W okresie Świąt wraca jak bumerang w niektórych zborach temat choinki, obchodzenia Świąt nie nakazanych w Biblii, opłatka itp. czyli ogólnie – tradycji. Pojawiają się głosy, ze to „niebiblijne” i nie powinno być w związku z tym praktykowane. Co poniektórzy wskazują również na rożne pogańskie początki niniejszych współczesnych symboli świątecznych dowodząc, że owo pochodzenie je dyskwalifikuje jako użyteczne i właściwe.
I co?
Myślę, że to myślenie naiwne, nieprawdziwe i ostatecznie szkodliwe. Może wynikać z dobrych motywacji, ale brak w nim mimo wszystko mądrości.
Po pierwsze, weźmy na warsztat „biblijność”. Protestanci trzymają się Biblii i są z tego dumni. To jednak NIE oznacza, że NIE MAMY tradycji. To naiwny i nieprawdziwy pogląd, jak zaraz pokażę. To oznacza natomiast, że nasze tradycje (przynajmniej nie powinny) być święte, nienaruszalne, nie do zweryfikowania. Przeciwnie. Zdając sobie z nich sprawę, zdając sobie sprawę z ich względnej wartości, powinniśmy umieć je – gdy trzeba – zmieniać. Gdy trzeba – czyli wtedy, gdy przestają wyrażać nasze oddanie Bogu, w zgodzie z zasadami, które zauważamy w Jego Słowie.
Brak tej samoświadomości, że SĄ w naszych zborach sprawy regulowane tradycją sprawia, paradoksalnie, że jesteśmy równie święcie do nich przekonani jak katolicy. Jesteśmy bowiem przekonani, że nasze tradycje to po prostu biblijny (jedyny właściwy) sposób na kościół. Skutek: nie ma faktycznej różnicy między nami. I zasada, która miała nas uwalniać do zmian, sprawia, że kostniejemy w dawnych formach i zasadach.
Zanim wskażę poszczególne tradycje jeszcze słowo o samej tradycji. Uważam, że tradycje są dobre lub złe. Tradycja to odziedziczony sposób wyrażenia w praktyce oddania jakiejś wartości. Czasem pierwotny sens się całkowicie zatraca, sprawiając, że uzasadnieniem jest sam fakt antyczności określonej praktyki czy struktury. Ale tak być NIE MUSI. O ile bowiem rozumiemy, dlaczego nasi przodkowie coś w określony sposób robili, nie ma – o ile owa przyczyna jest biblijna – nic złego w tym, by ja kontynuować.
Zacznijmy więc od nabożeństwa. Biblia nie mówi, by przywitać zebranych w imieniu Jezusa Chrystusa. Nie mówi, by umawiać się na określoną godzinę, ani, by ta godzina była ustalona z niedzieli na niedzielę. Nie mówi też nic o poranku, czy przedpołudniu. Nie mówi jak ma być ubrany prowadzący. Nie mówi nic ani o konieczności krawatu czy marynarki czy też ich braku. Nie mówi nic o kazalnicy. Nie mówi nic o wersetach na ścianie. Nie mówi nic o wystroju – kwiatach, dywanach, ławkach. Nie mówi nic o pieśniach. Nie mówi ile, i jakie mamy je (na nabożeństwach, nie „w sercach” [Kol 3;16] czy „w sercu swoim” [Ef 5;19]) śpiewać. Choć śpiewać wolno: 1Kor 14:15, choć jak widać, od początku forma śpiewu była sporna. Nie mówi ile osób i jak ma się modlić (choć mówi o modlitwie jako takiej na pewno: 1Kor 14;14) . Mówi, że powinno być kazanie (choć też nie wprost, ale da się to wywnioskować z Dziejów i listów Pawła) . Przy okazji: mówi o tym, ze zbory schodziły się, by jeść Wieczerzę Pańską – był to ewidentnie posiłek (1Kor 11); nie znam zboru, który by naśladował ów biblijny wzór – w czasie nabożeństwa (wieczerza to przecież coś, co robi się wieczorem) i włączając w nabożeństwo jego autentycznie konsumpcyjny charakter.
Dalej, Biblia nie mówi by robić spotkania modlitewne, grupy biblijne, nie mówiąc już o młodzieżowych czy szkółkach niedzielnych. Nie mówi również o specjalnych nabożeństwach ewangelizacyjnych – ewangelizacja odbywała się w świecie, poza murami kościołów. Acha – nie ma w Biblii żadnych „murów kościołów” oczywiście. To też niebiblijne.
Czy to oznacza, że Bóg nie dał nam w Biblii wskazówek jak Go chwalić? Przeciwnie! Dał. Ale są bardziej ogólne, niż szczegółowe. Np. „wszystko niech się odbywa godnie i w porządku” (1Kor 14:40): to zasada ponadkulturowa, ale jednocześnie w nieunikniony sposób kulturowo wyrażana, bowiem każda kultura ma trochę inne wyobrażenie o godnym i w porządku przebiegu ważnych uroczystości. Będą cechy wspólne. Ale nie będzie uniformizacji; identyczności. I chwała Bogu, bo stworzył różne narody, różnych ludzi, z rożnym temperamentem, różnymi zdolnościami, preferencjami (kulturą) muzyczną, itp. Wchodząc na nabożeństwo będziemy czuć, czy zgromadzeni są przepojeni szacunkiem i gorliwością. Ale formy mogą być inne od tych znanych nam z naszego zboru.
I słusznie. Wierzę, że w Bożym planie różnorodność jest dobra a identyczność zła. Narody będą w Nową rzeczywistość wnosić swą chwałę (Obj 21:26). Bóg stworzył Kościół zjednoczonym w jednym Duchu w jedności uwielbienia ROŻNYMI językami, a nie jednym jedynym właściwym (Dz 2). To również oznacza, że chrześcijaństwo może nasączyć biblijnymi wartościami różnorodne tradycje i kultury narodów. Nie ma w tym nic złego, że klękamy do modlitwy wzorem germańskich plemion na kolana, które po nawróceniu swe formy okazywania szacunku przeniosły do wyrażania nowo zyskanej wiary, raczej niż wzorem starotestamentowych Żydów, którzy padali na twarz.
Dalej, zwróćmy uwagę, że np. Święto Losów, wynikające z księgi Estery – uratowania Izraela – powstało nie odgórnie, nakazane przez Boga, ale oddolnie, z pragnienia ludu izraelskiego, który chciał – w zgodzie z ogólną zasadą pamiętania o Bożych wielkich dziełach – uczcić to wyjątkowe działanie (4:23). Zostało to zarówno pozytywnie przedstawione w tejże księdze, jak i rozpoznane przez Jezusa, który w tym święcie uczestniczył.
Co z tego wynika?
Po pierwsze, nie udawajmy, że nie mamy tradycji, bo – jak to już powiedziałem, jest to szkodliwe i nieprawdziwe.
Po drugie, wielkie dzieła Boże możemy czcić przez wspominanie ich w określony sposób. Np. Świętami przypominającymi Wcielenie i Zmartwychwstanie, czy Ukrzyżowanie i Wniebowstąpienie naszego Pana. Niemniej, nie sądzę, by był to mus. Skoro coś nie jest nakazane w Biblii, to nazwijmy to po prostu dobrą tradycją, którą warto (ale nie trzeba) przestrzegać. Jak np. posiadanie ustalonych miejsc i godzin spotkań, czy porządku nabożeństwa, czy harmonogramu usługujących, prób muzycznych, śpiewników czy rzutników z tekstem, itp.
Jako protestanci wierzymy, że wiązanie sumień czymś co nie jest Bożym nakazem nie jest prawem
Kościoła. Dlatego wszystkiego ww. nie powinniśmy nakazywać. Ale nie odrzucajmy tego, bo odrzucić tradycji (jakichś) się po prostu nie da. Bo to będzie z konieczności arbitralne, sztuczne i obłudne.
Odrzucajmy to, co się nie sprawdza, lub to, co nie jest biblijne w autentycznym tego słowa znaczeniu. Nie w sensie: nie ma tego w Biblii wskazanego (laptopa, na którym pisze i prądu elektrycznego dzięki któremu cokolwiek widzę w tym sensie tez w Biblii nie ma, a przecież wierzę, że jest to Boże błogosławieństwo, pochodzi od Boga i tego nie odrzucam, a przeciwnie, dziękuje za to) ale w sensie: to przeczy jej nauczaniu, wartościom, zasadom oddawania Bogu czci, itp.
Chwalmy Boga przez Święta. Ale np. jedzmy oszczędniej, nie wydawajmy jak ludzie w świecie tysięcy na egoistyczne prezenty. Kupmy coś, co cieszy, co zbliża do Boga, nie coś, co należy czy wypada. Nie róbmy świętości z obżarstwa. Nie wyrzucajmy dziecka z kąpielą, ale prawdziwie biblijnie oceniajmy krytycznie i twórczo to, co w owej tradycji jest nam dane.
W końcu, po trzecie zwróćmy uwagę, że uciekanie od tradycji ostatecznie niszczy chrześcijaństwo. Bo JAKIŚ rytm MUSI wyznaczać nasz rok. COŚ trzeba świętować. Ciekaw jestem, czy przeciwnicy Świąt i choinek cieszą się, gdy obchodzą w rodzinach czy w zborach dzień babci, dzień kobiet, dzień matki, dzień ojca, pierwszy dzień szkoły… czy zgadzają się na wakacje i urlop (Biblia nie mówi o innym urlopie jak Dzień Pański), wakacyjną przerwę w grupach biblijnych… To wszystko, co przejmujemy z tradycji świeckiej, niezauważenie. A w jakiś chory sposób oburzamy się na Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zielone świątki, itp. To schizofrenia.
Mozne teoretycznie odrzucić i jedno i drugie. Ale czysto teoretycznie. Byłem przez rok w Szkocji, gdzie purytyańska tradycja wzgardy dla Świat wciąż jest silna. Co świętowali przez ostatnie 200 lat purytanie? Nowy Rok. Wątpliwa biblijność.
Coś świętować trzeba. Bóg nam nie zabrania wielkich Jego dzieł czcić przez wspominanie ich w określony sposób. Wolę więc żyć świętami chrześcijańskimi niż świeckimi. Albo – o ile uznam, że to nic złego – i jednymi i drugimi, w świadomości, ze mogę, choć nie muszę. A nie mogę tego, co
jest sprzeczne z Biblią w sensie treści, a nie jedynie litery.
„Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi.” (Dz 20,36 BT)
„Lecz kiedy nasz pobyt się skończył, wyruszyliśmy i udaliśmy się w drogę, a wszyscy wraz z żonami i dziećmi towarzyszyli nam aż za miasto, a padłszy na kolana na wybrzeżu, modliliśmy się” (Dz 21,5 Bw).
Czy klękanie jest wzięte od plemion germańskich czy z Biblii???
Ja z kolei mieszkam w Szkocji od lat i nie zauważyłem wzgardy dla Świąt Bożego Narodzenia. Nowy Rok świętuje sie tu bardzo hucznie, ale nie wiem na ile w te obchody są zaangażowani purytanie…. Zresztą gdzie ich w ogóle spotkałeś??? Nikt też nie twierdzi, że obchodzenie Hogmanay jest biblijne…
Rozmawiałem kiedyś z misjonarzami – bliskowschodnie „padanie na kolana” to padanie na kolana, z czołobitnością. Natomiast nasza forma klękania – na jedno lub dwa kolana, w pozycji wyprostowanej – wg. P. Jenkinsa w „Chrześcijaństwo Przyszłości” – pochodzi z kultury germańskiej.
W Szkocji byłem 12 lat temu przez rok w bardzo konserwatywnym zborze prezbiteriańskim, w którym bracia mówili mi jak to kiedyś było. Zmiana nastąpiła w ciągu ostatnich 30 lat. Mówiąc o purytanach szkockich miałem na myśli surowych w pobożności prezbierian.
pozdrawiam!
mw
Co do formy pokłonu – pełna zgoda. Sięgnę do „Chrześcijanstwa przyszłości”, skoro jest podane jako źródło. Do tej pory moja hobbystyczna wiedza mediewistyczna obejmowała jedynie to, że zwyczaj klękania jest związany z popularyzacją hołdu lennego.