Mateusz Wichary
„Przypatrzcie się sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu…”
1Kor 1:26
Księżna Huntington, nawrócona przez Georga Whitefielda, mawiała podobno, że została zbawiona ze względu na literę „m.” Ta litera różni bowiem angielskie słowo wielu (many) od słowa żaden (not any) w tym wersecie, sprawiając, że zarówno bogaci jak arystokracja ma do zbawienia wciąż drzwi otwarte.
Faktem jednak pozostaje obserwacja Pawła, przynajmniej wobec zboru korynckiego, iż większość nawróconych nie była ani mądra (wykształcona), ani bogata, ani wysokiego pochodzenia.
Oczywiście, Korynt był miastem handlowym, i całkiem możliwe, że obserwacja ta po prostu odzwierciedlała proporcje poszczególnych grup w społeczeństwie. Mogło być też tak, jak i dzisiaj często bywa, że pierwsze nawrócenia zdeterminowały w dużym stopniu późniejszy rozwój zboru. Zazwyczaj bowiem jest tak, że podobni znają i przyprowadzają do wiary podobnych. Handlowcy znają handlowców; nauczyciele nauczycieli; bogaci bogatych, biedni biednych, wykształceni wykształconych, prości prostych. Oczywiście, w pewnym momencie to się miesza, bowiem zbór staje się wypadkową różnych okoliczności, różnych osób. Mimo wszystko jednak, wydaje mi się, że powyższa obserwacja dla większości zborów wciąż jest trafna.
Czy więc uwagę apostoła Pawła możemy zbyć, uważając za prawdziwą jedynie jako wiarygodne historyczne świadectwo sytuacji w Koryncie? Myślę, że nie. Paweł dowodzi, że nie można mylić zwiastowania chrześcijańskiego z mądrością. Nie można również jako „grupy docelowej” chrześcijańskiego zwiastowania wskazywać tych, którzy poszukują mądrości, rozumianej jako całościowe wyjaśnienie rzeczywistości. I chyba nie dlatego, że chrześcijaństwo nim nie jest, bo jest. Ale dlatego, że chrześcijaństwo jest jednocześnie czymś znacznie więcej – przemieniającym życie dostępem do Boga przez Chrystusa – i nie na takiej motywacji się opiera; nie z niej czerpie swe życie, siłę.
Podobnie, Paweł argumentuje, zwiastowanie chrześcijańskie nie jest skierowane w szczególności ku wysoko urodzonym i bogatym. Tacy lubią produkty z wyższej półki, skrojone specjalnie na ich miarę. Może chrześcijaństwo jest czymś takim właśnie? I, w związku z tym, jest również atrakcyjne dla tych, którzy do owych wysokiego urodzenia i bogatych aspirują? Nie, mówi Paweł. Chrześcijaństwo nie jest takim środkiem poprawiania sobie samopoczucia. Najwyraźniej to Koryntian nie ucieszyło, bowiem z całości kontekstu widać, że byli trochę zakompleksieni – może dlatego własnie, że jak pisał Paweł, robiąc przykrość ich miłości własnej, niewielu było między nimi mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu – i starali się to sobie jakoś odbić. Również w sferze nowo przyjętej wiary. Spory między Apollosowymi, Chrystusowymi, Kefasowymi i Pawłowymi (1:12) ewidentnie do takiej właśnie płytkiej, związanej z ziemskimi aspiracjami rywalizacji się odnoszą. Problemy z dzieleniem się z innymi – jedzeniem własnej kolacji w ramach Wieczerzy Pańskiej przez bogatszych – o których mówi Paweł w 11 rozdziale (podobnie jak problemy z nie nakrywaniem głów przez wyzwolone niewiasty), uzupełniają ten obraz.
Sednem więc tych uwag jest jedno podstawowe przekonanie Pawła: ewangelia jest dla wybranych Bożych, którzy pochodzą z WSZYSTKICH sfer, czy grup społecznych. Nie tylko biednych – te uwagi o biednych uwarunkowane są właśnie owymi niezdrowymi aspiracjami Koryntian, mają ich przywołać do porządku, usadzić, nauczyć pokory. Podobnie zawstydzające słowa o tym, że Bóg wybiera to, co głupie i słabe (w. 27). Nie uważajcie siebie za elitę. Nie o to chodzi w chrześcijaństwie. Nie uważajcie siebie za najmądrzejszych. Nie o to chodzi w chrześcijaństwie. Nie schlebiajcie sobie – nie o to chodzi w chrześcijaństwie! W chrześcijaństwie chodzi o to, że Chrystus ukrzyżowany stał się, z łaski Bożej, przez daną wam wiarę, która nie jest waszą zasługą, Waszym Zbawicielem; i teraz, niezależnie od tego, kim byłeś – stałeś się nowy. Nie chlub się. Nie masz czym – poza twoim Nowym Panem: kto się chlubi, niech się Panem chlubi (1:31). Nie wykorzystuj religii do swoich małych ziemskich celów. Raczej Twój mały ziemski kapitał, czymkolwiek jest – bo Bóg może posłużyć się czymkolwiek, nawet niczym w ogóle – wykorzystuj dla Chrystusa.
Chrześcijaństwo jest powszechne.
Prawdziwie. Chwała Panu! Zwiastowanie dociera do wszystkich, małych i dużych, mądrych i prostych, starych i młodych. Niezależnie od rasy, pochodzenia -wszystkiego. Nawracjają się ludzie bardzo różni i wszelkie poszukiwania społecznego, psychologicznego, czy wszelkiego innego ziemskiego wzoru tłumaczącego ów fenomen holistycznie – czyli biorąc pod uwagę cały zbiór zachodzących nawróceń – są skazane na porażkę.
Pytanie
Powiedziawszy to wszystko zapytajmy: no dobrze, czy więc nie ma jakichś mechanizmów w łonie chrześcijaństwa, które łączą określone typy pobożności chrześcijańskiej z określonymi grupami społecznymi?
Moim zdaniem są. Są, bo określone cechy konkretnych typów pobożności i kościołów (tradycji chrześcijańskich) trafiają w potrzeby określonych grup społecznych. Oczywiście, badań nie robiłem. Niemniej, pozwolę sobie podzielić się moimi obserwacjami.
Po pierwsze, prawosławie. Jeśli wierzyć ks. Jerzemu Klingierowi (a wierzyć warto, zważywszy, że uchodzi za jednego z najważniejszych polskich teologów prawosławnych) w istocie prawosławia zawiera się rozwarstwienie na hierarchię i proroków/ pneumatyków, czyli starców/dziadów, wioskowych mędrców. „Równowaga między tymi dwiema liniami stanowi rys charakterystyczny prawosławia” (O Istocie Prawosławia, Warszawa 1983, 165). Tak więc prawosławie uwiarygadnia i szanuje taki porządek, w którym owo rozwarstwienie istnieje. Oba porządki są właściwe. Car i jego dwór – i poddani. Obie grupy mają swą mądrość, swą godność, choć przeżywają swe życie w diametralnie innych warunkach. I tak ma właśnie być i zmieniać tego nie należy, bo Bożych porządków zmieniać nie wolno. Warto więc dodać, że obie są przekonane o słuszności takiego utrzymującego skrajne różnice, porządku. Warto zauważyć, jak ów charakter prawosławia tłumaczy strukturę władzy powstałą w Rosji po Rewolucji Październikowej. W skrócie więc, prawosławie będzie przyciągać i arystokrację i chłopów. Łączyć ich będzie wspólna obecność w nabożeństwie cerkiewnym; w obu grupach pojawiać się będzie mistycyzm, zlewający się z symbolizmem obecnym w kulcie.
Po drugie, katolicyzm. W swym przyjmowanym za naturalny podziale na hierarchię i laikat, a więc grupę władzy/arystokrację i lud/pospólstwo jest podobny prawosławiu. Nie jest jednak mistyczny. Jest raczej związany kontynuacją tradycji rzymskiego prawa, ośrodkuje się na ściśle, kanonicznie doprecyzowanej strukturze hierarchii. Podobnie kult – jest precyzyjnie dookreślony. Tam, gdzie prawosławie mówi o tajemnicy, tam rzymski katolicyzm oferuje szczegółowe, czasem aż szokująco techniczne definicje i zapisy „motoryki” cudu – np. przeistoczenia. W skrócie więc, katolicyzm będzie również uważał za naturalny podział na arystokrację i lud, będzie natomiast mówił o jednej, wspólnej dla nich płaszczyźnie, mianowicie prawie. Prawie, w świetle którego, dodajmy, są równi i równiejsi. Ale jednak prawie wspólnym. Będzie również otwarty na poszukiwania różnych definicji – ontologicznych i etycznych; będzie łączył się i polemizował z nauką. Będzie otwarty raczej niż zamknięty na sferę działalności społecznej swych wiernych. Będzie w końcu zainteresowany wpływem na całość społeczeństwa, wyznaczając im wizję w tradycji augustyńskiej – przekonany o słusznej roli zwierzchnika wszelkich sfer zycia publicznego i prywatnego. Przez swe otwarcie, często życzliwość dla inteligentnych wątpiących (którzy jednakowoż nie wyrzekają się swych związków z kościołem w jego eucharystycznym zośrodkowaniu) będzie atrakcyjny dla osób przekonanych o istnieniu prawdy poza kościołem, na wiele spraw zobojętniałych, będzie z troską się nad nimi pochylać, próbując ich przekonać do większego zaangażowania, w niczym jednak nie kwestionując owego, jakkolwiek by nie był śladowy, który istnieje. Strategię tą opisał doskonale katolik Błażej Pascal w swych Prowincjałkach. Mam wrażenie, że jest ona wciąż kontynuowana.
Po trzecie, protestantyzm. Tu oczywiście będę bardziej szczegółowy, niemniej zacznę od obserwacji ogólnej: poza kościołami charyzmatycznymi, które biorą swój wzór z prorockich struktur (prorok – cała reszta) protestantyzm różni się od prawsławia i katolicyzmu swym egalitaryzmem. Czyli, w skrócie, tym, że jedność wszystkich osób w Kościele jest ważniejsza, niż wszelkie podziały. Są wtórne względem pierwotnej jedności, i nie jest to jedynie zapis teologiczny (jak np. w katolicyzmie), ale doświadczalna cecha. W warstwie dogmatycznej ujaniwła się jako tzw. „powszechne kapłaństwo” – przekonanie, iż nie istnieje jakieś szczególne obdarowanie grupy chrześcijan, które uzależniałoby zbawienie pozostałych. Różnice w obdarowaniu są więc wtórne; pierwotne, najważniejsze jest to, co łączy, czyli wiara, która sama wystarczy do zbawienia, czyniąc wszelkie dodoatkowe wartości niczym więcje jak właśnie wartościami dodatkowymi.
W protestantyzmie nie istnieje więc jasny podział na hierarchię i laikat (choć istnieje podział na duchownych i laikat). Władza bowiem nie leży w rękach samego duchowieństwa. Hierarchia się więc w swym sednie (posiadaniu władzy) rozmywa. Zazwyczaj władzą najwyższą jest ogół wiernych (kongregacjonalizm) bądź też ogół starszych (prezbiterianizm), czy też jakaś mieszanka obu, co w praktyce jest bardzo popularne. W tym sensie reformacja szwajcarska – anabaptyzm i kalwinizm – okazała się silniejsza niż luteranizm, który w praktyce naśladuje (choć mimo wszystko pod wpływem owej ogólnoprotestanckiej egalitarności) hierarchiczny model prawosławno-katolicki. Obecnie wpływ na nowe wspólnoty ma również model charyzmatyczny, w którym pastor jest najwyższą władzą w zborze (o przyczynach za chwilę).
Tak czy inaczej protestantyzm przez swój egalitaryzm przyciaga ludzi dynamicznych, niechętnych zastanym społecznym podziałom. Podkreśla równość – względem Słowa Bożego/prawa (konstytucji). Prawa, które naturalnie się szanuje w krajach, gdzie protestantyzm się zadomowił – to pokłosie zwierzchności Pisma Świętego nad każdym chrześcijaninem, czyli zasady sola Scriptura. (Ciekawie jest tutaj zaobserwować dyskusję o tym, czy prezydenta wolno przesłuchiwać. Z perspektywy protestackiej jest to oczywiste, bo prawo jest – na wzór zwierzchności Pisma Świętego nad każdym chrześcijaninem – takie samo dla wszystkich).
Protestantyzm więc przyciaga kupców, handowców, ludzi z ambicjami, chcących sami o sobie stanowić. Chcących czegoś raczej, niż leniwych. Tworzy struktury demokratyczne, patrzy niechętnie na rozbudowane struktury władzy, nieufny wobec dużej władzy spoczywającej w jednych rękach. Zakłada, że możliwości powinny być proporcjonalne do zasług (praktycznego obdarowania), co sprawia, że jest w zasadzie anty-arystokratyczne (wszak pozycja w arystokracji jest dana, nie wysłużona).
Wejdźmy w protestantyzm głębiej. Czy istnieje jakiś wewnętrzny podział wewnątrz protestanckiej pobożności, który sprawia, że określone wyznania czy tradycje, poprzez swoją specyfikę, przyciagają określonych ludzi? Myślę, że tak.
Po pierwsze, luteranizm. Przez swą tradycję liberalizmu (od XIX wieku) przyciąga wolnomyślicieli; osoby zainteresowane bardziej społeczną funkcją religii, niechętne prawosławno-katolickiej strukturze społeczeństwa, niż osoby zainteresowane dogmatem; prawdą; mistyką. Luteranin konwertyta będzie więc osobą, która doszła do swego luteranizmu przez refleksję, krytyke katolicyzmu (w Polsce), której otwartość luterańska przy zachowaniu pewnych tradycyjnych zrębów protestantyzmu będzie jawić się jako wspaniałe miejsce. Luteranin tradycyjny będzie szanował pracę i władzę – to ostatnie to pokłosie zasady czyje rządy tego wiara (cuius eio eius religio), która niestety nie przyczyniła się do zdynamizowania luteranizmu; przyczyniła się natomiast do silnej symbiozy władzy świeckiej z tym wyznaniem, i słabości dogmatyczno-etycznej ogółu wiernych. Poza pracą i posłuszeństwem władzy właśnie – tego najwyraźniej, opłacani przez państwo kaznodzieje, przez stulecia pilnowali.
Po drugie, prezbiterianizm. Którego w Polsce w zasadzie nie ma. Przez fakt posiadania władzy przez starszych jest to kościół nauczony istnienia elit. Które w nim istnieją, rządzą i są szanowane. Ale i w związku z tym wzbudzają nieufność u tych, którzy na wszelkie roszczenia do elitarności patrzą podejrzliwie. Będzie to kościół naciskający na nauczanie (to rys purytański), szanujący zdolności intelektualne. Ważną cechą jest holistyczność teologii – przekonanie, tak jak w katolicyzmie wynikające z myśli augustyńskiej – a konkretnie, wynikające z silnie zakorzenionego przekonania o suwerenności Boga nad całością stworzenia – iż reformie w świetle zasad wiary podlega całość społeczeństwa, w tym władza i sfera publiczna, edukacja. Przez chrzest niemowląt będzie zakorzeniona w ogóle społeczeństwa; przez zasadę nawrócenia będzie podatna na obecność przebudzeń religijnych. Będzie atrakcyjny dla konwertytów szukających wysokiej, biblijnej teologii. Będzie mieć problemy z dotarciem do zwykłych osób i dynamiczną misyjnością.
Po trzecie, baptyzm. Przez swój kongregacjonalizm podkreśla współuczestniczenie każdego w strukturach władzy; wartośc każdej jednostki. W związku z tym z łatwością dociera do osób dynamicznych; jest atrakcyjny dla tych, dla których samostanowienie jest doświadczeniem życiowym potwierdzającym się w innych sferach życia, przez swój akcent na konieczność osobistego nawrócenia . Cechuje się również bibliocentryzmem – wiara skoncetrowaną na Słowie; wymagającą pewnego wysiłku poznawczego, zrozumienia. Będzie więc atrakcyjna dla osób refleksyjnych; mających własne przemyślenia, szukających zrozumienia przesłąnia Biblii. Owo pragnienie poznania będzie jednak skontrowane niechęcią do ludzkich autorytetów, przypisujących sobie elitarność: baptystyczny teolog musi, obok fachowości w swej dziedzinie, wykazać się również dostępnością wykładu, tak, by dotrzeć do zwykłego wiernego. Dopiero to czyni go wiarygodnym i obdarza szacunkiem. Osoby szukające elit bądź za takowe się uważające bedą więc baptyzmowi niechętne (chyba, że przekonane do egalitaryzmu ideowo). Większość autorytetów w baptyzmie to nieprzypadkowo więc wyjątkowo obdarowani kaznodzieje.
Po czwarte, wersja rozwodniona baptyzmu to dzisiejszy ewangelikalizm. Rozwodnienie polegać będzie na większym niż w baptyzmie antropocentryzmie (pamiętajmy, że kalwińska myśl w baptyzmie jest czynnikiem, który wprowadza weń wysoką teologię, skupioną na suwerenności Boga, ale, antropocentryzm arminiańskiej teologii od samego początku jest w nim co najmniej równie obecny). Ewangelikalizm to baptyzm dla mas: nacisk na osobiste nawrócenie sprowadzony do wyrecytowania formułki „o przyjęcie zbawiciela do swego serca”, pop-uwielbienie (płytkie pieśni, nacisk na przeżycie bez głębszej treści), mniejszy bibliocentryzm, niechęć do refleksji teologicznej, ograniczonej do kilku sloganów i haseł, szołmeństwo kaznodziejów, brak tworzenia antytezy dla kultury masowej, istnenie tzw. chrześcijańskich celebrities, i ogólnie małe zaangażowaniu w sprawy zboru (konsumpcjonizm religijny). Ewangelikalizm ma również swą wersję charyzmatyczną – wtedy zauważymy w nim pewne stężenie zjawisk, które omawiam poniżej.
Po piąte, charyzmatyzm (i wcześniej metodyzm – nie mylić z dzisiejszym, polskim, który swój pierwotny charakter zatracił). To ruchy o arminiańskiej, skoncentrowanej na człowieku, prostej teologii, nastawionej na przeżycie raczej niż refleksję. W swych zrębach teologicznych są protestanckie, ale w swym kulcie, odwołującym się do osobistych mistycznych przeżyć, w charyzmatyzmie właśnie– akcentując pozabiblijne doświadczanie Boga, wizje, sny, osobiste proroctwa – podobne raczej do prawosławia. Różnicą jest brak akcentu na sakramenty i brak hierarchii.
To jednak nie oznacza, że charyzmatyzm jest egalitarny. Przeciwnie: władza skupiona jest w ręku pastora, który jest praktycznym punktem odniesienia i autorytetem w ocenie duchowych zjawisk i nauki, których, w różnorodności, wierni doświadczają. Brak żywej tradycji czytania Pisma w określony sposób (bądź węższy zakres tej tradycji, która, chcąc nie chcąc, jak młodsza,dopiero się kształtuje), do której można się odwołać (jak w prezbiterianizmie i baptyzmie), sprawia, że rola pastora jest znacznie większa. Pastor nie jest przy tym wybierany ze względu na swe wykształcenie (jak zazwyczaj prezbiterianizm) i talenty kaznodziejskie (jak zazwyczaj baptyzm), ale raczej ze względu na charyzmatyczną osobowość i zdolności przywódcze. Charyzmatyzm przyciąga zarówno ludzi prostych, dla których przeżycia są ważniejsze niż refleksja nad Słowem, jak i osoby niechętne wszelkim tradycjom, zasadom, chętne natomiast rozpoznawać jako swych przewodników silne osoby, którym ufają. Żywiołowe uwielbienie przyciąga doń i kształtuje rolę artystów, przede wszystkim muzyków, a jego ponad-naturalność (mówienia językami, proroctwa) przyciąga również ludzi spragnionych czegoś ponad-codziennego; cudów. Charyzmatyzm w przeciwieństwie do ewangelikalizmu jest raczej misyjny i szczery; autentycznie gorliwy.
Chrześcijaństwo więc jest powszechne.
Prawdziwie. Chwała Panu! Zwiastowanie dociera do wszystkich: małych i dużych, mądrych i prostych, starych i młodych. Niezależnie od rasy, pochodzenia -wszystkiego. Nawracjają się ludzie bardzo różni.
ALE różni ludzie tworzą różne kościoły.
Oczywiście, należy ich cechy oceniać i wartościować w świtle Bożego Słowa – i nie jest to ani niepotrzebne, ani błahe. W tym artykule poprzestanę jednak na samym stwierdzeniu, że niezależnie od motywacji (różnych) i z różnych przyczyn – czy to przywiązania do swej tradycji, czy nie dość głębokiego studiowania Słowa, czy z przyzwyczajenia względnie specyficznych okoliczności wiary, czy przede wszystkim wchodzenie w kontakt z różnorodnymi kulturami, które w historii wykształciły takie a nie inne struktury władzy i pobożności w kościele – kościoły te są różne. Czasem różnice są błahe, czasem kluczowe; czasem zyskuje na nich rozwój kościoła, czasem jakość składanej Chrystusowi czci. Czasem kościół – z czasem, zazwyczaj – na nich traci i w jednym i w drugim. Czasem rodzą wątpliwość, czy wciąż można daną grupę nazwać Kościołem.
Tak czy inaczej faktem jednak pozostaje, że charakter poszczególnych zborów, ruchów, wyznań, wizji Kościoła, ze względu na pewne przekonania teologiczne i zrozumienie natury władzy, kult, sakramenty, przyciaga określone warstwy społeczne. Nie ma się co zresztą temu dziwić – kościół jest przecież częścią historii: przy całej swej ponadnaturalności jest tu, pośród nas. To człowieczeństwo, wyrażone własnie w owej odpowiedniości określonych jego form do określonych grup, jest faktem. Ale – uwaga! -nie jedynym.Nie zapominając o jego człowieczeństwie, pamiętajmy, że jest jednocześnie Bożą tajemnicą: widać w nim „bogactwo chwały, która jest Chrystus w was” (Kol 1:27). Jak Jezus Chrystus jest w pełni Bogiem i człowiekiem, tak Jego Kościół łączy w sobie oba działania, obie sfery: Bożą i ludzką. I obie są wartościowe i prawdziwe.
Na koniec warto jeszcze dodać, iż gdzie Kościół, tam i ruch. Kościoły się zmieniają. To nie zaprzecza zasadności obserwowania w nich pewnych idei, cech, wzorów, ale to musi zmusić do powstrzymania się od zbyt szybkiej oceny konkretnego zboru. I tak np. niektóre baptystyczne zbory zdążają do prezbiterianizmu, niektóre luterańskie do baptyzmu bądź – poprzez teologię charyzmatyczną – do charyzmatyzmu; niektóre zielonoświątkowe do modelu baptystycznego i vice versa. Nawet tak wielkie struktury jak kościół katolicki, choć może całościowo bardzo opornie, ale lokalnie, oddolnie, zmieniają się dość dynamicznie.
Cóż więc?
Oto, co: wszystko to moim zdaniem ani nie jest złe, ani nie dowodzi słabości Kościoła. Raczej realności Bożego planu, by z każdego plemiona i języka powołać Sobie oddany Lud. To się dzieje. Dzieje się naprawdę, w prawdziwej historii, w mozaice ludów i kultur. Każdy z wyznawców Chrystusa gdzieś się w tej mozaice odnaleźć musi i się odnajduje. Niech Pan nas prowadzi, w świadomości współtworzenia wielkiego historycznego gmachu, Kościoła Bożego, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus, fundamentem apostołowie i prorocy, na którym wespół budujemy się w budowlę żywą, świątynię dla naszego Trójjedynego Boga, Amen.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.