Nie bój się! Idź! Odpowiedz Bogu! Czyli o naszej postawie wobec danych przez Boga zadań

walking_walkMateusz Wichary

 

I wszedł tam do pieczary, aby tam przenocować. Lecz oto doszło go Słowo Pana tej treści: Co tu robisz, Eliaszu? (1 Krl 19:9)

Słowa te padają w wyjątkowym momencie służby Eliasza. Niedawno doświadczył mocy, sukcesu i zwycięstwa. Bóg w odpowiedzi na jego modlitwę zesłał deszcz. W wyniku tego cudu lud posłuchał go i wyrżnął wielką liczbę proroków Baala. Wydarzenie, które zmieniło historię Izraela na przynajmniej jedno pokolenie.

Myślę, że tego rodzaju Boże prowadzenie, użycie nas, to konieczny, formatywny etap w powstaniu każdego przywódcy, ale również i chrześcijanina w ogóle. Oto odkrywamy, że Bóg jest żywy i prawdziwy: działa, troszczy się i nami się posługuje. To doświadczenie, które przekonuje nas, że Bóg jest realny; że można na Nim polegać, że życie wiarą ma sens.

Po takich wspaniałych chwilach nie zaczyna się jednak niekończąca się opowieść o wciąż tym samym. Przeciwnie. Ten fragment opisuje kolejne doświadczenie, które zawsze pojawia się w Bożej logice prowadzenia swoich dzieci. To konfrontacja, lęk a następnie Boża (w tym przypadku aż podwójna) odpowiedź. Każde z nich wymaga właściwej reakcji. Każde z nich można również odnieść zarówno do siebie osobiście, jak i do Kościoła (Zboru), bowiem takie doświadczenia spotykają również i nas jako właśnie część owych Bożych organizmów. Zastanówmy się nad nimi.

Nie bój się!
Wersety 1-4 kontrastują z sukcesem poprzedniego rozdziału. Oto Izebel, która nie boi się Boga ani Eliasza, wywołuje w nim lęk. Uczucie, którego Eliasz wcześniej nie doświadczał. Eliasz „zląkł się więc i ruszył w drogę, aby ocalić swoje życie” (w. 3). Jakże inny to Eliasz od tego, który w 2 Królewskiej 1 spokojnie siedzi, gdy król wysyła po niego kolejne pięćdziesiątki wojowników! To Eliasz, który uległ lękowi.
Czym jest lęk? To niepewność przyszłości; to wizja złego, która nas hamuje, obezwładnia, paraliżuje, albo wręcz powoduje ucieczkę. Często czujemy się wtedy bezużyteczni i nieposłuszni, bo i faktycznie, brak w nas wtedy odwagi, siły, ufności.

Tym bardziej warto tu więc podkreślić, że czym innym jest doświadczenie lęku, a czym innym poddanie się mu. W Ewangeliach synoptycznych (np. Łk 22:42) widzimy modlącego się Pana. Słowa „oddal ten kielich ode mnie” mówią o lęku. O pragnieniu, aby nie przechodzić przez to straszne doświadczenie, którego świadomość w pełni przecież posiadał. Ale jednocześnie „wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie” mówi o przełamaniu go poprzez pragnienie posłuszeństwa; uległość woli Boga, nawet w tym najtrudniejszym momencie, gdy grzech zepsutego świata spowoduje opuszczenie Go przez Ojca.

Nasze doświadczenie lęku zazwyczaj jest podobne. Tak samo to mieszanka mocy i wiary z pragnieniem ucieczki i poczuciem słabości. Ale podobnie, naszym powołaniem jest odwaga, czyli przezwyciężenie strachu.

Czy walczysz? Walka jest odwagą. To stanięcie do konfrontacji. To zaprzeczenie ucieczki. To wyjście naprzeciw. Czy modlisz się o zwycięstwo? Czy wołasz o Bożą pomoc?

Ważne wtedy są słowa. Choć nie wierzę w magiczną ich skuteczność, wierzę, że słowa wiary pomagają nam utwierdzić się w wewnętrznym przekonaniu, które podejmujemy. Dlatego ważne są ślubowania, wyznania. One formułują i porządkują, a jednocześnie wyznaczają kierunek naszemu sercu. Tak też rozumiem powyższe słowa naszego Pana: Ojcze, boję się, ale – i to wyznaję, bo tak właśnie pragnę, pomimo wszelkich obaw i w tym chcę pozostać i wytrwać – niech niezależnie od tego Twoja, a nie moja wola, się dzieje.

Gdy moja żona była w pierwszej ciąży, dowiedzieliśmy się o chorobie naszego dziecka. Lekarka, informując nas o tym powiedziała, że dziecko, jeśli w ogóle uda mu się przeżyć, będzie na pewno głęboko upośledzone. Dodała również, że ze względu na poziom niepełnosprawności, mamy prawo dokonać aborcji.
Pamiętam tę trudną chwilę. Ten lęk, jak to będzie. I pokusę, żeby zrobić to, do czego mieliśmy prawo – niezależnie od faktu, iż wiedziałem doskonale, że to grzech. Jakże ułatwiłoby nam to życie – ta myśl ukazała mi się bardzo silnie. „To w ogóle nie wchodzi w rachubę” – odpowiedziałem lekarce, nie zastanawiając się dalej. I odetchnąłem z ulgą.

Słowa w takich chwilach nazywają rzeczywistość zgodnie z naszą wiarą. Są deklaracją, która staje się dla nas znacznie bardziej wiążąca niż pobożne myśli, zmieszane wewnątrz nas z myślami niewiary i słabości. To słowa odwagi, ale i błogosławieństwa. Wypowiadaj je. Choć nie mają magicznej mocy, są podstawą dla wiary. Bez nich trudniej się ostać w wierności Bogu.

Walką z lękiem jest również proszenie o modlitwę. Apostoł Paweł tak właśnie postępował. W Liście do Efezjan 6:19-21 prosi, aby czuwać za nim w modlitwie, aby „mi, kiedy otworzę usta moje, dana była mowa do śmiałego zwiastowania ewangelii, dla której poselstwo sprawuję w więzach, abym ją mógł z odwagą zwiastować, jak to czynić winienem”. Śmiałe zwiastowanie; zwiastowanie z odwagą. Wiedział, że o to właśnie chodzi; a jego prośba zarówno otaczała go wsparciem modlitewnym, jak i utwierdzała, że nie wolno w tym ustąpić.

A co z naszym Kościołem? W co celujemy? Na co mamy nadzieję? O czym mówimy? Co chcielibyśmy oglądać?

William Carey, będąc ubogim szewcem i pastorem małego zboru baptystycznego w Leicester, wygłosił kazanie z Iz 54:2 o temacie, który przeszedł do historii: „Oczekuj wielkich rzeczy od Boga; dokonuj wielkich rzeczy dla Boga”. Dlaczego? Bo wierząc w Boże obietnice, nie zważając na własną słabość, marzył o wielkich zmianach. I Bóg pozwolił mu je oglądać. Stał się wyjątkowo skutecznym misjonarzem w Indiach, założycielem wielu szkół, w tym jednej wyższej, tłumaczem Biblii na kilka języków. A przede wszystkim, za jego przykładem – założonego przez niego towarzystwa misyjnego – poszły tysiące innych. Zaczęło się jednak od odważnej wizji w obskurnym warsztacie szewskim.

Na co oczekujesz? Nie chodzi mi o tryumfalizm; o puste deklaracje, które z czasem wywołują u słuchających tylko wzruszenie ramion, bo nic z nich nie wynika. Nadęte słowa nie tworzą rzeczywistości, jak przypomina nam apostoł Paweł (1Kor 4:19). Ale słowa wiary, słowa pragnienia serca, słowa angażujące nasze zdolności; słowa motywujące nas do ofiarnej pracy i zachęcające innych do tego samego, zmieniają świat. I nie wolno się ich bać.

Tak więc marzę i w tym kierunki idą moje wysiłki, abyśmy jako Kościół celowali w bycie chrześcijańską alternatywą dla rodaków. Aby dać się im poznać jako „druga twarz chrześcijaństwa” – druga obok tej, która każdemu Polakowi jest znana od urodzenia z największego polskiego Kościoła. Abyśmy doświadczali tego, że Królestwo Boże przychodzi. Abyśmy doświadczali rozwoju i pomyślności, a w tym wszystkim widzieli, że to sam Bóg działa w nas i przez nas, byli zadziwieni, oszołomieni i w bojaźni, ale i zapale dokładali się do tego dzieła na tyle, na ile potrafimy, a nawet więcej, odkrywając, że nasze znane nam granice wcale nie są nieruchome!

Nie bójmy się! Przełamujmy swój strach. Oczekujmy od Pana wielkich rzeczy. I siejmy w nadziei, bo mamy do tego prawo (1Kor 9:10).

Idź!
Eliasz uciekła, ale Bóg się nad nim zmiłował. Nie pozostawił go w tym miejscu. Odpowiada mu na dwa sposoby: posileniem i nakazem pójścia dalej: „wstań posil się, gdyż masz daleką drogę przed sobą” (w. 7).

Bóg z niego nie zrezygnował. To działanie łaski. Myślę, że każdy z nas kiedyś uciekł. Cofnął się. Doświadczył upokorzenia własnego tchórzostwa. Wstydliwej niedoskonałości; słabości. W takich chwilach wątpimy, czy Bóg jest dalej przy nas. Przecież Go zawiedliśmy. Czemu miałby nas dalej używać? Czemu nas błogosławić? Potrzebuje przecież odważnych sług, takich jak Paweł.

Myślę, że nie bez przyczyny widzimy Eliasza, który uciekł, w Starym i Piotra, który zaparł się trzykrotnie Pana w Nowym Testamencie. To bardzo wymowne przykłady Bożych wyjątkowych przywódców, którzy faktycznie zawiedli, ale którym Bóg okazał łaskę.

Jest więc też łaska dla Ciebie. Jak Eliasz przyjmij od Boga posilenie. Potrzebujesz tego. Może oznacza to wyznanie grzechów i uczestniczenie w Pańskim Stole? To przecież Stół Łaski. Może to powrót do społeczności i „nakarmienie się” życzliwością i akceptacją Kościoła? Przeproszenie kogoś i posilenie pokojem Bożym? Wyznanie grzechów komuś, komu zawiniłeś i powrót do pokoju, wdzięczności i radości? A może po prostu chrzest, bądź przyznanie się do tego, kim jesteś w miejscu, gdzie pracujesz? Przyjmij posiłek. Niech Bóg Cie wzmocni. Sami z siebie jesteśmy słabi.

I pójdź dalej, jak Eliasz: „Wstał więc i posiliwszy się, szedł w mocy tego posiłku” (w. 8). Bóg nas zmusza do działania, nie chce tylko naszego gadania. Już wspomniałem 1Koryntian 4:19-20. Nie chodzi o czcze deklaracje: „Królestwo Boże zasadza się nie na słowie, lecz na mocy”. Chodzi o moc, czyli zdolność oddziaływania, wpływu. O charakter, upór w dobrym, wierność w Bożym.
Zmieniaj więc swoje życie; wstań i idź! Nie siedź pod swoim krzakiem jałowca (1Krl 19:4), narzekając i użalając się nad sobą. To nie jest dobre miejsce na spędzenie życia. Idź do góry Bożej, miejsca wyznaczonego przez Boga, w którym chce się z nami spotkać: „szedł w mocy tego posiłku aż do góry Bożej Choreb” (w. 8).

Eliaszowi zajęło to czterdzieści dni i czterdzieści nocy. Ta wędrówka to był i jest duży wysiłek. Wyczerpujące działanie, próba wierności. Jak więc dziś mamy „iść”? W czym, w jakich działaniach ma to się przejawiać?

Myślę, że to trwanie w dobrym; życie w zgodzie z Bogiem w tym, co dla nas zaplanował. Czyli, przede wszystkim, niezależnie od tego, czego doświadczasz, chroń swoje serce przed zwątpieniem, zawiścią, chciwością i zgorzknieniem. „Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!” (Przyp 4:23). „Strzec” to sprawdzać stan; weryfikować to, co w nim nosimy; obserwować reakcje. Myśl nad tym, co robisz, sprawdzając się w lustrze Bożych zasad.

Po drugie, szukaj przyjaciół wśród wierzących. Jeśli jesteś pastorem – wśród pastorów i osób, które rozumieją tego wyzwania i są dla Ciebie zachętą. Następnie, jeśli jesteś pastorem bądź zborowym przywódcą – kochaj swoich ludzi. Napominaj ich i zachęcaj, zależnie od potrzeb, ale niech nie będą Ci obojętni. Kiedyś usłyszałem, że List Apostoła Pawła do Galacjan, to list do straconego zboru. Oni w zasadzie już przestawali wierzyć w Ewangelię, gdy do nich pisał. I wedle najlepszej wiedzy biblistów, faktycznie odpadli. A jednak, Paweł nie spisał ich na straty. Robi wszystko, co może, aby ich przywrócić do Zbawcy. Wyznaje: „Dzieci, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was” (4:19). Prosi, zachęca, ostrzega i grozi: „Bracia, nie jesteśmy dziećmi niewolnicy, ale wolnej!” (4;31); „Cóż się stało z tą waszą szczęśliwością?” (4:15); „Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał” (1:6); „O nierozumni Galacjanie!” (3:1); „Boję się, że może nadaremnie mozoliłem się nad wami” (4;11); „Odłączyliście się od Chrystusa” (5:4). Mianownik jest jeden: to jego troska, niezgoda na to, co z nimi się dzieje, walka. Podobnie postępuj wobec swoich ludzi. Zostali ci powierzeni. Są oblubienicą Chrystusa i masz ich strzec i o nich walczyć, aby byli jak najbardziej wartościowi dla Niego.

Dbaj również o żonę i dzieci z całych sił. Boża recepta na sukces i szczęście w życiu wydaje się bardzo prozaiczna. Błogosławiony przez Boga mąż jest opisany następująco: „Owoc trudu rąk swoich spożywać będziesz; żona twoja będzie jak owocująca winnica w obrębie zagrody twojej, dzieci twoje jak sadzonki oliwne dokoła stołu twego” (Ps 128:2-3). Niby proste, ale spójrzmy wokół siebie, na dzisiejsze rodziny. Czy faktycznie? Tak, to błogosławieństwo ciepła domu, radości z wzajemnej miłości małżonka i wdzięczności za dzieci (i wnuki), siedzące razem przy naszym stole, wydaje się takie zwyczajne i normalne. Ale wymaga wcale nie oczywistych i łatwych w praktyce oddania, wierności, samozaparcia. Nie rozglądania się na boki za młodszymi modelami, nawet w zborze. Dyscypliny w wychowaniu, troski o dom. Zauważania żony i dzieci, by z radości z ich rozwoju, radości z dojrzewania żony i jej piękna na każdym etapie czerpać zadowolenie i zachętę do dalszej ofiarności. By nasze rodziny, które są koniecznym wymogiem dla przywódczych funkcji w zborze, były świadectwem działania Bożej łaski, a nie grzesznego chaosu.

Nie bój się inwestycji w siebie. Kupuj dobre książki, miej czas na lekturę i nie czuj się z tym winny. On ci jest potrzebny. Szkoła dla pastorów i przywódców nigdy się nie kończy; tak samo zresztą dla chrześcijanina, który odkrył Boże powołanie i podchodzi do niego odpowiedzialnie. W końcu: działaj! Jeśli przegrasz – trudno, miej satysfakcję, że próbowałeś. Kto nie próbuje, nigdy nie zyskuje. Porażka jest konieczna, byśmy nauczyli się wierności, która polega przede wszystkim na znajdowaniu w Bogu siły, by zacząć jeszcze raz.

I już na całkowity koniec, sprawa najtrudniejsza. Módl się i czytaj Biblię. Jestem pewien, że wielu z nas to idzie kiepsko. Wiem, bo sam w sytuacjach zmian w życiu, a tych jest coraz więcej, walczę o to, by tego czasu nie zabrakło. Modlitwa i Słowo są jak rozmowa z kimś najbliższym, od kogo najbardziej zależysz. Nie stać cię na „ciche dni”. Zbyt wiele spraw przez to położysz.

Odpowiedz Bogu!
Na swojej górze Bóg zadaje Eliaszowi pytanie: „Co tu robisz, Eliaszu?” (w. 9).
To wyjątkowe pytanie. W ogóle, samo pytanie się kogoś jest działaniem wyjątkowym. Gdy pytamy, pozwalamy rozmówcy dojść do własnych przekonań. Zaczynamy tam, gdzie on jest i inspirujemy go, by zrozumiał o sobie coś ważnego. Prowadzimy w jego własnych odkryciach.

Co tu robisz, Eliaszu? Powiedz mi. Po co robisz to, co robisz? Co chcesz zyskać? Jaki masz cel? Gdzie chcesz dojść? Co sprawiło, że tu przyszedłeś? Czy to miejsce ci się podoba? Czy chcesz tu pozostać? Gdzie chcesz stąd dojść? Co jesteś gotów poświęcić, by pójść dalej?

Eliasz wyjaśnia. Wyżala się. A nawet, marudzi. Nie była to odpowiedź uwzględniająca obecność Bożą w jego życiu, dlatego w wersecie 13 Bóg przychodzi. Staje obok Eliasza. Choć to był jedynie łagodny powiew, był to sam Bóg. I Eliasz zareagował na Jego świętość w jedyny możliwy sposób: przez bojaźń. Wtedy Bóg zapytał go jeszcze raz: co tu robisz Eliaszu? Eliasz odpowiada podobnie, ale Bóg jakby go w ogóle nie słuchał. Dał mu się poznać. Nie chce jego wyjaśnień. Lęk stał się przeszłością.

Bóg przez swe pytanie i obecność go zmienia i prowadzi do nowych zadań.
Zatrzymajmy się więc tak długo, by spotkać Boga. Nie spieszmy się. Szkoda naszego życia na spieszenie. Zatrzymaj się i słuchaj. Co tu robisz, Czytelniku? Kim jesteś? Jak byś ocenił to miejsce, w którym jesteś? Czy ci się podoba? Czy podoba się Bogu? Jakie ono jest? Kim mógłbyś być? Kim się stać, gdybyś słuchał Boga i się zmienił? Gdybyś zaryzykował i poszedł tam, gdzie Cię prowadzi?

Czego Bóg od Ciebie oczekuje? O co Mu chodzi? Zatrzymaj się i słuchaj. Usłysz to pytanie. Hej, gdzie jesteś? Zgubiłeś się, czy idziesz moją drogą? Wiesz, o co mi chodzi, czy właśnie nie wiesz? Wiesz, po co żyjesz i robisz to, co robisz, czy właśnie nie wiesz?

Gdzie jesteś, Kościele Baptystów w Polsce? Po co istniejesz? Jakie zadania stawia przed Tobą Bóg? Czego oczekuje? Gdzie chce poprowadzić? Do czego wykorzystać? Co w związku z tym mamy robić? Jak być posłuszni?

Zatrzymajmy się. Doświadczmy obecności Boga. Niech nas zmieni i pokieruje. Poprowadzi dalej, jak Eliasza, w miejsca, których nie znaliśmy. Niech Jego Imię będzie uwielbione w nas i przez nas w sposób, którego nie byliśmy w stanie przewidzieć. Niech nami kieruje, a my bądźmy posłuszni i użyteczni, Amen.

Artykuł ukazał się w Miesięczniku Słowo Prawdy 07-08/2013. Kazanie wygłoszone po wyborze na nowego Przewodniczącego Rady Kościoła, w dniu 18 maja 2013 r.

Reklama

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s