Siódmy potomek po Adamie

Mateusz Wichary

„O nich też prorokował Henoch, siódmy potomek po Adamie, mówiąc….”
Judy 14

Czy Henoch jest siódmym potomkiem po Adamie?

Pytanie z pozoru głupie. Tylko z pozoru, bo jest bardzo brzemienne w skutkach.

Jeśli odpowiemy: „Tak, oczywiście. Tak przecież mówi Bóg przez Judę”, to powinniśmy być konsekwentni w naszym podejściu do źródła, z którego Juda korzysta. Juda mówi o nim jako o siódmym potomku po Adamie, bo tak wyczytał w Księdze Rodzaju i uznał, najwyraźniej, że jest to dokument przedstawiający FAKTYCZNY zapis historii ludzkości pomiędzy Adamem a Henochem.

Co oznacza, że pomiędzy pierwszym człowiekiem a Henochem mamy 6 pokoleń.

Co oznacza, że historia ludzkości do Henocha to kilkaset lat.

To samo zestawienie (Rdz 5) idzie dalej, dochodząc do Noego. Jeśli nie chcemy popełniać metodologicznej schizofrenii, powinniśmy więc uznać, że równie faktyczny jest zapis aż do Noego, prawnuka Henocha, 10 potomka po Adamie. Potem mamy historię zepsucia ludzkości, przygotowanie Arki i opis synów Noego (rozdziały 6-9). W rozdziale 10 mamy kolejny spis, pod względem formy zapisu identyczny jak ten z rozdziału 5. Zaczynamy od Noego, na którym 5 rozdział się skończył, mamy przedstawioną w zarysie historię wszystkich ludów zrodzonych z jego synów, aby w drugiej połowie rozdziału 11, zaczynając od Sema (syna Noego, praprawnuka Henocha), dojść do Abrama, dziewiątego z kolei potomka po Noem. Mamy więc 19 pokoleń od Adama do Abrama.

Abram (który zostanie w pewnym momencie życia Abrahamem), to postać już ściśle związana z genealogią dalszego Starego Testamentu. Jego syn to Izaak, a wnuk to Jakub, który z Bożej woli stanie się Izraelem, praojcem 12 plemion Bożego narodu Starego Przymierza. Takie wydarzenia jak obecność Izraelitów w Egipcie, czy podbój Ziemi Obiecanej, to już wydarzenia stosunkowo ściśle rejestrowane przez historyków starożytności. Jeśli chodzi o Abrama, bezpiecznie można mówić o tym, że żył ok. 4000 lat temu. Lennart Moeller, w swym opracowaniu przyjmuje, że Abram urodził się ok. 1996 r. przed Chrystusem, a udał się na swą wędrówkę do Kaananu ok. 1921 p.n.e. (Exodus: śladami wydarzeń biblijnych, Warszawa 2002, 14).

I tak od oczywistej odpowiedzi w oparciu o List Judy, dochodzimy drogą zupełnie niezakłóconej logiki (a przynajmniej tak mi się wydaje – jeśli coś naciągam to proszę mi to pokazać) do wniosku, że równie prosto powinniśmy przyjąć wniosek, iż świat ma 4000 lat + 19 pokoleń. Licząc nawet, że pokolenie ma 100 lat (a co), lądujemy w okolicach lat 6000. Według oficjalnego kalendarza żydowskiego Anno Domini 2012 to (do 29 września) rok 5772 od stworzenia świata.

Odmawiając sensu tej logice musimy cofnąć się ostatecznie do Judy. I udzielonej przez nas odpowiedzi. Tak, wiem, to bardzo nieprzyjemne. Przez wiele lat wzbraniałem się przed takim wnioskiem. I nie tylko ja. Wielu chrześcijan, biblistów i teologów bohatersko broniących wiarygodności Nowego Testamentu i historyczności opisywanych w nim wydarzeń, traktujących Nowy Testament jako ostatecznie Boży, a więc i wiarygodny zapis faktycznych dokonanych w naszej historii, również Bożych i zbawiennych dzieł, miało i ma problem z równie poważnym i odważnym podejściem do chronologii Testamentu Starego.

Dlaczego? Wydaje się to zbyteczne i trudne.

Zbyteczne, bo o ile czujemy instynktownie, że od przyjmowania za wiarygodne podań Nowego Testamentu zależy sens całej naszej wiary, wydaje nam się, że niuanse chronologii Starego są od naszej wiary dalekie. I dlatego je pomijamy, skupiając się na argumentacji za tym, co uważamy za istotne.

Trudne, bo po prostu – śmiem domniemywać – większość z nas ma tak mózg zaprogramowany od małego, od oglądanych już w czasach przedszkola filmików „Było sobie życie” i „Był sobie świat”, że patrzymy na świat jako na coś BARDZO STAREGO. Tzn. mającego miliony lat. I z tego po prostu nie mamy odwagi wyjść; może nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej.

Ale Henoch jest siódmym potomkiem po Adamie w Nowym Testamencie. Czyli: pozwolę sobie sprzeciwić się tezie pierwszej. Otóż, zmierzenie się z pytaniem o chronologię Starego Testamentu nie jest zbyteczne. Dlatego, że czytając i przyjmując Testament Nowy, spotykamy się z określoną perspektywą na Stary. Ta perspektywa w Nowym jest. A skoro jest, to należy do tego, w jaki sposób współczesny chrześcijanin – który przecież ma żyć Nowym Testamentem, bo to Słowo Boże Nowego Przymierza – ma patrzeć na historię.

To nieuniknione. I to nie tylko poprzez Judę i jego wzmiankę o Henochu. Również, a może nawet i bardziej, poprzez Pawła. Dla Pawła w Rzymian 5:12-21 Jezus Chrystus to Drugi Adam (podobnie w 1Koryntian 15:47-49). Dla Piotra w 2 Piotra 3:5-6 potop jest wydarzeniem historycznym, typem nadchodzącego, ostatecznego sądu. Podobnie dla Naszego Pana w Mateusza 24: „jak było za dni Noego… tak będzie gdy wróci Syn Człowieczy” (w. 37). Mit nie może być podstawą argumentacji dla oczekiwania realnych wydarzeń. Jeśli Noe jest mitem, to mitem, jakkolwiek wzniosłym i pomocnym, jest również powtórne przyjście Chrystusa. Ostatecznie jednak rzeczywistość jest inna. Nie było Noego, nie będzie więc i wracającego Chrystusa.

Powiedziałbym nawet, że właśnie z takiego oddzielenia własnej wizji historii od wizji biblijnej – tak, biblijnej, bo to jedna wizja, niezależnie od tego, czy mówimy o Starym, czy Nowym Testamencie – powstaje liberalizm. Liberalizm, którego sedno polega przecież nie na tym, że zaprzecza się życiodajnej mocy biblijnych opowieści, ale ich historyczności. Libertalizm, który „dojrzał” do tego, by po cichu, w sercu najpierw, a potem całkiem głośno, twierdzić, że chrześcijaństwo nie może być autorytetem w naszym spojrzeniu na historię.

Tylko, co nam poza historią pozostaje? Nic. Tak Stare, jak Nowe Przymierze to historia Bożego zbawienia. Historia. Wydarzenia. Następstwo. Wynikanie. Cała logika Ewangelii polega na tym, że Chrystus faktycznie umarł i faktycznie zmartwychwstał; co więcej: faktycznie wstąpił do Nieba i faktycznie jest królem; faktycznie posłał Swego Ducha i pozostawił relację o swym zwycięstwie, która ma moc uwalniania od FAKTYCZNYCH PROBLEMÓW, oraz FAKTYCZNEGO POTĘPIENIA, w końcu: daje nadzieje równie FAKTYCZNEGO, PRAWDZIWEGO życia wiecznego po śmierci. Śmierci, która również, FAKTYCZNIE zostanie zwyciężona jako ostatni wróg, gdy Chrystus powróci (1Koryntian 15:26).

I powiedzmy sobie uczciwie: TO WŁAŚNIE jest Ewangelia apostolska. Tym żył apostoł Paweł, apostoł Piotr. To nie byli ludzie przekonani o wzniosłych mitach. To nie byli ludzie skłonni do mglistych egzaltacji bliżej nie sprecyzowanym pojęciem Bożej miłości. Przeciwnie – taką egzaltację w zborze korynckim Paweł potępiał, jako herezję, która zaprzecza nadziei zmartwychwstania. To byli twardzi ludzie. Rybacy, biznesmeni, żołnierze i religijni bojówkarze. Którzy wierzyli niezłomnie, w pewną określoną, choć niewidzialną, ale jednak w pełni realną, historyczną rzeczywistość – rzeczywistość Jezusa Chrystusa, który przyszedł na ten świat jako Boży Syn od Boga; który był zapowiadany przez dawnych proroków; który spełnił w sobie prawo i zamknął okres Starego Przymierza. To byli ludzie przekonani o rzeczywistości Królestwa Bożego. O tym, że Chrystus króluje po prawicy Ojca; o tym, że rządzi na ziemi poprzez swoje Słowo i animującego owe Królestwo Ducha. O tym, że wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby poddali Mu swoje życie i zaczęli spełniać Jego wolę. Jest to możliwe, bo Bóg okazuje amnestię. Prawdziwie, bo prawdziwe było przebłaganie. Syn przebłagał hańbiącą śmiercią Ojca w naszym imieniu, po to stał się jednym z nas. I dowiódł tego przez zmartwychwstanie. Które również dowodzi realności mocy Bożej, dzięki której życie każdego z nas, jak i historia w ogóle, może ulec przemianie. Chrystus więc przyniósł w sobie na ziemię Królestwo Boże, i ono tu jest; ma ogarnąć całą ziemię. Pozostawił również Swego Ducha, który jest realną pomocą, dostarczając odwagi, nadziei, pokoju; pozostawił swoją wolę, która ma zostać przyjęta przez wszystkich; który w końcu powróci w chwale sądzić żywych i umarłych, dokona sądu, zniszczy wszelkie zło, a ci, którzy Jego wybrali i dla Niego poświęcili swoje życie, będą z nim królować na wieki wieków w nowym świecie, którzy rozpocznie.

To jest ewangelia. To Ewangelia historii i dlatego historię przemieniająca. To ewangelia historii od początku do końca. Historii Bożej, tak samo, jak Boże jest Słowo, które o niej mówi. Prawdą jest jedno i drugie. Dlatego można oprzeć się i o jedno i o drugie. Dlatego Boże Słowo daje nadzieję na realne zmiany w historii, a historia i poszczególnych nawróceń i całych narodów i cywilizacji dotkniętych przez Boga, potwierdza prawdziwość Bożego Słowa.

Czy więc zbyteczne jest pytanie o realność tego, czy Henoch jest siódmym potomkiem po Adamie?

Myślę, że nie. Że wbrew pozorom, przekonanie o historyczności Bożych działań nie jest wcale odległe od skuteczności misyjnej kościołów, zapału ewangelizacyjnego poszczególnych chrześcijan, ich niezłomności wiary, nieustępliwości w postawie, uporze w dobrym, trwałości w nadziei. Popatrzmy na Psalm 136. Jego refren brzmi: „na wieki trwa łaska (wierność) Jego”. Na wieki. Była, działała. Widzimy świadectwa. Pamiętamy o nich. Ta pamięć jest nam potrzebna, aby na Bożą wierność liczyć. Aby ta prawda, że „na wieki trwa łaska jego” była prawdą obecną również pośród nas. By była prawdą nie tylko o tym, że zabił Sychona, króla Amorejczyków (w. 19), ale i o tym, że wciąż czyni wielkie cuda (w. 3) i że i dziś daje pokarm wszelkiemu ciału (w. 25). Ale zwróćmy uwagę, że Sychon jest tu jak najbardziej na miejscu. Prawda o Sychonie wspiera prawdę o współczesności. Współczesność wynika z Sychona.

No i z Henocha dla Judy również.

I to myślę, powinno być dla nas wzorem. Rzeczywistość jest jedna. Albo Boża, albo ludzka. Tak, pewnych rzeczy nie widać, ale to nie problem, dopóki się jest przekonanym o ich realności. Gdzie nie popatrzę, widzę Bożą prawdę i wierność. Czy Testament Stary, czy Nowy, jest Boży, jest dla mnie. Jest prawdą. Świadectwem Bożej wierności. Moja wiara się buduje, a moje oddanie wzrasta i utwierdza. Amen!, Amen.

Co więc robić, gdy brakuje nam odwagi i wyobraźni, by zmierzyć się z Henochem i wynikającą zeń chronologią biblijną? Podzielę się swoim świadectwem. Myślę, że najważniejsze, to przyznać się, przed sobą przede wszystkim, że Biblia mówi to, co mówi, a ja powinienem w to wierzyć. Później – prosić o pomoc.

Ta pomoc przychodzi. Po czasie. U mnie pomiędzy przyznaniem, że powinienem w to wierzyć, a faktyczną wiarą minęło kilka lat. Lat, w których przeczytałem kilka książek, kilka komentarzy. W których Bóg tworzył we mnie siłę, by swe myślenie odmienić.

Wciąż nie jest tak, że jest mi łatwo. Ale widzę logikę i sens. Wierzę, że Bóg ma rację, a moja wyobraźnia ma za nim podążać. I tyle. Bóg dał mi poznać kilka świadectw z historii, które taką wiarę potwierdzają, i jestem Mu za to bardzo wdzięczny. Ale tak czy inaczej chce Jemu ufać. I wiem, że idę we właściwym kierunku, a Henoch, siódmy potomek po Adamie, choć wolałbym, by był 777, już mnie nie przeraża;).

Reklama

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s