Geopolityka i Opatrzność

M. Wichary

Pamiętam dowcip rysunkowy, zdaje się że pana Mleczki, w którym Pan Bóg wygłasza następujące zdanie: „…a Polakom zrobię numer i umieszczę ich między Niemcami a Rosjanami”. Nie sądzę, aby faktycznie przyczyną owej sytuacji geopolitycznej był humor Pana Boga. Niemniej, żart ten wskazał na coś prawdziwego. Wskazał na znaczenie geopolityki w Bożym planie dla narodów.

Jednym z ciekawszych fragmentów dotyczących relacji Boga i tychże jest passus z mowy apostoła Pawła na Areopagu. Przekonuje, że Zbawiciel, którego zwiastuje, nie jest tylko jakimś lokalnym bohaterem żydowskim, ale ma znaczenie również dla Greków. Jak? Otóż Bóg „z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga…” (Dz. Ap. 17,26-27).

Co tworzy naród? Wspólnota dziejów, języka, kultury, punkty odniesienia, które tworzą tożsamość. Wiara, światopogląd. One wszystkie zasadzają się jednak na pierwotniejszych czynnikach, mianowicie na czasie i obszarze – Pawłowych „granicach zamieszkania”. I jedno i drugie jest więc, zdaniem Pawła, dane z Góry. To nie przypadek. To Boży plan dla każdego z narodów. Boża inicjatywa historyczna, poprzez którą realizuje On właśnie taką a nie inną tożsamość ludzi, którzy je tworzą.

Oznacza to, że geopolityka jest od Boga. Fakt, że znajdujemy się na nizinie, od wschodu i zachodu nie mając silnych naturalnych granic, a po obu stronach mając silnych i niebezpiecznych sąsiadów, należy potraktować jako Boży plan dla „projektu Polska.” Polak ma być kimś, kto sobie w tym położeniu radzi. I robi to jak najlepiej. Czyli jak? Cóż, myślę, że najlepszym sposobem, aby radzić sobie w tym położeniu nie jest zależność od któregokolwiek z naszych silnych sąsiadów, ale własna potęga, która hamuje imperialne zapędy naszych sąsiadów. Oto Boży plan dla Polski.

Co prowadzi nas do pytania o mit założycielski, rolę historii i pytania o polskość, naszą tożsamość. Jaka ona powinna być? Do czego się odwoływać? Jakie wydarzenia podkreślać, wskazywać na znaczące dla tego, kim jesteśmy?

Zacznę od tego, że tożsamość (wszelka – i osobista, i rodzinna, ale i narodowa) to ciągłe pytanie o przeszłość, mające na celu przyszłość. Tożsamość w tym ujęciu nie jest dana; ona jest zadana. Zwróćmy uwagę, że to zadanie dane od Boga, bowiem na kartach Biblii widzimy takie właśnie ujęcie historii, przedstawiające narodzenie określonego narodu: to Izrael. Patrząc (a mamy do tego prawo) na Pięcioksiąg Mojżeszowy jako właśnie ich „projekt tożsamość” (ale i wzór) – a więc źródło konstytuujące ich znaczenie, wartość, cele jako narodu, zwróćmy uwagę JAKIE fakty się w nim pojawiają. (Swoją drogą, ciekawie zauważyć, że geopolityka Izraela i Polski jest bardzo podobna: zawsze obok mieli również dwóch potężnych sąsiadów, tyle że nie ze wschodu i zachodu, a południa [Egipt] i północy [Asyria/Babilon]). To postać Abrahama, sprawiedliwego Bożego, od którego wszystko się zaczęło. Józefa, który radził faraonowi – władcy kraju, w którym przez ponad 400 lat izraelici mieszkali, doświadczając doli obywateli drugiej kategorii. To przejście przez Morze Czerwone, w którym sam Bóg zainterweniował, aby mogli wyjść.To niekorzystne przedstawienie – jako szemrających – Żydów chcących wrócić pod opiekę Egiptu (swoją drogą, 2x – i w trakcie wędrówki po pustyni, i za czasów Jeremiasza).

Nie wiem, jakich informacji autor zdecydował się nie zawrzeć. Ale widzę logikę tych, które zawarł i wierzę, że jest w tym Boży. To takie przedstawienie historii tego ludu, by widział swoją odrębność od Egipcjan i Kaananejczyków; by widział Bożą rękę prowadzącą ich w trudnej i nie zawsze chlubnej historii; to historia dająca nadzieję i siłę w trudnych wydarzeniach.

Co prowadzi mnie do pytania o „projekt Polska”. Jakkolwiek to zabrzmi dziwnie, zadam to pytanie: jakiej historii Polski chce od nas Bóg? Jakiego mitu założycielskiego; jakiego doboru danych historycznych; zwrócenia uwagi na jakie fakty oczekuje od nas Stwórca, abyśmy odpowiedzieli we właściwy sposób na daną od Niego w naszym umiejscowieniu geopolitycznym wolę?

Wydaje mi się, że właśnie Polski silnej. Innymi słowy: Polski sięgającej na wschód i zachód. Tak wiem, to niepoprawne politycznie, ale uznajmy oczywisty fakt, że w polityce nigdy nie ma bezruchu. Albo ktoś wpływa (raczej) na nas, albo my wpływamy (raczej) na kogoś. Albo to nasze wpływy się zaznaczają u sąsiada, albo na odwrót. Granice istnieją w sferze materialnej i na mapach, ale granice polityczne są czymś umownym. Silniejsza kultura oddziałuje na słabszą; uczy jakie zachowania są właściwe, jak ma wyglądać rodzina, co jest przyzwoite, co jest piękne, godne pożądania, itp. Silniejsza wizja historii uczy postrzegania przeszłości; przekonuje do takiej a nie innej perspektywy. „Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. A przyszłość kontroluje ten, kto kontroluje teraźniejszość” (jak powiedział George Orwell w „1984”). Czyli – kontrolujmy teraźniejszość. Bo inaczej ktoś to będzie robił za nas. Gdy będziemy to robić sami, wtedy nasza wizja przeszłości będzie wpływać na nasze – i nie tylko nasze – działania. Inaczej inni będą nam mówić kim jesteśmy, skąd pochodzimy i w związku z tym czym jest nasze powołanie. I czym nie jest.

Dalej, silniejsza kultura i wizja historii wiąże się z silniejszą ekonomią i perswazją militarną. Czyli kto komu płaci; kto u kogo pracuje. I kto kogo się boi. Polityka ulega wizji mecenatu. Jeśli uwierzymy, że z definicji Niemiec jest mądrzejszy, a Rosjanin silniejszy, zaczniemy się poddawać, ulegać. I będziemy słuchać Niemców, a drzeć przed Rosjanami. (Na ten przykład, jedynie, ma się rozumieć;) ).

Bóg więc chce Polski silnej. Inna nie ma racji bytu. Inna niknie. Zanika. Zamiera. Staje się poszerzoną strefą graniczną między naszymi sąsiadami. I niczym więcej. Służą temu fasadowe instytucje – zarówno polityczne, jak kulturalne i wojskowe, i w ogóle, we wszelkich możliwych sferach społecznych – które stwarzają wrażenie życia, samodzielności, ale faktycznie nie mają woli ani odwagi przekroczyć naznaczonych granic kompetencji. Które nie są zbyt szerokie. I przede wszystkim są poddane wizji silniejszych sąsiadów, przez co nie rzucają owej hierarchii żadnego wyzwania. Przeciwnie, utwierdzają polskie społeczeństwo w przekonaniu, że tak jest i być musi, i lepiej nie próbować tego zmieniać, bo rozzłoszczeni Wielcy mogą się jeszcze nie daj Boże zdenerwować, i wtedy naprawdę sobie narobimy prawdziwego bigosu.

Polska musi być silna, albo jej nie ma. Albo ulegnijmy zruszczeniu bądź germanizacji. Albo uznajmy, że polskość nie ma nadziei i przyszłości.

Tylko, czy to jest Boży plan? Uważam, że nie; że chrześcijanin na to godzić się NIE powinien. Powinien założyć, że geopolityka, dana od Boga, to potencjał dla naszego narodu. A więc, należy go wykorzystać. Należy go w wierze rozwijać. Objawienie 21:26 mówi o królach, że „wniosą do niego [Nowego Jeruzalem] sławę i dostojeństwo narodów”. A więc, istnieje również w polskim narodzie potencjał do sławy i dostojeństwa, które sam Bóg uzna za coś wartościowego. Nie wolno tego Bożego oczekiwania zlekceważyć.

Kiedyś zastanawiałem się nad tym, czemu jestem Polakiem, i czy mi z tym dobrze. Czy nie lepiej by było, żebym urodził się gdzieś indziej. Czasem podobały mi się bardziej inne narody. Dziś myślę, że takie myśli są nierozsądne, a przede wszystkim niechrześcijańskie. Skoro wierzę w Bożą Opatrzność, w Boży plan, to muszę wierzyć i w to, że fakt, iż Mateusz Wichary, który urodził się już w Polskim Wrocławiu, gdzie się nawrócił, i skąd wyjechał, realizuje Bożą, odwieczną wolę. Jestem Polakiem. Mam to przyjąć z Bożych rąk i nie marudzić. Mam rozpoznać Boży plan i dołożyć swoją rękę do pługa, zamiast rozglądać się na boki i orać wężykiem.

Jestem Polakiem. I chwała Bogu! Biblia nie mówi o Europejczykach. Biblia mówi o narodach. Bogu podoba się ich różnorodność. Ale Bóg również chce, aby owa różnorodność była wypełniona Boża treścią – jak w dniu Pięćdziesiątnicy, co było proroczym znakiem roli Kościoła w Bożym planie dla narodów (Dz 2:11) – a poprzez ową treść, aby potencjał złożony w każdym narodzie stawał się sławą i dostojeństwem, które Jemu się podobają, i które mogą narody wnieść do Jego Królestwa. Oto zadanie, przede mną – i myślę, przed każdym Polakiem i chrześcijaninem.

Bóg więc chce Polski silnej. Takie mamy położenie i tyle. Gdybym miał odwołać się do historii – Bóg chce Polski Jagiellonów. Jako chrześcijanin i protestant, dodam: Polski chrześcijańskiej, ale i tolerancyjnej; łączącej, wchłaniającej owe sąsiednie żywioły, przez uprzejmość zarówno katolików, prawosławnych, jak protestantów, projektu chrześcijan różnych wyznań. Polski, która pamięta o swych wielkich chwilach, i która stawia sobie za cel powrót do takiej Polski właśnie. Ale i nie spychającej w kąt niepamięci czasów niewoli. Przeciwnie: widzącej i w tych czasach upór wiernego znoszenia upokorzenia w nadziei powrotu do wolności i wielkości. Widzącej niewolę egipską w nadziei zajęcia Ziemi Obiecanej; czy babilońską w nadziei do niej powrotu.

Tego celu dziś przed nami się nie stawia. Ze względu na różne obawy. Strach przed brakiem politycznej poprawności, złajaniem przez Mądrzejszych i Silniejszych, kompleksów. Czasem pewnie ze względu na zwykłe cwaniactwo, prywatę. Po prostu, służba Wielkim się opłaca. Ma się tą darmową cebulę i ogórki, a i rządzeniem się kłopotać człowiek nie musi. Ale tym bardziej powinniśmy go przed sobą stawiać. Chrześcijanie jako działanie wiary. Jesteśmy z Bożego zrządzenia Polakami. Tak Bóg wybrał i tego mamy się trzymać. Nic nam do tego, to Jego wola. A skoro tak, to rozejrzyjmy się wokół – co z tego wynika. I podejmijmy wyzwanie. Szukając Go – szukając zadań, które przed nami stawia, w upartej realizacji tego, co posiadamy i kim jesteśmy, a nie poprzez obojętność i krótkowzroczność.

Wyznaniem wiary Izraela było, że „Pan jest dobry, a łaska Jego trwa na wieki”. To dawało im nadzieję, że „projekt Izrael” jest projektem Bożym, nad którym On czuwa, a to, iż minie kilka pokoleń, zanim zmieni się sytuacja, nie stanowi problemu. Oni mają po prostu widzieć Boga i Jego cele i robić to, co potrafią, aby się do nich zbliżyć. Krok za krokiem. Centymetr po centymetrze. Wyznaniem wiary chrześcijanina jest, iż Chrystus jest z nami, po wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mat. 28,20). Modlimy się „przyjdź Królestwo Twoje”. Nie bójmy się planować podobnie. Może dziś nie widzimy nadziei na dziś. Ale nadzieja nie musi dotyczyć naszego pokolenia. Możemy umiejscowić ją w pokoleniach kolejnych i wierząc, zdążać do celu. Bądźmy więc Polakami z wizją Polski, która wynika z Bożej Opatrzności i nie dajmy się do tego zniechęcić.

7 responses to “Geopolityka i Opatrzność

  1. Amen! Jako Polak i protestant w pełni się pod tym podpisuję. Marzę o Polsce, która przywróci świetność państwa z okresu Jagiellonów, jego różnorodność i tolerancję dla inaczej wierzących obywateli. Marzę o narodzie, który nikomu /oprócz Boga /się nie kłania i jest dumny ze swojej historii zakorzenionej w chrześcijańskim dziedzictwie/ do którego zaliczam wszystkich innowierców I RP/ Marzę o narodzie, który buduje wspólne dobro i uczciwie traktuje „tych innych” żyjących pod naszym wspólnym polskim niebem:)W

  2. „jest dumny ze swojej historii zakorzenionej w chrześcijańskim dziedzictwie/ do którego zaliczam wszystkich innowierców I RP”

    czyli arian – braci polskich też 🙂

    Zasadniczo to całe te rozważania… naprawdę nie chcę sprawiać przykrości autorowi, ale czy nie zauważa, że objawienie Boga w Biblii jest dynamiczne tzn. na początku jest On rozumiany jako dość typowy bóg jednego plemienia, jego opiekun ze sfery niewidzialnej, ale o cechach dość prymitywno-ludzkich. Jasne w ST też się gdzieś tlą przeczucia Boga objawionego przez Jezusa, ale niestety jest ich nieporównywalnie mniej niż tych bardziej przyziemnych. Moim zdaniem nie ma większego sensu spłaszczać dynamikę objawienia i przez to robić w niektórych dziedzinach kroki w tył. W końcu Jezus przyszedł nie jako rewolucjonista i mąż stanu, ale jako ktoś kto wskazywał na coś znacznie ważniejszego niż sytuacja polityczna tego czy innego narodu. Czy nie On powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata?” ? Co ciekawe Jemu współcześni z uczniami na czele chcieli właśnie, by był przywódcą polityczno-religijnym Izraela w rodzaju Dawida. Ale on poruszał się już jakby w innym paradygmacie duchowym. Spróbujcie to Panowie uchwycić, na pewno macie wystarczającą wiedzę biblijną. Powiem tylko jedno. Polityka to synonim słowa wojna. Wojna to konflikt dwóch ludzi opętanych przez ich własnego szatana – ego. Przez jego lęki i projekcje. Każdy kto serio traktuje nauczanie Jezusa znajdzie w nim sposób, żeby się od swojego osobistego szatana uwolnić. Jestem tego pewien. Pozdrawiam serdecznie.

  3. Witam Pana,

    cóż, przykrość chyba nie jest największym przewinieniem.

    Co do dynamiki objawienia – nie trzeba przyjmować Pana wniosków, by je zauważać. Mam inną na nią perspektywę. Z przykrością odnoszę wrażenie, że uważa Pan za fakt oczywisty, iż Bóg w ST jawi się „jako dość typowy bóg jednego plemienia, jego opiekun ze sfery niewidzialnej, ale o cechach dość prymitywno-ludzkich.” Śmiem twierdzić, i jestem w znakomitym gronie biblistów różnych wyznań i czasów, że to perspektywa niestety, zanurzona w dość wąskim, a przede wszystkim nie dość ambitnym i mało twórczym, mało oczekującym od Bożego objawienia, zależnym od naturalistycznego światopoglądu, poglądzie liberalnym. Poglądzie, który może w pewnym momencie pomógł biblistyce, a;le wyłącznie jako kontrapunkt – przez swą niewiarę i zaprzeczanie istotnym faktom biblijnym zmobilizował biblistów oczekujących od Bożego Słowa więcej, do intensywniejszej pracy.

    Tak więc, jestem przekonany, że jest dokładnie na odwrót – że wszystkie wielkie tematy Objawienia zaczynają się od samego początku właśnie; że Biblia jest wyjątkową całością, i owa całościowość jej mnie powala, cieszy i zachwyca. Ostatecznie, skłania do uwielbienia Boga samego. W związku z tym proponowana przez Pana perspektywa jest dla mnie całkowicie nieciekawa, a przede wszystkim jakaś smutna. Nie dająca nadziei, zniechęcająca do czytania Biblii, i ostatecznie przykra. Nie tylko mam wrażenie z zewnątrz, ale całkiem możliwe, choć tu oczywiście w proroka bawić się nie będę, z wewnątrz prawdopodobnie również.

    Odwołanie się, zresztą bez żadnego komentarza, do bardzo brzemiennego w skutki stwierdzenia Jezusa, iż Królestwo Jego jest nie z tego świata, nie dowodzi nic. Kiedy Królestwo Boże nie z tego świata wkracza w świat ludzki w wizji Daniela 2, to w żaden sposób nie niszczy to realności jego wpływu na struktury społeczno-polityczne. Przeciwnie. Spróbujcie to Panowie uchwycić, na pewno macie wystarczającą wiedzę biblijną.

    Na koniec jeszcze krótko o poniższych słowach: „Polityka to synonim słowa wojna. Wojna to konflikt dwóch ludzi opętanych przez ich własnego szatana – ego. Przez jego lęki i projekcje. Każdy kto serio traktuje nauczanie Jezusa znajdzie w nim sposób, żeby się od swojego osobistego szatana uwolnić. ”

    Widzę, że w ogóle nie porusza Pan kontekstu politycznego, społecznego wiary. Cały sens chrześcijaństwa zredukował Pan do osobistej pobożności. Jest to moim zdaniem zarówno redukcjonizm niebiblijny, jak i szkodliwy. Cóż by to bowiem miało znaczyć? Żeby nie było polityki? Czy żeby zostawić ją niewierzącym? A może chrześcijanie w ogóle nie powinni o to pytać, tym się zajmować? Któż więc powinien i dlaczego? Przykro mi to stwierdzić, ale Pana wypowiedzi mają znamiona nieprzemyślenia, pewnej chaotyczności, braku odniesienia do najistotniejszych wątków poruszanych w artykule. Niestety, łączą się przy tym z poczuciem wyższości, przekonania o wielkiej wadze własnych opinii, co w świetle powyższych uwag uważam za połączenie nieuzasadnione.

    Pozdrawiam,
    MW

    • 🙂 Dziękuję za zastrzeżenia odnośnie mojej wypowiedzi, wezmę je pod uwagę. Faktycznie mój komentarz jest nieco na marginesie poruszonych przez Pana spraw, z tej prostej przyczyny, że same przesłanki do wszczęcia wywodu o tym jakiej Polski na arenie międzynarodowej chce Bóg uważam za fałszywe. Na tych przesłankach, czy inaczej założeniach odnośnie stosunku Boga do świata, samego rozumienia Boga i Jego objawienia w Biblii koncentruję moją uwagę, bo uważam że tu tkwi błąd całego rozumowania.

      Powiem wprost, nie uważam by łączenie spraw tego świata, czyli w tym wypadku polityki, ze sprawami wiary było sensowne, gdyż uważam że ten świat nie jest dziełem dobrego Boga, ani też dobry Bóg nim nie administruje. Dowody na to dostarcza nam zwykła obserwacja wydarzeń dnia codziennego oraz wyniki pracy historyków. Światłość nie ma nic wspólnego z ciemnością. Królestwo Boże jest gdzie indziej, w sferze jak to Pan ujął osobistej pobożności. Właśnie na jej rozwoju powinni koncentrować się ludzie szczerze podążający za nauką Jezusa. Rozumieniem natomiast naturalną tendencję religii chrześcijańskiej do zajmowania się sprawami tego świata, gdyż trudno żeby było inaczej, skoro jest ona dziełem ludzkim. W tym sensie jednak może się okazać, że stanie się ona przeszkodą dla urzeczywistnienia Królestwa Bożego, które jest umieszczone w sferze duchowej. Powiem więcej, nie sądzę by Jezus planował założenie nowej religii, to raczej tacy ludzie jak Paweł i Piotr to uczynili. Ludzie Ci niestety nie mieli tak doskonałego poznania prawdziwej rzeczywistości duchowej, więc pomieszali kilka istotnych rzeczy, czego owocem jest m.in. nasza obecna dyskusja oraz niezbyt chlubna historia chrześcijaństwa, które zostało zaadoptowane na państwową ideologię. Od tego czasu było one częściowo oczyszczana z najgrubszych osadów błędów ludzkiego ego m. in. tak rozumiem ruch Reformacyjny, jednak to co Panowie tu robicie próbując odgrzewać teologię polityczną jest niestety krokiem w tył.

      Osobiście interesuję się zagadnieniami społeczno-politycznymi, ale rzeczywiście nie łączę tego bezpośrednio z moją wiarą. Zwyczajnie będąc tu na ziemi wędrowcem uczę się żyć w dwóch odmiennych rzeczywistościach na raz. Jestem patriotą lokalnym, narodowym jak i europejskim, angażuję się z tej racji zarówno w pozytywne przemiany społeczne zgodne z moimi wartościami, jak i w obronę interesów społeczności, do których należę. Mam przy tym jednak świadomość przemijalności i względności tych spraw. Prawdziwy sens leży gdzie indziej i jedynie na to próbuję zwrócić Panów uwagę.

      W kwestii Biblii… jak mawiał mój przyjaciel „Miś jest w lesie, ale las nie jest misiem.” Objawienie Boga, ślady Jego Ducha można odnaleźć w Biblii, ale sam ten tekst nim w 100% nie jest.
      Dobrze Pan odczytał moje spojrzenie, akceptuję wnioski wyciągnięte przez liberalną krytykę Biblii, musiałbym zadać gwałt swojemu rozumowi by tego nie uczynić. Wiem również, że fundamentalizm i kult Biblii jest w chrześcijaństwie szeroko rozpowszechniony, zapewniam jednak Pana, że mając dystans do Biblii jako źródła duchowej mądrości, można również z niego obficie czerpać, moim zdaniem nawet obficiej. Jeśli odrzucam kult plemiennego Boga, który patronował wojnom i eksterminacjom innych plemion/narodów, to tylko pomaga mi to w lepszy zrozumieniu nauk Jezusa. Problemem jest jedynie lęk, który utrzymuje, że nie można używać rozumu w odczytywaniu Biblii, że należy trzymać się dogmatu Sola Scriptura i uważać każde jedno słowo w Biblii za święte, bo inaczej cały gmach wiary się zawali. (Zawali się co najwyżej gmach doktryny protestanckiej i nic więcej) Jak większość lęków jest on zwykłym kłamstwem ego, którego używa ono w celu zniewolenia i odstraszania nas od Prawdy. Jeśli się Pan jemu uważnie przyjrzy, to przyzna mi Pan rację. Jeśli oczywiście nie zatka Pan uszu i nie uzna mnie Pan wcześniej za wysłannika Szatana, który chce zniszczyć ostoje Pana wiary, tego typu lęk przed otwartą dyskusją z inaczej myślącymi oraz przed samodzielnym myśleniem zaszczepia religia chrześcijańska od setek lat. Na szczęście ma coraz mniej narzędzi by skutecznie to czynić, choć oczywiście decyzja zależy od poszczególnych ludzi, decyzja na ile lubią być manipulowani, na ile przywiązali się do różnych iluzji. Proszę mi przy tym wierzyć, że nie potrzebuję się wcale dowartościowywać tocząc jałowe bitwy na wersety, czy inną wiedzę quasiduchową, wiedza jest niczym, mądrość jest wszystkim. Jest mi dobrze na mojej drodze w tym świecie i nie potrzebuję karmić mojego ego przez poniżanie innych. Chcę jedynie świecić Prawdą w której mam udział, tak jak Duch Boży mnie prowadzi. Pozdrawiam.

  4. Witam, i dziękuję za odpowiedź. Co do Pana argumentów:
    1.Łączenie wiary i sprawy tego świata. Cóż, jeśli wiara nie łączy się z Pana życiem w tym świecie, to czymże ona jest? Jakoś oddzielanie wiary od jakiejkolwiek sfery mojej egzystencji nie jawi mi się jako nic pozytywnego. Hobby? Istnienie Boga i służba Jemu z definicji nie może być niczym mniej, jak czymś, co nas całkowicie pochłania.
    2. „ten świat nie jest dziełem dobrego Boga…” – widzę, że lubi Pan Marcjona i być może gnozę. Argument z istnienia zła oczywiście nic nie wnosi, wystarczy potraktować poważnie tekst biblijny. Czyli co? Wierzy Pan w jednego, złego Boga, dwóch bogów, czy raczej w ogóle w żadnego boga, a religię traktuje jako źródło inspiracji, jedno z wielu zapewne?
    3.Królestwo pozadoczesne jest fikcją. Albo Bóg jest obecny w historii, albo Go nie ma, nie sądzi Pan?
    4.„ Właśnie na jej rozwoju powinni koncentrować się ludzie…” – w jakim autorytecie Pan to mówi? Własnego ego, które chce Pan zwalczać? Cóż innego jest mi Pan w stanie zaoferować? Niech Pan przestanie używać słowa „powinność” i pouczać innych, skoro nie ma źródła powinności, ani prawdy. Dziwi mnie Pana przywiązanie do tego mentorskiego tonu, jest ono zupełnie niewłaściwe w świecie, jakim Pan go opisuje.
    5.„ Rozumieniem natomiast naturalną tendencję religii chrześcijańskiej do zajmowania się sprawami tego świata, gdyż trudno żeby było inaczej, skoro jest ona dziełem ludzkim” – no tu to mnie Pan rozbawił. A czymże innym może ona być Pana zdaniem?
    6.„nie sądzę by Jezus planował założenie nowej religii, to raczej tacy ludzie jak Paweł i Piotr to uczynili.” A na jakiej podstawie Pan tak nie sądzi? Skąd takie pewne informacje? Z całym szacunkiem, ale jeśli świat jest tym, czym Pan twierdzi, że jest, niech Pan takich sądów nie wypowiada. A swoją drogą, jaki sens ma w nim Jezus?
    7.„Ludzie Ci niestety nie mieli tak doskonałego poznania prawdziwej rzeczywistości duchowej, więc pomieszali kilka istotnych rzeczy,…” – znów, mam wrażenie, że Pana ego naprawdę zbyt mocno w Panu działa. Skąd roszczenie do bycia takim autorytetem?
    8.Teologia polityczna jako krok w tył: cóż, gdyby nie teologia polityczna, biegalibyśmy dalej po puszczy. Zachowuje się Pan podobnie jak chronieni żelaznymi szablami w Rzeczypospolitej arianie, ze swymi drewnianymi imitacjami. Może Pan negować ten świat tylko dlatego, że ktoś traktuje poważnie to, czego Pan nie lubi. Ktoś kiedyś zrozumiał Modlitwę Pańską, której Pan wiążąco nie traktuje: bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi.
    9.„Osobiście interesuję się zagadnieniami społeczno-politycznymi, ale rzeczywiście nie łączę tego bezpośrednio z moją wiarą. Zwyczajnie będąc tu na ziemi wędrowcem uczę się żyć w dwóch odmiennych rzeczywistościach na raz.” – cóż, jedyne, co mogę powiedzieć, że oddzielanie wiary od życia to strategia na dłuższą metę śmiertelna. W końcu tak Pan ja oddzieli, że Pan o niej zapomni.
    10.„Objawienie Boga, ślady Jego Ducha można odnaleźć w Biblii, ale sam ten tekst nim w 100% nie jest.” – a skąd takie dogmatyczne stwierdzenie?
    11.„akceptuję wnioski wyciągnięte przez liberalną krytykę Biblii, musiałbym zadać gwałt swojemu rozumowi by tego nie uczynić.” Cóż, może za mało Pan myśląc wierzy. Zachęcam do spróbowania. A swoją drogą: potwierdza Pan to, z czym spotkam się bardzo często – nieuzasadnione dobre samopoczucie osób, które w imię swego intelektu odrzucają wiarę, mało się siląc, aby jaz zachować. Widzi Pan, dla mnie wiara to decyzja. Ja wybieram pewną drogę i idąc po niej, myślę. I odnajduję na niej naprawdę wielkich myślicieli. Ale Pan się z nimi nigdy nie spotka, wybierając drogę na skróty, w poczuciu własnej wyjątkowości, i politowania dla takich jak ja.
    12.„Jeśli oczywiście nie zatka Pan uszu i nie uzna mnie Pan wcześniej za wysłannika Szatana, który chce zniszczyć ostoje Pana wiary, tego typu lęk przed otwartą dyskusją z inaczej myślącymi oraz przed samodzielnym myśleniem zaszczepia religia chrześcijańska od setek lat.” Znów Pan sobie w tani sposób schlebia. Jak Pan widzi, rozmawiam z Panem. Samodzielność to niekoniecznie niezależność, niezależność od Boga, którą Pan proponuje jako odwagę. Która jest zwykłą, prymitywną i nieciekawą niewiarą, która na mnie nie robi żadnego wrażenia.
    13.„Jest mi dobrze na mojej drodze w tym świecie i nie potrzebuję karmić mojego ego przez poniżanie innych. Chcę jedynie świecić Prawdą w której mam udział, tak jak Duch Boży mnie prowadzi.” Wspaniale. Proszę więc iść dalej. Natomiast ja, w związku z faktem, iż zechciał Pan idąc zatrzymać się na moim blogu, pozwalam sobie Pana na tej ścieżce zaczepić. Mam nadzieję, że potraktuje to pan jako okazję do rozwoju.
    Pozdrawiam serdecznie,
    mw

  5. Co do pkt. 4 mówię to do czego jestem przekonany, trudno żebym wypowiadał się inaczej i owszem część moich przekonań dotyczy nie tylko sfery moich osobistych przeżyć i poglądów, ale również spraw o charakterze bardziej ogólnych, które dotykają mnie jako członka różnych społeczności i tradycji. Człowiek jest w końcu istotą społeczną. Rozumiem, że jako pastor nie jest Pan przyzwyczajony do rozmowy w której druga osoba otwarcie i odważnie wypowiada swoje poglądy i czułem że będzie to osią konfliktu między nami. Cóż rzeczywista równość między ludźmi, w którą osobiście głęboko wierzę była jednym z powodów dla których odrzuciłem ścieżkę, którą Pan podążył. Ale wie Pan nic straconego 🙂 zawsze może Pan zrzucić jarzma hierarchii i nie krępować głosu Ducha Prawdy, który jest w Pana sercu obecny.

    Nie widzę sprzeczności między drogą wiary i poznaniem rozumowym. Chyba że ma Pan na myśli wiarę w dogmaty i arbitralnie poskładane przez różne grona „uczonych w Piśmie” doktryny, w tym sensie rzeczywiście kłóci się ona często z rozumem. Dlatego odrzucam postawę czołobitności wobec „wielkich myślicieli” chrześcijańskich, którzy się nawzajem za kłótnie o doktryny lub innych za przejawy nieortodoksyjnego myślenia tak chętnie palili na stosach. Dziwię się przy tym trochę, że tak wielu ludzi identyfikujących się z nauczaniem Jezusa zawartym w Biblii jeszcze tego nie uczyniła.

    Jezus nie jest założycielem religii, bo jego nauczanie nie miało charakteru doktrynalnego. Jezus nie był nauczycielem doktryny, tylko nauczycielem mistycznej drogi w ramach tradycji judaistycznej. Religię chrześcijańską stworzyli ludzie władzy ze skrawków Jego nauczania, zapożyczeń od innych systemów religijnych oraz własnych „oryginalnych” koncepcji, które były uzgadniane na zasadzie konsensusu często pod dyktando bieżącej potrzeby, a które z czasem stały się niepodważalną świętością dla ludzi ślepo zapatrzonych w tradycję. Element mistyczny de facto z czasem zaczął w religii chrześcijańskiej „zdychać”. W końcu nadeszły ciemne wieki Średnie, a potem nieśmiałe próby odrodzenia oryginalnych nauk. Naprawdę Pan tego nie dostrzega? Mówię z dużą dozą pewności o pewnych sprawach, bo są dla mnie i grona moich najbliższych znajomych oczywistością. Poza tym jestem wolnym człowiekiem i nie zwykłem mówić z przyklęku.

    Wracając do meritum naszej dyskusji powtórzę to co już powiedziałem, wiara w Boga, który jest Miłością, nie ma dla mnie nic wspólnego z czynnym zaangażowaniem w politykę, której cechą główną jest kontrolowanie społeczeństw za pomocą autorytarnej przemocy i kłamstwa. Widzę co najwyżej sens w angażowaniu się w ruchy zmieniające kształt polityki, ograniczające przemoc i próbujące ją odkłamać, natomiast teologia polityczna z wiarą w boży plan polegający na tym, że na stołkach Piłatów i Goebbelsów posadzi on „swoich ludzi” czyli chrześcijan i wtedy wszystko będzie cacy, jest jedną z najzabawniejszych koncepcji na jaką ostatnio trafiłem ^^ Tym humorystycznym akcentem kończę i pozdrawiam.

    PS Zapraszam oczywiście do korespondencji mailowej, gdyby kiedyś Pan uznał, że warto.

  6. 1. Znów Pan sobie w tani sposób schlebia. Problem pkt. 4 nie leży w tym, że „jako pastor nie jest Pan przyzwyczajony do rozmowy w której druga osoba otwarcie i odważnie wypowiada swoje poglądy „, bo czy pastor, czy nie, funkcjonuję jak Pan widzi w internecie, gdzie mało kto zważa na funkcje duchowną dyskutanta. Chodzi mi o prostą rzecz: czemu Pan poucza, jakby była prawda obiektywna, czuje się w obowiązku na coś zwracać uwagę, przed czymś przestrzegać, skoro Pan w nią nie wierzy? Niech Pan więc będzie konsekwentny i uzna, że wszystko co jest, to Pana osobiste wrażenia kontra moje. Ale w tym układzie niestosowne jest mówienie o jakiejkolwiek powinności i wydawania stwierdzeń kategorycznych o czymkolwiek. I na to tylko zwróciłem Pana uwagę.

    2. „Nie widzę sprzeczności między drogą wiary i poznaniem rozumowym. Chyba że ma Pan na myśli wiarę w dogmaty i arbitralnie poskładane przez różne grona “uczonych w Piśmie” doktryny, w tym sensie rzeczywiście kłóci się ona często z rozumem. Dlatego odrzucam postawę czołobitności wobec “wielkich myślicieli” chrześcijańskich,..” Albo Pan nieuważnie czyta, albo celowo mylnie przedstawia moje wypowiedzi. Stwierdziłem tylko, że na drodze wiary w Objawienie Pisma Świętego, znajduję wielu wielkich ludzi, co daje mi satysfakcję i również intelektualne spełnienie, którego Pan, odrzucając je, nie doświadczy. „Czołobitność” to nieco inna postawa, mam nadzieję, że się zgodzimy. Przy okazji, cieszy mnie, że nie widzi Pan sprzeczności między droga wiary a rozumem, tylko że nie o tym pisałem. Zachęcałem Pana do ambicji zachowania wiary myśląc, a nie odrzucania jej w imię jakoby lojalności względem rozumu. I niestety, Pana wybór dowodzi czegoś dokładnie odwrotnego, co Pan deklaruje w pierwszym zdaniu powyższego cytatu.

    Co do doktryn: proszę chwilę krytycznie spojrzeć na własne wypowiedzi. Mają one charakter równie dogmatyczny, co krytykowane przez Pana ortodoksyjne chrześcijaństwo. Swoją drogą, Pana arbitralność w porównaniu do arbitralności biblistów jest bez porównania większa.

    3.”Mówię z dużą dozą pewności o pewnych sprawach, bo są dla mnie i grona moich najbliższych znajomych oczywistością.” Zachęcam do poszerzenia nieco horyzontów.

    4. „wiara w Boga, który jest Miłością, nie ma dla mnie nic wspólnego z czynnym zaangażowaniem w politykę, której cechą główną jest kontrolowanie społeczeństw za pomocą autorytarnej przemocy i kłamstwa. Widzę co najwyżej sens w angażowaniu się w ruchy zmieniające kształt polityki” – sam Pan sobie zaprzecza. Czym jest „angażowanie się w ruchy zmieniające kształt polityki” które Pan aprobuje jak nie „czynne zaangażowanie w politykę” które Pan potępia?
    I jedno i drugie kształtuje władzę. Swoją drogą, nie widzę, jak ze zdania, iż Bóg jest miłością, wynika wniosek, polityka jest zła. Szczególnie, że władza pochodzi od Boga.

    Podsumowując, z całym szacunkiem, rozmowa dalsza z Panem nie należy do najbardziej rozwijających mnie doświadczeń. Skoro Pan pisze na moim blogu, czuje się w obowiązku zabierać głos, natomiast w przedmiotowej sprawie przynajmniej, nie sądzę, abym był skłonny dalej konferować.

    Tak czy inaczej, życzę Panu błogosławieństwa Bożego, wierząc, że jeśli On zechce, poprowadzi Pana w szczególny, przemieniający całe życie sposób.
    mw

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s