Egzegeza i dogmatyka

teolodzyMateusz Wichary

Relacja egzegezy i dogmatyki nie jest prosta. Jedna drugiej jest potrzebna, ale jedna drugą odkształca, niekoniecznie szczęśliwie. Egzegeza jest (przynajmniej w protestantyzmie) niezbędnym fundamentem dla dogmatyki, bez której dogmatyka staje się czczym bajaniem, wypocinami zbyt gorliwych teologów, li tylko nauką ludzką, odstępstwem. Dogmatyka (teologia w systematycznym ujęciu, teologia systematyczna) jest niezbędnym dokończeniem egzegezy, bez której ta ostatnia, choćby najbardziej trafna i błyskotliwa, jest niedokończona, nie doprowadzona do wniosków, pozbawiona mocy oddziaływania na tematy, o których mówi.

Jednocześnie każda jest zagrożeniem dla drugiej.

Egzegeza jest oczywistym zagrożeniem dla dogmatyki. Dogmaty, czyli ujęcie nauczania Biblii systematycznie, tematycznie, to dzieło wieków. Wieków wysiłków chrześcijan, którzy bardzo często z narażeniem życia, a czasem i ze swych niskich pobudek, w ogniu polemiki z reprezentantami innych wyznań, lub polemik wewnątrzchrześcijańskich, dochodzili do określonych sformułowań. Czyli twierdzeń, które odpowiadają na fundamentalne pytanie: co Biblia (czyli Bóg) mówi o [wstaw odpowiedni temat] ? Są one niezbędne dla poznania i przyjęcia prawdy. Aby wiedzieć, czym ona jest; aby móc się Słowa Bożego trzymać; aby móc niezłomnie wierzyć, aby mieć czego strzec, aby o to móc walczyć i oddać życie, jesli trzeba; aby tego uczyć kolejne pokolenia; aby wiedzieć kim się jest i gdzie się zmierza. W skrócie, aby znać wolę Boga i żyć z nią w zgodzie.

Te dogmaty, właśnie dlatego, są wysoko cenione i nikt nie oddaje ich łatwo.

Z drugiej strony, są ostatecznie, nawet kiedy prawdziwe (czyli zgodne z Pismem), to wciąż ludzkie. Są owocem najbardziej twórczego wysiłku, ale wciąż ludzi, choć wierzących w obecność i kierownictwo Ducha, to jednak obecnośc i kierownictwo ostatecznie nieautoryzowane. Są więc owocem wysiłku koniecznego, ale nienatchnionego, narażonego na błąd. I w związku z tym ich znaczenie wciąż nie jest absolutne; one przynajmniej potencjalnie, ciągle są weryfikowalne (falsyfikowalne) – przez co? przez Pismo – czyli przez egzegezę właśnie.

Tu widać zasadniczą różnicę między katolicyzmem a protestantyzmem: katolicyzm uległ owej presji wieków, i w morzu tradycji określa Tradycję, czyli dogmatykę, na tyle dla siebie drogocenną, iż przyznaje jej ten sam charyzmat nieomylności co samemu Pismu. Protestantyzm się od tego powstrzymał – bo zrodził się właśnie z relatywizacji określonych tradycyjnych dogmatów. W tym sensie protestantyzm odkrył egzegezę. Odkrył pierwszeństwo egzegezy nad dogmatyką, lub relatywność dogmatyki względem zdobyczy egzegezy. A stało się to poprzez pracę egzegetyczną Lutra nad Listami Pawła i nowe ujęcie pawłowego pojęcia „usprawiedliwienie z wiary.”

To nie oznacza, że protestantyzm w ową Tradycję (materialnie) nie wierzy, bo wierzy. Mówiąc konkretnie, wierzy np. w trynitarne ujęcie natury Boga, czy dogmat o dwóch naturach – boskiej i ludzkiej – w jednej osobie Jezusa Chrystusa. Ale ją relatywizuje. Egzegeza zwycięża tu nad dogmatyką, lub: przynajmniej dostała narzędzie, którym zwyciężyć potencjalnie może.

Takie ujęcie relacji egzegezy oznacza oczywisty zysk – zysk otwarcia na twórczą zmianę; stworzenie przestrzeni dla weryfikacji dogmatów w świetle nieustającej lektury Pisma. Która faktycznie się wciąz rozwija – niezależnie od oceny określonych zasad hermeneutycznych, modeli interpretacyjnych, egzegeza robi kolosalne postępy, wykorzystując zdobycze technologiczne, rozwijającą się znajomośc kontekstu powstawania biblijnych ksiąg i wielu innych dziedzin nauki. Protestantyzm jest na to potenbcjalnie otwarty: ma prawo a nawet z ujęcia relacji egzegezy do dogmatyki wynika przymus dla weryfikacji wiary kościoła w świetle wciąż czytanego i poznawanego Pisma.

Niesie jednak ze sobą również ze sobą ryzyko.

Jakie?

Po pierwsze ryzyko zwierzchności egzegezy powierzchownej nad solidną dogmatyką. Nie zawsze bowiem egzegeza jest szlachetniejsza niż dogmatyka – że tak jest, to złudzenie wielu egzegetów. Czasem dogmatyka jest trafniejsza, szersza; uwzględnia pracę dogmatyczną z innych obszarów (np. balansuje myśl Pawłową myślą św. Jakuba, czy myśl nowotestamentową Słowem Bożym Starego Testamentu). Egzegeza przez to, że jest egzegezą nie jest lepsza niż dogmatyka, bo jest tyko dogmatyką. To prawda, sformułowania dogmatyczne wiążą się z większym ryzykiem niż egzegetyczne. Ale prócz ryzyka zyskuje się również szerszą perspektywę, która potencjalnie może oznaczać szersze poznanie; trafniejszy osąd; bardziej wyważone stanowisko. Gromadząc „szerszy materiał dowodowy” dogmatyk może dojść do ciekawszych wniosków niż egzegeta, pracujący nad zawężonym obszarem. Tak więc, choć dogmatyka to praca bardziej ryzykowna, narażona na błąd, to jednak również mająca szersze persepktywy.

Dogmatyka przepracowała w historii większość egzegetycznych problemów. Większość nie oznacza wszystkie, fakt. Ale większość oznacza większość. Tymczasem zdarza się tak, że domorosły egzegeta trafia na jakiś trudny fragment, i – pogardzając dogmatyką – nie konsultując swych wniosków u wielkich chrześcijan poprzednich wieków – formułuje wniosek, który wydaje się być poprawny. A jest błędny, i ktokolwiek znający historię różnorakich kontrowersji w historii, o tym wie.

Niestety, tak często zdarza się w protestantyzmie. Zdarza się tak nawet bardzo często tam, gdzie dogmatyka jest pogardzana, a płytka egzegeza jest wszystkim, co jest dostępne. Efekt opisał już apostoł Paweł: „lada wiatr nauki” (Ef 4:14) unosi takiego delikwenta na bezdroża błędu, a z nim zazwyczaj większe lub mniejsze grono zwolenników. Skutek znamy z praktyki: podział w zborze, albo i wyznaniu. Cierpienie, często wzajemne szkalowanie się, zbyt wiele słów powiedzianych bez właściwego powodu. Problem.

Tak więc, jako protestanci, powinniśmy – to moje zdanie – chlubiąc się zwierzchnością egzegezy nad dogmatyką w naszym rozumieniu Boga, jednocześnie kochać dogmatykę, gdyż, właśnie w przypadku egzegezy słabej, płytkiej, zrozumienie historii dogmatów potrafi nas ochronić przed zejściem na drogę błędu. Pamiętajmy, że nie jesteśmy pierwszym pokoleniem chrześcijan stojącym przed określonymi problemami teologicznymi. Przeciwnie. Czasem wystarczy poczytać trochę o kontrowersjach z poprzenich wieków, by trafnie ocenić własny problem. Kochajmy dogmatykę! Niech dogmatyka, ta wysoka, przepracowana, okupiona wysiłkiem i wynikająca z mądrości wielu pokoleń, będzie zagrożeniem dla naszego stastus quo opartego na płytkiej egzegezie!

Po drugie, to ryzyko to lekceważenie dogmatyki w ogóle. Czyli innymi słowy, brak dogmatyki, niechęć do ujmowania czegokolwiek w kategoriach: jest tak…/ nie jest tak…. . Paradoksalnie, owa niechęć do dogmatyki pozbawia egzegezę jej najsilniejszej funkcji – określania rzeczywistości; orzekania o wierze i życiu; stwierdzania, co jest czym, i czym nie jest. Czyli, osłabia samą egzegezę. Egzegeza jest jedynym, co jest, ale jednocześnie, nie jest wtedy tym, czym powinna być. Ponieważ nie istnieje jakieś dobro dogmatyczne, które może wzbogacać, jakieś ciało, które mogłaby poszerzać, nie wzbogaca nic ani nic nie poszerza. Nic nie wzmacnia. Nic nie uzupełnia.

Wiara takich kościołów zazwyczaj opiera się na konsensusie, jakiejś tradycji bliżej nie sprecyzowanej, ale obecnej, wypadkowej tematów większości kazań, upodobań pastora/ pastorów. Wszelkie twierdzenia wychodzące poza ten zakres są przyjmowane nieufnie, niezależnie od tego, czy są – z punktu widzenia historycznego protestantyzmu czy chrześcijaństwa w ogóle – ortodoksyjne, czy nie. Wiara taka jest płytka i ma bardzo ograniczoną sferę działania. Jest bezpieczna. Choć do czasu, oczywiście. Aż przyjdzie ktoś, kto poszerzy ową bezpieczną sferę poprzez jakieś nauczanie doń nawiązujące, ale kierujące gdzie indziej. Dobrze, jeśli jest to pobożny chrześcijanin i robi to w zgodzie z Pismem. Gorzej, jeśli jest to już wspomniane zwiedzenie.

Myślę, że relację egzegezy do dogmatyki można porównać do relacji doświadczenia i teorii naukowych w nauce. Doświadczenia sa niezbędne. Bez nich nauka staje się czczą gadaniną; przesądem. Z drugiej strony, same doświadczenia bez formułowania twierdzeń, hipotez, stają się bezużyteczne.

Cóż więc? Jedno i drugie jest potrzebne. Istnieje między dogmatyką i egzegezą „trudna miłość.” Powinniśmy byc oddani zarówno jednej, jak drugiej. Poznanie historii wzbogaca egzegezę. Sama historia bez egzegezy jest pusta i czcza. Kochajmy dogmatykę robiąc egzegzę i egzegezę tworząc dogmatykę!

Reklama

13 responses to “Egzegeza i dogmatyka

  1. Czemu Pastor przyjmuje w takim razie akurat dogmatykę baptystyczną, a nie rzymskokatolicką, prawosławną, czy nawet luterańską???

    Wszak za katolikami stoi bogata historia zmagań pobożnych teologów, którzy przezwyciężali kolejne wewnątrzkościelne herezje i kontrowersje.

    Od którego momentu (roku, wieku?) opuścił Duch Boży rzymskokatolicki kościół?

    Dogmatyka stanowi ogromny problem, bo większość (a większość niekoniecznie jest najmądrzejsza, czy najbardziej pobożna) narzuca swoją wolę i określa co jest prawowierne, a co już nie.

    Już prawie od początku zdogmatyzowany, zhierarhizowany Kościół ustanawiał sobory tylko po to by przeklinać i uznawać za heretyków tych, którzy myślą nieco inaczej. Po co?

    Dobrym przykładem myślę byliby Żydzi. Tam Torę, czy inne Księgi czyta kilku na raz, a potem toczą ze sobą spory, dyskutują, rozważają. Pismo jest czymś żywym, ciągle rozwijanym, dodawane są nowe komentarze, nowe zrozumienie.

    A u nas chrześcijan jest hierarchia, stan duchownych, który ustala co jest ok, a co jest herezją.

    Wiem, że u baptystów i w innych ewangelicznych kościołach jest większa swoboda i teoretycznie istnieje kapłaństwo wierzących, ale…i tu każdy niech sobie odpowie sam, na bazie własnych doświadczeń.

  2. Widzę, że nie stanowię dla Pastora człowieka godnego polemiki, ciekawe czy ze względu na brak argumentów, czy ze względu na pogardzanie zwolennikami innych poglądów niż „jedynie słusznych”.

  3. Drogi Cyprianie,

    nie wszystko kręci się w moim życiu wokół dyskusji z Tobą. Istnieją inne przyczyny, bardziej prozaiczne, typu nawał obowiązków innych, które sprawiają, że nie odpowiadam. Chętnie odpowiem, natomiast takie ksobne uwagi raczej mnie zniechęcają do tego.

    Pozdrawiam,

    mw

  4. Ok. Zwykle po prostu odpowiadałeś szybciej.

  5. Odpowiem nie wcześniej niż w przyszłym tygodniu – mam konferencję w Toruniu (od jutra do środy), potem będę zamykał kolejny nr SP, przygotowywał koncert który organizujmy w sobotę z okazji SR. Poza zwykłymi obowiązkami pastorskimi. Piszę, abyś widział kontekst zwlekania z odpowiedziami – które wymagają ode mnie zaangażowania i przemyslenia a więc i czasu.

    Pozdrawiam,

    mw

  6. Rozumiem. Wiem, że prężnie działasz. Po prostu obawiałem się, że celowo mnie ignorujesz ze względu na nieortodoksyjne poglądy.

    Już się nie będę pienił. 🙂

    Pozdrawiam i życzę owocnej służby.

  7. To chyba jednak jest odwrotnie, wąska grupa tworzy dogmaty, które później przyjmuje większość. Jaki jest proces przyjmowania dogmatu to może być różnie. Tak jak z funkcjonowaniem dogmatów może być przerażające może być zbawienne jak mocno zapuszczona kotwica w sztormie.

  8. Dogmatyzacja kościoła od pierwszych soborów za którymi stała polityka, personalne niesnaski biskupów była preludium do powstania kościoła rzymskiego (rzymsko-katol.). A jaki jest kościół rzymski i jak bliski pierwotnemu chrześcijaństwu każdy widzi.

    Jezus i jego uczniowie nie potrzebowali dogmatów.

    Swoją drogą natrafiłem na ciekawy fragment w książce wybitnego badacza gnozy, Kurta Rudolpha:
    „Często zapominano, że właśnie teologowie gnostyccy ujmowali Chrystusa jako „współistotnego Ojcu”, zanim teologia kościelna podniosła tę koncepcję do rangi zasady”

    Tak, tak. Słynne „homoousia” z creda nicejskiego jest wytworem gnostycyzmu, nie pochodzi w żadnym razie z pierwotnego rozumienia Chrystusa. Widać to również w listach Ariusza i Nestoriusza, którzy też zarzucają swoim pobratymcom używanie terminów manichejczyków, gnostyków.

    Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wiarę powinno się budować w oparciu o żydowskie korzenie, Torę i proroków, jak czynili to Jeszua i apostołowie, czy opierać na gnostykach, którzy odrzucali jedynego Boga JHWH znanego ze Starego Testamentu.

    Jeszua był Żydem, apostołowie również. Chrystianizm jest żydowski, nie pogański.

  9. Nie wiem czy odpowiedziałeś na mój wpis, mimo to odniosę się do Twojego ostatniego akapitu.
    Oczywiście nie sposób rozumieć Jezusa bez rozumienia judaizmu, na marginesie nigdzie indziej nie zostałby ukrzyżowany bo chyba nie ma innej religii, która skazałaby na śmierć człowieka za to że się czyni równy Bogu. I może to jest właśnie największa przestroga dla nas. Chodzi mi o to, że z dużą rezerwą należy podchodzić do własnych przekonań. Konsekwencje błędu rosną w raz siłą naszych przekonań. Wszak żydzi mieli swoje bardzo silne przekonania, często dotyczące drobiazgów, wyrażane z siłą dogmatu. Przekonania te poparte były wiekami prac egzegetycznych jak byśmy dzisiaj powiedzieli. Ale one właśnie zmusiły ich do odrzucenia Jezusa.
    Nie widzę też przesłanek w Nowym Testamencie by uważać, że chrystianizm jest żydowski. W pierwszym odruchu przychodzi mi wiele stwierdzeń raczej podkreślających odrębność wręcz antagonizm między żydami i chrześcijanami. I proste stwierdzenie Pawła że „nie ma już ani żyda ani greka.” Stało się coś całkowicie nowego. Całkowicie nowego.

  10. Odpowiadam na wcześniejszy wpis.
    Otóż na soborach dogmaty ustalała właśnie większość. Jakieś gremia biskupów i to uwikłanych w politykę i osobiste spory i wpływy.

    Jak przeanalizujemy Biblię to zobaczymy, że Boży ludzie zawsze byli w mniejszości. Abraham, Noe, który jedynie ocalał z potopu, Prorocy, którzy jako jedyni wsłuchiwali się w głos Boga i musieli nawoływać resztę.
    12 apostołów i w końcu umierający prawie w osamotnieniu Jezus.

    A może tak zadać sobie trud i sprawdzić czy może wyklęty Nestoriusz nie miał więcej racji i był bardziej biblijny niż owa większość, czy faktycznie Ariusz aż tak błądził, może wcale nie bardziej niż ta większość, a może Serweta nie powinni na stosie spalić, a może Hus, Franciszek David i wielu innych męczenników lub wyklętych było bliżej Boga?

    Jezus mówił, że wąska jest brama…

  11. „nigdzie indziej nie zostałby ukrzyżowany bo chyba nie ma innej religii” – Islam stosuje karę śmierci, chrześcijaństwo wielu już spaliło i zabiło, jakieś rdzenne kulty też zabijały ludzi (np. James Cook zginął na wyspach za naruszenie jakiejś świątyni dzikusów)

    „człowieka za to że się czyni równy Bogu.”
    – Jezus nie czynił się nigdy równy Bogu, co najwyżej o to go niesłusznie osądzano, sam bronił się cytując „Rzekłem: bogami jesteście”

    „z dużą rezerwą należy podchodzić do własnych przekonań” – oczywiście, zgadzam się. Należy mieć otwarty umysł i niczego nie przyjmować bez zastanowienia, zbadania.

    „Żydzi” – masz na myśli faryzeuszów, z którymi Jezus prowadził konflikt. Otóż spieszę z informacją, że faryzeusze stanowili 1,2 procent populacji żydów zaledwie!!!! (źródło: Biblia. Biografia. Karen Armstrong)
    Byli jeszcze saduceusze, społeczność z Qmran, pomniejsze sekty, zeloci, żydzi w innych krajach, konwertyci.
    Także Żydzi byli różni, nie wszyscy byli drobiazgowi i ściśle przestrzegali przepisów.

    „Nie widzę też przesłanek w Nowym Testamencie by uważać, że chrystianizm jest żydowski.”

    Przepraszam, a jaki? Pogański? Helleński? Platoński?
    Jezus był Żydem, apostołowie również. Studiowali pisma żydowskie. Mesjasza zapowiadali Żydzi, Jezus jest potomkiem Dawida – Żyda. Gdy Paweł pisze do Tymoteusza „badaj pisma” ma na myśli pisma żydowskie.
    Przepraszam, ale ja wolę badać i stosować pisma żydowskie, nie filozofię platońską, czy inną, opartą na żywiołach a nie na Mesjaszu przed którą przestrzegał Paweł.

    Żydzi nadal pozostają wybranym narodem. Poza tym pełno Żydów przyjęło chrystianizm. Nazarejczycy, Ebionici, pierwszy kościół był w Jerozolimie pod kierunkiem brata Jezusa, Żyda Jakuba Sprawiedliwego.

    Antagonizm Jezusa to wrogość wobec poglądów faryzejskich przede wszystkim. (czyli 1,2% ówczesnych Żydów).

    Antysemityzm jest wrogi przykazaniu bożemu: „I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi”. (I Mojż. 12,3)

    Jezus nie zniósł Tory, lecz ją wypełnił, jak sam powiedział.

  12. Wiele religii stosuje karę śmierci ale nie wiele z nich za stawianie się równym Bogu takiego człowieka ma się najczęściej za wariata. Ale przypomniałeś mi jeszcze jedną śmierć opisaną w dwunastym rozdziale Dziejów Apostolskich. Tłum słysząc słowa Heroda mówi: te słowa to głos Boży nie ludzki. Herod milczy. Nie zaprzecza ani nie potwierdza. W niedługim czasie ginie stoczony przez robactwo. Jakie podobieństwo między tym co przytoczyłeś o Jezusie? Tez tłum go posądził o to że czyni się równym Bogu, też nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Ale zginął jakoś inaczej.
    A chrystianizm zaraz musi jakiś być? nie może być chrześcijański tylko od razu pogański, platoński czy jakiś tam jeszcze? A właściwie dlaczego od razu ma być żydowski, bo Jezus był żydem? Apostołowie? Na szczęście nie tylko za żydów i Żydów zmarł Chrystus. Z jego śmiercią wypełniły się pisma, mamy nową jakość i nową całość. Nie wlewa się starego wina do nowych bukłaków.
    Żydzi są narodem wybranym. I jako potwarz traktuję sugerowanie że jestem antysemitą albo że moje przekonania do niego prowadzą. Nie będę o tym z Tobą dyskutował bo nie w sferze deklaracji udowadniam swój szacunek do żydów i Żydów.
    Nie widzę też powodów do zarzutów o umniejszaniu Tory i całego Starego Testamentu. Ciekawe, że zarzutem wobec mojego pastora było ciągłe wracanie do ST.
    Pewnie wszystko i tak sprowadzi się do kwestii boskości Jezusa. Po nawróceniu szaloną walką była dla mnie lektura Ewangelii Jana. Doszedłem do przekonania, że albo odrzucę to, co ta Ewangelia mówi do mnie o Jezusie i to że jest Bogiem albo odrzucę Ewangelię. Przeszedłem ten bój w przekonaniu że Jezus jest Bogiem. Dogmat o trójcy traktuję jako ułomną ludzką próbę opisania rzeczy nam nie dostępnych, ale jedyną na jaką nas w tej chwili stać.

  13. „A chrystianizm zaraz musi jakiś być? nie może być chrześcijański tylko od razu pogański, platoński czy jakiś tam jeszcze?”

    chodzi mi o to, że do chrześcijaństwa weszło myślenie całkowicie pogańskie, co widać właśnie w całej dogmatyce, która opiera się na terminach platońskich, czy gnostyckich spekulacjach. Chrystianizm wyrósł wprost z judaizmu i najlepiej rozumieć go i operować językiem i myśleniem Jezusa i apostołów, czyli Żydów.

    „Z jego śmiercią wypełniły się pisma, mamy nową jakość i nową całość.”

    I tu różnimy się w założeniach. Nowum polega co najwyżej na tym, że poganom zwiastowana jest dobra nowina i „zbawienie sięga pogan” (o czym Izajasz pisze)

    „I jako potwarz traktuję sugerowanie że jestem antysemitą albo że moje przekonania do niego prowadzą.”

    Nie chciałem nikogo urazić. Jeśli tak to odebrałeś, przepraszam.

    „Ciekawe, że zarzutem wobec mojego pastora było ciągłe wracanie do ST.”

    Nie pamiętam ani nie sądzę by były to zarzuty z moich ust.

    „Pewnie wszystko i tak sprowadzi się do kwestii boskości Jezusa. Po nawróceniu szaloną walką była dla mnie lektura Ewangelii Jana. Doszedłem do przekonania, że albo odrzucę to, co ta Ewangelia mówi do mnie o Jezusie i to że jest Bogiem albo odrzucę Ewangelię. Przeszedłem ten bój w przekonaniu że Jezus jest Bogiem.”

    Miałem podobną „walkę”. Lecz doszedłem do całkowicie przeciwnych przekonań i póki co stoję na stanowisku antytrynitaryzmu. (poprzez analizę Pism, historii kościoła itd.)

    Wg np. Harnacka w pierwotnym chrześcijaństwie panowały dwa poglądy. Jeden prezentujący Jezusa jako istotę duchową (takiego mniejszego boga jak u Świadków Jehowy) – zapewne pogląd wynikający z konwersji hellenistycznych pogan na chrystianizm.

    Drugi pogląd – adopcjonizm, Jezus człowiek jak my, który został przez Boga wyniesiony na prawicę po zmartwychwstaniu – ten pogląd aktualnie reprezentuję. Ewidentnie reprezentowały go w pierwotnym chrześcijaństwie kręgi nawróconych Żydów.

    Warto zwrócić uwagę, że właśnie w antiochieńskich kręgach zawsze akcentowano bardziej człowieczeństwo JEzusa, a w Aleksandrii (mocno zhellenizowanej) bardziej boskość JEzusa.

    Każdy ma swoje poznanie. I Bóg go udziela. Do różnych wniosków można dojść analizując nawet Ew. Jana.

    „Dogmat o trójcy traktuję jako ułomną ludzką próbę opisania rzeczy nam nie dostępnych, ale jedyną na jaką nas w tej chwili stać.”

    Od IV wieku nikt nie kusił się na inną próbę.
    Jeśli to robił płonął na stosie, w najlepszym razie był wygnany i wyklęty.

    Ciekawe dlaczego w Hinduizmie też jest trójjedyny Bóg – Brahman, Wisznu i Siwa….

    Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz na cyprians Anuluj pisanie odpowiedzi

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s