Królestwo i patriotyzm

Bóg ojczyznaM. Wichary

„Świat nie jest domem mym” – śpiewamy w naszych zborach.

I to prawda. Zborowi w Filippi, weteranom nawróconym na chrześcijaństwo, którzy szczycili się wyjątkowymi przywilejami ziemskimi ze względu na swe rzymskie obywatelstwo, apostoł Paweł przypomina, że „nasza ojczyzna jest w niebie” (Flp 3:20). A nasz Pan stwierdza wprost o swych prawdziwych uczniach: „nie są z tego świata, jak i Ja nie jestem z tego świata” (J 17:16).

Trzeba to usłyszeć i przyjąć. Nie jesteśmy z tego świata. Nasza Ojczyzna jest w niebie. A jesteśmy tutaj – no właśnie – kim? I po co?

Przede wszystkim, jesteśmy tutaj i to nie przypadkiem. Należy założyć, że po coś, a nie po nic. Skoro żyjemy, Bóg ma względem nas jakieś oczekiwania.

Jakie?

Moim zdaniem bardzo jasne i klarowne: mamy bronić interesów naszej niebiańskiej ojczyzny tu, gdzie jesteśmy. A konkretnie: mamy wpływać na ten świat tak, aby ten świat zmieniał się na korzyść naszego kraju, a przede wszystkim naszego Umiłowanego Króla i Opiekuna, Jezusa Chrystusa.

Sam nas zresztą do tego wzywa i uczy, abyśmy ową lojalność względem Jego Królestwa w tej ziemi kształtowali za każdym razem, gdy się modlimy: „A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje, przyjdź Królestwo twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi” (Mt 6:9-10).

Mamy więc reprezentować nasze Królestwo. Zawsze i wszędzie. Mamy chronić jego interesy i wprowadzać jego wartości. Zawsze i wszędzie. Mamy sprawiać, aby nasze otoczenie poddawało się władzy naszego Króla. Mamy sprawiać, aby Jego wola i tutaj była szanowana i respektowana. Mamy poddawać władzy naszego Pana jak największą ilość obywateli zbuntowanych. Mamy starać się, aby jego wola była szanowana tutaj tak samo, jak jest respektowana w naszej ojczyźnie. Zawsze i wszędzie. Tak ma być! O to się mamy modlić!

Bowiem – i to bardzo ważne, bo bardzo często chrześcijanie ewangeliczni jakoś tego nie dostrzegają, choć to jest całkowicie biblijne – ta ziemia należy do naszego Króla. On również został ustanowiony przez Swego Ojca – Boga Ojca wszechmogącego – jej Panem. Zapowiedź tego mamy w Psalmie 2 i 110: „Ja ustanowiłem króla mego na Syjonie, świętej górze mojej [mówi Bóg. I dalej w w. 8:] Proś mnie, a dam ci narody w dziedzictwo i krańce świata w posiadanie. Rozgromisz je berłem żelaznym, roztłuczesz jak naczynie gliniane” (Ps 2:6, 8). W Liście do Zboru w Tiatyrze nasz Pan komentuje ten werset następująco: „taką władzę i Ja otrzymałem od Ojca mojego” (Obj 2:28). Oraz Psalm 110:1: „Rzekł Pan Panu memu: siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół twoich jako podnóżek pod nogi twoje!” To wszystko podsumowuje Wielki Nakaz Misyjny, który również jest Ostatecznym Ogłoszeniem Autorytetu naszego Pana: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi” (Mt 28:18) – zapewnia nas jednoznacznie i nieodwołalnie. A apostoł Paweł stwierdził, że Jezus zasiada „po prawicy [Boga Ojca] w niebie, (…) ponad wszelkim imieniem, jakie może być wymienione” (Ef 1:20-21).

Chrystusowi DANA jest wszelka moc na niebie i NA ZIEMI. DLATEGO mamy iść i ogłaszać Go królem i Panem i Zbawicielem. Skądinąd inaczej byłoby to kłamstwo, bo do uznania Jego władzy i autorytetu nie wzywamy aniołów na niebie, ale właśnie ludzi na ziemi.

Ten świat potrzebuje Bożego władcy. Dlatego Bóg go dał. Dlatego narody mają rozpoznać swego króla i władcę, z Bożej ręki im danego. Mają przestać się buntować. Tak też rozumiał swoje apostolstwo i dar łaski Paweł: „abyśmy dla imienia Jego przywiedli do posłuszeństwa wiary wszystkie narody” (Rz 1:5).

Jak to się odnosi do patriotyzmu?

Tu musimy się chwilę zastanowić, czym właściwie jest patriotyzm. To umiłowanie ziemskiej ojczyzny; ziemskiego narodu. To poczucie względem niego lojalności; pragnienie błogosławienia go; dołączenie się, swoimi wysiłkami i ofiarnością, do jego pomyślności.

Czy patriotyzm dla obywatela Bożego Królestwa, nie z tego świata, jest czymś złym? Czy powinien go odrzucić?

Jestem przekonany, że nie. Dlatego, że będąc lojalnym poddanym Królestwa Bożego PRZYNOSZĘ JEDNOCZEŚNIE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO mojej ziemskiej ojczyźnie. Innymi słowy: to może Polsce przynieść wyłącznie korzyści, aby poddała się Chrystusowi; wpływy Królestwa są dla niej wzmacniające. Lepiej dla niej, aby stała się poddana nie tyle Unii Europejskiej, czy któremuś z silnych sąsiadów, co przede wszystkim Trójjedynemu Bogu: Duchowi Świętemu, który w nas działa, i może zmienić oblicze i tej ziemi, Jezusowi Chrystusowi, przez Boga wyznaczonemu władcy i samemu Ojcu, który jest ostatecznym celem uwielbienia i posłuszeństwa przez Syna i w Duchu.

I jest to władza realna. Chrystus bowiem nie tylko wzywa nas do nawracania Polaków (i nie tylko oczywiście) – czyli doprowadzania do tego, aby dali się ochrzcić w imię Ojca, Syna i Ducha (Mt 28:19) – ale również do uczenia ich wszystkiego, co przykazał (Mt 28:20). Mają się zmieniać! (I my też!) Królestwo Boże ma przychodzić w Polsce, przez poddawanie się Polaków Chrystusowi. Jego wola ma się dziać pośród nas, jak dzieje się w niebie. Dlatego apostoł Paweł mówi o Królestwie – tym, które już tu jest, pośród nas, które już przyszło – następująco: „Królestwo Boże to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój i radość w Duchu Świętym” (Rz 14:17). Nie zajmujcie się przepisami dotyczącymi pokarmów, mówi Paweł. To było dobre w Starym Przymierzu. Zajmujcie się tym, co wprowadza autentyczną, duchową zmianę: Bożym Królestwem! Na nim się skupcie! A czym ono jest, Pawle? To „sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym”: przemienione relacje społeczne; to nowe struktury międzyludzkie, w których panuje Bóg, poprzez ich nowy charakter. Są sprawiedliwe, przynoszą pokój i radość, a poprzez nie działa w nich sam Duch Święty.

Jest nadzieja dla tego świata! To Królestwo Boże, które zmienia rzeczywistość. Całą. Krok po kroku. Od naszego serca, do rąk. Od rąk, do dzieła. Od dzieła, do współpracowników. Ale i od serca do głowy. Od głowy, do nowych pomysłów, koncepcji, pragnień – i nowych struktur, zależności, praw, zwyczajów.

Królestwo Boże przychodzi poprzez przemienione życie – i jego dzieło  – chrześcijan, którzy są jego poddanymi. przychodzi przez ich modlitwy, do których jesteśmy jasno wezwani (1Tm 2;1-2), ale i poprzez jasne świadectwo, wzorem Jana Chrzciciela, kóry nie zawahał się oznajmić Herodowi woli Boga (Mk 6:18).

Królestwo Boże jest więc błogosławieństwem.

A to jest bardzo patriotyczne. Bo dobre dla mojego kraju.

Dopóki jesteśmy tutaj, na ziemi, choć ona nie stanie się w pełni naszą Ojczyzną aż do powrotu w chwale naszego Króla, gdy „na imię Jezusa [będzie] zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi i pod ziemią” i gdy „wszelki język [będzie] wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca” (Flp 2), mamy rozwijać Boże wpływy. Mamy dbać, aby Królestwo Boże się poszerzało: zarówno w naszym osobistym oddaniu naszemu Panu (uświęceniu), dbaniu o skuteczność Jego lokalnych ambasad (służba w kościele), jak i poszerzaniu Jego wpływów wszędzie tam, gdzie jesteśmy (misja i działania społeczne). Mamy być jak kwas, a naszym celem, danym od Boga jest, aby „wszystko się zakwasiło” (Mt 13:33).

To oznacza, że mamy uczyć naszych rodaków Bożych zasad.

One niosą błogosławieństwo.

One również powinny być naszym oczekiwaniem względem osób, które chcą nas reprezentować w władzach państwowych. Tak jak każda mniejszość ma swoje priorytety, tak i mniejszość Królestwa Bożego w Polsce powinna dbać o to, aby sprawy dla nas ważne były ważne i dla tych, którzy zabiegają o nasz głos.

Jakie to sprawy? Co powinno być dla nas ważne? Czego powinniśmy wymagać od osób, które chcą nas – Boży lud, posiadających również obywatelstwo polskie – reprezentować?

Podzielę się swoimi priorytetami, bez żadnych pretensji do tego, iż jest to lista zamknięta, bądź jedyna możliwa. Oto one:

1. Prawdomówność. „Panie! Kto przebywać będzie w namiocie twoim? (…) [ten, kto] mówi prawdę w sercu swoim. (…) Choćby złożył przysięgę na własną szkodę, nie zmieni jej.” (Ps 15:1-4).

Bóg jest wierny swoim obietnicom – i to podstawa naszej wiary: „On pozostaje wierny, albowiem samego siebie się zaprzeć nie może” (2Tm 2;13). Jesteśmy wezwani do świętości, a więc naśladownictwa i w przypadku władzy jest to szczególnie istotne.

Nie mogę ufać osobie, która ma nade mną władzę, a więc: ma prawo mnie zmuszać do różnych działań, która kłamie. Uważam, że przyzwalające na kłamstwa podejście do polityków przez chrześcijan to lekceważenie swojej roli soli ziemi.

Tak, mamy być łaskawi. Ale od zwierzchników wymaga się więcej niż od zwykłych ludzi. A my traktujemy to dzisiaj na odwrót: przymykamy oko na kłamstwa polityków, jak gdyby w ich przypadku były dopuszczalne. Jesteśmy przez to współwinni ich rozbestwienia i niepohamowania w obłudzie i wzgardzie dla obietnic. Powinniśmy ich rozliczać. To dla nich błogosławieństwo.

2. Branie odpowiedzialności za siebie. Czyli: nie zamiatanie grzechów pod dywan. Kiedy Dawid zgrzeszył z Betszebą (2 Sam 11) Bóg nie odwołał go jak Saula, który zgrzeszył przez nie zabicie Agaga i złożenie ofiary, której nie powinien złożyć (1Sam 15). Niemniej, doprowadził przez proroka Natana do konfrontacji króla z prawdą. To od Boga zależy, jak wybierze zadziałać. Ale władza powinna brać odpowiedzialność za stanięcie w prawdzie i przyznanie się do błędu i winy, co potwierdza również postawa Pawła względem Piotra (Gal 2:11).

3. Bezstronność (sprawiedliwość) w egzekwowaniu prawa. Przyp 17:13: „I ten, kto uwalnia winnego i ten, kto skazuje niewinnego, obaj są ohydą dla Pana.” W przypadku pierwszym winny nie spotka się z karą – jest to ohydą dla Pana, gdyż przestępstwo powinno być odpowiednio ukarane. W przypadku drugim kara nie jest faktycznie karą, ale uciskiem niewinnego. Oba działania są niesprawiedliwe. A władza nad społeczeństwem jest Bożym sługą sprawiedliwości (Rz 13:7) i tylko realizowanie tego zadania uzasadnia jej istnienie. Dla tego celu społeczeństwo decyduje się jej płacić. Dla tego celu Bóg ją powołał i uznał za odpowiednie obarczenie społeczeństwa owymi kosztami.

Ludzie obdarzeni władzą, czyli bycia ponad innymi w bardzo wymierny sposób, mają niestety tendencję do postrzegania jej jako czegoś niezbywalnego. Do traktowania otrzymanego od Boga wyjątkowego przywileju jako prawa, które posiadają bezwarunkowo. Nie jest to perspektywa biblijna. To grzech. Pamiętajmy: „Kto mówi winowajcy: Jesteś niewinny, tego przeklinają ludy, temu złorzeczą narody. Lecz tym, którzy wydają sprawiedliwe wyroki, dobrze się powodzi, spływa na nich błogosławieństwo i szczęście” (Przyp 24:25).

4. Rozpoznawanie granic swojej władzy. Nie całe życie człowieka ma być pod kontrolą cesarza. Są sfery, w których nie ma autorytetu – które są pd bezpośrednim autorytetem Bożym: „oddawajcie więc, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu” (Mt 22:21). Cesarz nie miał prawa wkroczyć do świątyni. Dzisiejsza władza również. Nowy Testament uczy i o tym, że to rodzice mają obowiązek względem Boga uczenia swoich dzieci, w zgodzie z wyznawanym światopoglądem (wiarą), a nie cesarz (Ef 6:1). Rodzina należy do Boga, nie cesarza.

5. Ochrona życia. Każde życie, poza życiem winnego przestępstw zagrożonych karą śmierci, ma być przez władzę chronione. Paweł naucza o władzy, że: „nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle” (Rz 13:4). „Miecz” więc służy władzy ziemskiej do odpłaty. Jest przy tym narzędziem gniewu Bożego; Bożym ramieniem. Jest to oczywiście również żądanie potwierdzone przez “Nie zabijaj” z dekalogu. “Nie zabijaj” (Wj 20:15) nie jest pobożnym życzeniem, apelem zatroskanego staruszka. Jest prawem. Bóg powtarza tutaj słowa skierowane do Noego: dalej nie wolno wam zabijać. A skoro tak, to dalej w mocy są kary za złamanie tego Bożego zakazu, czyli kara śmierci (Rdz 9:6: „kto przelewa krew człowieka, tego krew przez człowieka będzie przelana”), co staje się oczywiste, gdy czytamy szczegółowe rozwinięcie tego zakazu w Prawie Mojżeszowym (Pwt 19:13): „Oddadzą go w ręce mściciela krwi i poniesie śmierć. NIE ulitujesz się nad nim lecz ZETRZESZ z Izraela winę przelania krwi niewinnej, ABY ci się dobrze powodziło.” Co może dla wielu szokujące, najwyraźniej Bóg błogosławi narody zabijające swych morderców. Inaczej wina za zabicie niewinnego wciąż ciąży na społeczeństwie, które odmawia wymierzenia sprawiedliwości. I nie jest to błogosławieństwem, a wręcz przeciwnie.

6. Opamiętanie w nakładaniu podatków. Podatki są „sługami Bożymi” (Rz 13:6): służą władzy, która – o ile jest poddana Bogu – jest czystym, niezmąconym błogosławieństwem (choć zdarza się to bardzo rzadko). Moim zdaniem nie powinny przekraczać podatków, jakie Bóg nakazuje na świątynię, czyli 10% od dochodu.

Tak czy inaczej, nakładanie podatków bez opamiętania jest ewidentnym nadużyciem – grzechem i przekleństwem dla narodu. Mówi o tym zarówno opis niepohamowanego w swych roszczeniach władcy (1 Sam 8:11-22) jak i Przyp 28:16: „Im mniej rozumu ma książę, tym okrutniejszym jest zdziercą; lecz kto nienawidzi wymuszonych podatków, długo żyć będzie.”

7. Nagradzanie sprawiedliwych. Osobom pracowitym i sprawiedliwym nie powinna dziać się krzywda. Przeciwnie, powinni być przez władze traktowani jako błogosławieństwo dla narodu: „Chcesz się nie bać władzy? Czyń dobrze, a będziesz miał od niej pochwałę” (Rz 13:3).

Przekleństwem jest, gdy osoba pracowita i sprawiedliwa boi się władzy – że ukarze ją za jej właściwą postawę dodatkowymi obciążeniami, czy też, że z tego powodu zostanie narażona bez ochrony władzy, czy nawet przez samą władzę na zawiść i próby zawłaszczenia owego sprawiedliwie zyskanego majątku. To tłumi pracowitość i kreatywność; hamuje i zniechęca do ciężkiej, mozolnej pacy, bez której nie ma błogosławieństwa. Władza, aby była błogosławieństwem, musi troszczyć się o sprawiedliwych i pracowitych.

8. Jasne kompetencje wyraźnie określonej władzy. „Wskutek własnej winy kraj ma wielu władców lecz dzięki rozsądnemu człowiekowi utrwala się prawo” (Przp 28:2). Wielość nachodzacych na siebie autorytetów i jurysdykcji wspiera sytuacje niejasne, łapówkarstwo i osłabiają działanie prawa. Poddany powinien wiedzieć, kto ma nad nim władzę, w czym, i czego od niego owa władza oczekuje. Mętne i niejasne przepisy oraz kompetencje – to przekleństwo.

9. Poszanowanie prawa własności. Przykazanie „nie kradnij” (Wj 20:15) oznacza, że istnieje własność, czyli prawo swobodnego dysponowania jakimś dobrem. Kradzież, to pozbawienie tego prawa. To branie bez zgody tego, co nie jest nasze. Zezwalanie na kradzież – np. jako czynu o małej szkodliwości społecznej w prawie – to sianie przekleństwa.

Ludzie muszą nauczyć się przez wysiłek w zdobywaniu wartości posiadania: „łatwo zdobyty majątek maleje; lecz kto go stopniowo gromadzi, pomnaża go” (Przyp 13;11). Brak skutecznej ochrony majątku w społeczeństwie sprawia, że nie warto się wysilać, bo łatwo to stracić. Dlatego społeczeństwa złodziei – przyzwalające na kradzież – są biedne, a właścicieli – chroniące własność – bogate. Koszty zabezpieczenia przed kradzieżą podrażają koszty życia. Ceny rosną, jakość spada. Rodzi się zniechęcenie do wysiłku i ofiarności. W końcu, najbardziej ambitni i pracowici, troszczący się o przyszłość swojej rodziny przenoszą się do innych krajów.

Błogosławieństwem od Boga jest, że możemy „owoc swoich rąk spożywać” (Ps 128:2) i zła jest władza, która tego nie szanuje.

10. Poszanowanie rodziny. Cześć do ojca i matki to piąte przykazanie (Wj 20:12). Podobnie jak zobowiązanie do karania cudzołóstwa (Wj 20:14 i Pwt 22:22): służy ono dobru rodziny. Państwo ma służyć rodzinie, bowiem to rodzina jest pierwszą i jedyną nieodzowną strukturą społeczną (Rdz 2:24). Jej rozkład niszczy społeczeństwo. To rodzina uczy mniłości do inności, uczy wiary, zmusza do dojrzałości, ofiarności, rezygnacji z siebie, rodzi owoce (dzieci), które znów wymagają większej odpowiedzialności; daje satysfakcję wpływu na następne pokolenia, tworzy wyjątkowe narzędzie służby innym (przez gościnność). Rodzina zapobiega samotności, kumuluje również potencjał – z Bożego nadania – mężczyzn i kobiet w jednej, intymnej i błogosławionej strukturze „jednego ciała”, w której również zaplanował Bóg, aby rosły i rozwijały się dzieci.

Ta rodzina to również błogosławiące się i wspierające, następujące po sobie i inwestujące w siebie pokolenia. Władza powinna szanować i wspierać tą wyjątkową więź, poprzez rozpoznawanie władzy rodzicielskiej (czyli władzy karania dzieci, oraz wychowywania ich zgodnie z wiara rodziców, również: posiadania dzieci przez rodziców, którzy mają do nich prawo, o ile nie chcą ich zabić), jak również szanowanie wierności małżeńskiej.

Prawo, które sprawia, że nie opłaca się być małżeństwem, ale raczej samotnym rodzicem, przynosi przekleństwo. Podobnie podatki: powinny być zachęcać do inwestowania w duże rodziny. Władza, która każe za wierność i wysiłek tworzenia rodziny sprowadza przekleństwo na kraj. Podobnie władza, która dowartościowuje i traktuje za równie ważne inne relacje międzyludzkie – a szczególnie homoseksualne, które, jak pisze Paweł, są przekleństwem i ściągają kolejne (Rz 1:27-32).

Oczywiście, nikt nie jest bez winy. Nie istnieje kandydat na prezydenta, czy partia, której program byłby całkowicie zbieżny z wartościami Królestwa Bożego. Możemy dokonywać wyborów jedynie spomiędzy tych, którzy są dostępni i zazwyczaj nie są one oczywiste. Nawet w sytuacji, gdy wybieramy osoby nawrócone i dojrzałe. Dlatego uważam, że każdy chrześcijanin powinien dokonywać wyborów konkretnej osoby bądź partii bez wskazania kościoła, a ów kościół nie powinien – poza sytuacjami radykalnymi jak np. wobec nazistów w Niemczech – wskazywać na kogo wierni powinni głosować, bądź nie. Niemniej, karygodne i niechrześcijańskie jest moim zdaniem głosowanie w rzekomej neutralności, bo takowej nie ma. Królestwo Boże przychodzi, i jakiego byśmy wyboru nie dokonali, powinniśmy ów fakt brać pod uwagę, jako obywatele tej nieprzemijającej i ostatecznie w pełni zwycięskiej Ojczyzny.

W końcu, nie widze niczego zdrożnego w tym, że jakiś chrześcijanin otrzyma z Bożych rąk powołanie, aby owe wartości wdrażać i utwierdzać w społeczeństwie. Nie jest to może powołanie bardziej duchowe niż bycie dobrą pania domu, czy piekarzem, czy nauczycielem, czy muzykiem – ale na pewno nie mniej istotne. W skrócie: jeśli kogoś Bóg do tego przeznaczył – a jest to możliwe, a nawet bardzo pożądane – niech to robi! A kościół niech mu błogosławi, bo to powołanie trudne.

Marana Tha!

Dodaj komentarz