Boża śmierć

Wszyscy odejdziemy z tego świata. Ale nie wszyscy tak samo.

Część z nas odejdzie w strachu, część w pokoju. Część w bólu i cierpieniu, część bezboleśnie. Część będzie miała czas na przygotowania, część odejdzie nagle. Część będzie się bać tego, co po drugiej stronie, części będzie to obojętne względnie może nawet będzie na to czekać ze spokojem i ufnością.

Wszyscy trafimy do piachu. Zostanie po nas nasz wpływ na innych, na świat. Który (wpływ) przeminie, w 99,999% bardzo szybko. Kto z nas pamięta swych pradziadków? Ewentualnie imię.  Góra jedną, dwie wspólnie przeżyte sytuacje. A to jedynie 3 pokolenia wstecz.

Część z nas odejdzie w wieczność jako osoby zbawione, część, jako potępione. Potępieni spotkają po drugiej stronie Chrystusa jako Sędziego, który ich oskarży i potępi. Oddadzą Mu hołd, ale będzie to hołd buntownika, zmuszonego do oddania czci prawowiernemu Władcy, nie radosne uwielbienie posłusznych obywateli, podekscytowanych powrotem oczekiwanego przez nich Króla. Odejdą w stan/miejsce nieciekawe. Smutne i przykre. Miejsce cierpienia. Miejsce gorsze niż ten świat.

Zbawieni spotkają po drugiej stronie Chrystusa, jako Sędziego, który ich usprawiedliwi: jako również swego Pana i Zbawiciela. Zostaną wzbudzeni z martwych w odnowionych ciałach i pewnego dnia stworzą Nową Ludzkość. Bóg bowiem dopiero rozpoczyna swe plany dla świata. Kiedy powróci Chrystus, założy Nowe Niebo i Nową Ziemię – nową, wieczną rzeczywistość. Nie mam pojęcia co w niej będziemy robić. Ale wiem, że będzie to coś, wobec czego współczesna historia, nasze cywilizacje, nasz świat, jest jedynie etapem przygotowawczym.

Śmierci w nim nie będzie. Śmierć jest złem. Śmierć oddziela. Śmierć niszczy. Ale nie jest wieczna.

Dziś odeszła Teresa Gutsche. Znałem ją 9 lat. Od jakichś 5 lat chorowała na raka. Pamiętam, kiedy dowiedziałem się pierwszy raz o jej złych wynikach. Poczułem, że to wyrok. Potem uświadomiłem sobie, że nade mną też ciąży wyrok. Tych kilka lat życia więcej ostatecznie przecież zbyt wiele nie zmienia.

Uczyła mnie jak żyć bez lęku. Nigdy go w niej nie zauważyłem. Wiedziała, dla Kogo żyje, więc nie bała się śmierci. Martwiła się raczej o męża i dzieci.

„…jakoś nie pamiętam, żebym miała żal o tę chorobę. Na pewnym etapie swojego życia powierzyłam swoje życie Bogu i wszystko, co stało się później, jest konsekwencją tego wyboru. Ja już wcześniej zostałam zahartowana. Wiedziałam, że nie wszystko mogę mieć, że życie jest ciężkie, że niemal zawsze jest w nim pod górkę. Ale, że ma sens. Jaki? Kiedyś się tego dowiem. Mam świadomość tego,że Bóg ma prawo do mojego życia. Może je dać, ale jego prawem jest też zabrać.”

Dziękuję, Tereso, że dowiodłaś, że istnieje Boża śmierć. To bardzo zachęcające. Dla nas, żyjących. Jeszcze.

1 responses to “Boża śmierć

  1. Wczoraj modlilismy się przy łóżku Tereski o Boże wybawienie od cierpienia. Bóg zabrał ją do siebie.
    Jest w dobrych, najlepszych rękach.

Dodaj komentarz