Byliśmy ostatnio świadkami dwóch rewolucji. Myślę o Tunezji i Egipcie. Były to ruchy oddolne. Ludzi, którzy uwierzyli, że mogą coś zmienić. I zmienili. Prawdopodobnie niezbyt wiele, ale jednak. Ważny jest kierunek. Nowe, przecierane szlaki. Jeśli chodzi o kraje arabskie, bardzo nowe i bardzo potrzebne. Ludzie oswajają myśl, że mają wpływ na politykę. Że dyktatora można obalić (choć jeszcze nie wiedzą, jak zastąpić inną strukturą władzy i jaka właściwie ona miałaby być). Ale to krok naprzód.
Świadkami rewolucji były również rządy USA, Francji i Wielkiej Brytanii. Rządy z owymi dyktatorami ustawione od lat. Pompujące w nich wielkie fundusze i oczywiście na tym korzystające. Z niechęcią obserwujące owe zmiany, gdyż naruszają one korzystny dlań stan rzeczy.
Owa niechęć dowodzi faktycznych intencji. To nie wspieranie demokracji, ale chronienie swego interesu jest sednem ich polityki (wiem, że to truizm, ale trudno, dla porządku warto jednak o tym powiedzieć). I tak społeczeństwo amerykańskie z zażenowaniem dowiedziało się, że dyktator, przeciwko któremu występuje społeczeństwo egipskie, z którym ono się solidaryzuje, jest ich sojusznikiem. Władze USA miały nie lada problem z odnalezieniem się w tej sytuacji. Ostateczne rozwiązanie, mam wrażenie, jest kompromisem: „nowa” władza w Egipcie jest nie na tyle nowa, by władza USA straciła nadzieję na utracenie wpływów, a społeczeństwo amerykańskie świętuje zwycięstwo demokracji. Uff…
Co jednak dzieje się w Libii? W Libii te same rządy nagle ofiarowują bezinteresownie swą pomoc uciśnionemu ludowi. Nie mogą ścierpieć widoku bezbronnych cywilów. Sen z powiek zabiera im wizja kolejnych starć.
Jest to oczywista obłuda. Zamiast chronić przestrzeni powietrznej, wzięli się za bombardowanie ziemi, zabijając z pewnością wielu cywilów. Nie mam wątpliwości, że z jakichś przyczyn okazało się bardziej korzystne walczyć przeciw Kadafiemu, niż o niego. Być może chodzi o zainstalowanie nowego przywódcy, który będzie dalej kontynuował proamerykańską politykę.
Jest to również obłuda względem swojego społeczeństwa. Kadafii, przyparty do muru, jak zranione zwierzę, na które urządza się polowanie, może zacząć kąsać. Co może oznaczać zamachy „terrorystyczne” W USA bądź Francji/Anglii. Poszkodowane będą społeczeństwa, nie władze. Na życzenie władz.
Jest to również zwykły, niczym nie uzasadniony atak. Zawsze znajdzie się jakaś grupa protestująca. Pamiętajmy, że przeciwnicy rządu to NORMALNE zjawisko demokracji. Nie chodzi mi wcale o to, że Kadafii jest fajny i nie powinien ustąpić. Chodzi mi jedynie o to, że pomaganie określonej grupie przez inwazję wojskową jest z założenia arbitralne i niesprawiedliwe. No i oczywiście to działanie na wyrost. O ile pamiętam z historii Polski, to zawsze znalazła się wśród polskiej szlachty jakaś grupa malkontentów, nad którą z troską i współczuciem pochylał się któryś z naszych sąsiadów, obiecując pomoc, i osłabiając nasz kraj. Chodzi mi o to, że my po prostu nie wiemy, kto powinien rządzić Libią i powinniśmy ów problem zostawić im samym. Cokolwiek oni wybiorą, mają do tego prawo, Kogokolwiek my wybierzemy, będzie to problematyczne i arbitralne (w najlepszym przypadku). Pchanie się w kłótnię miedzy mężem a żoną nie jest zbyt mądre. To oni sobie muszą pewne sprawy wyjaśnić. I to Libijczycy powinni ustanowić nową władzę, nie samozwańczy opiekunowie. Którym chodzi bardziej o bezpieczeństwo dostaw libijskiej ropy niż cokolwiek innego.
W końcu, mieszanie się Ameryki do spraw innych krajów jest kolejna demonstracją siły. Zdecydowanie na wyrost. To kolos o glinianych nogach. Żyjący przebrzmiałą sławą. Angażujący w konflikty, których nie rozgrywa inaczej, niż wyłącznie ze swojej ekonomicznej perspektywy. Nic w tym chlubnego, czy pobożnego.
„Co siejesz, to i żąć będziesz.” „Jakim sądem sądzicie, takim was osądzą, jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mt 7:2). Jeremiasz napomina:
„Niech się nie chlubi mędrzec swoją mądrością,
niech się nie chlubi mocarz swoją mocą,
niech się nie chlubi bogacz swym bogactwem!
lecz kto chce się chlubić, niech się chlubi tym, że jest rozumny i wie o mnie, że Ja, Pan, czynię miłosierdzie, prawo i sprawiedliwość na ziemi, gdyż w nich mam upodobanie” (Jer 9:22-23).
Mędrcy się chlubią swoją mądrością. Mają swoje teorie ekonomiczne, polityczne. Uzasadniają niesprawiedliwe działania racją stanu. Wykorzystywanie innych, własny konsumpcjonizm, oszustwa walutowe.
Mocarze chlubią się swoją mocą. Jesteśmy silni! Mamy lotniskowce, bombowce, pojazdy opancerzone… nikt nam nie dorówna. MY stanowimy prawo. MY decydujemy o historii. Od nikogo nie zależymy; nikt nas nie kontroluje. Jesteśmy potężni i pewni siebie.
Bogacz chlubi się swoim bogactwem. Mam wszystkie instytucje finansowe w ręku. Kontroluję przepływ pieniądza. Nic mi się nie wymknie. To doskonały system. Nic i nikt nie może temu zagrozić.
Oto mądrość człowieka w jego pysze. Pewności siebie. I niewierze. Oto postawa, której przeciwstawia się Bóg Najwyższy. Daje mi i Tobie radę: chcesz być prawdziwie mądry? Chcesz wiedzieć, co się stanie? Chcesz wiedzieć jak to wszystko się skończy? Zaufaj mi. „Ja, Pan czynię miłosierdzie, prawo i sprawiedliwość”. Oto ostateczna zasada kontrolująca historię. Zasada nie wprost wynikająca z wyliczeń ekonomicznych (przynajmniej nie wszystkich), zasada której nie da się może wywnioskować z obecnego stanu arsenału określonych państw. Ale zasada prawdziwa. Która się sprawdzi. Pycha ludzka zostanie ukarana, a Boże Imię uwielbione.
Przypomnijmy sobie dwie postacie i sytuacje w Biblii, gdy Bóg zaingerował w „nieunikniony proces dziejowy.” Pierwsza to Sancheryb. Jego sługa, Rabszake, mówił bardzo rozsądnie, przekonując, by Żydzi się poddali (Iz 36). Jego słowa poparte były doświadczeniem. Argumenty silne. Jednego nie przewidział: „I wyszedł anioł Pana i pozbawił życia w obozie asyryjskim sto osiemdziesiąt pięć tysięcy mężów” (Iz 37:36). O. Chcąc nie chcąc, Sancheryb „wrócił do swojej ziemi”, gdzie, co już może było bardziej do przewidzenia, „gdy oddawał pokłon w świątyni swego boga Nisrocha, zabili go mieczem Adrammelek i Sareser, jego synowie” (w. 38).
Druga postać to Nebukadnesar. Widzimy go w pałacu, chełpiącego się swą wielkością: „Czy to nie jest ów wielki Babilon, który zbudowałem na siedzibę króla dzięki potężnej mojej mocy i dla uświetnienia mojej wspaniałości?” (Dan 4:27). Wow. Rzeczywiście, nikt nie mógł się z nim równać. No, ale niestety było jedno słabe ogniwo. On sam. Czytamy dalej, że najogólniej, siadła mu psychika. Zwariował dokumentnie. Miał wszystko i w jednej chwili, tego nie tracąc, stracił siebie. Powrócił do zmysłów dopiero, gdy uświadomił sobie przesłanie Jeremiasza: „wszyscy mieszkańcy ziemi uważani są za nic, według swojej woli postępuje z wojskiem niebieskim i z mieszkańcami ziemi” (w. 32). Oto zasada historii.
Niestety, mam wrażenie, że żyjemy właśnie w takim momencie. Stare imperia, czy potęgi, wciąż roszczą sobie prawo do wielkości. Nie są zdolne się nawrócić. Nie są zdolne sobie odpuścić, pogodzić się, że świat się zmienił. Pokornie przyjąć nowej roli. Zająć się własnymi, wewnętrznymi problemami. Skupić na oszczędnościach, zacisnąć pasa, dokonać reform. Zwrócić uwagę na swoje belki, zanim zabiorą się za wyciąganie cudzych źdźbeł. Niestety. Są głodne chwały. Ale są również bezbożne. I Bóg je osądzi. To moja prognoza rozwoju wypadków na kilka najbliższych lat.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.