Pan jest królem na wieki, jest Bogiem Twoim Syjonie, po wszystkie pokolenia.
Ps 146:10.
Historia to pokolenia. Oczywiście, można również powiedzieć bardziej ogólnie: to upływający czas, to mijające wieki, stulecia. Ale to mało praktyczne przedstawienie historii. Ostatecznie jaki mamy wpływ na mijanie lat i wieków? Żaden.
Kiedy jednak czytamy w Biblii o upływie czasu, pojawia się on bardzo często właśnie jako następujące po sobie pokolenia. To ujęcie bardzo praktyczne. Cała Księga Rodzaju opowiada o „pokoleniach” (np. 6:17). Przymierze z Abrahamem było jednocześnie przymierzem z pokoleniami jego potomstwa (Rdz 17:7-9, 12). To coś wymiernego. Wyjścia 12:14 to nakaz obchodzenia Paschy dla wszystkich przyszłych pokoleń – podobnie jak zasady składania ofiar (np. Wj 27:21; 29:42). Znów, wiadomo, kto i co ma czynić. A przytoczony na początku fragment z Ps 146:10 stwierdza, że Bóg jest Bogiem wszystkich pokoleń swego Ludu. Wszystkich. Oznacza to, że Bóg obiecuje być obecny przy każdym z nich.
I jest to również myśl nowotestamentowa. Choć autorzy przede wszystkim podkreślają oczekiwanie na powrót Pana, są świadomi rozwoju i trwania kościoła na ziemi. I choć Nowy Testament opisuje następstwo tylko kilku pokoleń, to one się mimo wszystko pojawiają. Np. w Liście do Efezjan: pierwsze, żydowskie („my” z wersetu 1:12) i drugie, już nawrócone nie poprzez słuchanie chodzącego po ziemi Jezusa, ale pochodzące spośród pogan, nawróconych poprzez przyjęcie Ewangelii z ust apostołów i ich uczniów (1:13). Pokolenia widać również w praktycznych poleceniach apostoła Pawła dla dzieci w Listach do Efezjan i Kolosan; w podkreśleniu jednej wiary w trzech pokoleniach w rodzinie Tymoteusza (1Tm 1:8), czy chęci błogosławienia dzieci przez naszego Pana. W końcu obietnica towarzyszenia Kościołowi w Jego misji, złożona przez odchodzącego do Ojca Pana i Króla, Jezusa Chrystusa, to obietnica dla WSZYSTKICH pokoleń w Kościele: będzie z nami „po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28:20).
Oto każde pokolenie jest Boże. Każde może liczyć na Jego pomoc. Żadne nie umyka jego uwadze. Każde ma swoje miejsce i zadanie.
Jakie więc my mamy miejsce i zadanie?
Nasze zadanie
Czy jest jakieś jedno zadanie, które jednoczy wszystkie pokolenia? Moim zdaniem jest i uczy o nim Modlitwa Pańska. To modlitwa jednocząca wszystkie pokolenia chrześcijan, od pierwszego, po nas dzisiaj. I będzie łączyć kolejne. Po wyznaniu zarówno tego, że Bóg jest naszym Ojcem jak i tego, że jest ponad nami, w niebie, modlimy się poprzez pierwsze prośby w zasadzie o to samo: o zmianę tego świata dla Boga. „Święć się Imię Twoje.” Niech będzie Twoje Imię wywyższone! To nie tanie słowa. To słowa, które zobowiązują do wysiłku, aby tak właśnie się działo. Do zaangażowania.
Następnie: „Przyjdź Królestwo Twoje.” Czyli: panuj, Boże, nad tym światem. Niech Twoja władza będzie obecna, niech będzie widoczna, trwała, niech przyjdzie, niech będzie faktem. Znów, to modlącego się zobowiązuje. Jeśli mam takie pragnienie, to zapewne chcę do tego się dołączyć. „Bądź wola twoja, jako w niebie, tak i na ziemi.” Niech ziemia, która upadłą w grzech, będzie pełna posłuszeństwa Twojej woli, tak jak niebo. Niech coś się zmieni! Znów, to ma to być moje pragnienie, które sprawi, że moje serce, będzie chciało tego, czego ma chcieć. Czyli tego właśnie, o co mam się modlić.
Bo ta modlitwa uczy nas pragnąć tego, czego pragnął nasz Pan. To On tak nas nauczył się modlić. Mamy więc mieć te same pragnienia. A z nich mają rodzić się nasze wysiłki, byśmy pragnąc tego samego, szli w Jego ślady.
Czy masz takie pragnienie? Zmiany świata dla Boga? To pragnienie, które powinno zadomowić się, poprzez Modlitwę Pańską, ale i i poprzez Wielki Nakaz Misyjny z Mt 28, w Twoim sercu. Powinno być czymś, co sobie przekonujemy z ojca na syna; z matki na córkę; z pokolenia Rad Zborowych na pokolenia Rad Zborowych. Powinno nami rządzić. Powinno kierować naszą uwagę na to, co Bożym zdaniem jest ważne. I w ten sposób je łączyć w zmieniającym się świecie.
Boże narzędzie – święta sztafeta
Jak praktycznie myśl o pokoleniach ułatwia nam postrzeganie naszego powołania?
Oto jak. Pokolenia uczą nas postrzegania siebie nie jako kogoś najważniejszego, ale jako po prostu tego, czym jesteśmy: jednego z pokoleń w historii. Bożej historii. W otoczeniu całej reszty, a bezpośrednio w otoczeniu dwóch – jednego za nami, drugiego przed nami. Uczą nas, że nie jesteśmy pępkiem świata. Uczą nas, że skądś przychodzimy i gdzieś się kierujemy. Uczą nas, że coś, co siejemy, może (i powinno) wzrosnąć w przyszłym pokoleniu. Że świat jest dłuższy i Boże plany również, niż tylko my i my. My posuniemy się jakiś odcinek. Coś zdobędziemy, coś stworzymy. I wspaniale. Ale nic ponadto. Po nas będą kolejne, które będą kontynuować nasze wysiłki.
To święta sztafeta. Pałeczką jest Boże zadanie. My je sobie przekazujemy. Czy przebiegliśmy swój odcinek dobrze? Pięknie? Zebraliśmy siły? Wynaleźliśmy nową technikę treningową? Czy zrobiliśmy to w dobrym czasie i pięknym stylu, czy też może raczej kolejni zawodnicy (kolejne pokolenia) będą musiały nadrabiać nasze straty?
Kiedyś sobie uświadomiłem, że gdyby kilka pokoleń czegokolwiek – rodziny, wyznania, zboru – było wiernych realizacji jednego celu, to by go zrealizowało. Przykładowo, gdyby pięć pokoleń baptystów w Sopocie (gdzie obecnie służę) miało za cel zdobycie tego miasta dla Chrystusa i konsekwentnie ów cel realizowało, to by go osiągnęło. I nie poprzez ciągłe chodzenie po ulicy z ulotkami ewangelizacyjnymi (choć i to pewnie by się między innymi działo, ale raczej jako służba dla turystów). Raczej, poprzez tworzenie chrześcijańskich instytucji, które oddziaływałyby na to miasto. Przedszkoli, szkoły podstawowej, gimnazjum, liceum. Szkół zawodowych. Może szkoły wyższej. Klubu dla seniorów. Chrześcijańskiego centrum sztuki. Gazety. Przychodni. Koła radnych. Chóru. Fundacji charytatywnej. Szpitala. Telefonu zaufania. Lokalnego radia. Stowarzyszeń biznesowych. Klubów inteligencji. Ośrodka odwykowego.
Powołanie każdej z tych instytucji oznacza duży wysiłek i inwestycję kilku lat. Wyobraźmy sobie jednak skutek, nawet po 100 latach, gdyby wszystkie te instytucje już działały, wierne swojej biblijnej tożsamości. Oznaczałoby to całkowite przeniknięcie tkanki miasta. Nie oznaczałoby to może, że każdy sopocianin jest baptystą, ale na pewno oznaczałoby to, że przynajmniej kilkadziesiąt procent mieszkańców jest. Może nawet więcej niż połowa. Czy to nie wspaniały, Boży cel, warty wysiłku i oddania?
A więc można. Ale myśleć trzeba nie w perspektywie najbliższego tygodnia czy roku, ale w kategoriach sztafety pokoleń, mających jeden, wspólny cel. Boży cel przemiany świata; wywyższenia Jego Imienia przez nowe nawrócenia i święte życie nawróconych; dołożenia się w posłuszeństwie Bogu do przychodzenia Jego Królestwa; sprawianiu, że Jego wola dzieje się na ziemi, jak w niebie.
Aby jednak w tej sztafecie we właściwy sposób biec, powinniśmy mieć właściwą perspektywę na pokolenie za nami, nas samych i tych, którzy przyjdą po nas.
Perspektywa wstecz
Bez właściwej relacji do pokoleń przed nami, nie przekażemy pokoleniu za nami wierności i szacunku do naszych pomysłów. Zasiejemy lekceważenie. Sztafeta nie zadziała, a cel nie zostanie zrealizowany.
To trochę jak w rodzinie. Kiedyś usłyszałem zdanie, że domy starców są zemstą za przedszkola. I choć może to słowa zbyt emocjonalne i nieco upraszczające problem (mimo wszystko można troszczyć się o dzieci posyłając je do przedszkola), to wskazują prawdziwy wzór. Zbieramy to, co zasiejemy. Jeśli nasze dzieci nauczymy braku zainteresowania innymi pokoleniami (posyłając do przedszkola i nie troszcząc się o ich rozwój osobiście), to zbierzemy dokładnie to samo, gdy będziemy starsi i zniedołężniali – poślą nas do (dobrego oczywiście) domu starców. To będzie dla nich coś, co wyniosły z domu, co przejęły od nas. Nie należy się temu dziwić.
A więc troska o pokolenie przed nami jest kluczowa. Bez niej nie będzie sztafety. Jak ona w praktyce ma się wyrazić?
Zainteresowaniem i szacunkiem do swoich korzeni – czyli przynajmniej pokolenia, od którego przejęliśmy wiarę. „Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich” (Hbr 13:7). Pamiętajcie. Nie lekceważcie. Nie mówcie: „to nieważne. Grunt to moja relacja z Chrystusem, tu i teraz.” Figa z makiem. Twoja relacja z Chrystusem tu i teraz potrzebuje pamięci o poprzednim pokoleniu. Czerpania wzorców. Inspiracji. Często dziś chwalimy młodych, że przychodzą, wszystko robią na nowo. Są tacy pełni entuzjazmu, ufni w własne siły. Drodzy starsi bracia i siostry – nie miejcie kompleksów! Pamiętajcie, że młodość jest często głupia, a przynajmniej głupia na pewno będzie, jeśli nie zostanie wspomożona Waszą dojrzałością i mądrością! Ci pełni entuzjazmu młodzi, jeśli zlekceważą Wasze doświadczenie, są skazani na popełnianie podstawowych błędów. Z miłości nie dozwólcie na to. Uczcie. Nie apodyktycznie, pogardliwie, roszczeniowo, krytykancko, ale uczcie. Działaniem Ducha Bożego jest miłość pomiędzy ojcami i synami (Mal 3:24); bądźcie nam mądrymi ojcami, abyśmy mieli się tego od kogo nauczyć. I móc to przekazać dalej.
Paweł uczy Tymoteusza: „ludzie zaś źli i oszuści coraz bardziej brnąc będą w zło, błądząc sami i drugich w błąd wprowadzając. Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył” (2Tm 3:13-14). Tymoteusz ma szanować wzór Pawła. Ludzie źli tego nie robią i wprowadzają innych w błąd. Tymoteusz ma być inny. Ma trwać na ścieżce wskazanej przez jego duchowego ojca.
I tu powiem wprost: postrzegam przechodzenie do innych wyznań ewangelikalnych bardzo negatywnie. Nie dlatego, że to nie są kochani bracia, bo są. Ale właśnie dlatego, że trudniej ową sztafetę zachować w sytuacji, gdy ktoś przechodzi do kościołów, jakby nie były fajne i miłe, w których ceni się inne korzenie (jeśli w ogóle jakieś, bo to też różnie bywa). Dlatego też, że takie zachowanie postrzegam niestety jako działanie płytkie, skupione zazwyczaj na sobie; krótkowzroczne; bez wizji owej sztafety pokoleń; uwarunkowane błahymi przyczynami.
Nie wiem, co stanie się z moimi dziećmi. Ale wiem, że chciałbym i tego je uczę, by budowały mój kościół. Kościół, w którym służę – kościół baptystów w Polsce. Nie dlatego, że jest jedyny i najwspanialszy na świecie. Nie jest. Ale dlatego, że jest nasz i należy do Chrystusa. A przy tym nie jest wyznaniem jednego pokolenia, które nie ma swojej tożsamości. I przez to jest niezdolne do jakiejkolwiek wielopokoleniowej sztafety. Przeciwnie. Istnieje w nim ciągłość pokoleń, która ma wielki potencjał, jest wyjątkowym błogosławieństwem, którego nie mają zbory niezrzeszone, jakkolwiek by nie były dynamiczne. A chcę właśnie, aby moje dzieci i moi duchowi naśladowcy w owej sztafecie uczestniczyli, dlatego cieszę się, że jestem w naszym Kościele. Nic nie daje mi większej radości, niż gdy widzę młodych przywódców, których pamiętam z okresu szkółek niedzielnych i obozów młodzieżowych. Którzy do mnie podchodzą z zaufaniem, bo były czasy, gdy mówili do mnie „wujku”. To wielkie błogosławieństwo, że możemy być dla siebie ojcami i synami. A jest tak, bo tworzymy jedno środowisko, w którym relacje z ich młodości procentują, gdy dorośleją i zaczynają stawiać pierwsze kroki w służbie. Nie niszczmy tego. Dajmy naszym dzieciom możliwość z tego błogosławieństwa korzystać.
Tak więc, pamiętajmy. Zadawajmy sobie pytanie: skąd przyszliśmy? To pokolenie przed nami sprawiło, że Ewangelia była głoszona i do nas dotarła. To pokolenie uczyło nas również czym jest chrześcijaństwo w praktyce. Czy to byli nasi rodzice, czy ewangelista, czy nasz pastor w zborze, czy ktoś, kto zorganizował obóz. Tak czy inaczej: mamy u poprzedniego pokolenia dług. Wdzięczności i miłości. Pamięci i szacunku (choć nie czołobitnego, to jednak głębokiego).
To wszystko jest zdrowe i właściwe i tak właśnie ma być. Niemniej, przed zakończeniem dodam przestrogę: upewnijmy się, że nie jesteśmy winni ślepego tradycjonalizmu. Czyli szacunku bezrefleksyjnego; postawy bezwzględnej czołobitności do tego, co było. Taka postawa to w gruncie rzeczy brak docenienia tego, co otrzymaliśmy z rąk poprzedników, bo wartość prawdziwie przyjmuje się tylko przez świadomość wagi tego, co się ma. Ojciec nie będzie się cieszył, gdy syn przekazane mu fachowe narzędzia będzie z najwyższym szacunkiem trzymał w szklanej gablocie. On chce, aby ich używał. Coś może przy okazji zepsuć, coś dokupi, poprawi, może najpierw na złe, a potem dopiero na dobre, ale używa tego kapitału, który otrzymał, i to ojca cieszy. Podobnie z wiarą. Przywiązanie do tradycji tylko dlatego, że jest starsza od nas to postawa bezproduktywna. Używajmy tego, co otrzymaliśmy, dziękujmy za przekazaną mądrość – i idźmy do przodu.
Perspektywa na nas samych
Mając szacunek do pokolenia za nami nie musimy wszystkiego wymyślać od nowa. Mamy spory kapitał. Wiemy, skąd idziemy.
To nas uzdalnia do twórczych innowacji. To sprawia, że nie wylewamy dziecka z kąpielą. Że nie zaczynamy zupełnie od początku. Zaczynanie całkowicie od początku oznacza bowiem bolesne doświadczenia, odkrywanie wszystkiego na nowo. A wszystkiego na nowo odkryć się po prostu nie da. Nie żyjemy w próżni. Każda dziedzina wiedzy posiada jakieś dziedzictwo, tradycję, ustalone normy. Lekceważenie tej spuścizny musi doprowadzić do dzieł nietrwałych, byle jakich, posiadających istotne defekty i skazy.
Z drugiej strony, świat się zmienia i niezbędne jest dopasowanie się. Przenikliwość w zrozumieniu, jakie odwieczne zło zastawia współcześnie pułapki. W jakie wpędza problemy. Jakie wzniosłe pojęcia zniekształca, a jakie niegodziwe uszlachetnia, aby ludzie nie potrafili dochodzić do właściwych wniosków. Jaki jest „duch czasów”, czyli tendencja do postrzegania świata obecna w kulturze, która kształtowana jest nie tylko przez chrześcijan, ale również „władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych” (Ef 2:2).
Oto więc nasze zadanie: znać Bożą wolę, Jego zadanie, rozumieć jego znaczenie i miejsce, w którym jesteśmy, znać historię zmagań prawdy i kłamstwa w przeszłości i umieć to dzieło kontynuować. Trafnie odpowiadać. Trafnie głosić. Nazywać rzeczywistość w Boży sposób. Pomagać ludziom w zrozumieniu Ewangelii i Bożej woli. Rozumieć ich problemy i zmagania i wskazywać w Bożym słowie na nie odpowiedzi, samemu będąc zaangażowanym w niesienie pomocy. W tym wszystkim również pomnażać odziedziczone mienie. Troszczyć się o kaplice, obiekty zborowe. Rozwijać instytucje założone przez naszych ojców czy dziadów – takie jak Seminarium czy nasz Miesięcznik. Postrzegać Kościół nie tylko w perspektywie własnego zboru, ale jako organizm szerszy, tworzący znacznie większe i bardziej rozgałęzione środowisko wiary. Inwestować swoje talenty; obracać nimi – aż Pan powróci albo odwoła nas z tej ziemi. Tworzyć. Inspirować. Być odważnymi ale i rozważnymi. W skrócie: przebiec swój odcinek sztafety jak najlepiej.
Perspektywa na kolejne pokolenia
Siejmy. Własnym przykładem. Naszymi priorytetami, sposobem życia, radzenia sobie z problemami, odniesieniem do siebie. Przekazujmy nasze pragnienia i marzenia. Starajmy się je zaszczepić. Pokazać wyjątkowość tego, co mamy dzięki Chrystusowi. Wyjątkowość, dodam, nie tylko indywidualną, ale właśnie wyjątkowość uczestniczenia w Bożej sztafecie pokoleń. Postrzegajmy Kościół szeroko. Dostrzeżmy w Nim wielką, wspaniałą wielopokoleniową ale i wielonarodową realizację Bożego planu budowania Kościoła, którego moce piekielnych bram nie przemogą. Cieszmy się, że możemy w tym uczestniczyć.
Bądźmy ofiarni. Dzielmy się tą wizją. Angażujmy nasze dzieci i uczniów w zborach. Bądźmy świadomi, że to od nich zależy kontynuacja i powodzenie tego dzieła – przynajmniej na naszym odcinku. Przejmijmy upór, konsekwencję i determinację Ojca z Księgi Przypowieści, który z całych sił wpaja w swego syna Boże zasady. „Synu mój, słuchaj pouczenia swego ojca i nie odrzucaj nauki swojej matki: (1:8); „Synu mój, nie idź z nimi ich drogą, wstrzymaj swą nogę od ich ścieżki” (1:15); „Synu mój! Jeżeli przyjmiesz moje słowa i zachowasz dla siebie moje wskazania (…) jeżeli szukać jej będziesz jak srebra i poszukiwać jak skarbów ukrytych, wtedy zrozumiesz bojaźń Pana” (2:1,4-5); „Synu mój! Nie zapominaj mojej nauki a twoje serce niech przestrzega moich przykazań” (3:1); „Synu mój! Zachowuj przezorność i roztropność i nie spuść ich z oczu, a będą one życiem twojej duszy” (3:21-22); „Słuchaj Synu mój, i przyjmij moje słowa, a będziesz żył długie lata” (4:10).
Siejmy. Obyśmy byli jak Jonadab, syn Rekaba, który wpoił swym synom zasady tak mocno, że przetrwały pokolenia, i doczekały się pochwały od samego Boga (Jer 35:14). Co więcej, to ród, który otrzymał wyjątkową obietnicę: „Nie braknie w rodzie Jonadaba, syna Rekaba, po wszystkie dni takiego, kto by stał przed moim obliczem” (Jer 35:19). Oby Bóg dał taką łaskę każdemu z nas; bierzmy z niego przykład i patrzmy na pokolenia w Boży sposób, uczestnicząc w Jego sztafecie, Amen.
Artykuł ukazał się w Słowie Prawdy (2/2013).
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.