Adwentowy test poznawczy własnej duchowości

Adwent w tradycji polskiej to czas przygotowania. Rachunku sumienia, zastanowienia się nad sprawami poważnymi – wiarą, zasadami. Proponuję więc test, który może w tym pomóc.

1.Kim jest dla Ciebie Bóg? Sędzią? Ojcem? Kimś sprawiedliwym, czy miłosiernym? A może w ogóle Go nie ma?

2.Jak Bóg daje o sobie znać? W jakich momentach czujesz, że Ktoś nad Tobą czuwa? Czym jest Biblia?

3.Jak myślisz o szczęściu? Jakie masz plany i marzenia? Czy skupiają się tylko na Tobie, czy na jakichś celach, które można by powiązać z Bogiem?

4.Czy widzisz siebie w niebie? Dlaczego?

5.Czy zauważasz jakiś kryzys? A może wszystko jest OK?

 

 

Gdybyś chciał skonfrontować swoje przemyślenia z jakimś punktem odniesienia, poniżej przedstawiam propozycje odpowiedzi.

Kim jest dla Ciebie Bóg? Sędzią? Ojcem? Kimś sprawiedliwym, czy miłosiernym? A może w ogóle Go nie ma?
Słowa najbardziej znanej modlitwy biblijnej wskazują zarówno na bliskość Boga („Ojcze nasz”) jak i Jego od nas odmienność („który jesteś w niebie”). Prorocy, którzy widzieli Boga w Jego majestacie, padali na twarz. Podobnie świadkowie wielkich cudów Jezusa. Ta Wielka Osoba w pierwszym wersecie Biblii przedstawia się jako Stworzyciel Nieba i Ziemi.

Ta osoba jest również oddana temu, co szanuje i co uważa za słuszne. Bóg od samego początku karze za grzech. Wypędzenie z raju, potop, sąd nad Sodomą i Gomorą, sąd nad Egiptem i wiele innych historii starotestamentowych dowodzi, że Bóg jest sprawiedliwy, a na grzech się gniewa.

Nie inaczej Nowy Testament. Autor List do Hebrajczyków przestrzega: „straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (10,31). Najwięcej do powiedzenia o piekle ma nie kto inny, a Jezus Chrystus. Zresztą, to nie powinno dziwić – Zbawiciel świata powinien wiedzieć, dlaczego i od czego ratuje. Bóg jest więc sprawiedliwy i karze za grzech. A grzech jest powszechny. Dlatego apostoł Paweł podsumowuje położenie każdego człowieka następująco: „wszyscy zgrzeszyli”, „cały świat podlega sądowi Bożemu”, „z dobrych uczynków nie będzie przed nim uznany za sprawiedliwego żaden człowiek” (Rzymian 3,23.19-20). Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który osądzi i ukarze każdego człowieka. Wszyscy zasługują na karę.
Jednak Biblia od samego początku równocześnie mówi też o planie ratunku (zbawienia), który objawia Boża miłość. Oto Boży staje się jednym z nas, ludzi, aby wziąć na siebie karę za nasz grzech. Płaci cenę za przebaczenie naszych grzechów. Życie za życie; krew za krew. Niezależnie od tego, co dziś ludzie o tym myślą, ta zasada zastępstwa, jest uzasadnieniem podstawowego wydarzenia w chrześcijaństwie – śmierci krzyżowej Boga i człowieka w jednej osobie, Jezusa Chrystusa.

Problem większości współczesnych Europejczyków polega na tym, że uważają, iż Boża miłość jakoś unieważnia Bożą sprawiedliwość. Wydaje im się więc, że nie należy zbytnio się Bogiem przejmować. I tak nas zbawi. Inni znów są na Boga o coś obrażeni. Jeszcze inni nie za bardzo ową miłość rozumieją i uważają, że Bóg jest po prostu daleko, i nic tego nie zmieni.

Tymczasem Biblia mówi, że właśnie na krzyżu Boża sprawiedliwość i miłość się ze sobą godzą. Bóg nie przestaje być sprawiedliwym, będąc miłosiernym.
To oznacza bardzo ważny wniosek. Otóż na pewno nie jest tak, że ludzie, którzy znają Boga, znają Go tylko jako Boga miłości, lub tylko jako Boga sprawiedliwości. On dalej pozostaje taki, jaki jest. Tak, chrześcijanie znają Boga jako Boga miłości. Bóg chętnie przebacza wszystkie grzechy tym, którzy Go o to proszą w imieniu Jego Syna. Ale na tym nie koniec. On również daje takim ludziom Ducha Świętego, którzy pragną Jego sprawiedliwości. Pragną żyć nowym życiem, w posłuszeństwie Jego woli.

Nie jest chrześcijaninem ten, kto tego nie rozumie i nie doświadcza. Prawdziwe chrześcijaństwo polega na zrozumieniu i życiu w poznaniu obu tych podstawowych prawd o Bogu i Jego Synu.

Temat istnienia Boga natomiast w Biblii w ogóle nie jest dyskutowany. Bóg jest pewny że istnieje i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Na wątpliwości ludzi Biblia daje jedną odpowiedź: skosztuj, zobacz, że dobry jest Bóg.

Jak Bóg daje o sobie znać? W jakich momentach czujesz, że Ktoś nad Tobą czuwa? Czym jest Biblia?
Bóg daje o sobie znać na dwa sposoby. Oba są skuteczne, czyli przekazują prawdę o Bogu. Ale różnie. Pierwszy sposób to objawienie Twórcy w dziełach. Czyli w majestacie gór, morza, bogactwie roślin i zwierząt, porządku ich struktury i zależności, od najmniejszych komórek do największych gwiazdozbiorów. Choć nieostre, to jednak uczy chwały i potęgi Bożej. Uczy wspaniałości Boga. I jak każde objawienie Boga, zmusza do oddania czci.

Bóg daje również o sobie znać w trudnych chwilach. Nie znam człowieka, który by nie był w jakiś wyjątkowy sposób zachowany od nieszczęścia – wypadku, choroby, utraty czegoś ważnego. Takie przypadki zastanawiają. Wywołują poczucie, że ktoś nad nami czuwa. Że po coś istniejemy i nasz czas jeszcze się nie zakończył.

Człowiek jednak często wybiera tego nie widzieć, nie słyszeć. Przez grzech „tłumi prawdę” (Rzymian 1,19). Tłumi to, co do niego dochodzi. Nie chce wyciągać wniosków. Zatrzymuje się w pół kroku. Nie może zaprzeczyć zachwytowi, wspaniałości tego, co widzi. Nie może zlikwidować w sobie przeczucia, że Ktoś jest obok. Ale może z tego nie wyciągać wniosków. I tak właśnie robi.

Jedni bardzo wyszukanie, przez tworzenie różnych wyjaśnień i teorii, inni bardzo prosto, mówiąc: „nie zawracaj mi głowy.” Skutek jest ten sam. Człowiek znieczula się na to, co do niego dociera, i żyje, jak gdyby nigdy nic.

Drugie objawienie jest wyjątkowe, szczególne. W historii to przede wszystkim były słowa proroków, wizje, sny. Najważniejszym objawieniem Boga był jednak Syn Boży, który ujawnił nam charakter Boga w ogóle, oraz jego wolę względem człowieka. Pod kierownictwem Ducha Świętego Jego własne słowa oraz nauczanie wyznaczonych przez Niego apostołów przybrały formę Pisma Świętego, czyli kolekcji Ewangelii, Listów Apostolskich, oraz Apokalipsy. Chrześcijanie rozpoznają w nim Bożą wolę wspólną dla wszystkich chrześcijan, objawienie tych prawd, które są wszystkim niezbędne ale i wystarczające dla życia w zgodzie z Bogiem.

Jak myślisz o szczęściu? Jakie masz plany i marzenia? Czy skupiają się tylko na Tobie, czy na jakichś celach, które można by powiązać z Bogiem?
Popularny dziś jest pogląd, że sens życia tworzymy sobie sami. On nie jest dany, ani z góry, a ni z dołu. To wspaniale, przekonuje się nas, bo możemy za sens obrać sobie cokolwiek.

Czyżby. Sensem życia powinno być coś warte naszych wysiłków, zmagań. Coś od nas większego. Coś, czemu warto się poświęcić. Jeśli czegoś takiego nie ma, to dowodzi, że nasze życie samo w sobie żadnego sensu nie ma. Sens stworzony przez człowieka nie ma większego sensu. Jest czymś mniejszym od jego twórcy, czymś co go pomniejsza, a nie rozwija. Tymczasem w człowieka wpisane jest pragnienie życia dla czegoś, co go przerasta. Dla sprawy większej, głębszej, wiecznej.

Czy więc sprawa jest beznadziejna? To zależy od tego, czy Jezus Chrystus wiedział, co mówi. Powiedział: „kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je” (Ew. Mateusza 10:39). To słowa, na których buduję swoje życie od 15 lat. Moje wybory, sposób wychowania dzieci. Pragnienia i cele. Moje życie dowodzi, że wiedział. Utrata kontroli nad swym życiem boli. To „strata”. Ale to najlepsze, co można zrobić. Życie dla siebie to marnowanie tego, co mamy najcenniejsze. Marnowanie, czyli zużywanie czegoś cennego na coś bezwartościowego. Najlepsze, co można zrobić, to poddać się Bogu, aby On kształtował nasze życie. Dawał nam swoje zasady, wartości i cele. To znalezienie go na nowo.

Czy widzisz siebie w niebie? Dlaczego?
Wszyscy wiemy, że mamy grzechy na sumieniu. Osoby, które o tym zapominają, stają się nieznośne. Ciężko z nimi wytrzymać. To więc rozważanie nie tylko teoretyczne. Pokora, wyrozumiałość, wrażliwość na innych, zdolność i chęć do zmian, to wszystko warunkowane jest zdolnością przyznania się do win, słabości, czyli grzechów. „Grzech” to coś faktycznie złego; co jest nazywane złem nie tylko przez ludzi ale i Boga. I jest to kategoria, która ułatwia nam życie.
Z drugiej strony, uświadomienie sobie i przyznanie się do grzechu jest trudne i niewygodne. Pomyślmy choćby o niebie i piekle. Nie wchodząc w szczegóły, jeśli istnieją, to grzeszność ludzkości dowodzi raczej pustego nieba, niż pustego piekła. Puste niebo. Nie ma kogoś, kto by na nie zasługiwał.

Oczywiście, mamy sporo świętych. Święty Franciszek, kto wie, może sobie niebo wysłużył. Albo święty Tomasz. Czy na tym koniec?

Pytanie wraca do osoby Jezusa Chrystusa. Oto Syn Boży na krzyżu. Jeśli faktycznie umarł w miejsce grzeszników, to najwyraźniej kara została wymierzona. Skoro została wymierzona, i śmierć tej Jednej Wyjątkowej Osoby zadośćuczyniła wszelkim winom, które wziął na siebie, to nie ma potrzeby, by została wymierzona jeszcze raz. A skoro tak, to wszyscy, za których Chrystus umarł, są zbawieni od kary za grzechy.

Nagle z pustego nieba zrobiło nam się puste piekło. Czy to, że Chrystus zmarł na krzyżu oznacza więc, że zbawieni będą wszyscy ludzie na ziemi?

Jest to pogląd, który znajduje swych zwolenników. Przede wszystkim wydaje się prostym wnioskiem z powyższego rozumowania. Wydaje się również krzepiący: oto łaska Boża zatryumfuje nad grzechem. Czyż nie?

Przede wszystkim, to rozumowanie jest biblijne. Faktycznie, ofiara Jezusa Chrystusa ratuje od potępienia. Ona i tylko ona. Nie nasze dobre uczynki, które prorok Izajasz nazwał obrazowo „szmata skrwawioną” względnie „szatą splugawioną.” Z drugiej strony, Biblia mówi również o potępionych. Polecam lekturę Apokalipsy. A więc nie wszyscy będą zbawieni. Mówi również o wierze w Jezusa Chrystusa, jako różnicy między zbawionymi a potępionymi. To dowodzi, że oczyszczeni przez krew Chrystusa są tylko Ci, którzy zaufali Chrystusowi. I ci będą w niebie, pomimo braku własnych zasług. To Boża łaska. To przebaczenie. Dla wszystkich, nawet największych zbrodniarzy. Przypomnijmy sobie „dobrego łotra” wiszącego na krzyżu. On w ogóle nie był dobry. On tuż przed śmiercią stał się „wierzący w Chrystusa” i to właśnie go uratowało od kary za całe straszne życie.

Nie namawiam nikogo do czekania na moment tuż przed śmiercią. Wcale nie jest powiedziane, że będzie nam dana ta sama łaska co temu zbrodniarzowi. Ale namawiam do rozpoczęcia życia w wierze. Wiarą. Wiara to posłuszeństwo. To zaufanie, które kieruje życie w nowy, inny sposób. Taka wiara jest czymś innym niż przekonanie o istnieniu. To inwestycja całego życia; poddanie go jednej osobie. Pójście za Chrystusem na dobre i złe. Jeśli jesteś kimś takim, masz prawo widzieć siebie w niebie. Chrystus zapłacił karę za twój grzech. Przyznaje się do Ciebie. Bóg stał się Twoim Ojcem. I nie przestanie być po śmierci.

Czy zauważasz jakiś kryzys? A może wszystko jest OK?
Świat się zmienia, na naszych oczach. Tzw. cywilizacja zachodnia umiera. Przynajmniej dosłownie, bo rodzi się mało dzieci. A duchowo?

Część osób nazywa to postępem, czyli zmianami na dobre. Otóż dobrze się dzieje, że europejczycy lekceważą wiarę, która zrodziła ich cywilizację. Dobrze się dzieje, że wszelkie chrześcijańskie symbole i odwołania do wiary są usuwane z przestrzeni publicznej. Dobrze się dzieje, że muzułmanie i wszelkie inne religie mają pełnię praw, a jakakolwiek ich krytyka spotyka się z ostrą reakcją władz. Dobrze również się dzieje, iż patriotyzm utożsamia się z faszyzmem. Wspaniale również, że rodzina – jako podstawowa komórka społeczna – umiera. Przez rozwody, społeczne przyzwolenie na zdradę, dotowanie samotnych matek, którym nie opłaca się mieć normalnej rodziny. Dzięki temu dzieci rodzą się i rozwijają bez tatusiów i mamusi, wartości nie przekazuje już rodzina, ale szkoła, nie mówiąc w ogóle o kościele, który oczywiście nie ma prawa kształtować młodych umysłów. Dobrze się dzieje, że kultura europejska pochwala homoseksualizm. To za wszech miar korzystne. Już wkrótce, na szczęście, będą mieli prawa rodzicielskie.

Dobrze się dzieje. Tylko, jak to wszystko połączyć z kryzysem – obecnie już bezdyskusyjnym – w ekonomii i polityce? Czyżby te wspaniałe zmiany nie były w stanie go zahamować? A może jest inaczej? Może te zmiany społeczne, etyczne, właśnie współgrają z owym ekonomicznym kryzysem?

Tylko wtedy ciężko nazwać je postępem. Ktokolwiek przeczytał Biblię choć raz wie, jak nazywa te zmiany Bóg. Bóg, który mówi – w kontekście społecznym – o błogosławieństwie za posłuszeństwo jego prawom, oraz przekleństwie za ich lekceważenie. Ciekawe, że z jakiegoś powodu Bóg ów „postęp” łączy właśnie z tym drugim. Czy coś z tym zamierzamy zrobić, czy skupieni na własnym pępku względnie czubku swego nosa będziemy tępo patrzeć, jak świat płynie ku zatraceniu wraz z nami?

Życzę Ci na Święta Chrystusa!

Mateusz Wichary

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s