M. Wichary
Gazeta Prawna z 3 lutego 2009 podaje:
„Zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci, możliwość odebrania dziecka przez pracownika socjalnego, gdy rodzic jest nietrzeźwy, a także możliwość wydania nakazu opuszczenia lokalu na etapie postępowania prokuratorskiego – przewiduje projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Kary cielesne stosowane wobec dzieci nie będą tolerowane – powiedział premier po spotkaniu z przedstawicielami organizacji pozarządowych. W ocenie Tuska, projekt ten jest „kluczem do rozpoczęcia kampanii przeciw przemocy, szczególnie przeciw biciu dzieci”.”
Jak chrześcijanin powinien ocenić te słowa?
Przemoc czy słuszna władza?
Po pierwsze, powinien rozpocząć od obserwacji, iż stosowanie kar cielesnych przez rodziców wobec ich własnych dzieci jest utożsamiane tutaj z przemocą. Przemoc to gwałt; to działanie siłą osoby, która do tego prawa nie ma. Nie nazywamy przemocą skuwania kajdankami złodzieja przez policjanta. Nazywamy przemocą skuwanie nas kajdankami przez nieznajomego na ulicy. Różnica między policjantem a owym tajemniczym nieznajomym nie polega na użytej sile, która jest ta sama, ale na PRAWIE do jej użycia. Dajemy PRAWO do użycia policjantowi, gdyz zakładamy, że będzie używał siły dla naszego dobra – dla ochrony naszego zdrowia, zycia, majątku. Nie dajemy tego prawa nieznajomym, bowiem właśnie oni są potencjalnym zagrożeniem dla ww.
Dyskusja nad karaniem dzieci jest więc dyskusją światopoglądową. Dotyczy pytania o PRAWO RODZICÓW do stosowania kar cielesnych wobec dzieci. Czy je mają? Czy pełnią rolę policjanta w powyzszym przykładzie, czy nieznajomego? I kto w zasadzie powinien o tym rozstrzygnąć?
Pytając o PRAWO do działania siłą pytamy jednoczesnie o WŁADZĘ. Posiadanie owego prawa oznacza bowiem bardzo realną władzę, co zresztą obrazuje polski język, w którym do policjanta przyjęto zwracać się „Panie władzo.” Władza więc OZNACZA PRAWO DO STOSOWANIA SIŁY w sytuacji nieposłuszeństwa. Istota władzy polega na tym, że posłuszeństwo względem jej nie jest opcjonalne. Jest jedyna właściwą opcją. Dlatego nieposłuszeństwo wobec władzy spotyka się z przykrymi konsekwencjami, a mianowicie KARĄ. Kara byłaby przemocą, gdyby nie prawo użycia siły posiadane przez władzę.
Władza zazwyczaj wiąże się również z jakimiś obowiązkami względem rządzonych. Np. państwo ma chronić obywateli. Nieudolność w sprawowaniu obowiązków stawia pod znakiem zapytania prawo do władzy. Często również sprawia faktycznie, iż taka nieudolna struktura zostaje zastąpiona nową, skuteczną, bowiem potrzeba bezpieczeństwa jest na tyle silna, że wymusza istnienie struktur, które na ową potrzebę odpowiadają. Tak więc posiadanie władzy to transakcja łączona; oznacza zarówno autorytet egezkwowania posłuszenstwa jak i obowiązek troski o osoby pozostające pod owym autorytetem.
Pytanie o prawo rodziców do stosowania kar cielesnych to więc w gruncie rzeczy pytanie o CHARAKTER WŁADZY RODZICIELSKIEJ. A pytanie o charakter władzy rodzicelskiej to nic innego jak pytanie O RODZINĘ. Rodzina bowiem to nic innego jak struktura zależności pomiędzy dwoma dorosłymi osobnikami różnej płci oraz przynajmniej jednym niepełnoletnim potomkiem (biologicznym) owych osób.
Następnie, to pytanie o WYCHOWANIE. Wychowanie bowiem, czyli sposób oddziaływania osobników dorosłych (dojrzalszych) na (niedojrzałe) młodsze, łączy się ściśle z określeniem natury relacji owych dwóch stron do siebie. Natury WŁADZY, bo przecież owo oddziaływanie oznacza prawo do narzucania swoich poglądów, kształtowania własnych wzorców postępowania, niezależnie (przynajmniej w jakiejś mierze) od poglądów dzieci.
W końcu, to pytanie o MIŁOŚĆ. Kochanie kogoś to działanie dla dobra tej osoby. JAKIE działanie jest działaniem miłości względem dziecka? Konkretnie: czy miłość rodzicielska JEST ROZŁĄCZNA z władzą? A może w istocie miłości rodzicielskiej leży jej połączenie z władzą kształtowania, przygotowywania, jaką ma rodzic nad swym dzieckiem? Wyrażanie jej w określonym wychowywaniu? Trosce, opiece, dyscyplinie?
Wszystkie te zagadnienia: miłości, wychowania, rodziny, władzy rodzicielskiej łączą się ściśle z powyższymi słowami Pana Premiera i projektem ustawy, o którym mówi.
Jaką więc rodzinę chce zbudować Pan Premier i nasz Parlament? Zrekonstruujmy ów twór, który wyłania się z zakazu stosowania kar cielesnych.
Świetlana przyszłość rodziny?
Jest to całkowita dekonstrukcja rodziny. Ubezwłasnowolnienie rodziców względem bezdusznych urzędników. Działanie w 100% antyrodzinne. Spójrzmy:
– Rodzic jawi się w niej jako osoba względem własnych dzieci obca, wręcz wroga, której ufać nie wolno – skoro pozbawia się go prawa do użycia siły w przypadku nieposłuszeństwa. Rodzic, w oczach naszych władz państwowych, posiada mniejszy kredyt zaufania niż zwykły policjant.
– to faktyczny zamach na władzę rodzicielską, bowiem nie istnieje władza tam, gdzie odmawia jej się prawa do używania siły dla dobra osób jej poddanych, w przypadku nieposłuszeństwa. Nie istnieje władza policjanta tam, gdzie nie ma prawa nikogo zatrzymać, skuć kajdankami, czy nawet w uzsadnionych przypadkach strzelić. To fikcja. Jak władza rodzicielska w propozycji naszego sejmu.
– Zauważmy, że ta ustawa NIE ustanawia jakichś form kontroli nad władza rodzicielską, któraby wyłapywała i oddzielała od siebie uzasadnione przypadki użycia siły przez rodziców od bestialstwa, nadużyć, znęcania się. NIE. Ta ustawa po prostu traktuje władzę rodzicielską JAKO TAKĄ jako BEZPRAWNĄ, jako PRZEMOC.
– Czytelniku, jeśli jesteś rodzicem, zdaniem naszych władz NIE masz prawa władzy nad swoimi dziećmi. Nie masz prawa ich dyscyplinować. Nie można Ci ufać, że będziesz to robił motywowany miłością i dobrem swego dziecka. UWAGA! Mówimy o TOBIE, nie o przypadkach okrutnych przestępców, których zapewne masz przed oczami, i obawiasz się, by nie byli bezkarni. Nasz władza zrównuje CIEBIE z nimi. Mówimy tu bowiem o KAŻDYM rodzicu!
– Swoją droga, spójrzmy JAKMI RODZICAMI SA NASI RZĄDZĄCY. Najwyraźniej uważają kary cielesne swoich dzieci za przemoc. Najwyraźniej ich nie karają. Najwyraźniej swoim rocznym pociechom tłumaczą dlaczego nie wolno wychodzic na ulicę i apelują do ich rozsądku by nie sięgały po wrzątek. Wspaniała miłość.
– Nasi rządzący nie wierzą, że potrafimy wychować nasze dzieci. Nie wierzą w naszą miłość do nich. Nie potrafimy, jako rodzice, kochać dyscyplinując. Nasz klaps jest przemocą, nie oznaką miłości. Z definicji!
– W przeciwieństwie do władzy państwowej, która najwyraźniej wierzy, że kocha nasze dzieci BARDZIEJ NIŻ RODZICE. Władza ma przecież prawo zainterweniować. Wie lepiej co dla dzieci (kiedyś naszych – teraz jej, bo przeciez ciężko je wciąż nazwać naszymi) dobre, umie lepiej je kochać.
Wnioski
Czujemy się bezpieczni? Ubłogosławieni? Z radością oddajemy z naszych nieświadomych rąk urodzone w naszych małżeństwach dzieci, znając własną głupotę, zło i zepsucie naszych serc oraz mądrość, dobroć i miłość urzędników państwowych?
Jeśli nie, to jest to obrzydliwe, totalitarne prawo ubezwłasnowolniające nas – Rodziców. Jest to zamach na dane nam od Boga prawo wychowania i kształtowania naszych dzieci. Jest to zamach na daną nam od Boga miłość do naszego potomstwa, lekceważenie pragnienia przekazania naszym dzieciom wszystkiego, co dla nas najważniejsze. Lekceważenie naszego autorytetu i troski.
Nie twierdzę, że WSZYSCY rodzice MUSZĄ karać cieleśnie swoje dzieci. Ale wszyscy powinni mieć do tego prawo. Są różne dzieci. Jednym da się dużo spraw wytłumaczyć, drugim trzeba wszystko wyjaśniać ręcznie. Są różni rodzice. Jednym przychodzi łatwiej komunikacja, innym kształtowanie dyscypliny przez wyznaczanie wzorców zachowania systemem nagród i kar. Jedni sa gorsi, inni lepsi, bez wątpienia. Jedni bardziej konsekwentni, inni mniej. Popełniamy błędy i potrzebujemy czasem przepraszać za siebie i dzieci i Boga. Ale WSZYSCY z Bożej woli JESTEŚMY rodzicami swoich dzieci. Pierwszym autorytetem, z którym dzieci się stykają; wobec którego uczą się posłuszeństwa (swoją drogą widać tutaj nieuchronność wzorców nieposłuszeństwa i ;ekceważenia autorytetów w społeczeństwach, które ww. prawa przyjmują). Jesteśmy ze swoimi dziećmi powiązani więzami krwi, przynależności, wspólnego przeżywania życia. Więzami, które Bóg w swej Opatrzności używa jako wywołujące wzajemna troskę, intymnoś, ciepło, oddanie. Których nic i nikt nie zastąpi (oprócz czasem kościoła, ale na pewno nie państwa!).
To prawo podporządkowuje ową organiczną strukturę, jaką jest rodzina, strukturę starszą i szlachentniejszą od wszelkich struktur wyształconych przez człowieka, strukturze nowej, mechanicznej, bezdusznej, sztampowej, obojętnej na jedostki. Czyli państwu. Prawo, które każe nam wierzyć w miłość i dobroć urzędników; ufać ich kompetencjom i jednoczesnie być podejrzliwym wobec wszystkich ojców i matek.
To prawo absurdalne, totalitarne i szatańskie.
Abraham Kuyper, wybitny protestancki teolog holenderski, i jednocześnie skuteczny polityk, nauczał o suwerenności sfer. W skrócie, istnieją trzy podstawowe instytucje w swiecie ludzi: rodzina, kościół i władze społeczeństwa. WSZYSTKIE one posiadają autorytet egzekwowania OKREŚLONEGO wymiaru władzy. Wszelka władza ostatecznie „rezyduje” wyłacznie w Bogu, który ją suwerennie deleguje w dół, nadając ją owym trzem instytucjom BEZPOŚREDNIO.
Czyli, rodzice NIE zawdzięczają państwu prawa do wychowania dzieci. Mają je bezpośrednio od Boga. Nie zawdzięczają go więc nikomu i niczemu oprócz Boga, wobec którego w związku z tym mają pierwotne względem wszelkich innych zależności zobowiązania. Rodzina doskonale bowiem istnieje bez państwa; państwo nie jest rodzinie do niczego potrzebne (czego nie można powiedzieć o sytuacji odwrotnej – chocby w kontekście podatków!).
Oznacza to, że próby kontroli nad władzą rodzicielską przez władzę państwową są UZURPOWANIEM SOBIE WŁADZY, KTÓREJ NIGDY NIE POSIADAŁA. Rodzina w swej sferze, obszarze autorytetu, wyznaczonego przez Boga, jest SUWERENNA. Jest instutucją niezależną od państwa, poddaną wyłącznie Bogu.
Fakt, ów Bóg zaplanował również sferę działania dla państwa. Jest nim karanie przestępców. O ile więc w rodzinie MA miejsce przestępstwo, władza państwowa ma prawo wkroczyć. Przestępstwem jednak NIE jest kara cielesna. I jest to zasada równie ostateczna, jak posiadanie autorytetu przez państwo: pochodzą obie tak samo od Boga.
Przeciwnie: kara cielesna JEST raczej OZNAKĄ MIŁOŚCI. Zachęcam do przeczytania Przypowieści Salomona, pełnych praktycznych rad dotyczących wychowania i dyscypliny. Najdobitniej Bożą perspektywę przedstawia jednak List do Hebrajczyków: „kogo Pan miłuje tego karze; i chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje. A jeśli jesteście bez karania, tedy jesteście dziecmi nieprawymi, a nie synami” (12:6, 8). Bóg, najdoskonalszy z Ojców, karze cieleśnie swoje dzieci. Nie doświadczanie kary dowodzi pozostawania poza Bożą rodziną. Przeczy byciu dzieckiem Boga.
Działania państwowe są więc przejawem totalitaryzmu. Próbą podporządkowania sobie rodziny w jej danej od Boga niezależności, jako rywalizującej struktury poddania i autorytetu, której państwo nie lubi (podobnie zresztą sprawa wygląda i z kościołem). Nie lubi, bo rodzina, kiedy jest mocna, wygrywa. Wygrywa w kształtowaniu człowieka. Osłabia państwo, które lubi obywateli leniwych, niesamodzielnych (szukają wtedy oparcia w swej roszczeniowej postawie w państwie właśnie), głupich (to chroni przed np. czytaniem artykułów takich jak ten i w ogóle, przed krytycznym, refleksyjnym myśleniem), zdających sie na mądrzejszych urzędników.
Tymczasem silna rodzina czyni państwo zależne od obywateli silnych swym poczuciem lojalności przede wszystkim względem Boga i bliskich. Czyni ludzi wolnymi, poprzez ustanowienie pierwotniejszej struktury tożsamości i odniesienia niż państwo.
W końcu, państwo chętnie sięga ręka po korzyści, ale obowiązki i odpowiedzialność pozostawia dalej na rodzicach i rodzinie. Jakimś dziwnym trafem losu bowiem to wciąż RODZICE odpowiadają za swe dzieci, nie opiekunowie państwowi. To niekonsekwencja: skoro nie mam prawa kontroli nad dziećmi, nie mogę być odpowiedzialny za ich nieposłuszeństwo. Niech premier czy pan poseł idzie siedzieć za wybryki krnąbrnej młodziezy. Rodzic nie jest tu niczego winien, skoro jest głupi, nie kochający, nie umie wychowywać i trzeba mu tego wszystkiego zabronić.
Dzieci należą do Boga. Bóg przekazuje władzę nad nimi rodzinie. Symbolem danego od Boga rodzicom autorytetu jest rózga, czyli narzedzie egezkwowania posłuszeństwa wobec dzieci (podobnie jak miecz w przypadku władz świeckich czy ekskomunika w przypadku Kościoła). Zamach na rózgę jest więc zamachem na dany od Boga autorytet; jest bezbożną uzurpacją komu innemu przez Boga przekazanego prawa.
Ubezwłasnowolnienie rodziny względem państwa NIE JEST więc Bożą wolą, a chrześcijanie, jak pragnący i łaknący sprawiedliwości (Mt 5:6) , są zobowiązani się tym próbom przeciwstawić. Podobnie jak złem jest, gdy władza państwowa reguluje porzadki wewnątrz kościoła, złem jest, gdy podnosi rękę na rodzinę. Pamiętajmy, że dzieci mamy wychowywać „dla Pana” (Ef 6:4), a nie dla państwa.
Władza nad dzieckiem nie oznacza władzy siłowej. Skoro Bóg nas „chłoszcze” i doświadcza w życiu, to po co jeszcze rodzice mają chłostać?
Myślę, że celem tej ustawy jest jednak uderzenie w rodziców, którzy faktycznie biją swoje dzieci, nie zaś tych, którzy sporadycznie dadzą klapsa.
Zresztą uciekanie się do rózgi w celach wychowawczych jest tak naprawdę słabością rodzica i jego porażką. Rzadko który rodzic z rozwagą karze swoje dzieci, zwykle to jest efekt agresji rodzica, jego nieporadności.
Zrównoważony rodzic, który bez nerwów karze dziecko to idealizm.
W Biblii jest również, żeby zabijać czarownice. Robimy to? Powinniśmy to robić jako chrześcijanie? Nie, bo naczelną zasadą naszej wiary jest miłość, a ona:
nie unosi się gniewem i nie pamięta złego. (Kor 13)
Co do wychowania dzieci jestem zwolennikiem Erazma z Rotterdamu.
Czasem klaps jest jedynym środkiem. Przykład z ogniem- dziecko pcha palec do ognia póki się nie sparzy ,czyli musi zaboleć.
Czy rózga to porażka? Według współczesnych psychologów -tak , według Biblii- nie.
Porażką może być klaps w złości ,jako wyraz bezsilności . Może byc tez klaps jako wyraźny sygnał -nie wolno, przekraczasz granicę.
Władza siłowa- chyba jednak konieczna. dziecko musi widzieć ,kto jest ważniejszy, kto ma władzę.
Czasem trzeba po prostu mocniej chwycić dziecko, czy to juz przemoc???
Problemem nie jest klapsać czy nie klapsać. Pytanie brzmi: kto ma prawo do twoich dzieci – ty czy państwo?
Zgadzając się na zakaz karcenie dzieci przez rodziców, wydany przez państwo, zgadzasz sie na to, że to państwo jest rzeczywistym rodzicem i ono wychowuje twoją rodzinę.
A w jaki sposób państwo realizuje swoje prawa? Grożąc ci sankcjami jak najbardziej fizycznymi – więzieniem. Nie ma bardziej fizycznej sankcji (moze poza kara śmierci) niż związać kogoś i wepchnąć do małego pokoju z dziesięcioma innymi skazańcami, po czym trzymać go tam latami. Żadna chłosta nie równa sie takiemu okrucieństwu.
Tymczasem chłosty są zakazane, a więzienia nie. A teraz chce sie zakazać dyscyplinowania dzieci – bo to „krzywdzące” i „narusza ich godność”, a jednocześnie grozi sie krzywdzeniem całych rodzin, poprzez zabieranie im dzieci, oraz nakładanie innych sankcji na rodziców jesli będzą chcieli je po swojemu wychowywać.
Pytanie brzmi – kto dał państwu takie prawo? Odpowiedź: Nikt, państwo samo je sobie wzięło. Siedzi gromada w większości głupich i zdemoralizowanych posłów w stolicy i nadaje państwu uprawnienia według swego widzimisię.
Dlatego bezsensowna jest demokracja.
Wybraliśmy demokratycznie taką władzę, to należy respektować jej postanowienia. Zresztą nawet jak będziemy protestować to i tak to nic nie da. Takie są światowe trendy.
Ja w każdym bądź razie dziecka swojego chłostać nie będę.
Jestem zwolennikiem surowego karania rodziców, którzy znęcają się nad dziećmi. Nie zaś karania za klaps.
Dlatego prawo to powinno być szczegółowo sformułowane i doprecyzowane, co jest znęcaniem się i biciem, a co wychowawczym klapsem.
Przykład: zakaz używania narzędzi do karcenia typu rózgi, czy kije, a jedynie zezwolenie na użycie otwartej ręki.
Zatem obdukcja lekarska byłaby wystarczająca
Za moich czasów zwykłym narzędziem wymierzania kary był ojcowski pas.
Wbrew pozorom ręką można wyrządzić wiekszą szkodę (masa x szybkość).
Lanie otrzymywałem wielokrotnie, a pamiętam tylko ten jeden raz, gdy dostałem niesłusznie. Czyli traumatycznym przeżyciem nie było samo karcenie, tylko poczucie niesprawiedliwości.