Nie jestem ekonomistą ani politologiem. Niemniej, biorę się do pisania na temat owego kryzysu z dwóch powodów. Po pierwsze, znam podstawowe biblijne zasady dotyczące zarządzania pieniędzmi. Te zasady są stałe, mają powszechne zastosowanie i w większości znajdują się w Księdze Przypowieści Salomona, stąd tytuł artykułu. Po drugie, za skomplikowanymi mechanizmami kredytowymi, które wprowadził świat w kłopoty, stoją ostatecznie ludzie podejmujący te decyzje. A o ludziach, ich błędach, pragnieniach, motywacjach, wyobrażeniach i złych i dobrych celach, Biblia mówi z pełnym autorytetem. Stąd ów artykuł.
Gdzie więc popełniono błąd? Co o tym mówi Boże Słowo?
1.Ręczenie za nieodpowiedzialnych
Biblia przestrzega wielokrotnie przed ręczeniem za nieodpowiedzialnych. Na przykład: „kto ręczy za obcego, bardzo sobie szkodzi; lecz bezpieczny jest ten, kto unika poręki” (Przyp 11:15). Lub: „człowiekiem nierozumnym jest ten, kto daje zobowiązanie, kto daje porękę za swego bliźniego” (17:18).
W obecnej sytuacji mamy do czynienia z ręczeniem za nieodpowiedzialnych dwukrotnie. Po pierwsze, to ręczenie przez banki za nieodpowiedzialnych, poprzez udzielanie im kredytu. Działo się to przede wszystkim w USA i przede wszystkim w przypadku kredytów na zakup nieruchomości, co było bezpośrednią przyczyną kryzysu. Podkreślmy: to ich problem, owych nieodpowiedzialnych banków, za który one powinny zapłacić. Biblia naucza, aby każdy sam płacił za swe głupie decyzje, bo inaczej się nie niczego nie nauczy, albo wręcz nauczy się życia na cudzy koszt: „weź suknię tego, co za obcego ręczy; zlicytuj go za cudzoziemców” (Przyp 27:13).
Niestety, cenę za te błędne wybory, ze względu na polityczne wpływy wielkich bankowców, płacą całe społeczeństwa. I to właśnie drugie ręczenie za nieodpowiedzialnych: ręczenie państwa za banki. Oto politycy dochodzą do wniosku, że upadek owych wielkich fortun bankowych byłby niekorzystny dla gospodarki, i przejmują ich zobowiązania (oczywiście nie na siebie prywatnie, ale na całość społeczeństwa). Czy słusznie? Cóż, na pewno plajta wielkich banków narobiłaby zamieszania. Stracilibyśmy pewnie część naszych oszczędności. Ale powiedzmy sobie szczerze: przede wszystkim byłoby to niekorzystne dla wielkich bankowców, największych udziałowców. I to o ich interes chodzi. Społeczeństwo traci znacznie więcej przez zaciąganie przez państwo kolejnych zobowiązań, za które zapłacą nie właściciele banków, ale podatnicy (i nasze dzieci, gdy dorosną). W końcu, społeczeństwo płaci za to również nieustannie poprzez problemy z walutą, o czym za chwilę.
Banki więc powinny bankrutować, a nieroztropni bankowcy tracić swe majątki. Nikt nie rozczula się nad bankructwem prywatnych firm, mimo że nie traci tylko właściciel, ale i rodziny pracowników, kontrahenci. Czasem dowodzi się, że powinny być jednak inne zasady dla wielkich firm, a inne dla małych, bo skala społeczna owych bankructw jest inna. Cóż, pamiętajmy, że cały czas bankrutuje wiele małych firm, a więc wiele osób, więcej, niż w przypadku nawet największego przedsiębiorstwa, nieustannie traci pracę. Skala społeczna problemu jest więc porównywalna. Poza tym, takie postawienie sprawy jest niesprawiedliwe i nieuczciwe. Oznacza twierdzenie, iż słusznie bankrutują i powinni bankrutować biedniejsi, i państwo powinno na to pozwalać, ale za nic w świecie nie może dopuścić, by zbankrutowali najbogatsi, a szczególnie banki, i im trzeba ze wspólnej kasy pomagać. W końcu, jest to również kompletnie niebiblijne. Prawo bowiem powinno być jedno dla wszystkich: „Dwojakie odważniki i dwojaka miara – obydwa są ohydą dla Pana” (Przyp. 20:10). Przypomnę: „weź suknię tego, co za obcego ręczy; zlicytuj go za cudzoziemców” (Przyp 27:13). Uczenie największych bankowców, iż banki po prostu zbankrutować nie mogą, to uczenie ich braku odpowiedzialności za swe decyzje. Bardzo kosztowne decyzje, za które płaci całe społeczeństwo. Swoją drogą, banki zachowują się jak niewdzięczny dłużnik z przypowieści Jezusa: im samym darowano miliardy, ale i tak bezlitośnie ściągają należności (Mt 18:21-35). Względem siebie wymagają innej miary, niż względem własnych dłużników.
2.Psucie pieniądza
Kryzys wiąże się silnie z kwestią walut: zbyt wielkiej ilości dolara i problemów strefy euro. O co chodzi?
Do XIX wieku istniał pieniądz kruszcowy. Materiał, z którego był zrobiony, był rzadko w naturze spotykany. To oznaczało ograniczenie dla królów i władzy państwowej. To nie one kontrolowały wartość pieniądza, ale dostęp do/ilość kruszcu na rynku. Ów kruszec władza musiała zakupić lub zadać sobie trud własnej organizacji jego wydobycia. I jedno i drugie kosztowało. Pieniądz był dobrem trudnym do stworzenia, co sprawiało, że władza nie mogła tworzyć go tyle, ile chciała. Skutkiem tego ilość pieniądza na rynku była przewidywalna, w miarę stała, i to przez stulecia. Pieniądz był uczciwy, zgodnie z wersetem: „Waga fałszywa jest ohydą dla Pana, lecz pełne odważniki podobają mu się” (Przyp. 11:1). Pieniądz nie mógł stracić na wartości. Transakcje były więc bezpieczne. Oszczędności nie były zagrożone inflacją (zmniejszaniem wartości nabywczej pieniądza, czyli ilości dóbr, jaką można zań kupić); podobnie transakcje i ceny dóbr. Rynek był niezależny od chciwości władców, którzy oczywiście najchętniej pozyskiwaliby dobra od innych za nic nie kosztujące ich monety. To właśnie zjawisko tzw. „psucia pieniądza”, czyli zmniejszania ilości srebra w srebrnych, bądź złota w złotych monetach. Było ono jednak szybko przez obywateli rozpoznawane i weryfikowane – takie monety miały nieco inne fizyczne właściwości – stąd czasem na filmach widzimy „próbowanie” jakości kruszcu monety przez gryzienie. Takie monety po owym teście traciły proporcjonalnie do gorszej jakości stopu swą wartość.
Niestety, żyjemy obecnie w czasach pieniędzy nie związanych z jakimkolwiek dobrem w naturze. To pieniądz elektroniczny, bądź papierowy, czyli nic władzę nie kosztujący. Jedynym ograniczeniem dla jego ilości jest polityczna wola władzy. Nietrudno przewidzieć, że prowadzi to do łatwego produkowania nowych pieniędzy, czyli ich psucia.
Za każdym więc razem, gdy powstają nowe złotówki, wartość złotówek, które posiadamy w portfelu, maleje. Ta polityczna decyzja wydaje się od nas odległa, ale to nieprawda. Spotykamy jej skutki za każdym razem, kiedy przychodzi nam za coś zapłacić. Im więcej pieniędzy na rynku, tym mniej są one warte. To tak, jakby ktoś z portfela, w którym mamy 100 złotych, zabrał nam 5 – bowiem za owo 100 faktycznie możemy kupić dóbr już tylko za 95. Jak nazywamy zabranie nam z portfela przez kogoś 5 złotych?
Łatwo nam nazwać to zjawisko w sytuacji hiperinflacji: drukowania bez opamiętania pieniędzy, przez jakieś egzotyczne, dalekie państwa. Widzimy, że to nieuczciwe, kazać komuś zarabiać w pieniądzach, których wartość maleje z dnia na dzień, czy nawet z godziny na godzinę. Wydaje nam się jednak, że wartość złotówki, względnie euro, bądź dolara jest stała. Otóż nie jest. Opiera się dokładnie na tym samym mechanizmie: rozsądnego, bądź zupełnie bez opamiętania, tworzenia pieniędzy, które zapewnia bezpieczeństwo dokonywania transakcji i utrzymywania oszczędności, bądź je niszczy. „Kto chce się szybko wzbogacić, nie ujdzie kary” (Przyp. 28:20). W przypadku euro, część państw podchodzi w zdyscyplinowany sposób do swych wydatków, a część wręcz przeciwnie. W związku z tym powstaje konieczność tworzenia nowych euro na pokrycie owych nieprzewidzianych wydatków, co ma wpływ na całą strefę. Podobnie USA. Jeśli rząd nie ograniczy swych wydatków, a co za tym idzie nie przestanie emitować kolejnych bilionów dolarów, na ci się nie zanosi, w pewnym momencie dolar przestanie być cokolwiek warty. Spowoduje to stratę wartości wszystkich oszczędności w dolarach, na całym świecie. Będzie to kradzież wysiłków ogromnej ilości ludzi, przez nieodpowiedzialnych polityków, którzy nie potrafią podjąć decyzji o redukcji budżetu, cięciu kosztów. I niestety nie można tego scenariusza wykluczyć.
3.Bezmyślność w wydawaniu
„Dłużnik jest sługą wierzyciela” (Przyp 22:7). „Kto ugania się za złem, umrze” (Przyp 11:19). Dziś przekonuje się nas, iż jest dokładnie na odwrót.
Nie martw się, że masz kredyt do spłaty; wciąż jesteś wolny, używaj życia i się nim ciesz do woli!
Iluzoryczność tego sposobu myślenia ujawnia się, gdy pojawia się problem ze spłatą raty. Dociera do nas nasza niewola; bycie sługą wierzyciela. Podobnie konsumpcyjny tryb życia. Uganiaj się za czym chcesz; kupuj, wydawaj, używaj życia! Nie hamuj się przed niczym i niczego sobie nie odmawiaj! – to styl życia promowany przez dzisiejszych producentów. Daj innym zarobić i kupuj, ile wlezie! Brzmi to może dobrze, ale sednem jest pochwała impulsywności, braku pohamowania, braku rozmyślności, planowania wydatków. Tymczasem Biblia naucza: „Kto ufa własnemu sercu, ten jest głupi; kto mądrze postępuje, jest bezpieczny” (Przyp 28:26). Myśl nad tym, co robisz. Myśl o skutkach, rozważ, czy cię na to stać. Nie kieruj się impulsem serca, bo możesz zapłacić zbyt wiele. „Dom buduje się mądrością, a umacnia się go roztropnością. I dzięki rozsądkowi napełnia się spichlerze wszelkimi cennymi i upragnionymi dobrami” (Przyp 24:3-4). Myśl, aby dobrze inwestować. Nie przejadaj tego, co może wygenerować zysk. Do mądrości w planowaniu inwestycji i wydatków odnosi się również nasz Pan: „Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie”? (Łk 14:28). Ano właśnie. Kiedyś to było oczywiste. Dziś niekoniecznie, co zbyt dobrze o naszym rozsądku nie świadczy.
Ta zasada odnosi się również do państw, które zwiększają swe wydatki, nie mając na ich pokrycie. Już omówionym sposobem generowania zysków jest tworzenie w dużych ilościach pieniądza, który jednak zubaża społeczeństwo. Drugim są podatki. Choć Biblia nie zaprzecza potrzebie opodatkowania (jak nie zaprzecza potrzebie dobrowolnego opodatkowania na potrzeby kościelne), to jednak ostrzega: „Im mniej rozumu ma książę, tym okrutniejszym jest zdziercą; lecz kto nienawidzi wymuszonych datków, długo żyć będzie” (Przyp 28:16). Zbyt wielkie podatki świadczą więc o głupocie władzy. Niestety, łatwiej jest dzisiejszym rządom jej ulegać, niż samo-się-ograniczyć w swych wydatkach. Ta głupota polega na przekonaniu, że obywatele będą zgadzać się na rosnące podatki, niezależnie od ich wielkości. Otóż nie będą. Człowiek mając do wyboru cierpieć biedę, bądź zapłacić podatki uzna, że roszczenie władzy czynienia go biednym jest bezprawne. Wysokie podatki osłabiają społeczeństwo. Tworzą szarą strefę; osłabiają szacunek do władzy; wywołują migrację do przyjaźniejszych krajów; podrażają koszty produkcji, co sprawia, że coraz mniej jest pracy na rynku, bądź coraz więcej tej na czarno. Wymuszone ich egzekwowanie to częsta przyczyna buntu, zamieszek. W skrócie: to przepis na problemy. I to duże.
Do sytuacji w USA i na zachodzie Europy, zresztą w pewnej mierze również w Polsce, ma również zastosowanie inny werset: „Łatwo zdobyty majątek maleje; lecz kto stopniowo gromadzi, pomnaża go” (Przyp. 13:11). Człowiek nie jest w stanie szanować majątku zbyt łatwo zdobytego. Dawanie kredytu osobom, które nie podjęły żadnego wysiłku, aby go pożyczyć, nie może się skończyć dobrze. Jest to również werset, który co do zasady uderza w instytucję banku centralnego, którego nic nie kosztuje generowanie nowych pieniędzy i w związku z tym tworzy ich zbyt wiele, prowadząc do inflacji, czyli zmniejszenia wartości dóbr, jakie możemy kupić za określoną sumę, ze względu na coraz większą ilość pieniądza. Dlatego sposobem bogacenia się błogosławionym przez Boga jest angażujący nasze wysiłki proces: „kto kradnie, niechaj kraść przestanie, a niech raczej żmudną pracą własnych rak zdobywa dobra” (Ef 4:28).
4.Perspektywy
Cóż więc robić? Jak na to wszystko odpowiedzieć? Rozpoczynając, warto wziąć sobie do serca wskazówki zarysowane powyżej. Nie dajmy się przekonać do głupoty. Nie folgujmy sobie. Bądźmy odpowiedzialni i myślmy nad tym, jak postępujemy. Poza tym rozważmy jeszcze dwie myśli.
(1)Bóg, broń, złoto, zapasy
Szukając materiałów dotyczących kryzysu znalazłem pewien artykuł, który jako chrześcijańską odpowiedź wskazywał te 4 hasła.1 Uważam, że to bardzo praktyczna porada. Po pierwsze więc, upewnij się, że żyjesz z Bogiem. Na czym polega twoje chrześcijaństwo? Wiara prawdziwa jest oparciem w każdej sytuacji; wiara płytka rodzi tylko pretensje i złość. Gdy przyjdzie burza, będzie za późno, by zbudować gmach wiary na skale. Po prostu, zbudowany na piasku się zawali. Po drugie – broń. W sytuacji zamieszek policja ci nie pomoże. Jeśli chcesz chronić swą własność i rodzinę, musisz być samowystarczalny. Broń, choćby czarnoprochowa (bo taka jest w Polsce legalna bez pozwolenia) jest lepszym rozwiązaniem, niż liczenie na to, że nic się nie stanie. Po trzecie – złoto. Złoto, srebro, platyna, wszelkie inwestycje w nie podlegające inflacji środki. Coś, co ma ustaloną od stuleci wartość, zdolną przetrwać wszelkie kryzysy finansowe. Po czwarte – zapasy. Na miesiąc, dwa, sześć. Jeśli nie daj Boże byłyby problemy z zaopatrzeniem, co może się wydarzyć. Przypomnijmy sobie lata 80.
(2)Oczekujmy (fałszywych) mesjaszy
W sytuacji niepewności większość szuka zbawiciela. I to niekoniecznie w Jezusie Chrystusie. Niestety, historia uczy, że zazwyczaj były to osoby, które wprowadzały totalitarne rządy. Hitler, Mussolini i Stalin odpowiadali na faktyczne potrzeby swych społeczeństw. Niebezpieczeństwem jest to, iż taka postać odpowiada na jedną z najsilniejszych potrzeb człowieka – porządku, stabilności, spokoju. Choćby cena byłą wielka, wydaje się godna ryzyka. Bądźmy więc czujni. Wszyscy oni bowiem sprzeciwiali się Zbawicielowi prawdziwemu, wobec którego lojalność prawdziwych chrześcijan jest zawsze dla nich strukturą rywalizującą.
Czas wokół nas się zmienia. To nie pierwszy taki kryzys, choć być może dla wielu pierwszy w ich życiu. Przede wszystkim pamiętajmy o Tym, który jest niezmienny: wczoraj, dziś i na wieki ten sam (Hbr 13:8). Ale nie lekceważmy Bożych zasad, bo za to przyjdzie nam zapłacić. „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie! Pamiętaj o nim na wszystkich swoich drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki! Nie uważaj się sam za mądrego, bój się Pana i unikaj złego!” (Przyp. 3:5-7).
Artykuł ukazał się w „Słowie Prawdy” (luty 2012).
DZIEKI BOGU ZA WASZE KOMENTARZE JEDNEGO BARDZO POTRZEBOWALEM ALE WSZYSTKE SA DOBRE DZIEKI I CHWALA PANU BOGU
Jeżeli chodzi o cztery ostatnie rady to mam wrażenie że trzy ostatnie są zaprzeczeniem pierwszej ale mniejsza o wrażenia. Po pierwsze cena jest sprawą umowną również cena każdego kruszcu. I jest nieprawdą że nie można na złocie stracić i od wieków jest ono odporne na inflację. Oczywiście że można stracić na złocie tak jak na wszystkim. Jedyny sens tej rady widzę taki, że za złoty pierścionek możesz kupić w ekstremalnej sytuacji bochenek chleba. I pozostałe rady mają podobny charakter. Jeżeli tylko na nie patrzeć to proponuję zmienić tytuł „Jak przygotować się do hekatomby?”
A nie musi ona być związana z kryzysem finansowym, wystarczy większa epidemia.
Bodajże Keynes nazywał się gość który przeforsował oderwanie wartości dolara od zapasów w złocie. Umożliwiło to gwałtowny rozwój gospodarczy i oczywiście zwielokrotniło możliwość zapaści. Sensowne i odpowiedzialne zarządzanie gospodarka polega przede wszystkim na tym by okresy koniunktury i dekoniunktury skrócić jak najbardziej się da, gdyż i jedno i drugie w ostateczności prowadzi do destabilizacji.
W Polskiej Konstytucji jest zapisana niezależność Banku Centralnego i konsekwencje zadłużenia państwa powyżej 60 % pkb, Kraje strefy euro i USA takich ograniczeń nie mają. Może doczekamy się więc czasów, że złotówka będzie silniejsza od euro i dolara. Biorąc pod uwagę Twoje argumenty ze Starego Testamentu jest to całkiem możliwe. Właśnie od dziś nasze papiery dłużne krótkoterminowe mają najwyższy rating.
Grzesiek
Witam,
o ile ja wiem, Keynes tego nie przeforsował, choć doradzał. A jego rady rozpoczęły okres potężnej inflacji. Czy to dobrze, no cóż, dla osób mających dolary chyba niezbyt. Czy można przeinwestować w złocie – pewnie można, ale w sytuacji, gdy waluty są niepewne, jest to z pewnością ryzyko warto podjęcia. Prawdą jest, że jest odporne na inflację, bo jest po prostu dobrem rzadko spotykanym. Nie można go dodrukować z doraźnych politycznych powodów. Jestem pewien, że Chińczycy woleliby kilkadziesiąt więcej ton złota niż biliony dolarów, które ciągle tracą na wartości. Pozdrawiam!