskazuje właśnie na znikomość, pośledniość formy, jaką wybrał Bóg, aby dokonać największego cudu, jaki obecnie dokonuje – powoływania nowych nawróconych do Królestwa Swego Syna. Podobnie słowa „to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne i to,co jest niskiego rodu u świata i co jest wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić” (1:27) wskazują, przynajmniej, na względne znaczenie form, jakie przyjmujemy. Często bowiem sytuacja jest odwrotna: w sposób podniosły, wysoki, głoszone, czy ukazywane, są głupstwa tego świata. Bóg je poniża używając do realizacji swych celów czegoś, co się – z owego ludzkiego punktu widzenia – do niczego nie nadaje; jest niczym.
A więc Bóg potrafi się posłużyć głupotą ulotki, aby zbawić najbardziej zatwardziałego grzesznika. Czyni to, by pokazać, jak wielka jest moc owej treści, która potrafi przekonać do pokuty i nowego życia. Bóg potrafi powołać kościół w stodole, czy uczynić przebudzenie w samym środku dżungli.
Czy to jednak jest argumentem PRZECIW używaniu swych talentów, kiedy możemy? Nie sądzę. Jeśli określona grupa chrześcijan ma środki i zdolności, aby wybudowac np. piękny kościół, ale zamiast tego spotyka się w stodole, to muszą ku temu istnieć znaczące powody. Zwróćmy uwagę na historię Przybytku w Starym Testamencie – Izrael się osiedlił, Bóg wciąż nie miał Świątyni, co w pewnym momencie (SŁUSZNIE) poruszyło Dawida, jako zaniedbanie . I Bóg zezwolił na jej wybudowanie Salomonowi. Jest więc słusznie czas na to, by środki, bogactwo, które daje nam Bóg, wykorzystać do GODNEGO oddawania Mu czci również w FORMIE.
W żadnej mierze nie jest to warunek – Bóg bowiem szuka tych, którzy oddają Mu cześć nie w pięknych kościołach, ale w duchu i w prawdzie; ale z drugiej strony, jeśli owi czciciele mają sporo pieniędzy i możliwości, to nie powinni udawać pokolenia prześladowanych dziadków, którzy zaczynali po stodołach, ale powinni adekwatnie do błogosławieństwa szukać form, które harmonizowały by z bogactwem tresci. Inaczej bowiem ich działanie będzie obłudne, udawane. Rozdźwięk między obfitym błogosławieństwem a pośledniością sposobu oddawania czci będzie świadczył przeciw ich oddaniu i szczerości.
O ile bowiem forma nie warunkuje treści, to jednak nie jest również, sama w sobie, będąc piękną, czy wysoką, zła. Przeciwnie, jest dobra, o ile wyraża autentyczne treści, autentyczną troskę o Boża chwałę.
Wniosek: powinniśmy myśleć o formach nie tylko z perspektywy pragamtycznej, ale również odpowiedniości do treści. Zróbmy może piękny ewangelizacyjny koncert. Wydajmy solidna książkę, w twardej oprawie, która wywyższy Jezusa i w tym – o ile nas na to stać. Zróbmy porządną kaplicę, dbajmy o nią. Aby Bóg I W TYM się uwielbił.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.