Radość (z)bawienia

Mateusz Wichary

Czy człowiek wierzący powinien odpoczywać? Bawić się? Chodzić na imprezy? Czy może być fanem Lady Gaga? Czy może chodzić na jej koncerty? I w ogóle – do kina, opery? Na mecze? Czy ma prawo znać się na współczesnym kinie skandynawskim, chilijskich winach wytrawnych, kubańskich cygarach, rosyjskiej muzyce rozrywkowej lat 90 albo klasyce gier rpg na komputer?

Czy wolno mu się „odmóżdżyć” po pracy przy saperze, madżongu bądź pasjansie (lub co tam lubi bardziej), książkach fantasy bądź kryminałach? Czy Bogu się podoba, gdy ogląda boks? Albo gdy idzie na strzelnicę? Albo gdy ze znajomymi robią sobie nasiadówkę przy winie i grają w gry planszowe? Albo gdy idzie na koncert rockowy? Czy wolno mu pójść na dyskotekę? Czy może tańczyć wolne (przytulane) tańce? Czy wolno mu się upić, zapalić marihuanę, lub coś mocniejszego? Czy może wydać kilkanaście tysięcy na wyjazd w Andy albo do Indii (na wakacje, nie misyjnie)? Lub tych kilka, przynajmniej raz do roku, na wyjazd gdzieś blisko, do Egiptu lub na Wyspy Kanaryjskie? Względnie raz na miesiąc skoczyć sobie na weekend w góry, lub popływać na desce?

Czym jest dobra zabawa zdaniem Boga? A czym zła? Czy to wszystko jest albo ok, albo wręcz przeciwnie?

Zacznę pod tego, że to pytanie bardzo praktyczne i nam bliskie. Większość z nas ma (przynajmniej 1) komputer. Gry mamy w komórce. Stać nas na różne rozrywki. Różne, to fakt. Niektóre z tych powyżej wymienionych pewnie są poza naszym zasięgiem. Ale większość jest w zasięgu większości chrześcijan. Mamy sklepy pełne różnych dóbr. Mamy oferty i tańszych i droższych biur podróży. Stać nas, nawet jeśli trochę musimy pooszczędzać, by pójść do kina, na mecz, koncert. To wszystko jest wokół nas.

I co? Wolno nam sięgnąć, czy nie? Albo: po co nam wolno, a po co nie? I jak to rozstrzygnąć?

Zacznę może od tego, że odpoczynek, rozrywka i zabawa to nie to samo. Odpoczynek to pojęcie najbardziej biblijne, o którym za chwilę opowiem. Rozrywka to czynność, działanie, którego jedynym celem jest pobudzenie nas, zaciekawienie, dostarczenie przyjemności. Podobnie jak zabawa, tyle że zabawa to działanie bardziej grupowe. Mamy w telewizji programy rozrywkowe, a nie zabawowe. Idziemy na wiejską zabawę, nie rozrywkę. Rozrywka również zazwyczaj, a zabawa zawsze wiąże się z robieniem czegoś, podczas gdy odpoczynek niekoniecznie. Odpoczynkiem może być sen. Leżenie i myślenie. Ani jednego ani drugiego nie można nazwać rozrywką, czy zabawą.

Co więc o zabawie, rozrywce i odpoczynku mówi Biblia?

Rozpocznę od kwestii chyba najprostszej. Odpoczynek jest od Boga. Tak jak praca. Praca może być przekleństwem i odpoczynek może być przekleństwem. Praca może być błogosławieństwem i odpoczynek może być błogosławieństwem.

Praca jako przekleństwo to niewolnictwo. Człowiek pracuje, bo inaczej nie potrafi. Traci cel i sens. Nie widzi miejsca pracy w Bożym planie. Odpoczynek znów, jako przekleństwo to lenistwo i (zazwyczaj) bieda. Człowiek, który nie pracuje, a może, również traci Boży sens i cel istnienia z oczu. Nie widzi miejsca odpoczynku w Bożym planie.

Praca i odpoczynek w Bożym planie są błogosławieństwem, gdy idą w odpowiednich proporcjach. Tak jak u Boga. Dla Boga 6 dni pracy były radością. Tworzył coś wspaniałego; dawało Mu to satysfakcję (nazywał swe dzieło „dobrym”, bądź „pięknym”, „wspaniałym”). I mamy go w tym naśladować. Człowiek stworzony na Boży obraz ma pracować. Adam ma pielęgnować i strzec Ogrodu (Rdz 2:15). Ewa w Bożym planie ewidentnie związana była z innym elementem Bożego nakazu – rozradzania i rozmnażania. Troska o wychowanie kolejnego pokolenia z racji choćby biologii była bardziej (bardziej: nie jedynie!) związana z jej obowiązkami. W skrócie, człowiek miał pracować i to było i jest dobre. I jestem przekonany, że będzie dobre, twórcze również gdy nasz Pan powróci. W przypowieści o minach wieczność jest zobrazowana nie obrazem zbijania bąków, ale „panowania nad miastami” (Łk 19:17, 19). To obraz zarządzania czymś, a więc pracy.

Ale oczywiście, to nie koniec. Biblia mówi również o odpoczynku. Sam Bóg odpoczął. I jak mówi Prawo, jest w tym wzorem dla swego ludu (Wj 20:11). Mamy więc być jak Bóg i umieć po pracy odpoczywać. Ten odpoczynek oznacza zaniechanie działań z poprzednich 6 dni. To dzień błogosławieństwa i uświęcenia (Rdz 2:3). To więc czas na to, by doświadczać owoców naszej pracy. Jest czas na zdobywanie, jest czas na uświadomienie sobie tego, co mamy i doświadczenie, w jakimś stopniu, owoców naszego wysiłku. W końcu, to również czas również na społeczność człowieka z Bogiem, bez żadnych dodatkowych obowiązków. Ale również na po prostu bycie ludzi razem ze sobą, gdyż „niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam” (Rdz 2:18).

Odpoczynek może, ale nie musi się wiązać z zabawą i rozrywką. Choć do pewnego stopnia nawet powinien. Na przykład, Bóg nakazując się cieszyć w określone święta, nakazywał dobrze wtedy zjeść: „Na miejscu, które Pan wybierze na mieszkanie dla swojego imienia, będziesz jadł przed Panem, Bogiem twoim, dziesięcinę z twego zboża, wina i oliwy oraz z pierworodnych twojego bydła i trzody” (Pwt 14:23). A więc, trzeba się było wtedy dobrze najeść. Sytość, błogosławieństwo obfitości pożywienia, wcale nie oczywiste przecież poprzez większość historii, miały być kojarzone właśnie z Bożymi uroczystościami i to dla dobrego skutku: „abyś się uczył bojaźni Pana, Boga twego, po wszystkie dni” (tamże). Sytość jest błogosławieństwem (Pwt 8:10). To prawda, wiąże się z ryzykiem wyniosłości i zapomnienia o Panu i dlatego Bóg przestrzega swój lud przed grzechem braku wdzięczności i przypisywania sobie zasług za jego łaskę (Pwt 8). Ale Bożym rozwiązaniem tego problemu nie jest odmawianie swemu ludowi błogosławieństwa radości i sytości, ale właśnie przestroga, która, wzięta do serca, da im prawo do korzystania z tych błogosławieństw.

Pan więc chce błogosławić Izraelowi również przyjemnością fizyczną. Ale i rozrywką artystyczną: nakazywał również używania trąb (Lb 29:1). Do pewnego stopnia, ustanawiał również przemysł rozrywkowy. Gdy bowiem ktoś miał daleko, mógł dziesięcinę spieniężyć. I co dalej? Bóg nakazuje: „I wydasz te pieniądze na to wszystko, czego pragnie twoja dusza: z bydła, owiec, wina, napoju upajającego, i wszystkiego, czego zapragnie twoja dusza, i będziesz tam jadł przed Panem i będziesz się weselił, ty i twój dom” (Pwt 14:26). Słusznie więc pojawiały się gospody, które to wszystko zapewniały, aby pielgrzymi mogli weselić się przed Panem w zgodzie z Bożym nakazem.

Czy to oznacza, że wszelka rozrywka była właściwa? Oczywiście nie. Zanim jednak zwrócimy uwagę na to, czego im nie było wolno, zwróćmy na to, co wolno im było: mogli sobie kupić „wszystko, czego pragnie ich dusza”. Najwyraźniej chodziło o to, by na wiele rzeczy, na które normalnie sobie pozwolić nie mogli, tym razem MOGLI. Aby serce ich nie bolało, że wydają pieniądze na zbytki, pieniądze, które za które można by kupić nowego wołu czy zreperować stodołę, Bóg im na to kazał przeznaczyć pieniądze, które nie były ich, czyli swoją dziesięcinę. W ten sposób BYŁY pieniądze, nawet wśród biednych, na to, by kilka razy do roku „zaszaleć”; mieć na coś, na co zazwyczaj sobie pozwolić nie mogli. I zwróćmy uwagę, że mieli to robić nie po kryjomu, żeby sąsiad ze zboru ich przy tym nie widział, ale wręcz przeciwnie: jawnie, przed Panem, wspólnie z rodziną, a pewnie i sąsiadami, a na pewno razem z lewitą; tak miał Boży lud czcić Boże błogosławieństwo. Z tej perspektywy pierwszy cud naszego Pana w Kanie Galilejskiej doskonale wpisuje się w logikę Bożych zasad: oto przychodzi Mesjasz. Z czym? No pewnie, że z błogosławieństwem! Czegóż innego można by się od niego spodziewać?

Zwróćmy również uwagę na to, co Bóg wymienia: „z bydła, owiec, wina, napoju upajającego”… No, no no. Ciekawe. Bydło, owce, jeszcze jakoś może przejedzie, ale wino i napój upajający??? Najwyraźniej BYŁ (i jest) Boży sposób na to, by pić jedno i drugie. I nie było w tym nic złego. Znów, analogia z Nowym Testamentem sama się nasuwa: mamy pić wino na cześć zbawienia dokonanego przez naszego Króla i Boga! Alleluja! Błogosławieństwo (wino) jest znakiem błogosławieństwa (łaski Zbawiciela)! Swoją drogą, pierwszy kościół ewidentnie Wieczerze Pańską łączył z PRAWDZIWĄ, a nie symboliczną ucztą. Zwróćmy uwagę na słowa apostoła Pawła: „Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, a podziękowawszy złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc…” (1 Kor 11:23-5). Zwróćmy uwagę na to, co Paweł PRZEJĄŁ. Otóż, przejął czynienie pewnych rzeczy, w pewnym określonym porządku: najpierw wziął chleb …., a potem – kiedy? To bardzo ważne! – „PO WIECZERZY” kielich. Po wieczerzy. Czyli, BYŁA między chlebem a kielichem wieczerza. Hm, coś mi w ostatnią niedzielę z Wieczerzą umknęło. Co to było? Czyżby… wieczerza?

Nie dziwne, że kościół, wychowany na greckiej negacji świata, bardzo szybko Wieczerzę Pańską uduchowił i odrealnił. Szkoda, że Kościół Reformacji do końca Wieczerzy nie przywrócił tego, co w niej było, i co Paweł przejął od samego Pana: charakteru posiłku. Tak wiem, to by było kosztowne. Ale czyż nie było w pierwszym wieku? Wiem, to by mogło nas narazić na problemy podobne, co w zborze korynckim: „jeden jest głodny, drugi pijany” (1Kor 11:21). Ale – patrząc na Stary Testament – czy Bóg, wiedząc o ryzyku pijaństwa w Swoje święta poszedł tropem rezygnacji z posiłku w swoje święta? Nie widzę, aby na to się zdecydował. A Paweł? Czy ganił sam charakter posiłku? Tak, zwraca uwagę, że jeść i pić można w domu, bo nie o to chodzi, by w zborze każdy wyciągnął swoje kanapki – bogaci obfite, a biedni bardzo skromne (11:22). I by przez to podział był widoczny nawet w tym szczególnym momencie mówiącym o jednej łasce w jednym Zbawicielu. Ale nie proponuje, by w związku z tym zrezygnować z posiłku w ogóle. Najwyraźniej nie tędy droga.

Mamy dziś wiele obaw i nieufności względem radości, stołu, biesiady. Duchowość kojarzymy z czymś innym. Swoją drogą, jak komuś może się ona kojarzyć z plastikowymi, nieporęcznymi kubeczkami pełnymi taniego, winogronowego soku i kawałkami suchej macy w kształcie gumy Orbit – nie rozumiem. Ale Bóg taki nie jest. To Bóg stworzył owce, oliwę, wino a nawet napój odurzający. I chce, by tym go chwalić. I nie widzę nic pobożnego w tym, by Mu tego prawa odmawiać.1

Powiedziawszy to wszystko, trzeba zwrócić uwagę na biblijne przestrogi. W skrócie, Bóg przestrzega nas przed pijaństwem, czyli piciem w zbyt dużych ilościach i CIĄGŁYM imprezowaniem. „Wino – to szyderca; mocny trunek – to wrzaskliwa kłótnia; i nie jest mądry, kto się od niego zatacza” (Przyp 20:1). Każdy z nas widział wrzaskliwych, zazwyczaj mających łatwość by kląć, pijaków. To się Bogu nie podoba. Podobnie zataczanie się. To znak, że wypiłeś za dużo, nie ma nad czym dyskutować. Pijaństwo jest przekleństwem – niszczy owoce naszej pracy. To zniewolenie: „Bili mnie, a wcale nie bolało, tłukli mnie, a nic nie czułem. Jak tylko wytrzeźwieję, znów do niego wrócę” (Przyp 23:35). Inaczej już nie potrafię żyć, muszę wrócić, choć to hańbi. To jedyny sens życia, danego nie po to, by picie było jego celem, ale realizacja Bożych zadań. Gdy człowiek jest pijakiem, to alkohol zamiast dawać radość sercu – jak powinien2 – niszczy życie. Dodatkowo, niszczy rodzinę. Alkohol sprawia, że jesteśmy w stanie uczynić rzeczy, których żałujemy, których nigdy na trzeźwo byśmy nie uczynili. Królowie nie powinni pić zbyt wiele, „aby przy piciu nie zapomnieli ustaw i nie naginali prawa wszystkich ubogich” (Przyp 31:5). Stąd, Biblia zaleca wielką ostrożność w piciu: „Nie patrz na wino, jak się czerwieni, jak skrzy się w pucharze i lekko spływa do gardła. Bo w końcu ukąsi jak wąż, wypuści jad jak żmija” (Przyp 23:31-32).

Podobnie ciągłe imprezowanie: „Biada tym, którzy są bohaterami w piciu wina i mocarzami w mieszaniu mocnego napoju” (Izaj 5:22). Pamiętam, ileż w czasach licealnych było przechwałek, komentarzy, popisywania się ile kto potrafi wypić! Chłopaki potrafią mówić o tym całego godziny. Bohaterzy ostatniej imprezy. Wypili 3 jabole i nic. Wow. Pomieszali wódkę z winem, i wytrzymali. No no no. Czapki z głów. Tylko, że nie o takie bohaterstwo idzie. Ono nie ma wartości w Bożych oczach, a więc jest wyczynem złudnym. Alkohol nie został dany po to, by się ścigać w ilości wypitych kolejek. Bóg wyznacza inne obszary rywalizacji.

Życie jako ciągła impreza pozbawia nas trzeźwego spojrzenia na grzech i jego skutki. Dlatego Kaznodzieja przestrzega: „Lepszy jest smutek niż śmiech, bo gdy smutek jest na twarzy, serce jest lepsze” (Kazn 7:4). Potrzebujemy świadomości upływu czasu, przemijania, aby mieć mądre serca. Musimy widzieć realność przekleństwa. Ale znów, nie po to, by się mu poddawać. Po to raczej, by w swej radości i doświadczaniu błogosławieństwa nie utracić kontaktu z rzeczywistością i widzieć całość naszego losu.

W końcu, alkohol ma być również częścią intymności między mężem i żoną. Podobnie jak dobra kolacja: „jedz radośnie swój chleb i pij w dobrym nastroju swoje wino, gdyż Bogu już dawno miłą jest ta czynność… Używaj życia ze swa ukochaną żoną po wszystkie dni twojego marnego bytowania, jakie dał ci pod słońcem, bo to jest twój udział w życiu i trudzie” (Kazn 9:7, 9). Jeśli kochasz swoją żonę, zainwestuj od czasu do czasu (nie codziennie!) w szczególne jedzenie i butelkę dobrego wina. To wasz udział w doczesnych błogosławieństwach. Tak, duchowe błogosławieństwo niebios w Chrystusie jest trwalsze i niewątpliwie bez porównania ważniejsze. Ale nie zaprzeczajmy dobru Bożego stworzenia. Nie ma tym nic duchowego.

Przyjmijmy na koniec rozważań alkoholowych (głównie, bo i wątek dobrego jedzenia tez się pojawiał) jeszcze jedną przestrogę z Kaznodziei: „Nie bądź zbyt sprawiedliwy i nie udawaj zbyt mądrego; dlaczegoż miałbyś sam siebie gubić?” (7:16). Otóż to. Pamiętając o wszystkich wynaturzeniach i niebezpieczeństwie przesady, traktując te przestrogi poważnie, nie pozwólmy sobie na odbicie w drugą stronę. Bo to wcale nie jest wierność Bogu ani pobożność. To obłuda i faryzeizm, które budują własną wartość opierając się na wydumanych zasadach sprawiedliwości, a nie prawdzie. To postawa, przed którą przestrzega apostoł Paweł Kolosan, którzy mieli wśród siebie nauczycieli o takich tendencjach: „Jeśli tedy z Chrystusem umarliście dla żywiołów świata, to dlaczego poddajecie się takim zakazom, jakbyście w świecie żyli: nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj? Przecież to wszystko niszczeje przez samo używanie, a są to tylko przykazania i nauki ludzkie. Mają one pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała” (Kolosan 2:20-23). Nie każda inność jest świętością. I nie wszystko, co cielesne, jest złem.

A co z resztą rozrywek?

Zwróćmy uwagę na muzykę. Pan chce błogosławić Izraelowi w trakcie Świąt nie tylko jedzeniem i piciem, ale i rozrywką artystyczną: nakazywał również używania trąb (Lb 29:1). Dawid w Psalmie 108 gotowość do chwalenia Pana wyraża tymi słowy: „Gotowe jest serce moje, o Boże!” I co? „Będę śpiewał i grał. Zbudź się, chwało moja! Zbudź się harfo i cytro!” (w. 2). Gotowość serca do oddania Bogu czci łączy się z pragnieniem uczynienia tego przez śpiew i granie na instrumentach. Najwyraźniej to DOBRY sposób na to, by wyrazić Bogu uwielbienie. Pieśni i muzyka są ważne. Mają na nas wielki wpływ.

Czy chodzi tylko o nabożeństwo? Myślę, że niekoniecznie. Muzyka to nośnik treści, Bożych i szatańskich, niezależnie od tego, gdzie jej słuchamy. Podnosi nas, zachęca, pobudza do działania bądź refleksji, zadumy; ale potrafi zdołować, wpędzić w beznadzieję, wywołać agresję, wściekłość. Muzyka jest wyjątkowym narzędziem motywacji i przemiany, które towarzyszy nam poprzez życie.
Czy więc możemy chodzić na wszelkie koncerty i kupować wszelką muzykę?

Myślę, że powinny nami kierować tutaj trzy zasady. Po pierwsze, zasada proporcji. Innymi słowy: wydawaj pieniądze, na które cię stać. Polska zasada „zastaw się a postaw się” jest niebiblijna. Dowodem na to jest dziesięcina. Bóg chce proporcji od błogosławieństwa, którym nas obdarza. Gdyby ustalił jedną stawkę dla wszystkich, moglibyśmy bardzo łatwo powiedzieć: tyle jest dość, lub: tyle jest za mało, względnie: o! To dużo. Ale punktem odniesienia jest nasze 100%, a nie portfel brata czy siostry obok.

Podobnie z rozrywką, wyjazdem, i wszelkimi innymi wydatkami zbędnymi. Dla jednego wyjazd za 2000 zł to przesada. Musiał zabrać dzieciom, aby uzbierać. To najwyraźniej zbyt droga rozrywka. Dla drugiego to faktyczna pokora, bo mógłby z jednej pensji odłożyć 2x tyle. Dla jednego kupno sprzętu grającego za 5 tysięcy to pokora, dla drugiego ekstrawagancja. Nie sądźmy więc zbyt szybko. Chodzi o jedną proporcję dla wszystkich, nie jedną jakość. Rozrywki, jak wydatki w ogóle, mają swe odniesienie nie w jednej stałej sumie dla wszystkich, ale w proporcji do otrzymywanego finansowego błogosławieństwa.

Druga zasada to zasada wpływu. Gdzie nas ta muzyka prowadzi? Czego nas to przedstawienie nauczy? Czym nakarmimy się na tym filmie? Oczywiście, nie zawsze to jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, i dlatego Paweł zaleca: „wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie” (1Tes 5:21). Ale często są narzędzia: można kogoś zapytać, można gdzieś znaleźć recenzję.

I znów, nie chodzi o jakiś bezpośredni wpływ na duszę. Kiedyś napisałem artykuł o grach komputerowych. Bardzo pozytywny. Bo uważam, że gra komputerowa to sztuka. To unikalne połączenie fabuły, programowania, grafiki, muzyki, wykreowanych postaci, mechaniki świata… Gra jest nośnikiem treści, jak opowiadanie. Albo film. Tyle, że jest interaktywna. Te treści mogą być różne. Choćby taka, ze wysiłek popłaca rozwojem, co jest myślą biblijną. Albo taka, że refleks ma znaczenie. No bo ma. Ale może być i taka, że należy słabszych wykorzystywać – bo gry można skonstruować różnie. Tak samo z filmami, a nawet piosenkami. Niosą jakąś treść. I to nie tylko w warstwie słów. Również kanonów piękna, jakie nam proponują. Również przez wpływ na nasze samopoczucie. To wszystko ma na nas wpływ i nie jest obojętne. I powinniśmy ów wpływ świadomie kształtować.

Po trzecie, to zasada tożsamości. Idąc na występ Lady Gaga w jakimś stopniu się z nią utożsamiamy. Czy chrześcijanin powinien się z kulturą, miejscem, „występem” podkreślającymi wyuzdanie i niemoralność utożsamiać? Nie. Znów, nie chodzi o to, by wychwytywać wszelkie nieposłuszeństwo Bogu, bo w ten sposób nie moglibyśmy w niczym i nigdzie uczestniczyć. Jestem przekonany, że na weselu w Kanie znalazł się ktoś, kto z alkoholem przesadził i pewnie niejeden przeklął, a jednak nasz Pan – ze względu na wartość małżeństwa – na tej imprezie się pojawił. Mamy być w świecie, a świat jest światem, a nie niebem. Apostoł Paweł nie zabrania jeść w świątyniach pogańskich – o ile ma się świadomość, że przez to nie oddaje się czci bożkom (1 Kor 8:7-10). Ale z drugiej strony radzi, ze względu na braci, którzy nie potrafią tych dwóch wymiarów oddzielić, dla których oznaczałoby to utożsamienie się z bałwochwalstwem, aby tego nie robić (8:13). Myślmy więc. Nie tylko nad sobą, ale i nad innymi. I nie chodzi o to, by żyć w tyranii braci, dla których wszystko, co nie jest studium Biblii jest grzechem. Oni się z odrzucenia wielu biblijnych wartości kultury i natury muszą wyleczyć. Ale chodzi o wrażliwość i troskę. O myślenie o dobru wspólnym, nie tylko własnym.

W końcu, każdy dobry dar Boży może zając miejsce Dawcy. Każdy. Dobry samochód, dobro rodziny, firma, służba w zborze, hobby, jakie mamy. Czy będzie to zbieranie resoraków (widziałem jednego dorosłego chrześcijanina z kolekcją setek takich autek), czy książek z zakresu fantastyki polskiej (to ja), czy jazzu lat 80, czy cokolwiek innego, sednem jest, czy inwestujemy w to bez szkody dla ważniejszych celów, i czy w tym wszystkim zachowujemy Boga jako Boga. Wtedy, będzie to błogosławieństwo. To dobrze, że chrześcijanie mają miłość do określonych dzieł Bożych. Nic w tym złego, że znają się na jazzie, i są przez to w tym środowisku szanowani, czy na polskiej fantastyce, czy na czymkolwiek innym. O ILE w tym wszystkim są świadectwem tego, że nad wszystkim w ich życiu króluje Bóg. Wtedy ów szacunek poprzez kompetencję w określonym obszarze staje się wspaniałym narzędziem ewangelizacji. Szacunek zdobyty w jednym obszarze wzbudza szacunek względem postawy do Boga; rodzi pytania; sprawia, że ludzie szanujący chrześcijanina za jego dokonania zawodowe bądź kompetencje w jego obszarze zainteresowania, zaczynają zastanawiać się również nad jego duchowymi priorytetami. Kiedy jednak są one zaburzone, taki chrześcijanin staje się anty-świadectwem. Utwierdza niewierzących w lekceważeniu Boga; sprawia, że widzą w nim kogoś takiego samego, jak oni.

Niech Bóg będzie Bogiem ponad wszystkim! Ponad naszą pracą i zabawą! Niech się uwielbia z wszystkiego, bo wszystko może być sposobem na Jego uwielbienie! On jest Panem sześciu dni pracy, ale i dnia wolnego; jedzenia i picia; obcowania mężczyzny i kobiety; filmów i muzyki; literatury i gier komputerowych (i planszowych oczywiście też!). Jemu niech będzie z tego wszystkiego, przez naszą właściwą postawę, chwała, Amen.

Przypisy:
1.Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że wielu braci i sióstr ze względu na poprzednie życie nie może w tych wszystkich błogosławieństwach mieć udział. Chodzi mi tu o nastawienie ogólne, pewną perspektywę bardzo popularną w środowiskach ewangelikalnych.
2.Tak uczy Psalm 104:14-15: „Sprawiasz, że rośnie trawa dla bydła i rośliny na użytek człowieka, by dobywał chleb z ziemi i wino, które rozwesela serce człowieka, oliwę, od której lśni się oblicze, i chleb, co wzmacnia serce człowieka”.

Reklama

6 responses to “Radość (z)bawienia

  1. Widzicie Gazdo dobrze prawicie kapecka winecka oscypecka pajda chleba dobre muzykowanie ..i Bogu Niech Płynie Chwała !! coby Kościół i Janieli sie radowali Amen.

  2. Witam,
    bardzo cenie sobie Twego bloga, gdzie zagladam od czasu do czasu. Wieloma artykulami, ktore tam znalazlem, jestem zbudowany.
    Mam pytanie, czy kiedykolwiek powstal jakis Twoj wpis (ja przynajmniej nie moglem nic takiego znalezc) na temat zwierzat? Stosunku Boga do zwierzakow, stosunku chrzescijan do nich i nauk wyplywajacych na ten temat z Biblii, a moze jakis przykladow z zycia tzw. wielkich chrzescijan?
    Jesli nie ma takiego wpisu to czy moglbym prosic, abys kiedys wypowiedzial sie na ten temat?
    Znalazlem kilka artykulow na takie tematy, ale pisane sa one przez katolickich teologow, tak jakby protestanci nie mieli nic do powiedzenia, albo bali sie tego tematu.
    Pozdrawiam serdecznie
    PS. Pisze w komentarzu, gdyz nie znalazlem nigdzie innego kontaktu, a posiadany przeze mnie stary email jest nieaktualny.

  3. @Nils: dobrze, postaram się coś przygotować.Dziękuję za zachętę!

  4. Witam,
    przyznam, ze bardzo liczylem na jakis wpis na blogu zgodnie z obietnica. Jak do tej pory nie pojawil sie, ale moze jednak bys napisal cokolwiek na ten temat? Jestem bardzo ciekaw Twego zdania, gdyz ten blog to jedno z nielicznych miejsc w sieci, gdzie ktos z kregu tzw. chrzescijanstwa ewangelicznego to co pisze to pisze rozsadnie i bez zapedow sekciarstwa. Z wiekszoscia Twych tekstow mozna sie zgodzic. Bardzo to cenie jako luteranin, ale pietysta, czyli jakbyscie powiedzieli ewangeliczny 🙂 Bardzo mnie drazni protestancka wizja czynienia sobie ziemi poddana i nie liczenie sie z przyroda i zwierzetami. Liczy sie tylko czlowiek i jego zbawienie. Zupelnie pomija sie fakt, ze na planecie ktora stworzyl Bog nie istnieje tylko czlowiek i wszystko czemus sluzy. Naprawde czekam na Twoj glos, bracie Mateuszu. Pozdrawiam serdecznie

  5. Wybacz Nils.
    Dziękuję za zachętę. Napisze na razie krótko, a mam nadzieję, kiedyś, w niedalekiej przyszłości, uda mi się siąść i napisać więcej:)

    W skrócie, panowanie człowieka nad ziemią oznacza panowanie nad ziemią dla jej dobra. Zresztą, wszelka władza w Biblii za cel panowania ma dobro poddanych – od władzy Boga Ojca nad Synem, przez władzę głowy rodziny nad rodziną, starszych w zborze nad zborem, aż do struktur państwowych i społeczeństwa. Dlatego w Rz 8 stworzenie oczekuje z nadzieją objawienia się synów Bożych – co rozumiem jako ostateczne cofnięcie przekleństwa, poprzez funkcjonowanie na nowej ziemi przez chrześcijan w odkupionych ciałach.

    To nie oznacza, że chrześcijanie dzisiaj nie mają przekleństwa niszczyć. Mają. To wywyższa Boga i Jemu się podoba, a więc jest naszym zadaniem. Przez zbawienie w Chrystusie jesteśmy wyposażeni i zmotywowani do wywyższania Boga swoim życiem. W tym życiu powinniśmy dobrze zarządzać tym, co od Boga dostaliśmy, czyli również władzą nad ziemią. Nasze obowiązki wobec ziemi rozumiem jako taki typ zarządzania, który ujawnia jej wspaniały potencjał, dany przez Stwórce, do bycia coraz większym błogosławieństwem dla człowieka – kontynuację pierwszego polecenia, danego Adamowi, aby ją pielęgnował i strzegł Ogrodu. Mamy więc ją rozwijać mocami danymi nam przez Boga, ale nie po to, by ja jedynie wykorzystać, ale była w tym wszystkim promieniowała. Używając obrazu, nie mamy traktować jej jak prostytutki, ale swoją żonę.

    ???

    pozdrawiam, z Bogiem!

  6. Well, dzięki za artykuł który wrzuca do polskiego worka nieco rozsądku.

    „Apostoł Paweł nie zabrania jeść w świątyniach pogańskich – o ile ma się świadomość, że przez to nie oddaje się czci bożkom (1 Kor 8:7-10). Ale z drugiej strony radzi, ze względu na braci, którzy nie potrafią tych dwóch wymiarów oddzielić, dla których oznaczałoby to utożsamienie się z bałwochwalstwem, aby tego nie robić (8:13).”

    Kiedy czytam katolickie „publikacje” różnych „egzorcystów „uważających że np. palenie kadzidełek jest ‚szatańskie’ bo na bank są poświęcone innym bogom, nie pasuje mi to zupełnie do tego co mówił Apostoł Paweł. Podobnie z żółwiami ninja, pokemonami jako „małymi demonami które dziecko zbiera” albo opętaniami po przeczytaniu fantastyki/sci-fi, bo to „oczywiście” szatańskie książki 🙂 Już nie mówię o grach RPG którym dostało się jako „oczywistemu okultyzmowi, w przebraniu…”.
    Bracia nie potrafiący oddzielić szatana/bałwochwalstwa od NICZEGO chcą nauczać co jest właściwe, w takim wypadku wg mnie należy wyraźnie pokazać gdzie leży ich błąd i uczyć ludzi, bo życie w ciągłym strachu przed szatanem miast Bogiem i modlitwy ze strachu a nie z miłości to nie życie tylko niewola.
    Można by to co teraz dzieje się z polskim katolicyzmem porównać do Apostoła Pawła idącego na targ po bułki, a za nim kordon księży wołających że jego koszyczek jest z wikliny zebranej podczas pogańskiego święta, stąd szatański, a sandały ze skóry krowy której źrebak był zjedzony przez pogan, szatańskie oczywiście.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s