Jedną z podstawowych „prawd” feministycznej perspektywy na świat jest walka płci. To dogmat stojący za dekonstrukcją wszystkiego co nas otacza. W skrócie, chodzi o to, że mężczyźni używają różnorodnych koncepcji dla uzasadnienia swej wyższości. Nauka, religia, sztuka – one wszystkie nie komunikują nic innego prócz chęci dominacji nad samicami. I tak według feministek, kiedy Pan Jezus uczył modlitwy „Ojcze nasz” to chodziło mu o utwierdzanie dominacji mężczyzn nad kobietami. Wszędzie również widzą zakamuflowanego fallusa. Czyli: przedmiot męskiej dumy. Na przykład, według jednej z feministek w fizyce Newtona nieprzypadkowo widzimy dominację ciał stałych. To oczywiste potwierdzenie fascynacji (własnej, męskiej) wzwodem.
Jak to ocenić?
Przede wszystkim, myślę, że po części mają rację. Faktycznie, zarówno wiarę, jak naukę i w ogóle autorytatywne twierdzenia MOŻNA traktować jako narzędzie do utrwalania własnej dominacji. Jest to na pewno spostrzeżenie prawdziwe, i to nie tylko względem mężczyzn, ale i feministek. Po prostu, twierdzenia powszechnie uznawane za prawdziwe wpływają na to, jak zachowują się ludzie. Na tym polega inżynieria społeczna; pedagogika mas. W „Nowym, wspaniałym świecie” Huxleya dwójka zakochanych, którzy chcą być razem (i tylko dla siebie) musi walczyć z dogmatem wpajanym im od niemowlęctwa iż „każdy jest każdego”. Dogmatem, który przez niszczenie trwałych więzi – i skutkiem tego rodziny – sprawiał, że jednostki stały samotnie wobec aparatu państwowej władzy, zupełnie wobec niego bezbronne. Złamanie tej „prawdy” uwolniło ich do miłości, a w konsekwencji do życia w wolności również w innych wymiarach. „Prawdy” więc kształtują świadomość, a przez to i tworzone przez jednostki grupy.
Podobnie może być – przyznajmy uczciwie – i w kościele. Kazalnica jest stworzona właśnie po to, ABY WPŁYWAĆ. A więc, wpływa. Wpływa różnie.
I tu dochodzimy do sedna. A sednem jest to, w czym z feministkami się zgodzić nie mogę. Otóż, że walka płci jest szyfrem dla wszystkiego. To naiwne, głupie i żenujące. Byłoby nawet śmieszne, gdyby nie było smutne. I straszne – bo te panie podchodzą do tych mądrości ze śmiertelną powagą.
Zastanówmy się najpierw nad wpływem owej tezy dla nauki. Widać, że kobiety, które coś takiego mówią, nie są specjalistkami w ŻADNEJ dziedzinie, prócz „nauki” feministycznej. Gdyby bowiem twierdzenie to było prawdą, to musielibyśmy dojść do wniosku, że odkrycia Newtona są zagadką. Przypadkiem, produktem ubocznym. Podobnie jak cały (bądź zasadnicza większość) postęp cywilizacyjny. Albo, że faceci to geniusze. Szukając wszędzie tylko własnego fallusa, używając nauki do potwierdzania własnej wartości doszli tak daleko, odkryli tak wiele! Jeśli macie rację, to czapki z głów przed facetami, panie feministki!
Pomyślmy nad miłością. Feminizm jej programowo i dogmatycznie zaprzecza. Szanowne Czytelniczki, jeśli doświadczacie miłości mężczyzny – albo się okłamujecie, albo jesteście okłamywane, albo nie jesteście feministkami. Feminizm to programowa niewiara w miłość. Między mężczyzną a kobietą. Czym bowiem są słowa „kocham cię” faceta, czy troska, czy opieka, jak nie próbą dominacji? Nie mogą być niczym więcej. Mężczyzna po prostu NIE MOŻE bardziej cenić kobiety niż swojej władzy – bo gdyby tak było, żelazny dogmat feministycznej interpretacji świata ległby w gruzach. A więc, każdy mężczyzna z definicji to świnia. Co uświadomiona, zdolna feministka rozszyfrowuje. Ha! Ona się nie da na to nabrać. Nic dziwnego, że konsekwentna feministka jest skazana na lesbijstwo. Będzie również z pogardą i niedowierzaniem, ale przede wszystkim właśnie pogardą, i poczuciem wyższości, patrzeć na kobiety mające mężczyzn. To te zwiedzione. Nie znają prawdy. Spalają się dla tych wstrętnych samców. Nie to co my, wolne, wspaniałe.
Swoją drogą, inny temat to walka o dominację pomiędzy kobietami. Jeśli uznać, że walka o dominację wyznacza wszystko, to nie widzę logicznego powodu, by ograniczyć się tylko do płci. Stąd, wydaje mi się, konsekwentna feministka (na szczęście dla feministek, nie zawsze są konsekwentne) powinna w zasadzie uznać, że również jej partnerka wykorzystuje tzw. „miłość” do próby dominacji. Czyli, feminizm prowadzi ostatecznie do całkowitej samotności.
Nie dziwi więc, że w znanych mi feministkach widzę brak spełnienia, macierzyńskiego przede wszystkim (które, o zgrozo, opiera się na dawaniu siebie! Co za straszny przesąd, że to jednak coś wspaniałego! Kobiety, obudźcie się!) , ale również pewne zaniedbanie, efekt braku bycia adorowaną, które rozpromienia kobiety w związkach z mężczyznami. Którego nie da się zastąpić. No bo czym?
Widzę również zgorzknienie i złość. Pewnie na świat, że nie chce się nagiąć – te głupie baby, które uganiają się wciąż za facetami, i tych wstrętnych facetów, którzy mają panie feministki w nosie. I wcale im nie jest źle na świecie. Świat feministek jest więc frustrujący i smutny. Szanowne Panie, zwróćcie na to uwagę, zanim tę wizję przyjmiecie.
Jak to więc ze światem jest? Myślę, że jest to arena walki. Ale różnorodnej. Narodowej, religijnej, interesów wielkich firm i korporacji, może po części i płciowej, choć powiedziałbym szerzej: kulturowej, a w ramach owych kultur również określonych wizji ról i znaczenia mężczyzny i kobiety.
Ale jest i coś poza walczącymi światopoglądami. Jest to zarówno zapisane w nas, jak w Słowie Bożym. To nasza dana przez Boga natura, niestety zakłócona grzechem, i stąd wymagająca ciągłej korekty, ale jednak w nas obecna. Z której również wynika zmaganie się kobiet i mężczyzn w małżeństwach; ciągłe szukanie ideału relacji, który jest trudny do uchwycenia. Który wymaga od mężczyzn ofiarności, a od kobiet posłuszeństwa. Od żon szacunku, od mężów uwagi i opieki. Ale z której również wynika to, co w nas piękne, dobre i szlachetne; miłość, współczucie, radość bycia z innymi, honor, pragnienie przekazywania życia. To obraz Boży, który, choć zniekształcony, to przecież nie został całkowicie zagubiony.
I to Boży plan. Boży porządek. I w genach, i w kulturze (jakoś mimo wszystko) i w Słowie, które uczy jak ma być i jak być nie ma. Tak, Ono jest odczytywane przez ułomnych facetów, którzy potrafią go wykorzystać dla swych małych celów. Ale nie wątpmy w Ducha Świętego; w to, że On potrafi jednak przezwyciężyć te małe cele, i to zarówno w mężczyznach, jak kobietach. Ów plan jednak jest, i nie jest manipulacją. Jest Bożym Słowem. No chyba, że Boga nie ma. Ale skoro Bóg jest, to jest i Boży plan. I jest poznawalny, również przez pobożne kobiety. I wdrażany w historii przez Boży lud.
Rzeczywistość więc to nie tylko walka, ale i pewne dane zastane. Kimś jesteśmy. Kimś możemy zostać, o ile posłuchamy Boga. Możemy też tym kimś nie zostać, jeśli nie posłuchamy, i zostać kimś innym. Niech Bóg nas prowadzi, i kobiety i mężczyzn, do pełnienia właściwych ról.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.