Refleksje w Wielki Piątek

pochmurny-dzienM. Wichary

Artykuł ukazał się w  Miesięczniku Słowo Prawdy.

O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! Jakże niezbadane są wyroki jego i nie wyśledzone drogi jego! Bo któż poznał myśl Pana? Albo któż był doradcą jego?

Rz 11:33-34

Tymi natchnionymi słowami święty Paweł komentuje Boże działanie względem Żydów. Myśl ta jest prawdziwa jednak i w szerszym zakresie. Mówi bowiem o naturze Bożego sposobu działania w ogóle, w historii zbawienia. Jest ono trudne do przewidzenia. A czasem trudne do zrozumienia i przyjęcia (jak np. mała liczba nawróconych Żydów w I wieku, co było wielką troską Pawła).

Werset ten dobrze podsumowuje Boży plan zbawienia przez krzyż Jezusa Chrystusa. Dzień zbawienia jest dniem krzyża. A jako taki jest równoczesnie dniem bardzo przygnębiającym, tajemniczym, zwodniczym, ale i w tym wszystkim niezbędnym.

Dzień przygnębiający

Dlaczego? To dzień śmierci. Uciekamy przed śmiercią. Nie chcemy na nią patrzeć – chyba, że w filmach sensacyjnych, gdzie krew leje się strumieniami, przez co staje się odrealniona i oswojona, bezpieczna, bo na niby. Uciekamy dziś nawet przed starością, która nieuchronnie pokazuje nam że prochem jesteśmy i w proch musimy wrócić. Nie chcemy dziś być mądrzy i iść do domu żałoby. Fundujemy sobie codziennie telewizyjny dom wesela, otępiający i ogłupiający jak narkotyk, dzięki któremu zapominamy o ulotności mijającego życia. Wydaje nam się, że przez swe lekceważenie fakty jakoś zmienimy. Na wszelki wypadek przypomnę: życie nieustannie i nieuchronnie mija, czy o tym pamiętamy, czy nie.

Dodatkowo to dzień śmierci niewinnej. Jest nam przykro, gdy umierają dzieci a nawet ludzie w „kwiecie wieku.” Oburzamy się słysząc o śmierci cywilów w trakcie działań wojennych. I słusznie. Bóg troszczy się o bezbronnych, o sieroty i wdowy. Oburzamy się na nie zawinioną śmierć. A jednak przyzwyczailiśmy się zarówno do prawdy, że Jezus jest bez grzechu, jak i faktu Jego śmierci. Przywzyczailiśmy się więc, że umarł jako zupełnie niewinny człowiek. Może dlatego, że umierając był silnym, młodym mężczyzną? Gdyby umarł jako bezbronne dziecko budziłby w nas inne uczucia. Tak czy inaczej niczym sobie na śmierć nie zasłużył. Przeciwnie. Jego śmierć była skutkiem spisku, knowań, matactw, nienawiści i małych gierek faryzeuszy i uczonych w Piśmie. I choć, właśnie przez to wszystko, Bóg realizował swój doskonały plan zbawienia, wciąż zarówno motywacje jak charakter wydania Jezusa na śmierć przypominają nam o zepsuciu naszego świata. To dzień przygnębiający. Tak jak tamtego dnia, tak i dziś ludzie niewinni wciąż umierają dla małych korzyści swoich niemiłsiernych bliźnich.

To w końcu dzień w którym widać potęgę grzechu. Jakim złem musi być grzech, skoro musiał kosztować aż cenę śmierci Syna Bożego?

Stąd, to trudne święto – mówi o nas trudną prawdę. Przytłaczającą. Niewygodną, trudną do oswojenia, powodującą niebezpieczne myśli. Stąd wielu się cofa przez Wielkim Piątkiem, zamykając sobie drogę do nowego życia i niedzielnego zmartwychwstania. I dotyczy to nawet wielu chrześcijan, którzy unikają prawdy o grzechu: trywialzując swą winę, upadek, zepsucie, skażenie. Nazywając je łagodniej – błędami, pomyłkami, niedociagnięciami… I pojawia się poznawczy dysonans właśnie w Wielki Piątek. No bo czy rzeczywiście na ratunek od błahych błędów i pomyłek musiał być wydany na śmierć aż sam Syn Boży? Czy to aby nie armata na muchę?

Po drugie, to dzień przygnębiający, bo mówi o naszej własnej niemocy. Ktoś musiał za nas/dla nas coś zrobić, bo cokolwiek my mogliśmy zrobić, było do niczego. Człowiek sam odkupić się NIE MOŻE. Jak przypomina sam Pan, to Jego krew musi się wylać, aby nastąpiło odpuszczenie grzechów (Mt 26:28); przyszedł nie po to, by nauczyć nas jak żyć, abyśmy sami sobie poradzili, ale „aby służył i oddał życie swoje jako okup za wielu” (Mt 20:28). To nie coś, co robimy, albo zrobimy my. Nie nasz wysiłek, nasze zdolności. To okup z Jego życia jest sposobem zyskania odpuszczenia grzechów.

Znów, to dla współczesnego człowieka (i pewnie nie tylko, choć to niestety żadne pocieszenie), stanowi problem. To dotkliwie godzi w naszą miłość własną. Nie my. Nie to, co potrafimy – bo okazuje się, że właśnie nie potrafimy. Nie my. Nic z nas. Wszystko, co mamy, co sobą reprezentujemy, okazuje się, że jest funta kłaków niewarte. Wszystkie nasze wysiłki, cnoty, dobre uczynki – wszystko ostatecznie jest jak szata splugawiona. Bóg to musiał załatwić inaczej. Okazuje się, i ofiara Syna mówi o tym jednoznacznie, że nie umiemy, jesteśmy niegodni, niezdolni, nie dorośliśmy.

Często gdy słucham audycji w Wielki Piątek tego właśnie w nich brakuje. Mowa w nich cały czas o nas. O tym, co MY mamy z tym zrobić: zachęca się nas, by podjąć jakieś szlachetne zobowiązanie; coś komuś przebaczyć, pomóc… ale nie o to chodzi! To trywializacja ofiary Jednorodzonego Syna Bożego; sprowadzenie znaczenia Jego wyparcia się bycia równym Bogu do sentymantalnego wpływu, naszych dobrych uczynków, które i tak tego świata w niczym nie zmienią. To herezja lekceważenia odkupienia; skupienia na sobie, na człowieku, do bólu, do końca, nawet w obliczu śmierci Boga!

Wielki Piątek to nie lekcja etyki poprzez przykład dla nas. To raczej lekcja pokory, uniżenia przez wskazanie konieczności ofiary za nas, niezbędności istnienia Boga dla naszego zbawienia. Chodzi o Chrystusa, grzeszniku, chodzi o Chrystusa! Na którego masz zwrócić swój wzrok, oderwać go wreszcie od siebie, własnych zasług, własnego życia, kariery, chwały, gierek, zabiegów, wywyższeń… a tak naprawdę żałośnie małego. Parą jesteśmy, która znika. Trawą, której kwiat więdnie i zaraz go nie będzie. Chodzi o Jego ofiarę, o Jego wartość, o Jego chwałę w wywyższeniu, oddaniu, ofiarowaniu, uwielbieniu Ojca. Chodzi o Chrystusa, bez którego działania dla nas poza nami sami się nie zbawimy. Tylko On. Masz z Nim się spotkać i Jemu zaufać. Bez tego wszelkie twe własne działania będą bezużyteczne i próżne.

Dzień tajemniczy

Oto stawiane nam w Wielki Piątek wyzwanie: Bóg umiera. Nie na niby, ale naprawdę. Kiedy Jezus modli się w Getsemane, aby „ten kielich Go ominął”, to się nie zgrywa. Nie udaje. Naprawdę czeka Go śmierć. Duch Święty przez precyzyjnego Łukasza-lekarza informuje nas, że Jezus „skonał” (Łk 23:46). To była prawdziwa śmierć.

Umiera Jezus Chrystus, który jest w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem. Nie umiera tylko człowiek, bo wtedy umarłoby tylko coś (a konkretnie: ludzka natura) w Jezusie, a nie cały Jezus. Umiera odwieczne Słowo, które stało się ciałem. Tomasz widząc zmarwychwstałego Jezusa wyznaje „ „Pan mój i Bóg mój” (J 20:28). Jezus przed śmiercią, w trakcie śmierci i po śmierci jest tą samą osobą – w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem. Jest w tym pewna pociecha – skoro tak, to śmierć nie jest unicestwieniem, niebytem, bo wtedy na 3 dni zabrakłoby Drugiej Osoby Trójcy. Niemniej powiem zupełnie szczerze: pojąć tego nie potrafię.

Dalej, ów Święty Bóg bierze na siebie grzech. Duch przez Pawła poucza nas, iż „Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem.” (Gal 3:13). Jak ten, który grzechu nienawidzi stał się tym, co nienawidzi, aby ukrarać siebie za to, czego nienawidzi? Czy rzeczywiście nie było innego, łatwiejszego sposobu? Izajasz 53 naucza, że „Pan jego dotknął karą za nas wszystkich” (w. 6); „to Panu upodobało się utrapić go cierpieniem” (w. 10); oraz iż „sprawiedliwy sługa wielu usprawiedliwi i sam ich winy poniesie” (w. 11). Bóg karze siebie w miejsce grzeszników; Ojciec każe Synowi ponieść nasze winy. Dlaczego?

Atmosferę tej tajemnicy i wielkość okazanej w niej łaski wspaniale wyraża tekst piesni Charlesa Wesleya „Jak stało się to?” (And Can It Be?):

Jak stało się to, że zechciał i mnie

Oczyścić swą najświętszą krwią?

Na okup się dał, choć jam sprawił ból,

Co gwoźdźmi wbił go w krzyż by zmarł?

Miłości cud! Jak to stało się,

Że Ty, mój Bóg, zmarłeś w miejsce me?

Miłości cud! Jak to stało się,

Że Ty, mój Bóg, zmarłeś w miejsce me?

Tajemna to rzecz: Przedwieczny na śmierć

Sam wydał się; któż zgłębi to?

Serafom też nie uda nigdy się

Wysłowić głębin miłości tej;

O łaski moc! Niech ziemia Go czci!

Anioły w ciszy kłaniają się!

O łaski moc! Niech ziemia Go czci!

Anioły milcząc kłaniają się.

Nasza miłość własna podpowiada nam: zrobił to, bo jesteśmy tak wyjątkowi, warci tego. Ale jest dokładnie na odwrót, jak przypomina nam święty Paweł: „kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami Chrystus za nas umarł” (Rz 5:8). Bóg nie zainwestował w ludzi dobrych i wartościowych. Bóg pokochał grzeszników, „dzieci gniewu” (Ef 2:3) i umarł za nich, mając obok siebie zastępy aniołów – istot bezgrzesznych, i niezaleznie od tego od nas doskonalszych i wspanialszych.

Po co o tym pisać? Abyśmy widzieli, że miłość, która ujawnia się na krzyżu jest tajemnicą. Żeby nas powstrzymać od zarozumiastwa ludzi, którzy „zrozumieli” miłośc Bożą. Guzik. Wobec tej tajemnicy nasze odpowiedzi, jeśli nie zauważają jej głębi, są płytkie i głupie. Tajemnica ma to do siebie, że ujawniając nam tylko część prawdy, każe milczeć i być pokornym. Nie rozumiemy; nie jesteśmy w stanie ogarnąć – i bardzo dobrze. Wiemy dość, by Go uwielbiać; wiemy dość, by być wdzięcznymi. Wiemy, w czym nasza nadzieja i gwarancja życia wiecznego – ale poza tym, i w tym wszystkim, mamy w pokorze uznać własną znikomość i wielkość naszego Boga.

Zwodniczy

Wielki Piątek to dzień bardzo zwodniczy. Wygląda bowiem na dzień klęski, a jest dniem zwycięstwa. Jest czymś wspaniałym, jawiąc się czymś byle jakim. Widzimy klęskę, hańbę, pokonanie. Widzimy cierpienie, śmierć, brud, śmiechy nikczemnych, zadowolenie obłudnych, pewność siebie lekceważących Boga – i lękliwość wierzących, zwątpienie żywiących nadzieję, ucieczkę odważnych, niepewność i niezrozumienie pobożnych. A dokonuje się właśnie kosmiczne zwycięstwo. Na ten moment w zapyziałym zakątku Cesarstwa Rzymskiego przyszedł na świat Jednorodzony Syn, Odwieczne Słowo, Bóg z Boga, Światłość ze Światłości. Bez niego nie byłoby kościoła, posłania Ducha Świętego, Biblii, milionów zmienionych osób, milionów nawróceń, historii taką, jaką ją znamy. Nie byłoby Reformacji, pierwszego kościoła baptystów w Amsterdamie 400 lat temu, ani Gotfryda Fryderyka Alfa w Polsce lat temu 150. Nie byłoby mnie i Ciebie. Nie byłoby w końcu nowych niebios i nowej ziemi; oczekującego nas wiecznego dziedzictwa. Nie byłoby nic z ważnych rzeczy, które są.

Ten dzień ciągle zwodzi swą znikomością i wymaga wiary w Boże obietnice. Słowa Pawła wciąż są aktualne: „świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości” (1Kor 1:21). Świat szuka Boga w sobie. Szuka we władzy, w chwale, w koronach, we wpływach, w przepychu, sile, bogactwie. Szuka Boga na swoją miarę – Boga popierającego małe ambicje, patrzącego przez palce na zepsucie i egoizm, ułatwiającego bezbolesne życie dla siebie. I niestety, powiedzmy sobie szczerze, chrześcijaństwo takim również stać się może, o czym prorokował Paweł w swym ostatnim liście, mówiąc o sytuacji nie na świecie, ale w zborach: „ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni, bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga, którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczenim jej mocy” (2Tm 3:2-5). Skutkiem tego, pisze dalej Paweł, „zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą ku baśniom” (4:3-4). Skażenie nie zatrzymuje się na progu kościołów. Na skażenie jest tylko jedna odtrutka – Boża prawda, Ewangelia, moc ku zbawieniu każdego, kto wierzy. Ciągła pokuta (metanoia) – czyli przemiana myślenia w uległości Bogu, z której wypływa przemienione życie. Dlatego ciągle niebezpieczeństwo zwiedzenia jest aktualne – kościół może zapomnieć o zgorszeniu krzyża, zrzucić je z siebie i zanurzyć się wśród oklasków w morze akceptacji przez świat.

Tylko co to ma wspólnego z Wielkim Piątkiem? Nic. Jezus miał podobną propozycję – ominięcia zgorszenia i ceny – gdy został postawiony na górze i zaproponowano Mu władzę nad wszystkimi królestwami świata. Wiemy przez kogo. Jezus wybrał Boży, choć trudniejszy sposób. Podobnie mało kto pamięta o Demasie, który opuścił Pawła „umiłowawszy świat doczesny” (2Tm 4:10). Pamiętamy raczej samego Pawła, czy jego wiernego ucznia, Tymoteusza, który mimo słabości i wrażliwości poszedł za Pawłową nauką, sposobem życia, dążnościami, wiarą, wyrozumiałością, miłością, cierpliwością i prześladowaniami oraz cierpieniami (2Tm 3:10-11). Nie dali się zwieść, że można łatwiej, wygodniej. W tym wszystkim doświadczali opieki Pana i stali się przykładem dla pokoleń chrześcijan.

Ewangelia, jako „mowa o krzyżu” (1Kor 1:18), ciągle jest zwodnicza. Ciągle wygląda – na pozór – nieatrakcyjnie, słabo. Za mało w niej fajerwerków i bajerów. Warto sobie więc odpowiedzieć na pytanie, w co wierzymy? Czy wierzymy „w moc Bożą” (Rz 1:16), w to, że „upodobało się Bogu zbawić wierzacych przez głupie zwiastowanie”? Czy wciąż „zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego – dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo” ale dla powołanych „moc i mądrość Bożą” (1Kor 1:23-24)? Czy raczej szukamy „mocy ludzkiej”, która „zbawia” (a może zabawia?) przez mądrość trafiającą w uznanie ludzi, nikogo nie gorszącą i robiącą wielkie wrażenie? Zapytajmy się wprost: czy wierzymy w słabość Chrystusa ukrzyżowanego, czy w Jego moc? W to, że to przesłanie samo wystarczy, czy w to,że bez naszej pomocy – pięknego opakowania, świeżej farby, make-up’u czy upgrade’u – sobie nie poradzi? Testem jest nasze orędzie. Jeśli wierzymy w słabość – będziemy te wszystkie tematy (nasz grzech, niemoc, słabość, konieczność krzyża) omijać szerokim łukiem, a Wielki Piątek będzie dla nas niewygodnym świętem, który psuje nam cukierkową wizję przyjemnego chrześcijaństwa. Względnie napuszoną wizję chrześcijaństwa hiper-duchowego. Jeśli wierzymy w moc, to przełamując wstyd, tak jak Paweł, przez wiarę, będziemy dzielić się tym dziwnym przesłaniem. Dlatego, że sami owej mocy zakosztowaliśmy. Mocy Bożej, nie przemijającego blichtru atrakcyjności. Pamiętajmy, że „głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża jest mocniejsza niż ludzie” (1Kor 1:25).

Bez Wielkiego Piątku nie mamy nic wspólnego z mocą ku zbawieniu, bo jest ona w Chrystusie ukrzyżowanym. Nie dajmy się więc zwieść pozorom! „Mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1Kor 1:18). Trzymajmy się Bożego Słowa i doświadczajmy owej mocy!

Dzień konieczny

Wielki Piątek to więc dzień konieczny w planie zbawienia i naszym życiu. Bez krzyża nie ma zbawienia. „Uniżecie się przed Panem, a wywyższy was” (Jak 4:10): to słowa doskonale spełnione przez Chrystusa, który od Ojca otrzymał za swe posłuszeństwo „aż do śmierci krzyżowej” wszelką władzę na niebie i na ziemi (Flp 2:8-11; Mt 28:18).

To słowa które spełniają się również w każdym autentycznym nawróceniu do Chrystusa. Nie ma nawrócenia bez odwrócenia się od swojej woli i poddania Chrystusowi. Nie ma nawrócenia bez odrzucenia samego siebie w nadziei na życie wieczne i spoczęcia w dokonanym dziele Chrystusa. Chrystus jest Panem i Zbawicielem dla swych naśladowców. Nie ma nawrócenia bez zrozumienia Wielkiego Piątku w jego przerastającej nasze pojmowanie chwale i wielkości, w okazanej nam miłosci. Nie ma również prawdziwej wdzięczności i posłuszeństwa, dopóki nie zrozumiemy tego Bożego dzieła. W skrócie, bez Wielkiego Piątku nie ma prawdziwego chrześcijaństwa.

Powiedziawszy to wszystko należy przypomnieć, że tylko 3 dni dzielą Wielki Piątek od Wielkanocnej Niedzieli. Wielki Piątek jest dniem koniecznym, ale nie ostatecznym. Jest koniecznym przystankiem, na którym się musimy zatrzymać, jeśli chcemy wysiąść z pociągu Szeroka Droga kierującego się ku Potępieniu, i przesiąść na pociąg Droga Wąska, zdążającego ku Życiu. Życiu, którym jest zmartywchwstanie, o którym mówi Wielkanocna Niedziela. Obyśmy nigdy nie próbowali doświadczyć jej radości bez wizyty pod wielkopiątkowym krzyżem.

Reklama

5 responses to “Refleksje w Wielki Piątek

  1. „Wszystko, co mamy, co sobą reprezentujemy, okazuje się, że jest funta kłaków niewarte. Wszystkie nasze wysiłki, cnoty, dobre uczynki – wszystko ostatecznie jest jak szata splugawiona.”

    Naprawdę? Wszystkie?
    Nawet ten tekst?

    Oto inna interpretacja „Krzyża”:

    http://wizjalokalna.wordpress.com/2010/04/01/krzyz-2/

    Błędna? A może jednak prawdziwa?

  2. Witam,

    pyta Pan o podstawowe dla odkupienia pojęcie – zadośćuczynienia. Zacytowane przez Pana słowa nie są moje, ale pochodzą z proroctwa Izajasza. Choć jest to obraz, to jednak w swej wymowie prawdziwy. Wszystko, co robimy, ostatecznie naznaczone jest naszym egocentryzmem, słabością, brakiem wdzięczności i zaufania do Boga. W związku z tym jest naznaczone piętnem skażenia grzechem.

    Również ten tekst. On działa, skłania do refleksji, może być użyty przez Boga, wyłącznie pomimo ww., a nie dzięki ich brakowi. W końcu, on nie jest – podobnie jak wszelkie moje uczynki – bo się dyskwalifikuje, żadną formą zadośćuczynienia za moje grzechy. Jedynym zadośćuczynieniem jest ofiara krzyża, złożona w moim zastępstwie, przez odwiecznego Syna Bożego, który własnie dla tego zadania stał się człowiekiem – przyszedł, aby „złożyć okup za wielu.”

    Pana koncepcja krzyża z założenia jest błędna, bowiem w Pana wizji krzyża nie ma Boga, który jest aktywnie zaangażowany w tym wydarzeniu. Są jedynie chrześcijanie, ze swymi skądinąd słusznie wskazanymi różnymi ludzkimi potrzebami, ale nie rozgrywa się nic więcej. A właśnie się rozgrywa.

    Pozdrawiam!

    mw

  3. Ja niczego nie zakładam. Po prostu nie wiem czy Bóg był w to zaangażowany.
    Czy mam także uwierzyć w to, że był „zaangażowany” w zsyłanie na ludzi wszelkich klęsk, plag, cierpień i nieszczęść, a także zagłady? Proszę mnie nie zmuszać do wiary w okrutnego Boga (i proszę nie pisać, że to co wymieniłem było wyrazem „bożej sprawiedliwości”, a może nawet… miłości!)

    Pozdrawiam

  4. Wiara to zaufanie. Pana „nie wiem czy Bóg był w to zaangażowany” to jego brak.

    Pozdrawiam,

    mw

  5. To jest nie tyle brak zaufania, co wiedzy.

    Pozdrawiam,
    S.

Odpowiedz na Logos Amicus Anuluj pisanie odpowiedzi

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s