A my wszyscy bęc! czyli o „padaniu w Duchu”

Autor: Allan Morrison Tłum. Mateusz Wichary

Wstęp: Postawienie problemu
Pełne mocy zjawisko religijne wydaje się ogarniać wiele kościołów na całym świecie. Jest to tak bardzo widoczne, że wiadomości na ten temat pojawiały się nawet w świeckiej prasie. Na przykład, 18 czerwca 1994 r. w The Times czytamy reportaż zatytułowany „Rozprzestrzenianie się nowomodnej histerii niepokoi Kościół”, który podaje, iż religijny obłęd pochodzący z Kanady, ujawniający się jako padanie na plecy całych sal i eksplozje histerycznego śmiechu przekroczyły Atlantyk i powodują wzrastającą troskę w Kościele Anglikańskim. W artykule tym czytamy, że wikariusz dużego zboru w Londynie został zmuszony do odwołania wieczornego nabożeństwa z Wieczerzą Pańską ponieważ… zbyt wiele osób w jego kaplicy wciąż leżało na posadzce. Wydaje się, że nabożeństwo zakończyło się całkowitym chaosem, tuziny osób wybuchały spazmatycznym śmiechem lub płaczem, dostawało drgawek i drżenia lub padało jak kłoda na posadzkę. Pisemko parafialne zamieściło artykuł na ten temat pod tytułem „Gorączka Ducha Świętego Atakuje Londyn” w którym opisuje to wydarzenie jako przebudzenie.

Szerokie występowanie tego zjawiska w dzisiejszych kościołach – często nazywane Padaniem w Duchu – wymaga poważnej analizy. Kiedy dzieją się niespotykane zjawiska, które chcą być rozpoznawane jako działanie Boga, odpowiedzialny wierzący zwróci się do Pisma Świętego aby sprawdzić, czy są zgodne z tym, co Bóg nam objawił. Ze względu na opinię publiczną, która jest zaznajomiona z tym fenomenem poprzez media i brak jasności a nawet zamęt, który towarzyszy wielu wierzącym w ocenianiu tego zjawiska, należy odnaleźć odpowiedź na następujące pytania: 1) Jakie są biblijne podstawy uprawomocniające to zjawisko? 2) Jakie jest jego prawdziwe źródło? 3) Czy jego występowanie słusznie można uznać za duchowe przebudzenie? 4) Czy jest to rzeczywiście działanie Ducha Świętego? Odpowiedzi na te pytania będą składać się na to krótkie opracowanie.

1. Jakie są biblijne podstawy?
Aby sprawdzić, czy są jakieś biblijne podstawy dla zjawiska padania w Duchu przyjrzyjmy się fragmentom, które są przedstawiane w tym celu przez zwolenników. W Biblii znajdujemy kilka przypadków osób, które upadły w efekcie duchowego wydarzenia. Są one cytowane jako dowód na to, że padanie w Duchu jest doświadczeniem Ducha Świętego. Musimy jednak najpierw odkryć w jaki dokładnie sposób upadli, co ów upadek spowodowało i czy owe upadki słusznie należy uznać za normę dla wierzących w każdej epoce historii.

Na przykład, jako dowód podaje się przykład Abrahama, który zapadł w głęboki sen, podczas którego Bóg objawił mu swoją wolę odnośnie jego potomków (Rdz 15:12-21). To wyjątkowe wydarzenie, które dotyczyło samotnego sługi Bożego trudno porównać do euforycznego, masowego doświadczenia charyzmatycznego, szczególnie że Pismo podaje, iż wtedy „opadły go lęk i głęboka ciemność”! Inny rzekomy dowód znajdujemy w przykładzie pogańskiego jasnowidza Balaama, o którym czytamy, iż „pada, lecz z otwartymi oczyma” (Lb 24:4nn), czyli w trakcie doświadczania wizji. To wyjątkowe wydarzenie otrzymania proroctwa sądu nie może jednak być używane jako przykład powszechnego zjawiska które miałoby być udziałem wszystkich wierzących, choćby dlatego, że Baalam nie był wierzący! Przeciwnie, jest przedstawiany przez Apostoła Piotra jako obraz fałszywych nauczycieli w chrześcijańskim kościele, którzy wykrzywiają prawdę ewangelii (2P 2:15; por. Obj 2:14-15), i ostatecznie został zabity przez Izraelitów jako wróg Boży (Joz 13:22).

Inny tekst oferowany jako dowód to fragment mówiący o Ezechielu, który otrzymał wizję Pana w chwale (Ez 1:28). Prorok był tak całkowicie obezwładniony i pod wrażeniem tego co zobaczył – wizją zbyt wielką, by ją oglądać – że upadł na twarz, oddając hołd w tym geście czci. Ta odpowiedź samotnego sługi Bożego nie może być używana dla wsparcia zjawiska padania w Duchu ze względu na zupełnie inny charakter tego, co dzieje się na charyzmatycznych zgromadzeniach, gdzie tłumy ludzi po prostu padają (zazwyczaj tyłem) w transie, ze względu na siłę sugestii i sugerujący dotyk człowieka raczej niż w odpowiedzi na obezwładniającą moc Bożą.

Warto również zauważyć, że Ezechiel upadł na twarz. W Biblii jedynie Boży przeciwnicy padają na plecy, kiedy spotykają Go w Jego czystej, duchowej sile (np. J 18:6; por. Iz 28:13); natomiast prawdziwi wierzący w Piśmie Świętym zawsze padają na twarz w pełnym czci uwielbieniu i zachwycie, bez śladu histerycznego śmiechu czy konwulsji, które widzimy w tak wielu kościołach dzisiaj (np. Rdz 17:1-3; Joz 5:13-15; Ez 1:28; 43:1-5; 44:4; Mt 17:5-6; Obj 1:17; 7:11; 11:16-17).

W Nowym Testamencie fragmenty Mt 28:1-4 i J 18:1-6 są cytowane jako uzasadnienie dla zjawiska padania w Duchu. Jednak oba te przypadki padania na ziemię to po prostu reakcje pełnych strachu ludzi na Bożą moc, nie mające żadnych powiązań z ich odkupieniem czy zbawieniem, jak kolejne wersety drugiego z nich jasno pokazują (J 18:12).

Doświadczenie Pawła z Tarsu na drodze do Damaszku, jak o nim czytamy w Dziejach 9:4 i 26:14 również jest proponowane jako dowód na biblijne pochodzenia Padania w Duchu, jak i doświadczenie trzeciego nieba opisane w 2Kor 12:2. Wydarzenia te jednak ciężko uznać za normę dla wszystkich wierzących, i nie ma ani krzty dowodu na to, iż pochwycenie do trzeciego nieba jest tym samym co Padanie w Duchu.

Widzimy zatem, iż nie istnieją biblijne fragmenty, które uzasadniałyby występowanie charyzmatycznego doświadczenia, które polega na zbiorowym transie i histerycznym śmiechu podczas nabożeństw. Ze względu na szerokie rozprzestrzenienie się tego zjawiska w wyznającym wiarę kościele chrześcijańskim, oraz fakt, iż brak jasnego wyjaśnienia jego natury, jest to powód do poważnej troski. A to prowadzi nas do następnego pytania.

2. Skąd naprawdę pochodzi to zjawisko?
Jeśli nie istnieją podstawy dla praktykowania tego doświadczenia, jako czegoś co wynika z Pisma Świętego, jak więc mamy je określić? Co jest prawdziwym jego źródłem? Zgodnie z cytowanym już artykułem w The Times, źródło religijnego zjawiska, o którym mówi, znajduje się w kanadyjskim Toronto – stąd obecnie nazywa się je Toronto Blessing. Doświadczenie to z pewnością może być przenoszone z jednego kościoła do drugiego – zazwyczaj poprzez wizytę członków zainteresowanego kościoła lub przez wpływowego przywódcę, który zachęca do takiej praktyki podczas nabożeństwa. Nie jest to jednak żadną miarą prawdziwe źródło tego fenomenu, który zawsze towarzyszył w tej czy innej formie charyzmatycznym kościołom. Tak naprawdę jego pochodzenie można wywieść nawet jeszcze z wcześniejszych czasów niż początek ruchu zielonoświątkowego, czyli początku XX wieku.

Jeden z najwcześniejszych i najbardziej oddanych zwolenników tego doświadczenia to wędrowna kaznodziejka tak zwanego Ruchu Uświęceniowego, Maria Woodworth-Etter (1844-1924), która również zdobyła sobie reputację fałszywego proroka ze względu na proroctwo o zniszczeniu San Francisco, które miało nastąpić w 1890r. W swoim nauczaniu w latach 80. XIX wieku zalecała doświadczanie zjawiska religijnego, które nazywała Mocą (The Power), często wpadała w trans podczas nabożeństw, stojąc z rękami podniesionymi do góry dłużej niż godzinę. Zyskała przezwisko „transowej ewangelistki”, a nawet kapłanki voo-doo; często oskarżano ją o stosowanie hipnozy. I tu dochodzimy do samego sedna fenomenu Padania w Duchu.

To, co odkryła Maria Woodworth-Etter to starożytna sztuka hipnozy – praktyki, która była spopularyzowana na Zachodzie po raz pierwszy sto lat wcześniej przez austriackiego lekarza Franza Antona Mesmera (1734-1815). Jak podaje jeden z badaczy okultyzmu, fenomen, który obecnie znamy jako hipnoza wyłonił się z seansów „uzdrawiania wiarą” przez Mesmera na przełomie XVIII i XIX wieku (James Webb, The Occult Establishment, Open Court, 1976, s. 352). Mesmer rozwinął swoją panteistyczną Teorię Zwierzęcego Magnetyzmu, którego skutkiem były sławne sesje uzdrawiania wiarą w jego klinice w Paryżu. W znaczącym dziele poświęconym okultyzmowi (którego, co znamienne, tytuł pierwszego wydania to Czarna Sztuka) znajdujemy opis tych sesji:

„Mesmer kroczył majestatycznie w bladofioletowej todze, przesuwając ręką ponad ciałami pacjentów lub dotykając ich długą, metalową różdżką. Skutki były różne. Niektórzy pacjencie nie czuli niczego specjalnego, niektórzy padali jakby oblazły ich owady, innych opanowywał histeryczny śmiech, konwulsje lub ataki czkawki. Niektórzy popadali w stan delirium, który nazywano stanem Kryzysu i uważano za szczególnie ozdrowieńczy” (Richard Cavendish, The Magical Arts, RKP, 1984, s. 180).

W książce o znamiennym tytule Trzech Sławnych Okultystów (Three Famous Occultists), znajdujemy podobny opis manipulacyjnych sesji w klinice Mesmera dostarczony przez ówczesnego historyka:

„Niektórzy są spokojni, wyciszeni i nie odczuwają żadnych skutków. Inni kaszlą, plują, czują lekki ból, miejscowe lub ogólne ciepło i mają duszności. Inni znów są dotknięci i męczeni przez konwulsje. Konwulsje te są warte uwagi, ze względu na liczbę osób, które ich doświadczają, czas trwania i siłę. Poprzedza i następuje po nich stan osłabienia bądź pobudzenia” (R.B. Ince, Three Famous Occultists, Gilbert Whitehead, 1939, ss.87-88).

Czasami uczestnicy sesji podnosili ręce, aby utworzyć koło i nie było to rzadkie, że pojawiał się falami wspólny śpiew. Widzimy tutaj bezsprzeczne podobieństwo do zjawiska, które oczarowało wiele dzisiejszych kościołów. Choć uczestniczący w nim są tego nieświadomi, wariacje owego zjawiska „Kryzysu” Mesmera powtarzają się na spotkaniach charyzmatycznych w dzisiejszych kościołach na całym świecie. Śpiewanie do znużenia krótkich refrenów dla wzbudzenia odurzającej atmosfery, dotykanie rękoma, silne fizyczne odczucia, poddenerwowanie, histeryczny śmiech, stan deliryczny, konwulsje, wszystko kończące się głębokim snem bądź stanem śnienia na jawie. Jak Mesmeryczny odpowiednik, to religijne zjawisko jest wywoływane przez silne sugestie czy fizyczny dotyk (lub nawet samą obecność) wpływowego nauczyciela. Dodatkowo, jest to doświadczenie dostępne dla każdego, kto na nie się otworzy, bez względu na jego stan duchowy, i ma tyle wspólnego z duchowością chrześcijańską, co bachanalia dionizyjskie.

Mimo to, prawdziwe znaczenie hipnotycznej terapii sesji Mesmera było dobrze zrozumiane prze niektórych z współczesnych mu baczniejszych obserwatorów. Jeszcze w 1784 roku Król Francji roztropnie powołał Komisję dla zbadania twierdzeń Mesmera, składającą się z przedstawicieli dwóch szacownych medycznych środowisk: Wydziału Medycyny Akademii Nauk i Królewskiego Stowarzyszenia Medycznego. Komisja ta doszła do wyjątkowo wnikliwych wniosków, mianowicie:

„.. że człowiek może wpłynąć na innego człowieka w każdym czasie, i niemalże kiedy chce, przez wywieranie wrażenia na wyobraźnię; że najprostsze gesty i znaki mogą wywierać wielki wpływ; oraz że oddziaływanie człowieka na wyobraźnię można uznać za umiejętność, i przeprowadzać według metody, o ile osoby, na które się oddziałuje, wierzą” (R.B. Ince, dz. cyt., ss.107-108).

Odkrycie Mesmera, iż jego pacjenci mogą być kontrolowani przez jego wolę, jest uznawane za kamień węgielny współczesnej hipnozy i wpłynęło również w kluczowy sposób na kolejne pokolenia okultystów różnego rodzaju, takich jak kabalistyczny mag Eliphas Levi i amerykański Ruch Spiritualistyczny XIX wieku, którzy odkryli, że w transie Mesmerycznym człowiek może z łatwością nawiązać kontakt z bezcielesnymi bytami czy duchowymi przewodnikami – czego znaczenie wkrótce będzie dla nas jasne.

Kiedy Anton Mesmer odkrył pod koniec XVIII wieku podstawy manipulacji hipnotycznej zasiał jednocześnie ziarno Zachodniej psychoterapii – fakt, który jest potwierdzony przez szanowanego psychiatrę w Journal of the Royal Society of Medicine: „Ważny jest wpływ i impuls jaki [Mesmer] miał na dalszy rozwój psychiatrii. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że był jednym z pierwszych psychoterapeutów na świecie” (JRSM, vol. 85, no.7, Lipiec 1993, s. 383)

Toporna forma manipulatywnej hipnotyzującej terapii Mesmera była stosowana przez „służby uwolnienia” i krucjaty uzdrowieńcze ruchu charyzmatycznego, w czasie których silna sugestia prowadzących lub nawet sama obecność pełnego mocy nauczyciela zmieniały bieg życia łatwowiernych uczestników.

Powiedziawszy to wszystko, należy stwierdzić, że źródła tego hipnotycznego doświadczenia mogą być wywiedzione z jeszcze wcześniejszych czasów niż XVIII wiek. Dzisiejsi terapeuci stosujący hipnozę po prostu ubrali psychologiczne i spirytystyczne metody dawnych szamanów – czarowników pochodzących z pogańskich kultur – w współczesną formę. Badacz New Age, dr Fritjof Capra, profesor Uniwersytetu Berkeley w Kalifornii, podaje:

„Szamani używali technik terapeutycznych takich jak terapia grupowa, psychodrama, analiza snów, sugestia, hipnoza, sterowane wyobrażanie (wizualizacja) i terapia psychodeliczna przez stulecia, zanim jeszcze zostały one ponownie odkryte przez współczesnych psychoterapeutów” (Fritjof Capra, The Turning Point: Science, Society and the Rising Culture, Flamingo/Collins, 1982, s. 337).

Tak samo jak zachodni psychologowie ubierają starodawne praktyki szamańskie w strój bardziej strawny dla nie wtajemniczonego obywatela Zachodniej kultury, tak wyznające chrześcijaństwo kościoły, które rozprowadzają religijny narkotyk, po prostu uczyniły trans łatwiej przyswajalny dla nie rozsądzających niczego owiec, które przychodzą na ich spotkania. Oto prawdziwe źródła owego dziwnego fenomenu, o którym dowiadujemy się z taki wielu stron świata oraz który stawia ewangelię i Kościół Jezusa Chrystusa w złym świetle.

3. Czy słusznie można nazwać to przebudzeniem?
Ustaliliśmy już, że nie istnieje biblijne poparcie dla padania w Duchu, oraz, że doświadczenie to nie pochodzi z duchowości chrześcijańskiej. Zanim zastanowimy się nad opinią, iż to Duch Święty jest autorem tego zjawiska, przypatrzmy się czy te niespotykane zachowania słusznie można uznać za przebudzenie duchowe, jak często twierdzą jego zwolennicy.

Prawdziwie chrześcijańskie przebudzenia przynoszą potężne poczucie obezwładniającej świętości Bożej i przeszywającą świadomość własnego grzechu (Iz 6:5; Job 42:5-6; Łk 5:8). Wzmagają pragnienie posłuszeństwa nauczaniu Chrystusa i Apostołów, których wyznaczył – temu, co podali w Piśmie – połączone z pokornym i poważnym braniem udziału w Wieczerzy Pańskiej (Dz 2:42).

W kontraście do oznak prawdziwego chrześcijańskiego przebudzenia, odkrywamy, że padanie w Duchu powoduje zmysłowe pragnienie psycho-religijnych doświadczeń, które są ważniejsze niż chrześcijańska duchowość i prowadzą do odrzucenia objawienia zawartego w Biblii. Skutkiem tego uczestnik tego wszystko-pochłaniającego rytuału staje się niewolniczo uzależniony od tego rzekomego doświadczenia uwolnienia. Na przykład, nawet po wielu latach tych „charyzmatycznych” doświadczeń dowiadujemy się, że biskup Kościoła Anglikańskiego ciągle odwiedza kościół w Toronto, gdzie można go spotkać leżącego na posadzce i ryczącego jak lew (Sunday Telegraph, 19 Czerwca 1994, s. 5). To nie przebudzenie duchowe – to demoniczne związanie!

4. Czy to rzeczywiście działanie Ducha Świętego?
Czy można przyjąć, w świetle wszystkiego co powiedzieliśmy, że to zjawisko masowego religijnego osłabienia władz umysłowych i histerycznych drgawek jest skutkiem wypełnienia Duchem Świętym? Dowiedliśmy, że nie ma żadnych biblijnych fragmentów wspierających twierdzenie, iż jest to doświadczenie, którego chrześcijanin powinien doświadczać. Pokazaliśmy, że prawdziwe jego źródła tkwią w obszarze sugestii i hipnozy, takiej jaka jest używana przez zachodnią psychoterapię lub transach okultystycznych starożytnych szamanów. Jednak stworzenie podatności w umysłach w owych poszukiwaczy doświadczeń duchowych otwiera ich na mroczny duchowy świat, którego istnienia są zupełnie nieświadomi.

Możemy tylko stwierdzić, iż duch, poprzez działanie którego ci ludzie padają, nie jest Bożym Duchem Świętym, ale jakimś innym duchem, ponieważ Bóg nie jest autorem nieporządku ale pokoju (1Kor 14:33). Te z kościołów, które pozwalają na to doświadczenie zostały wciągnięte w ponadnaturalną sferę działania zła, gdzie rozbijają się o skały niewiedzy – nieznajomości historii Kościoła, nieznajomości Pisma Świętego, nieznajomości prawdziwego działania Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Zgadzamy się z Seraphim Rose, który pisze:

„To niedorzeczność, kiedy niektórzy „charyzmatyczni” apologeci próbują utożsamić te zdziecinniałe i histeryczne doświadczenia, które są dostępne dla absolutnie każdego, z objawieniami Bożymi, które otrzymywali najwięksi z świętych, jak św. Paweł, na drodze do Damaszku czy św. Jan na wyspie Patmos. Święci ci padali na twarz przed prawdziwym Bogiem (bez konwulsji i z pewnością bez śmiechu), podczas gdy to pseudo-chrześcijaństwo polega jedynie na reagowaniu na obecność natarczywego ducha, a uwielbienie kieruje się na siebie samych. Jeśli te „charyzmatyczne” doświadczenia są w ogóle przeżyciami religijnymi, to są to pogańskie doświadczenia religijne; i w rzeczywistości wydają się mieć dużo wspólnego z mediumistycznymi obrzędami inicjacji opętania przez demony, które jest wynikiem ‘wewnętrznej siły wchodzącej do jaźni próbującej przejąć nad nią kontrolę’ (…). Doświadczenia te wiążą się – kiedy są prawdziwe a nie jedynie spowodowane sugestią – nie tylko z rozwojem mediumicznych umiejętności, ale i faktycznym opętaniem przez ducha. Ludzie ci wydają się mieć rację, iż są „napełnieni duchem” – nie jest to jednak z pewnością Duch Boży!” (Seraphim Rose, Orthodoxy and Religion of the Future, ST. Herman Brotherhood, 1979, ss. 190-191).

To, co praktykowała Maria Woodworth-Etter to Mesmeryzm; Mesmer praktykował u-zachodnioną formę szamanizmu; a to, co praktykowali szamani to rytuały transów mających za cel pozwolenie demonom na opętanie – i o to właśnie chodzi w fenomenie nazywanym padaniem w Duchu. Przypisywanie tego okultystycznego doświadczenia działaniu Ducha Świętego jest tak bliskie bluźnierstwu, jak to tylko możliwe.

Zakończenie: Reakcja wierzących
Wierzący chrześcijanie muszą zachować wielką cierpliwość, wytrwałość i umiejętność oceny duchowych zjawisk. Lekceważące Pismo Święte i odstępujące od Boga kościoły nie czynią dziś uczniów Jezusa Chrystusa ale zamiast tego przygotowują nowe pokolenie mediów duchowych, których doświadczenie religijne mało różni się od tego, które znajdujemy w nieprzeliczonych pogańskich kultach, zarówno dawnych jak obecnych.

Ci, którzy wyznają chrześcijaństwo, powinni powstrzymywać się od uczestniczenia w praktykach, które zaprzeczają najważniejszym prawdom swego Założyciela. Zamiast skłaniać do masowego obłędu i histerycznego śmiechu, kościoły powinny doprowadzać ludzi do masowego upamiętania i pełnego szacunku oddawania Bogu czci, zanim obecny czas łaski się nie skończy (Obj 14:14-20; 18:4-24; por. 2Krn 36:15-16). Jeśli obecny kryzys we współczesnym chrześcijaństwie się pogłębi, następujący po nim sąd Boży przekroczy zdolności naszej wyobraźni.

2 responses to “A my wszyscy bęc! czyli o „padaniu w Duchu”

  1. całkiem są opętani,Duch Święty w taki sposób nie działa,mamy dobry przykład Dawida jak tańczył w Duchu ,ale nie padał,nie rzucał się na podłodze,jak tu się zachowują jakby byli chorzy na padaczkę.Szatan całkiem ich opętał, Jestem protestantką ,lecz w moim zborze i gdzie byłam nigdy nie widziałam czegoś takiego, można się modlić w Duchu ,śpiewać,ale nie padać na podłogę ,to kpiny z Boga i Ducha Świętego.

  2. Wspaniały artykuł. To kolejna cegiełka w coraz bardziej dostępnych dowodach, że to, co obecnie dzieje się w wyemancypowanych kościołach, to nie działanie Boże, tylko zwodniczych duchów. Jest to prosta implikacja wynikająca z braku szacunku dla Słowa Boga i Jego woli tam zawartej oraz zwrócenia się w kierunku upojenia duchowego, jako substytutu działania Ducha Świętego, z powodu braku osobistego upamiętania się z grzechów i uporczywego odrzucania Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Jedynym Bogu i Zbawicielu.

Dodaj komentarz