Ostateczność zbawienia: przyczyna ostateczności objawienia

Autor: Mateusz Wichary

Artykuł niniejszy stawia sobie za cel wskazanie zależności między Bożym dziełem zbawienia a objawieniem i kościołem. W skrócie, idą one ze sobą w parze. Odpowiadają sobie w swej naturze i rozwoju. Oznacza to, że jeśli zbawienie dokonane przez Chrystusa jest pełne i ostateczne, czyli nie wymagające poprawy ani uzupełnienia, to równie ostateczne jest i dostępne nam dzisiaj objawienie. Jest nim Słowo Boże o Chrystusie, Starego i Nowego Przymierza, które tak samo jak zbawienie nie może być dopełnione ani udoskonalone. To by przecież insynuowało, że do zbawienia trzeba dowiedzieć się czegoś więcej niż Chrystusa. To oznacza że Kościół, jako ciało Chrystusa, przez Niego zbawiony i opierający się na Słowie Chrystusowym i niczym innym – ma działać i wierzyć cały czas w zgodzie z tymi samymi niezmiennymi zasadami biblijnymi, aż do powrotu swego Zbawiciela i Pana.

Zrozumienie tej zależności między zbawieniem a objawieniem uzbraja Kościół w podstawowy argument przeciwko „nowym objawieniom”, rzekomo koniecznym Kościołowi. Wszelkie takie powiewy „lada wiatru nauki” (Ef 4:14) okazują się w jej świetle oczywistym błędem. Skłanianie się do nich  jest niewiernością zbawieniu w Chrystusie i ewangelii. Kościół potrzebuje dziś zrozumienia tej zasady, bo wszelkiej maści proroków i samozwańczych apostołów, chcących dodawać nowe nauki do Biblii, niestety nie brakuje.

1. Ostateczność zbawienia
Czym jest zbawienie krzyża? Jest ostatecznym dziełem odkupienia. Jeden z ważniejszych teologów XX wieku wyjaśnia:
„Koncepcja odkupienia nie może być uproszczona do ogólnego pojęcia uwolnienia. Język odkupienia jest językiem pozyskania, a bardziej konkretnie, okupu. Natomiast okup jest zabezpieczeniem wolności przez zapłatę ceny. (…) Same słowa naszego Pana (Mt 20:28; Mk 10:45) powinny ponad wszelką wątpliwość ustalić trzy fakty: (1) że zadanie, które przyszedł spełnić na ziemię, to złożenie okupu; (2) że oddanie swego życia było ceną okupu, i (3) że okup ten był w swej naturze zastępczy. Okup zakłada jakiegoś rodzaju związanie czy niewolę, a odkupienie, stąd, wskazuje na to, od czego okup nas zabezpiecza. Tak jak ofiara odpowiada na potrzebę stworzoną przez naszą winę, zadośćuczynienie na potrzebę powstałą z gniewu Boga, a pojednanie na potrzebę powstałą z naszej obcości względem Boga, tak odkupienie ratuje od niewoli, w którą nasz grzech nas wprowadził. Skutkiem tego odkupienie jako pozyskanie czy okup otrzymuje szeroki wachlarz odniesień i zastosowań. Odkupienie odnosi się do każdego aspektu naszego związania, i uwalnia nas do wolności, która jest niczym mniej niż wolnością i chwałą dzieci Bożych.”(J. Murray, Redemption Accomplished and Applied, Edinburgh 1979. Autor wymienia podstawowe obszary, w których odkupienie ma swą wyzwalająca moc: prawo, przekleństwo prawa, prawo uczynków i grzech).

Odkupienie więc po pierwsze, jest pozyskaniem, za cenę śmierci Chrystusa, wolności dla osób wierzących Chrystusowi. Jest to wolność od wszelkiej niewoli, ale i do pełnej chwały wolności dzieci Bożych. Łączy się z innymi terminami opisującymi skutek śmierci Chrystusa, które wskazują jej skutki dla różnych wymiarów więzi człowieka z Bogiem: to ofiara względem winy, zadośćuczynienie wobec gniewu, pojednanie względem wrogości/obcości. Wszystkie one skupiają się na grzechu jako przyczynie zła obecnej sytuacji; na człowieku, jako osobie potrzebującej ratującej zmiany; oraz na bliskości i społeczności z Bogiem, która jest celem odkupienia.

Zastosowywanie odkupienia.
Chrystus dokonał odkupienia. Skończył to dzieło. Zaprasza obecnie grzeszników do udziału w jego wspaniałych skutkach; oferuje za darmo skorzystanie z tych korzyści grzesznikom. Potrzeba więc, by dokonane dzieło odkupienia do nich dotarło. Musi ono znaleźć swoje zastosowanie w życiu konkretnych osób. To dzieło zastosowywania, dystrybucji skutków dzieła Chrystusa do konkretnych osób, jest dziełem Bożym, obecnie realizowanym w historii. Murray pisze:

„Kiedy myślimy o zastosowaniu odkupienia nie wolno nam myśleć o tym jako o jednym prostym, niepodzielnym wydarzeniu. Zawiera w sobie serię aktów i procesów. Aby wymienić kilka, mamy powołanie, odrodzenie, usprawiedliwienie, adopcję, uświęcenie i uwielbienie. Wszystkie się od siebie różnią, żaden z nich nie może być zdefiniowany jako jeden z pozostałych. Każdy ma swe własne znaczenie, zadanie i cel w działaniu i łasce Bożej.”

Powołanie, odrodzenie, usprawiedliwienie i adopcja, choć są różne w swej naturze, następują symultanicznie (jednocześnie) wiążąc się z momentem nawrócenia. Warto wspomnieć, że są to jedynie przykładowe działania zastosowujące odkupienie w życiu grzesznika. Murray wymienia i opisuje również wiarę i upamiętanie, wytrwanie i unię z Chrystusem. Uświęcenie trwa przez całe życie chrześcijanina. Uwielbienie (nie należy go tu mylić z obecnym oddawaniem Bogu chwały!) jest ostatecznym etapem zastosowania odkupienia: „jest tym, co doprowadza do kompletności proces, który rozpoczął się od skutecznego powołania. W rzeczy samej, jest to zwieńczenie całego procesu odkupienia.”

Choć więc dzieło odkupienia jest kompletne i dokonane przez Chrystusa, realizacja skutków, jakie – będąc właśnie dziełem dokonanym – wprowadza w egzystencję grzeszników, jest ciągle jeszcze nie skończonym procesem. I tak, zdaniem Murraya:

„Odkupienie, które Chrystus zapewnił swemu ludowi jest odkupieniem nie tylko od grzechu ale również od wszystkich jego konsekwencji. Śmierć jest żądłem grzechu i śmierć wszystkich wierzących nie uwalnia ich od śmierci. Ostatni wróg, śmierć, nie został jeszcze zniszczony; nie została ona jeszcze pochłonięta w zwycięstwie. Stąd uwielbienie ma na celu zniszczenie samej śmierci. (…) My, którzy mamy zaczątek Ducha »wzdychamy w sobie«, apostoł nam przypomina, »oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego« (Rz 8:23). Oto uwielbienie. To całkowite i ostateczne odkupienie całej osoby, kiedy jedność ciała i ducha Bożych dzieci będzie upodobniona do obrazu zmartwychwstałego, wywyższonego i uwielbionego Odkupiciela, kiedy znikome ciała będą przemienione na obraz uwielbionego ciała Chrystusa (por. Flp 3:21). Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych i dlatego nic innego niż zmartwychwstanie do pełnego radowania się Bogiem nie może być chwałą, do której żywy Bóg wprowadzi swych odkupionych. Chrystus [w swym zmartwychwstaniu] jest pierworodnym spośród umarłych, pierwociną spośród tych, którzy zasnęli; jest pierworodnym pośród wielu braci.”

Odkupienie jest więc skończonym dziełem: ale wprowadzanie jego skutków w grzeszny świat, który potrzebuje je przyjąć i zostać przez nie przemieniony jest ciągle trwającym procesem, którego końcem będzie nie co innego, jak powrót Jezusa – skończenie współczesnego świata (Mt 28:20). Jakie z tego wynikają wnioski dla kościoła?

2. Ostateczność kościoła i danego mu objawienia
Kościół nowotestamentowy jest ostatnią formą istnienia Bożego Ludu przed powrotem Chrystusa. „W dniu Pięćdziesiątnicy Kościół został oderwany od narodowego życia Izraela i stał się niezależną organizacją. To, co do tego czasu było Kościołem narodowym teraz ma w założeniu charakter powszechny.” (L. Berkhof, Manual of Reformed Doctrine, 284). Jest nim Kościół Chrystusowy. Okres kościoła trwa aż do końca historii (przynajmniej w sensie, w jakim owej historii – dziania się świata – doświadczamy poprzez całość dotychczasowego istnienia ludzkości), którym będzie powrót Chrystusa. Powodem, dla którego tak właśnie należy postrzegać historię świata jest przyjście Jezusa Chrystusa jako centralne i ostateczne wydarzenie w historii działań Bożych dla zbawienia człowieka. Zbawienie jest skończone i kompletne – Chrystus „zasiadł” po prawicy Boga, gdyż nic więcej w swej mesjańskiej służbie czynić nie musi. I tak w Ef 2:6 Chrystus siedzi w okręgach niebieskich; a wraz z Nim – czy: w Nim – również Ci, którzy do Niego należą: jest to obraz całkowitego zwycięstwa i kompletności ratunku Bożego w i poprzez Jezusa Chrystusa. Podobnie w Hbr 10:12: „Lecz gdy On złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej.” Znów, złożenie ofiary z siebie samego ma wiecznie aktualne zastosowanie – nie musi być ona powtarzana, uczynił to bowiem „raz na zawsze”; „usiadł” to emfatyczny obraz kompletności wykonanego dzieła odkupienia i rozpoczęcia nie kończącego się odpoczynku.

Ów ostateczny wymiar dzieła i objawienia Chrystusa jest zarówno zapowiedziany w Starym Testamencie, jak i poświadczony przez nauczanie Nowego. Geerhard Vos opisuje je następująco:

„eschatologiczne i mesjańskie proroctwo [Starego Testamentu – MW] kieruje się ku przyszłości, i nie jedynie ku przyszłości jako relatywnie lepszemu okresowi, ale jako absolutnie doskonałemu i trwałemu okresowi, który stoi w kontraście z teraźniejszym w [cechującym go] następowaniu po sobie rozwinięć. (…) [W] Jr 31:31-34 (…) oprócz nazwy »nowe przymierze« są opisane dwie najwyraźniej odróżniające cechy nowego porządku. Pierwsza to: Jahwe stworzy posłuszeństwo prawu poprzez wypisanie go na sercach. Druga to: nastąpi kompletne odpuszczenie grzechów. I, co najbardziej dotyczy naszych obecnych rozważań, »nowość« jest rozumiana nie jako jedynie opis ogólny stanu religii, ale wyjątkowo  konkretnie odnosi się do sfery objawienia i poznania Boga: »wszyscy oni znać mnie będą, od najmłodszego do najstarszego z nich«.”

Nowy okres, okres Kościoła, cechuje się więc skończonością w sensie kompletności – wypisanie praw na sercach zażegnuje niedoskonałość starego okresu. Sprawia autentyczne posłuszeństwo, wynikające nie z zewnętrznie egzekwowanego posłuszeństwa, ale z nowej, pragnącej posłuszeństwa natury. Nastąpi coś, co spowoduje „kompletne odpuszczenie grzechów” – czyli pojawi sie doskonała ofiara. Przyjdzie objawienie o jakości takiej, iż jego przyjęcie spowoduje powszechne (z punktu widzena Starego Testamentu) poznanie natury Bożej. Wszystkie te „doskonałości” łączą się z Nowym Przymierzem, czyli okresem Kościoła.

Jeśli chodzi o nauczanie Nowego Testamentu, to np. słowa Jezusa opisujące ustanowienie kościelne – Stół Pański – iż „nie będę pił odtąd z tego owocu winorośli aż do owego dnia, gdy go będę pił z wami na nowo w Królestwie Ojca mego”(Mt 26:29) implikują, że „to, co nazywamy »Nowym Przymierzem« ukazuje się tutaj od samego początku jako przymierze wieczne. (…) Słowa te mówią o nowej erze w religijnym dostępie do Boga.” (Vos). W końcu List do Hebrajczyków rozpoczyna się od znamiennych słów: „Bóg przemówił – powiedział – w Synu – którego wyznaczył dziedzicem wszechrzeczy (…) w Hebrajczyków 1:1-2, jak w stwierdzeniach Starego Testamentu, oraz Jezusa i Pawła, nowa dyspensacja jest ostateczna. To odnosi się również do objawienia, które ją wprowadza. Nie jest to jakieś nowe odsłonięcie, po którym nastąpią kolejne, ale odsłonięcie będące ostatecznym celem, po którym niczego więcej nie należy oczekiwać” (Vos jeszcze raz).

Najwyraźniej więc owa kompletność i doskonałość zarówno dzieła odkupienia jak i związanego z nim objawienia łączą się wyłącznie z osobą Jezusa Chrystusa. To On dokonał zbawienia; i w Nim w doskonały sposób – w jego życiu i przesłaniu – Bóg przemówił tak, iż dokonał, dopełnił, „skompletował” objawienie.

Oznacza to, że Kościół od samego swego początku – Dnia Pięćdziesiątnicy – jest Bożym Ludem w okresie czasów ostatecznych, co wynika ze słów kazania Piotra wygłoszonego w tym dniu: „Ale tutaj [zstąpienie Ducha Świętego] jest to, co było zapowiedziane przez proroka Joela: i stanie się w ostateczne dni…” (Dz 2:16-17). Najwyraźniej, to co się stało w Dniu Pięćdziesiątnicy – „tutaj” –  stało się w ostatecznych dniach („jest” a nie: „będzie”), a więc ostateczne dni właśnie zostały rozpoczęte przez ówczesne wydarzenia. „Ostateczność” czasów nie wynika więc tyle z chronologicznej ich bliskości względem końca świata i powrotu Chrystusa, ale raczej z ich umiejscowienia w historii świata po ostatecznej bitwie, która o wszystkim rozstrzyga; dokonaniu się dzieła zbawienia, co już nastąpiło (ukrzyżowanie Chrystusa) i zostało ogłoszone i objawione w prawdzie jako zwycięstwo (zmartwychwstanie i wniebowstąpienie) 2000 lat temu.

Nie będzie więc żadnej nowej jakości Bożego Ludu, na która czekamy. Kościół jest ostatecznym zgromadzeniem Bożym, jakie w Bożym planie zbawienia miało się pojawić w historii. Oczywiście, kościół jako taki zmienia się, pojawiają się taki czy inne wyznania i nurty; ale wzór, ideał, zasady są zawsze te same – nowotestamentowe i żadne inne.

Kompletne dokonanie dzieła zbawienia przez wcielone Słowo jest również jedynym powodem obecnego Jego królowania: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i ziemi”(Mt 28:18); „[Bóg] wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w niebie ponad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, i mocą, i panowaniem, i wszelkim imieniem, jakie może być wymienione, nie tylko w tym wieku, ale i przyszłym” (Ef 1:20-23); „dlatego [ze względu na wypełnienie zbawczej misji] też Bóg wielce go wywyższył i obdarzył go imieniem, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią” (Flp 2:9-10).

A zatem ludzie zbawieni przez Chrystusa, w tym okresie, są zbawieni kompletnie; ich zbawienie nie wymaga dopełnienia, uaktualnienia czy poprawki. Oznacza to, że nie istnieje jakość doskonalszego czy pełniejszego zbawienia, niż zbawienie z łaski przez wiarę w ewangelię, czyli zwiastowanie Jezusa Chrystusa, którym jest poddanie życia Jezusowi Chrystusowi w zaufaniu Jego doskonałemu dziełu odkupienia. Wyznanie „Chrystus jest Panem”(np.  Rz 10:9; 2 Kor 4:5; por. Dz 10:42 – „jest ustanowionym przez Boga sędzią żywych i umarłych” – definiuje tą władzę) nie oznaczało w pierwszym rzędzie wyznania, że jest Panem osoby wyznającej, ale rozpoznanie w Nim Pana, czyli Władcy, Króla, panującego nad całym światem – i w tym dopiero sensie, jako osobista decyzja podporządkowania się Jemu, było osobistym wyznaniem wiary.

Jedyny aspekt wciąż należący do przyszłości dotyczy nie dodania czegoś do zbawienia, ale wprowadzenia w czyn skutków uzyskanych już przez owo dokonane zbawienie. Daczego Bóg z tym zwleka? Ich wprowadzenie w czyn przez Boga jest obecnie odwlekane ze względu na Bożą cierpliwość i oczekiwanie na „wszystkich”, aby doszli do upamiętania (2P 3:9).

3. Ostateczność danego Kościołowi objawienia
Zakończone sukcesem (ostateczne) odkupienie ujawnia swą skuteczność poprzez istnienie Kościoła. Kościół jest ostatecznym ludem, jaki chce mieć Bóg przed swym powrotem. Oznacza to, że objawienie dane Kościołowi, które opowiada o ostatecznym zbawieniu, również jest ostateczne. Od momentu skończenia odkupienia (dzieła krzyża) jest wciąż to samo, nigdy nie traci swej aktualności (bo ludzie wciąż są grzesznikami i stąd wciąż potrzebują pojednania z Bogiem), jest niezmienne w swym poselstwie, aż do skończenia świata.

Jest nim ewangelia, czyli dobra nowina. To konieczne, nie mające sobie równych przesłanie Kościoła dla zgubionego świata o dokonanym w Jezusie Chrystusie odkupieniu. Nic innego nią być nie może.  A skoro tak, to objawienie Boże dane Kościołowi o Chrystusie jest ostateczną Dobrą Nowiną i żadnej innej nie ma i nigdy nie będzie.

Objawienie w okresie kościoła jest przede wszystkim apostolskie. Jest takie dlatego, że właśnie ich wybrał Chrystus, aby przekazali Jego prawdę kościołowi i zgubionemu światu, przy współdziałaniu Ducha Bożego – zarówno w nich jak i odbiorcach ich świadectwa. Warto się nad tym zatrzymać, gdyż własnie apostolstwo jest obecnie wykrzystywane jako furtka do wprowadzania nowego objawienia do kościoła. Jest to działanie zarówno Kościoła rzymskokatolickiego, którego Urząd Nauczycielski opiera się o rozumienia apostolstwa jako ciągłego charyzmatu, który może wprowadzać nowe prawdy (choć nie może zmieniać juz objawionych), jak i Ruchu Nowoapostolskiego, który twierdzi, iż posiada nowe przesłanie i strategie, którym kościół ma się podporządkować, by być wiernym Duchowi Bożemu (wcześniejsze objawienie nie ma żadnej mocy wiążącej).

Pojęcie apostolstwa.
Greckie άπόστολος wg słownika Bauera posiada trzy zasadnicze znaczenia. Po pierwsze, delegata, wysłannika jakiejś grupy ludzi czy instytucji; również – misjonarza – jako posłanego przez zbór. Po drugie, posłańca Bożego. Może to być prorok, a może być i sam Chrystus Pan. Po trzecie, członka „otoczonej wyjątkowym szacunkiem grupy wierzących, o szczególnej funkcji.” Zdaniem Bauera termin ten „początkowo oznaczał kogoś, kto ogłasza ewangelię, i nie był w jakikolwiek inny sposób zawężony (…), następnie 12 apostołów (…), ciało kierownicze wraz z starszymi Dz 15:2, 4,6,22nn; 16:4, posiadaczy najważniejszego duchowego daru z 1 Kor 12:28nn (…), czyniących cuda z 2 Kor 12:12 (…), Chrystusa z apostołami jako fundament Kościoła z Ef 2:20.” Encyklopedia Katolicka wyróżnia tylko to ostatnie znaczenie, pozostałe dwa wskazując jako poboczne: „kolegium Dwunastu, w znaczeniu szerszym określa także innych jego współpracowników”, definiując tych pierwszych „jako patriarchów, sędziów i proroków nowego Ludu Bożego, fundament i kolumny Kościoła.”

Apostołowie w I w. i dziś
Istnieją ruchy rozpoznające się jako chrześcijańskie, które twierdzą, iż istnieją dziś apostołowie o randze równej tym, którzy wyjaśniali znaczenie odkupienia dokonanego przez Chrystusa. Zdaniem katolików jest nim Papież, ze swą prerogatywą nieomylności, oraz najwyższe zgroamdzenia kościelne. Wprost do takiej perspektywy odwołują się reprezentanci protestantyzującego Ruchu Trzeciej Fali, mówiąc o nowej grupie apostołów w XXI w.

Apostolstwo w perspektywie Reformacji XVI w.
Czy tak rozumiana grupa dzisiaj istnieje? Od samego początku protestantyzm odpowiada na to pytanie negatywnie: nie, taka grupa nie istnieje. 18 kwietnia 1520 roku na sejmie rzeszy w Wormacji Luter w słynnej mowie postawił autorytet Pisma nad autorytetem kościoła, mówiąc: „Ja ani papieżowi samemu ani soborom wierzyć nie mogę, ponieważ oczywiste jest, iż i jedni i drudzy nieraz w błędy popadali i sami sobie przeczyli. A dlatego, jeśli mnie w oparciu o świadectwo Pisma Świętego nie zwyciężą, i nie wyzwolą sumienia mojego, które słowem Bożym jest związane, to ja niczego odwołać nie mogę i nie chcę. Nie jest bowiem dla chrześcijanina ani rzeczą bezpieczną ani słuszną cokolwiek czynić niezgodnie ze swym sumieniem. Tak oto stoję; inaczej nie mogę; tak mi dopomóż Bóg” (Za: M. D’Aubigne, Historia Reformacji, t. II, 200).  Apostolskość w sensie autorytetu rozstrzygającego, jest więc cechą Pisma, a nie Kościoła.

I choć to był właśnie najważnieszy krok w całości reformacji, to nie jedyny. Rok później pojawili się w Niemczech ludzie, którym „zachciało się jakiegoś nowego bezpośredniego objawienia Bożego. Z tego powodu głosili, że Bóg powołał ich do ukończenia reformacji, której Luter dopiero pierwsze zarysy nakreślił. ‚Czyżbyśmy mieli tak wyłącznie trzymać się Biblii?’ powiadali ci ludzie. ‚Cóż to! Biblia i zawsze Biblia! Alboż to ona do nas przemówi? Czy w ogóle do nauki naszej wystarczy? Tylko Duch Boży może nas oświecić. Bóg sam mówi do nas, On sam nam objawia, cośmy czynić i co mówić powinni.’” (D’Aubigbne, HR t. III, 36). Niejaki Mikołaj Storch utrzymywał, że archanioł Gabriel „oznajmił mu rzeczy, których jeszcze objawić nie może”. Wkrótce okazały się ustanowieniem Królestwa Bożego na ziemi, z Storchem jako Bożym namaszczonym królem. Dobrał sobie jeszcze 2 proroków i w mieście Zwickau trafili na podatny grunt, wzywając do buntu i obalenia władz. Przepędzeni, 27 grudnia 1521 trafiają do Wittembergii, w czasie, gdy Luter przebywa na zamku w Wartburgu. Melanchtonowi przedstawili się następująco: „My jesteśmy posłani od Boga… Mieliśmy poufne rozmowy z Bogiem i wiemy, co się w przyszłości stanie; jestesmy apostołami i prorokami”. Odwoływanie się do osobistego objawienia zdumiało Melanchtona i nie był w stanie tego rozstrzygnąć. Podobnie Fryderyk Mądry: „Prorocy i apostołowie w ziemi saskiej, jak nigdyś w Jeruzalemie! ‚To ważna sprawa’, rzekł książę; ‚ ja jej jako świecki czlowiek nie rozumiem; ale Bogu się nie będę sprzeciwiał’”. Posłano więc po Lutra. 

Luter nie przyjechał; nakazał swobody sumienia, jakiej dla siebie wcześniej żądał, im nie odmawiać (co ciekawe, po kilku latach, zmieni zdanie). W Wittemberdze prorocy namawiają do gwałtownych zmian, następuje niekontrolowane niszczenie kościołów. Odrzuca się znaczenie solidnego poznania Pisma; Karlstadt, który uległ „nowej fali”, zachęca studentów by odrzucili naukę; skutkiem tego „studenci popadli w rozpustę i rozpierzchli się.” Miasto ogarnia anarchia. D’Aubignbe komentuje: „W łonie reformacji powstał wróg większy od papieża i cesarza, i zdawało się, że jej śmiertelny cios zada.” Ewangelia, zamiast wprowadzać nowy ład i życie, wprowadza rozprężenie, chaos i zamęt.

Luter przed przyjazdem wysyła do Melanchtona list, w którym wskazuje jako test pochodzenia ducha od Boga jakość doświadczenia duchowego. W skrócie, jest nim poniżenie, trwoga i upokorzenie serca: „jeśli tylko o przyjemnych rzeczach o cichych wrażeniach duszy, o uniesieniu i pobożności opowiadają, tedy nie wierz im, choćby nawet o zachwyceniach do trzeciego nieba mówili. Przez śmierć wszedł Chrystus do chwały Ojca swego, tak i wierzący tylko przez trwogę sumienia nad grzechami pokoju dostępują.” Jednak najważniejszą zasadę, opierającą się o Biblię, przedstawił po swoim przyjeździe. Po pierwsze, odrzucił rozwiązania siłowe: „Orężem słowa musimy walczyć i zburzyć, co ludzka przemoc ustanowiła.” Po drugie, do tego samego Słowa sie odnosi jako siły, która ma wprowadzić zmiany: zmiany siłowe, przekonuje, są powierzchowne; to Słowo, nie siła, ma przekonać do zmian w kościele. Po trzecie, rozmawiając z Stubnerem, jak ów „kościół i świat przemienić zamierza”, podsumował: „o tym wszystkim nie ma w Piśmie św. ani wzmianki. To tylko bajki.”

Zdaniem historyka, ta historia „[u]dowodniła, że mniędzy reformacją na słowie Bożym opartą i między szaleństwem fanatyzmu ogromny istenieje podział”. Oraz: „Reformacja równie się roszczeniom mistycyzmu jak dekretom Rzymu sprzeciwiła. I podniosła znaczenie Pisma św. ponad wszystkie inne inne powagi świata i kościoła. W kroku tym uwydatniła się wewnętrzna cecha reformacji i najwyższa jej zasada; zawsze ona między dwiem ostatecznościami a mianowicie martwotą papiestwa i konwulsyjnymi drganiami szaleństwa utrzymać się umiała.”

Czy powinniśmy naśladować reformację i dziś? Dlaczego?

Apostolstwo w NT
Określenia takie jak „fundament” (również w Ef 2:20) czy „kolumny” wskazują na wyjątkową wagę apostolskiego nauczania, czyli przekonanie pierwszego Kościoła o otrzymanym przez tę zamkniętą grupę wyjątkowym objawieniu, z którego wynikał ów niezrównany autorytet. Byli oni „świadkami i interpretatorami Chrystusa, ale nie jako ab extra dodani do niego jako odrębne źródła informacji. (…) [Chrystus] nigdzie nie izolował Siebie od Swych interpretatorów [czyli Apostołów], lecz przeciwnie, identyfikował ich ze Sobą, zarówno w absolutności ich autorytetu jak adekwatności uzyskanego przez nich poznania (Łk 24:44; J 16:12-15)” (G. Vos).. Tak istotna funkcja Apostołów wynikała z umiejscowienia ich w historii zbawienia: „działania odkupieńcze naszego Pana rozwijały się w taki sposób, iż istotne dla interpretacji fakty kumulowały się na samym jej końcu, gdy odejście Jezusa od uczniów pozostawiało wyjaśnienie ich znaczenia przez Niego Samego niemożliwym. Z tego też względu nauczanie Jezusa, nie tylko nie podważa znaczenia nauczania Apostołów, lecz wręcz je postuluje.” Apostołowie mieli więc wyjątkowy autorytet, ze względu na miejsce w Bożym planie zbawienia, jako natchnieni interpretatorzy Odkupienia dokonanego przez Chrystusa z perspektywy owych „kumulujących się na samym końcu” wydarzeń – zmartwychwstania, wniebowstąpienia i Pięćdziesiątnicy. Perspektywy, na której nadejście Jezus uczniów przygotował, ale której opisanie zaplanował jako zadanie już właśnie dla nich, pod natchnieniem zesłanego im Ducha, samemu królując już w tym czasie w chwale. 

Warto na chwilę się tu zatrzymać i zastanowić się nad sensem obietnicy Jezusa, iż „gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę” (J 16:13; por. J 14:26). Wydaje się, że w sposób bezpośredni i bezwarunkowy odnosi się do „was” literalnych, a więc apostołów, podczas gdy w sposób pośredni i uwarunkowany różnymi okolicznościami oraz stanem kościoła i umiejętnościami konkretnych nauczycieli, do Kościoła jako całości. Nie przeczy to przy tym skuteczności, ale wprowadza ważną różnicę jakości. I tak np. J. Murray pisze: „ Duch Święty, zgodnie z obietnicą Chrystusa, wprowadził apostołów we wszelką prawdę (por. J 16:13) w sposób współgrający z ich wyjątkowym zadaniem i funkcją. Ale On również jest obecny w kościele poprzez wszystkie pokolenia jego historii, zaopatrując kościół w jego organicznej jedności jako ciało Chrystusa w dary zrozumienia i wyrażania [go]”  (Collected Writings of John Murray, 4: Studies in Theology, Edinburgh 1982, 6).

Ów autorytet Apostolski w pierwszym Kościele uznawano za nieprzechodni i niepowtarzalny. Świadczą o tym również źródła historyczne, w świetle których Kościół II i III w. interpretował ówczesnych przywódców nie jako kontynuatorów Apostolatu, lecz „stróżów nauczania apostolskiego” (Kelly, Początki doktryny chrześcijańskiej, 37) – najwyraźniej traktowanego jako zamknięte wraz z ich śmiercią. Zakładano też brak możliwości pojawiania się nowych dzieł posiadających ów niepowtarzalny przymiot Apostolskości. Warto tu również dodać dla porządku oczywisty fakt, iż w dyskusjach nad kanonicznością ksiąg w starożytnym Kościele najważniejszym kryterium ich rozpoznania jako takie była właśnie apostolskość – kryterium pozbawione sensu, gdyby ową apostolskość rozumiano jako ciągle istniejący w Kościele charyzmat. 

Apostolski fundament Kościoła należy więc interpretować właśnie tak – jako położenie raz na zawsze, przez służbę nakazaną i wyznaczoną przez Chrystusa, pod przewodnictwem Jego Ducha, właściwego, prawdziwego, wyjaśnienia wszystkiego, co Bóg uczynił oraz czyni w i poprzez Chrystusa. Przez stworzenie kanonu ich nauk, czyli Nowego Testamentu. Kościół, który ich się trzyma, jest prawdziwie „apostolski.” Kościół, który do tego kanonu dodaje nowe nauki, uznając je za równie apostolskie, czyli równie ważne i obowiązujące, z konieczności jest „inno-apostolski”. A więc nie tylko nie jest „apostolski” w sensie zgodnym z nauczaniem Nowego Testamentu, lecz wręcz przeciwnie, podpada pod przekleństwo z Galacjan 1:6-9.

Dzisiejsi „apostołowie”, niezależnie od wyznania, towarzyszenia im cudów (zresztą w większości wątpliwych) czy wskazywania na ciągłość przekazywania urzędu, nie mogą powoływać się na apostolskość. Ona bowiem oznacza autorytet wyjątkowych świadków pierwszego przyjścia Chrystusa, którymi na pewno nie są. Z perspektywy kryteriów nowotestamentowych są uzurpatorami autorytetu, który im, ze względu na pewne niepowtarzalne kryteria, przysługiwać nie może: „trzeba więc, aby jeden z tych mężów, którzy chodzili z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał między nami, począwszy od chrztu Jana, aż do dnia, w którym został wzięty w górę, stał się wraz z nami świadkami jego zmartwychwstania” (Dz 2:21-22). Apostołem mógł być reprezentant grupy uprawomocnionej do świadczenia o Chrystusie ze względu na cechy wymagane od wiarygodnego świadka: osobistą obecność we wszystkich istotnych, kluczowych dla przedstawiania relacji o Jezusie sytuacjach.

Oczywiście, w tej sytuacji pojawia się pytanie o spełnienie tych wymogów przez Pawła. Po pierwsze, na pewno był, jakkolwiek jako osoba nieprzychylna, świadkiem służby Jezusa Chrystusa w jakiejś istotnej części: słowa Jezusa z Dz 26:16: „albowiem po to ci się ukazałem, aby cię ustanowić sługą i świadkiem tych rzeczy, w których mnie widziałeś” najwyraźniej odnoszą się do tego, co Paweł widział uprzednio do swego powołania na drodze do Damaszku, czyli jego znajomości Chrystusa z czasów Jego ziemskiej służby. Najwyraźniej Paweł widział dość, aby móc świadczyć o tym wiarygodnie. Po drugie, był świadkiem zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa w sposób spolegliwie udowodniony przez świadków (Dz 9:7, 22:9). Po trzecie był wyjątkowym Apostołem, w związku z czym, zgodnie z zasadą analogia Scriptura nie należy opierać zasad dotyczących Apostołów jako takich w oparciu o pewne przemilczenia dotyczące Jego powołania, ale raczej w oparciu o wyraźne nauczanie o grupie Apostołów jako takiej,  które zostało wprost i wyraźnie wyrażone we wskazanym fragmencie Dz 1:21-22.

Dzisiejsi Apostołowie nie mogą więc czerpać swej wyjątkowej pozycji z konieczności wyjaśnienia pierwszego przyjścia Jezusa, gdyż nie mają do tego odpowiednich kwalifikacji. Poza tym, zostało ono już wyjaśnione należycie przez Apostołów I. wieku. Dzisiejsi Apostołowie musieliby czerpać swój autorytet z potrzeby wyjaśnienia w Boży sposób jakiegoś nowego, w swej wadze i wielkości wydarzenia w historii zbawienia, równie istotnego co pierwsze przyjście Syna Bożego. Musiałoby dziać się obecnie i któremu to wyjaśnieniu posłuszeństwo musiałoby być niezbędne dla posłuszeństwa samemu Zbawicielowi. Oznaczałoby to, że Bóg spełnia dzisiaj jakiś równie istotny plan, na który nie przygotował swego Kościoła przez Pismo Święte, a który wyjaśnił tylko owym nowym apostołom. W świetle nauczania Pisma Świętego jest to jednak niemożliwe. Żyjemy od Wniebowstąpienia Chrystusa i Pięćdziesiątnicy w czasach ostatecznych, czasach końca, czekając na koniec, czyli powrót Chrystusa. Na to właśnie wydarzenie przygotowuje swój Kościół Chrystus i na nie należy oczekiwać, oraz nie należy oczekiwać na żadne inne. Świadczy o tym np. przypowieść z Mt 24:45-25; słowa anioła w Dz 1:11, który nakazuje opczekiwac jedynie na fizyczne, widzelne przyjście Chrystusa; fragmenty o „dniu Pańskim”, kóre wskazują powrót Jezusa Chrystusa w chwale jako jedyne wydarzenie na które Kościół ma oczekiwac i być gotowy ( np. 1 Tes 5:2-3; 4:14-15; Rz 2:5-6; 2 Tym 4:8; 2 Kor 1:14; Flp 1:6, 10; oraz w innych pismach NT: Judy 6; Obj 6:15-17; 2 P 3:7, 10-12; J 6:39). Nowy Testament nie przygotowuje kościoła na żadne inne wydarzenie, a więc na żadne inne czekać nie mamy. Do tego momentu Kościół jest zobowiązany do wierności „wierze raz na zawsze przekazanej świętym”(Judy 3), czyli „nauczania wszystkiego, co [Jezus Chrystus] przykazał” (Mt 28:20). Oba biblijne nakazy odnoszą się do zamkniętego, kompletnego korpusu doktryn i nauk aktualnych w całym okresie aż do powrotu Chrystusa. I tak wiara jest raz na zawsze przekazana świętym  – czyli: raz aż do końca; nie ma w perspektywie jakiejś aktualizacji, czyli doktryn czy nauk, które miałby dopełnić to, co zostało przekazane.

4. Podsumowanie
Nauczanie wszystkiego, co Jezus przekazał wyczerpuje zadanie Kościoła (oczywiście, w nauczaniu, nie wykonywaniu woli Chrystusa). Owo wszystko wyczerpuje misję Kościoła. Chrystus „aż do skończenia świata” właśnie w realizacji takiej a nie innej misji ze swym Kościołem się identyfikuje (Mt 28:20). Tak więc w taki właśnie sposób chrześcijanie, aż do powrotu Chrystusa, spełniają Boży plan. Nie przez tworzenie czegoś nowego, czego Bóg pozostawiając Kościół oraz zwieńczając objawianie swoje woli, nie nakazał.

Oznacza to, że wszelkie pomysły na nowy kościół, który odchodzi bądź reinterpretuje niezgodnie z duchem i literą Nowego Testamentu osobę i dzieło Jezusa Chrystusa, są fałszywe i nie pochodzą od Boga. Oznacza to również, że wszelkie pomysły na misję, która odchodzą od nowotestamentowego głoszenia orędzia o ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie, który za darmo przebacza grzesznikom ich winy i daje nowe życie w obecności Ducha – ciągle tą samą od Pięćdziesiątnicy – są fałszywe i nie pochodzą od Boga. Oznacza to w końcu, że z perspektywy dogmatycznej nie istnieją i istnieć nie mogą żadne obowiązujące chrześcijanina dopełnienia doktryny zawartej w Nowym Testamencie. Człowiek, który zmusza innego do wiary czy to prorokom, czy jakiemuś specjalnemu Urzędowi, bez sprawdzenia wiarygodności w świetle nowotestamentowego objawienia,  grzeszy i nie pochodzi od Boga. Jezus Chrystus, wczoraj i dziś jest ten sam, i na wieki (Hbr 13:8)!

Artykuł bazuje na jednym z rozdzialów książki: „Nowa Reformacja czy Deformacja? Nauczanie Ruchu Trzeciej Fali wobec zasad protestanckiej Reforrmacji na przykładzie teologii reformowanej”, M. Wichary, Toruń 2007.

Dodaj komentarz