Mateusz Wichary
Dialog to poważne podejście do drugiej osoby. To nastawienie się na słuchanie. To okazanie szacunku przez chęć zrozumienia drugiej strony. To zainwestowanie potrzebnego do tego czasu i wysiłku.
Dialog więc to wywyższenie. Polskie, jakkolwiek niezbyt mądre powiedzenie, „ryby i dzieci głosu nie mają” ukazuje, że nie wszyscy mają do dialogu prawo. To potraktowanie kogoś serio.
Boży dialog z ludźmi wiary
Bóg traktuje nas serio przez prowadzenie z nami dialogu. Dowodzą tego Psalmy, ale i opisy Bożych spotkań z ludźmi wiary. Bóg szanuje uczciwe pytania. Jego odpowiedź nie zawsze jest tym, czego oczekiwał człowiek, ale zawsze coś zmienia.
Osobą doświadczającą ceny owego dialogu najbardziej był Job. Jego pobożność była dla Boga powodem radości. Szatan – oskarżyciel – zarzucił mu nieszczerość, interesowność. „Czy za darmo jest Job tak bogobojny” (1:9) – pyta. „Lecz wyciągnij tylko rękę i dotknij tego co ma; czy nie będzie ci w oczy złorzeczył?” (1:11).
Historia Joba to więc tak naprawdę nie historia o cierpieniu, ale naturze prawdziwej pobożności. Czy to po prostu skutek Bożego błogosławieństwa, czy oddanie i lojalność znacznie głębsze, WBREW doświadczeniu? W jej toku pojawia się dialog Joba i Boga – obok dialogów Joba i jego „przyjaciół”, którzy dowodzą (skądinąd jak domorośli teolodzy i dziś), że skoro spotkało go nieszczęście, to przyczyną musiał być jego grzech.
Bóg traktuje go jednak bardzo poważnie. Poddając go tej wyjątkowej próbie, jednocześnie wywyższa go wyjątkowym objawieniem samego siebie. Rozdziały 38-41 to dialog Boga z Jobem, w którym każdy przemawia dwa razy. Bóg się nie tłumaczy. Ale pyta Joba. Objawia Mu swą moc. Nie neguje jego problemu, ale i tak uważa, że ma prawo postępować tak, jak postąpił. On bowiem jest Bogiem, a Job człowiekiem. Czy więc Job na tym, że był pobożny stracił? Nie. Ta rozmowa go zmieniła, co zresztą chyba jest główną korzyścią rozmów w ogóle – i głównym ich ryzykiem: „Tylko ze słyszenia wiedziałem o tobie, lecz teraz moje oko widziało Cię. Przeto odwołuję moje słowa i kajam się w prochu i popiele” (42:5-6).
Podobny dialog jest streszczony w Psalmie 73. Psalmista ma poważny problem: widzi bezbożnych, którym się powodzi. Czy Bóg o tym wie? Dlaczego wygląda na to, że im błogosławi? Dlaczego nic z tym nie robi? Co gorsza, niszczy to wiarę i osłabia posłuszeństwo innych wierzących: „lud mój zwraca się do nich i nagannego nic w nich nie znajduje” (Ps 73:10). I sieje zwątpienie w sercu samego psalmisty: „czy więc na próżno w czystości zachowywałem serce swoje?” – pyta (w. 13). Ów dialog trwa. Bóg odpowiada w świątyni/ uchylając rąbka tajemnicy (w. 17: oba tłumaczenia są poprawne). Bóg każe mu spojrzeć w przyszłość, na ich kres. Przedstawia ich jako stojących na śliskim gruncie, na którym potknięcie jest w końcu nieuchronne (w. 18).
W Nowym Testamencie podobny dialog to rozdziały 9-11 Listu do Rzymian. Paweł rozpoczyna od wyznania smutku w swoim sercu: jego rodacy odrzucają Chrystusa (9:2). Szukając odpowiedzi porusza najtrudniejsze wątki Biblii: predestynacji, odrzucenia, całkowitej wolności Boga, konieczności pokornego poddania jego planom. A jednocześnie widzi poprzez te wszystkie trudne prawdy i fragmenty, na których się opiera, nadzieję, a przede wszystkim – w tym wszystkim – Bożą chwałę: „O głębokości bogactwa i mądrości i poznania Boga! (…) Albowiem z niego i przez niego i ku niemu jest wszystko; jemu niech będzie chwała na wieki, Amen” (Rz 11:33, 36).
Dialogi z Bogiem nie są więc łatwe. Zazwyczaj dotyczą czegoś, czego nie rozumiemy albo nawet czegoś, co budzi nasz sprzeciw. Ale nas zmieniają, bo sprawiają, że w ich trakcie poznajemy Boga głębiej, co wywołuje w nas podziw, bojaźń i ostatecznie uwielbienie. W tym wszystkim, co bardzo ważne, Bóg daje się poznać. Przemawia. Wyjaśnia. Prowadzi. One nie są próżne.
Z drugiej strony, to samo Słowo nakazuje nam czasem milczeć. Nie każdy dialog bowiem jest uczciwy. Nie każdy – innymi słowy – jest faktycznym otwarciem się na drugiego; przyzwoleniem, aby nas zmieniał – lub aby się zmienić. Czasem to tylko poza, udawanie, gra pozorów. Swoją drogą, to chyba i nasz problem. Czasem obserwując nasze ewangelizacje widzę nie tyle chęć zrozumienia problemów, czy pytań nam stawianych, co przedstawienie uprzednich rozwiązań. Które mogą, jeśli nie wysłuchamy, okazać się nie tylko niepotrzebne, ale i dowodzić naszej głupoty, czy lekceważenia. Pamiętajmy, że „kto odpowiada zanim wysłucha, zdradza swoją bezmyślność i naraża się na hańbę” (Przyp 18:13). I tak czytamy, że oskarżany Jezus, w farsie – mówiąc dzisiejszym językiem – „szukania na Niego haka” przez faryzeuszy – odmówił odpowiedzi (Łk 22:67-68). Podobnie, gdy Herod chciał zobaczyć jakiś przez niego dokonany cud (Łk 23:9).
Nasz Pan daje nam podobną radę: „Nie rzucajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie pereł swoich przed wieprze” (Mt 7:6). To trudna rada. Najwyraźniej, nie zawsze, nie z każdym i nie o wszystkim – a szczególnie: nie o sprawach poważnych – jest czas na to, by rozmawiać. Z drugiej strony: nie zawsze jest to oczywiste, jak sprawa wygląda. Czasem dialog zmienia człowieka, jak było np. w czasie rozmowy Pawła z Agryppą (Dz 26). Wydaje mi się, że trzeba być bardzo ostrożnym z oceną takiej sytuacji.
Współczesne dialogowanie
Jak zastosować te fragmenty we współczesnym świecie?
Po pierwsze, przez uczciwe dialogowanie ze światem. Uczciwe, czyli wsłuchujące się w pytania, wątpliwości, problemy. Poznające ich punkt widzenia.
To poznanie oczywiście nie oznacza zgody. Ale zawsze oznacza szacunek. I to działa w obie strony. Mam szacunek do oponentów chrześcijaństwa, którzy nie „przyprawiają nam gemby”, czyli: nie tworzą sobie karykaturalnego obrazu, aby go potem łatwo skrytykować, ale zadali sobie trud, aby zrozumieć. Poznać. Oczywiście, będziemy się różnić w ocenie i nigdy do końca nie będziemy zadowoleni z stopnia poznania, czy postawy. Ale im głębsze poznanie, tym mocniejsza odpowiedź. Trafniejsza, bardziej wiarygodna. Również dotkliwa, jeśli używamy argumentu w jakimś apologetycznym sporze.
Musimy rozumieć, znać świat. Być jego częścią. Być wiarygodni. Jedynymi z nich. Nasz Pan ujmując się za ludźmi, stał się jednym z nas; upodobnił się do nas „we wszystkim”, aby mógł zostać osoba wiarygodną, obdarzaną zaufaniem, a jednocześnie naszym reprezentantem, jako nasz arcykapłan: „miłosiernym i wiernym arcykapłanem przed Bogiem, dla przebłagania go za grzechy ludu” (Hbr 2:17).
Ale również, musimy jasno rozumieć własne stanowisko i trzymać się go jednoznacznie, w całym skomplikowaniu świata. To oznacza, że nasze stanowisko musi być „wykute” w dialogowaniu właśnie. Inaczej będzie słabe. Nieodporne. Izolacja mu nie służy. Sprawia jedynie, że uciekamy przed konfrontacją. Dowodzi, że nie wiemy, jak odpowiedzieć na zarzuty, na zastrzeżenia, wątpliwości; że nie mamy kontrargumentów. Oznacza to, że – jak nasz Pan, który nie zawahał się stać jednym z nas – powinniśmy wejść między ludzi, mówić ich językiem, ze swą innością w przemienionych umysłach i sercach. I ufając Bogu, trwając przy Jezusie w modlitwie i nieustannym poddawaniu siebie Słowu, aby nie zatracić słoności, rozmawiać, zmieniać, kształtować, poznawać, konfrontować, pytać, szukać rozwiązań, modlić się, być zaangażowanym, rozmyślać, konsultować z innymi, precyzować odpowiedzi. Pokazać, że w swej inności jesteśmy zatroskani i poważnie zaangażowani w sprawy tego świata. Że myśl o wieczności zmienia naszą doczesność w sposób, którego można nam pozazdrościć. Że ewangelia jest mocą ku zbawieniu – w bardzo różnorodnych sytuacjach i współczesnych kontekstach. Że mądrość, która jest w Chrystusie odpowiada na bardzo różne potrzeby i wątpliwości, oddaje sił, wskazuje kierunek, daje nadzieję i siły, aby w nim iść i się nie zatrzymywać. A w tym wszystkim – sprawia, że chrześcijanie nigdy nie czują się sami, przegrani, ale otoczeni Boża opieką, obdarzeni łaską i mający nieustająca nadzieję.
Z drugiej strony, uważajmy na dialogi pozorne. W demokracji bardzo ważna jest rola debaty publicznej, którą traktuje się jako rozwiązanie problemu różnych stanowisk i racji. Zwróćmy jednak uwagę, że jej bezstronność i otwartość jest jedynie pozorna: „Zwolennicy ogólnej debaty są z jednej strony przekonani, że nie ma niezgodności moralnych między takimi czy takimi poglądami. Z drugiej strony uważają, że przeciwnicy ewolucji praktyk i obyczajów są nimi tylko na skutek przesądu, braku zrozumienia rzeczywistości, nieznajomości stawki i w konsekwencji sądzą, że dobra dyskusja wyprowadzi ich z błędu” (s. 63). To przekonanie, że można dojść do porozumienia, że nie ma różnic niemożliwych do przekroczenia to pewna naiwność, ale i nieuczciwość: „Zwolennicy debaty publicznej nie zakładają, że racja jest po obu stronach i że po stronie opinii publicznej, tradycji albo religii jest coś innego niż tylko jakieś rozdrażnienie, które przegna dobra dyskusja. Nie przewidują, zdaje się, czegoś takiego, że jeśli ich adwersarze (albo w ogóle opinia), uważani za konserwatywnych, mogą ewoluować, to im też się to może przydarzyć. (…) Prawdziwa dyskusja powinna zakładać, że wszyscy mają ewoluować, ale że całkiem możliwe jest też to, ze opinia publiczna ma trochę racji, gdy nie ufa tak pewnym siebie nauczycielom postępu” (64-65).
Mówiąc krótko, pozorny dialog to forma manipulacji, czyli próba wpływu ukrytego, nie poprzez jawne środki. Udawany dialog ma prowadzić do zmiany tego drugiego. Widzę to dzisiaj bardzo wyraźnie w praktyce dialogu politycznego w Polsce. Zależnie od źródła medialnego, mamy określone stanowisko. Dialog jest pozorny. Argumenty są udawane. Założenia są bowiem ustalone, różne – zależnie od obozu – a wszelka inna perspektywa ośmieszana i wyszydzana.
Przede wszystkim, niezależnie od poglądów, nie dajmy się wciągnąć w szyderstwo. To przekleństwo, szatańskie, manipulacyjne metody, które nijak nie mogą rozwijać Królestwa Bożego. Bądźmy raczej tymi, którzy słuchają. Którzy starają się zrozumieć tych drugich. To będzie wyjątkowe; wprowadzające pokój (Mt 5:9). Być może i nasze poglądy przez to się zmienią? Będziemy może się czuć mniej komfortowo słuchając wiadomości „naszego obozu”, ale czyż nie jest to postawa, która przyciągnie nas bliżej prawdy?
Po drugie, szanujmy prawdę i szukajmy prawdy. We wszystkim. Miłość do prawdy zakłada, że ona istnieje, a co za tym idzie, że jej nie szukanie – zadowalanie się służeniem kłamstwu – jest złe. Samo to jest dzisiaj czymś wyjątkowym. Starajmy się więc dociec, jak o określonych postawach, zjawiskach, procesach myśli Bóg – bo innej, bardziej obiektywnej bądź prawdziwszej wizji świata nie ma. I jeśli nawet się przy okazji będziemy mylić, to idąc właściwą drogą – ku prawdzie.
Po trzecie – oceniajmy. Czy określona dyskusja jest prawdziwa? Czy jedyna rola, jaka nam może w niej przypaść, to zacofanych oszołomów, względnie postępowych zwolenników wyrzeczenia się biblijnych prawd? Jeśli tak, omijajmy ją z daleka.
Ale z samego dialogu nie rezygnujmy. On nas zmienia. Przez innego, z którym się stykamy, może przemówić do nas – napomnieć nas, zapytać, ożywić, skierować na nowe tory – sam Bóg. Zmiana od Boga jest dobra, nawet wtedy, a może i szczególnie wtedy, gdy zmienia coś, co uważaliśmy za właściwe i słuszne w Jego oczach. W końcu, otwierajmy się na ludzi w nadziei, że jesteśmy wtedy, naśladując naszego Pana, narzędziami w Jego planie. Pamiętając, że „powierzył nam służbę pojednania” (2Kor 5;18), że „w miejsce Chrystusa poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upominał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem” (2Kor 5:20). On był wyjątkowy. Zaskakiwał zarówno sposobem swej rozmowy jak i osobami, z którymi rozmawiał, Nie bójmy się Go w tym naśladować i oby Bóg dał nam odwagę, mądrość i łaskę, aby choć trochę nam się to udało.
Artykuł ukazał się w Słowie Prawdy (01/2015)
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.